Skocz do zawartości

[jedzenie i picie] Co spożywacie na trasie?


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

34 minuty temu, leon7877 napisał:

Jeżdżę maksymalnie 3 do 5 godzin po asfalcie, nie spożywam ani nie piję nic w trakcie.

Prawdziwy komandos takich rzeczy nie zdradza...

 

A tak na serio, to... nie wiem jak politycznie poprawnie taką postawę określić...

Edytowane przez vincek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To jak już temat został reaktywowany, to podzielę się moim ostatnim odkryciem - daktyle. Garść dostarcza mniej więcej tyle węglowodanów co jeden żel energetyczny. W kieszonkę w koszulce wchodzi woreczek który spokojnie starcza na kilka godzin jazdy. Można sobie wygodnie sięgać i na bieżąco podjadać. Idealne rozwiązanie na długie jazdy tlenowe.

Cenowo to o dziwo chyba najtańsza opcja, bo 1kg kosztuje tylko 10zł.

Co do przyswajalności zawartych w nich węgli, to biją one banany na głowę i wcale jakoś bardzo nie ustępują bezkofeinowym żelom energetycznym.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 godzin temu, Electronite napisał:

Ja na kofeinie jeżdżę z reguły. Jeść też nic nie jem nigdy, tak do 80km.

U mine podobnie. Jezdzilem 100+ Bez sniadania, tylko na wodzie. Zaraz wyjezdzam na 70km, tez na czczo. Lepiej byc glodnym, niz szukac krzakow 😜 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

9 godzin temu, TheJW napisał:

Albo jesteś zwyczajnie głupi albo lubisz problemy zdrowotne. ;) Może jedno i drugie... Ewentualnie po prostu pierdzielisz głupoty.

OK, 3 godziny turystycznej jazdy może i da się wytrzymać bez jedzenia, ale nie bez picia. Nawet siedząc na tyłku przed TV ciężko wytrzymać tyle bez chociażby paru łyków wody. 

To jest proste. Wożą ze sobą bidony, demonstracyjnie pociągając z nich raz po raz, ubierają się w kolorowe obcisłe gacie z różnymi napisami. Żrą batoniki wysokobiałkowe. Lans bauns, fanaberie 

 

Nie ma żadnej, powtarzam absolutnie żadnej potrzeby żeby cokolwiek "podjadać w trakcie". Tak samo z bidonami i piciem.

Edytowane przez leon7877
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bo moje mniemanie jest najmniemańsze… 🙃

jeden robi to drugi tamto…  głupotą jest pewność najmniemańsza…

jeśli podczas upału  w 3 g i 100 km trasy można wypocić 3 litry wody  to w imię  zasad nie używania bidonu można sobie zrobić krzywdę.  Nie trolujcie się na siebie, sam potrafię nie osuszyć bidonu  i potrafię wypić dużo,  nie ma złotej reguły i od tego jest rozum i obserwacja,  aby dobrać dla siebie optymalne warunki w danej sytuacji… Nawodnienie, zapasy energii, i podtrzymanie,  pomagają w czasie ekstremalnego wysiłku i  w takich sytuacjach  gwałtownie można się przekonać co to jest deficyt… a kręcąc sobie np 200 km turystycznie można spokojnie  zjeść śniadanie i obiad bez dodatków i nawet nie myśleć o przekąskach czy innych wynalazkach kolorowej braci kolarskiej.     Rozsądek i dostosowanie spożycia do własnych potrzeb wystarczą.

Omdlenie, skurcze, wymioty, udar cieplny, zimne poty, zaburzenia kardiologiczne, splątanie, hipotermia, utrata części pola widzenia, czy po prostu bomba nogi z waty i przerażająca apatia. Wszystko to jest na szali błędów w odżywaniu i uzupełniania płynów.

Edytowane przez itr
  • +1 pomógł 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Też jakoś nie potrafię jeść w czasie wysiłku i nie ważne czy to na rowerze czy w pracy. Przez pierwsze 50-60 km taka butelka oshee mi bez problemu starcza, ale zauważyłem że już po 100+km idzie mi tego znacznie więcej. Bardzo mocno się za to pocę, najgorzej jak trzeba na światłach się zatrzymywać albo jak rogatki zamknięte, to wtedy ze mnie wszystko się wylewa, do póki jadę jest spoko ale biada się zatrzymywać. Dlatego też nigdy w plecakach nie jeżdżę nawet telefonu nie mam w tylnej kieszonce.

No i też w ogóle nie sikam. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Są na tym świecie rzeczy, o których się fizjologom nie śniło".

 

Ja na rowerze na trasy szosowe do 50 km (mniej niż 2 godziny) nawet bidonu nie zabieram, ale w upały staram się jeździć dopiero około godz.19-20.  Dłuższe trasy obecnie bardzo rzadko jeżdżę, praktycznie tylko na urlopie. W tym roku dwa razy w Bieszczadach przejechałem po 80-90 km (turystycznie), pod koniec sierpnia, gdy temperatury przekraczały 30 st.C. Jeść mi się prawie wcale nie chciało, ale piłem soki owocowe (takie 100% z kartonu, tylko cukier z owoców) pół na pół  z wodą (lub nawet z przewagą wody, w sumie wychodziło nawet 3-4 litry). Do tego jakiś banan, kilka ciastek pełnoziarnistych, daktyli, kawałek chałwy, batonik. Żadnych obiadów w trakcie. Zabraną kanapkę wmuszałem w siebie na siłę dopiero pod koniec trasy lub przywoziłem na kwaterę i jadłem na kolację. Trochę to wynikało też z późnego wyjazdu na trasę i krótkiego już dnia - po prostu szkoda mi było czasu na dłuższe przerwy.  

Sytuacja zmienia się jednak diametralnie gdy jest chłodniej. Wtedy czuję ssanie w żołądku dużo wcześniej. Znacznie więcej energii idzie na utrzymanie temperatury ciała. 

Generalnie jednak nie lubię jeździć na pusty żołądek. Po prostu przed wyjściem muszę zjeść coś kalorycznego i to na nie więcej niż 1-2 godziny przed (w upały może być nieco więcej). Oczywiście najlepiej jeździ się po spaghetti. W zimie, na mrozie, czasem jakąś chałwę zjem nawet bezpośrednio przed wyjściem - wtedy mniej marznę.

Oczywiście dla zachowania pełnych osiągów na wyścigu nie polecam mojego podejścia. Ja to robię po prostu trochę z lenistwa i oszczędności. Na wyścig (jakieś mtb góra do dwóch godzin) bidon z lekko słodkim napojem (znów woda - sok 50/50) zabieram. Choć zdarzało mi się pociągnąć z niego tylko przed samym startem, a w trasie wypić kubek wody na bufecie (z czego połowę pewnie rozchlapałem) i tyle. Nie umiem i nie lubię pić w trakcie jazdy, bez zatrzymywania się. A na zatrzymywanie się  szkoda czasu.   

 

  

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak serio 

Z jednej strony śmieszą mnie osoby, które biegają z butelką po parku a z drugiej ukończyć trudny technicznie maraton 50 km, 3 tys. przewyższeń w przyzwoitym czasie w upalny dzień bez odpowiedniego nawadniania to samobójstwo. 
Kwestia odżywiania to temat bardziej złożony jeden potrzebuje doładowywać co chwile węgle drugi będzie jechać na zapasie tłuszczu w organizmie. Czołówka generalnie korzysta z izotoników i żeli. 
 

Przy spacerowym tempie nawet podczas długich tras spokojnie można się wyżywić w wiejskich sklepach (lody jak jest ciepło, drożdżówki jak jest chłodniej) a jak jest zimno niezłe są hot dogi na Orlenie i herbata 🙂 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam się z @leon7877Jedzenie podczas jazdy to kompletna bzdura. Podobnie jak picie czegokolwiek... Te żele, batony i kolorowe, obcisłe gacie... fuj... 😆 To dobre dla pozerów i innych instagramerów. Prawdziwy mężczyzna je tylko to co sam upoluje (przejedzie) i popija wodą z kałuży 😁

Tak szczerze to jedzenie w ogóle jest przereklamowane. Podobno pewien rolnik odzwyczajał konia od jedzenie. Jak sią wreszcie udało to koń wziął i zdechł...

😁🤣

Edytowane przez KNKS
  • Haha 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ja tak do 100 km biorę 0,7 kranówy i batonika. tydzień temu robiłem traskę w Góry Świętokrzyskie- 170 km w obie strony. przejechałem 5 dych, zjadłem prince polo, przy 100 km stanąłem na Orlenie na zapiekankę margeritę, dokupiłem 0,7 wody i na tym przyleciałem. czyli w sumie wyszło 1,5 litra mineralnej, batonik i zapiekanka, którą zjadłem tylko dlatego, że śniadanie jadłem o 6 a wyjechałem o 10 i trochę zgłodniałem xD 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Picie latem -  do bidonu trafiają dwie połówki grubego plastra cytryny i do tego woda, która dzięki temu ma orzeźwiający smak nawet przy długiej jeździe w gorące dni. Czasami dorzucam kilka gałązek świeżej mięty, jaką hoduję w doniczce na tarasie. Można robić dolewki.

Picie zimą - zamiast bidonu termos z dobrej jakości herbatą, do której dorzucam mrożone owoce z własnego ogrodu (aronia, porzeczka) i dosładzam miodem.

Na krótsze dystanse sprawdzona przegrycha to batonik z Dobrej Kalorii, mi szczególnie smakuje ten z jabłkiem  https://dobrakaloria.pl/produkt/baton-jablko-cynamon/  

Na dłuższe dystanse koniecznie kanapka(i) własnej roboty. Żytni, doskonale wypieczony chleb z lokalnej piekarni, do tego porządna warstwa pysznego masełka, grube plasterki sera gouda krojone z kostki i świeżo umyte plasterki rzodkiewki, liście sałaty lub duża garść rukoli - wszystko z własnej grządki. Zimą preferuję kanapki z wkładem w postaci plasterków swojskiej kiełbasy z dodatkiem pysznych, pachnących, kiszonych ogórków od Teściowej i ewentualnie cienkich krążków cebuli.

Oczywiście nie ma szans na zjedzenie tegoż w trakcie jazdy, natomiast 10 minutowa przerwa w środku lasu wśród odgłosów śniegu padającego na sosny albo na wzniesieniu z pięknym widokiem czasami "robi wyjazd".

  • +1 pomógł 1
  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Unfortunately, your content contains terms that we do not allow. Please edit your content to remove the highlighted words below.
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...