Skocz do zawartości

Ranking

  1. Sobek82

    Sobek82

    Użytkownik


    • Punkty

      17

    • Liczba zawartości

      7 673


  2. itr

    itr

    Użytkownik


    • Punkty

      16

    • Liczba zawartości

      4 533


  3. Sansei6

    Sansei6

    Użytkownik


    • Punkty

      12

    • Liczba zawartości

      4 781


  4. Marinbiker

    Marinbiker

    Użytkownik


    • Punkty

      10

    • Liczba zawartości

      361


Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 13.01.2024 w Odpowiedzi

  1. Trzeba zrobić podforum geriatryczne zanim zapomnimy, że trzeba to zrobić: forumGEROrowerowe.org z racji innych kanałów i formuł kontaktôw ludzi młodszych, nasz kontakt tutaj powoli staje się uzdrowiskowy, a profile reklam zamiast rynien dachowych, płukanek silnika, i kształtnych damskich bluzek zmienią się w baner : „pobyt balneologiczny w Ciechocinku” 😀 czas powiesić rower na kołku napisać podział majątku i ostatnią wolę, i zalać owsiankę alby namiękła. Bo jutro też jest szary i gnuśny kolejny dzień, i broń Cie panie myśleć o nakorbianiu, sudoku można poczytać, wyprasować koszulę białą i czarne buty wypastować na błysk, zestaw do łodzi Charona musi być gotowy. Z optymizmem - udanej nocy życzę i snu, nie pijcie bo trzy razy wstaniecie , ave! 🙃😜😛
    9 punktów
  2. Wpadł mi pomysł po wpisie @itr od razu wyjąłem rysik i zobrazowałem pewien koncept z podwójnym dnem. 😉 Pozdrow'er 😘
    7 punktów
  3. Bo w mieście jest paskudnie, ale na szlaku to już inna bajka
    7 punktów
  4. @Sobek82: co to ma być, dla Twoich potrzeb i stanu garażu wieczne pudełko musiałby wyglądać jak piramida. Jak to było…”Niech żona po mojej śmierci nie sprzeda rowerów za tyle, ile mówiłem jej, że są warte” 🤡
    6 punktów
  5. Uczepiliśmy się tego roweru jak rzep psiego ogona, jest tyle rodzajów aktywności, można rower powiesić na ścianie i robić co tylko się chce, biegać, skakać, muchy łapać. Autor wspomniał że poszedł w Więc nie siedzi na doopie. Rzeźba przy rowerach też swoje zabiera a lubię to często bardzej niż samą jazdę, mieszkanie na wsi, ma też swoje ciemne strony, gdzie się nie obejrzysz jest coś do zrobienia na wczoraj. Dzieci, koty, psy, kury i pomaganie wszystkim wkoło potrafi sporo czasu zabrać Lubię posiedzieć wieczorkiem przy HBO Disney'u czy Netfliksie, moja biblioteka growa też pęka w szwach, Steam, Ubisoft, Blizzard, Epic, Xbox. Kiedyś się grało godzinami do rana. Rower był ze mną od 6 roku życia do 20 roku, później zmiana stylu życia na zabawowy wyeliminowała go do 33 roku egzystencji. Za sprawą utraty prawka na 8 mc-y za dwa ciemne żubry, rower wrócił do łask, od zera, biorąc pierwszy lepszy sprawny ze stodoły po dziadku, dojeżdżałem nim codziennie do Bani 5km remontując lokal bo Szczecin odpadał, trochę zmądrzałem i nabrałem pokory. Zimą zapragnąłem mieć rower MTB i tak złożyłem pierwszy jednoślad Peak29er. Było fajnie dopóki się dzieci nie pojawiły😉 teraz jest fajnie ale dzięki posiadanym na pewien nieokreślony okres, pociechom. Nie wiem po co to w ogóle piszę ale w przerwie cięcia desek na pile do palenia w piecu, odpaliłem PC 😘 Pozdrow'er
    6 punktów
  6. Dorzucę kilka słów... Zgadzam się z @kazafaza. Autor podzielił się bardzo osobistą refleksją a niektórzy zapędzili się i traktują ją jako biadolenie i narzekanie wciąż młodego człowieka zamiast podzielić się własnymi doświadczeniami, na czym polega "luźna rozmowa" i o co pytał Autor tematu. Mam 59 lat i wiem, że życie potrafi przewartościować wiele spraw, które uznawaliśmy za priorytetowe. Ile jesteśmy w stanie poświęcić dla realizowania swoich przyjemności? Czy może to być rodzina, którą pozbawiamy czasu spędzonego razem za chwilę radochy z przejażdżki rowerem? To przemyślenie naszło mnie czytając Wasze posty. Jak większość jeżdżę od dziecka. Świadomie od dwóch lat. Rower stał się dla mnie terapią na własne słabości... Starzejący się muzyk rockowy ma wiele pokus, kiedy zapada decyzja o rozstaniu z zespołem. Jestem bezdzietnym rozwodnikiem, więc instytucja żony nie miała wpływu na moje wybory. Nagle jedyną rozrywką stało się tv, browary i fajki. Sadło rosło wprost proporcjonalnie do opróżnianych puszek. W końcówce pandemii coś niedobrego zakomunikował mój organizm, co spowodowało radykalną zmianę i złapanie się deski ratunku jaką była rama mojego starego stalowego MTB z lat 90-tych. Nie spożywam już jakieś 6 lat a fajki rzuciłem właśnie z dniem poważnego zasłabnięcia. Okazało się, że swoboda i luz istnieją także w przepaści, w którą zmierzałem... Od tamtej pory kupiłem używanego crossa Unibike i gravela Marina Four Corners, na którym w zeszłym sezonie zrobiłem 4,5k km, jeśli wierzyć komootowi i przejechałem pierwszą w życiu setkę. Nie spinam się, nie trenuję ani nie ścigam z wiatrem. Ważne jest, że się ruszam, że tv i browary zamieniły się w piękne widoki i cudowne zmęczenie. Jeśli pogoda jest zła to czas poświęcam na dłubanie przy rowerach, natomiast jeśli nie pada, to staram się jeździć jak najwięcej, choćby godzinę, czy dwie, bo jest to dla mnie swoista terapia i czerpanie ogromnej przyjemności z wysypu endorfin. Taka jest moja motywacja. "Rower jest wielce ok, rower to jest świat" (L. Janerka)
    6 punktów
  7. Jak ktoś jest weteranem to raczej to przerabiał. Tylko sportowcy zawodowi układają życie pod sport, reszta upycha sport tam jest czas i chęć. Poza tym każdy łapie jakąś zajawkę i trwa to jakiś czas a potem zmiana na coś innego lub trwa z różną intensywnością. Ja jako weteran też to przechodziłem. Jako kawaler piłka nożna kiedy się dało, jak założyłem rodzinę to sport całkowicie zniknął z mojego życia. Fakt mogłem wygospodarować trochę czasu ale wolałem zająć się dziećmi i niestety więcej czasu przeznaczyć na pracę aby godnie żyć. Po paru latach posuchy starałem się wracać do sportu i pamiętam jak dziś jak zagrałem w piłkę i ponaciągałem sobie mięśnie. Trwało to trochę zanim odbudowałem jako taką formę. Piłka nożna, chodzenia po górach i siłownia. Czasu przeznaczałem coraz wiecej, bo coraz więcej miałem go do rozdysponowania, dzieci podrosły, dom wybudowałem, zacząłem myśleć aby trzymać formę. Raz troche wiecej jednego sportu raz innego. Potrafiłem przez 2 lata skupić się tylko na siłowni albo tyllko na piłce. Potem zmieniłem pracę i szukałem jakiejś innej aktywności bo dostęp do poprzednich byl utrudniony. I tak oto wymyśliłem sobie rower, było to 6 lat temu. Na początku tylko dla samych aktywności po pracy, dla zdrowia ale niestety zapał sportowy pozostał i szybko przerodziło się to we współzawodnictwo. Coraz to nowe rowery, treniningi, rekordy itp. Teraz rower ewaluował i dodatkowo zainteresowałem się bikepackingiem. Także, pokrótce opisałem moją sytuację. Nie każdy z nas ma taki luksus, że może pozwolić sobie na to na co ma ochotę i przeznaczyć tyle czasu ile by chciał. Wg mnie jest to normalne. Są etapy w życiu, że są inne priorytety. Poza tym u nikogo forma nie wzrasta nieustannie. Nawet jak trenujesz cały rok to są przecież okresy gdy celowo forma jest stłumiona aby eksplodowała wtedy kiedy chcesz. A nawet jak trenujesz jak dzik to moze okazać się, że kolega który dopiero co zaczyna ten sam sport co ty uprawiasz od 20 lat , szybko ciebie dogodni albo i przegodni bo ma do tego warunki genetyczne. Tak już jest i trzeba to akceprtować bo inaczej będziesz w depresji. Zaraz startuje na zwifcie w Pucharze Polski i wiem, ze 400 zawodników skończy przede mną ale ja jadę dla zdrowia, pasji i trochę dla współzawodnictwa. Nie łam się, ustal sobie priorytety i bądź konsekwentny.
    5 punktów
  8. Zaraz nam kolega z filmowym nikiem na M podrzuci film instruktażowy z you tuba... ale tak już bez żartów, kiedy byłem nastolatkiem rejestrowałem na pewnym podwórku menela, z całym aromatem upadku C2h5OH, mieszkańca leżącego pod drzwiami klatki czy w piwnicy.. stary grzyb, myślał mózg mój młody... losów, które pana tego w ten stan wprowadziły nie znam, ale to się nazywa życie. 10 czy 15 lat temu pod panem pokazuje się coś jakby Jaguar czy inna stalówka, potem jakieś alu dziś to już regularny trening, jakieś konkretne rowery, świeży wzrok, wycieniowana łydka.... cuda się zdarzają....
    4 punkty
  9. Trochę nam się zrobiła "leżanka u psychologa" 😁 ale to dobrze: szczerość cechuje odważnych a Forum realizuje misję jak (tfu..) TVP😉. Czasem, dzięki jednemu zdaniu kogoś bardziej doświadczonego, jakaś klapka w głowie potrafi się przestawić.
    4 punkty
  10. 4 punkty
  11. Ja z niczego nie musiałem "wybrnywać". Ponad pół wieku na karku, zawsze jeździłem, jeżdżę i będę jeździł bo mi się to nie znudziło, wręcz przeciwnie, się rozkręcam. A dom jest, piesio chwilowo przerwa, ale znów będzie, jest żona, 2 dzieci, praca i szczerze mówiąc to nie wiem o czym wy piszecie? A żonie kupiłem elektryka i zaczęliśmy proste traski szutrowe i boczno asfaltowe tak do 1000m up i 50km razem jeździć, ona je--bajk, ja analog i też fajnie.
    4 punkty
  12. To ja się jeszcze wypowiem zanim wątek się wyczerpie. Swego czasu też wcześniej jeździłem większość tras jakie pokonywałem zaczynałem w miejscu zamieszkania. W pewnym momencie zaczeły nudzić mnie te same trasu. Jakoś nie specjalnie lubie jeździć specjalnie samochodem z rowerem [ale czasami się zdarza] w nowe miejsca. U mnie pomogło to, że zmieniłem rower na inny z lazaro przeszedłem na przerobionego przezemnie "grawela" później złożyłem mtb. I te same trasy za każdym razem inaczej pokonywałem. Zresztą nie mieszkam tak jak kiedyś centrum miasta tylko na jego obrzeżach i żeby pojechać w las czy też zrobić jakąś fajną trasę asfaltem wystarczy mi odjechać kawałek od domu. Największym problemem obecnie jest brak czasu mam dwójkę dzieci [6 i4,5 lat]. I tak jak @kazafaza napisał jak mam wolną chwilę to wolę wyjść na rower niż przy nim grzebać [btw przerzutka dalej w pudełku niezamontowana ]. Jak robię coś przy rowerze przed domem, wtedy dzieciaki są ze mną. Oczywiście wszystkie takie prace z "pomocnikami" trwają o wiele dłużej, ponieważ trzeba ich pilnować. żeby nic mo nie rozwalili i za bardzo nie namieszali mi w moich częściach i narzędziach. Ogólnie czasami nawet zamiast wyjść na rower sam to jadę z nimi. Mam przyczepkę rowerową do, której jeszcze mieszczą się oprócz dzieciaków ich rowery. Więc nie ma problemu żeby nawet gdzieś dalej pojechać z nimi. Żona nigdy nie robiła mi żadnych problemów, że wychodzę pojeździć lub, że spotykam się gdzieś ze znajomymi więc pod tym względem mam luz. Na początku jak się dzieci urodziły to bardzo mało jeździłem bo było dużo przy nich do robienia i sporo chorowały więc nawet nie było czasu za bardzo na rower i może też dzięki temu żaden kryzys mnie nie dosięgnął. Jeśli autor ma możliwość to niech spróbuje jazdy na innym rodzaju roweru [szosa, mtb, ful, cookolwiek] wtedy spojrzy na trasy, po których jeździ z innej perspektywy. Zawsze można przejść na singla wtedy też inaczej się jeździ.
    3 punkty
  13. Gdybym wykluczył ze swoich jazd w ciągu całego roku takie wyjścia na godzinę czy dwie, to wiele by tego nie zostało i mógłbym to policzyć dosłownie na palcach dwóch rąk. Podobnie gdybym nie jeździł po zmroku. Prawie 100 % moich jazd w okresie jesień - zima to jazdy nocne (czasem nawet po 22:00). Tylko latem i późną wiosną zażyję na rowerze trochę słońca, choć nawet na urlopie niektóre jazdy kończyłem po zmroku. Ostatnio dużo pracowałem na nocnych zmianach (przez ostatnie trzy miesiące to łącznie będzie prawie pół setki), no ale i tak zanim wstaniesz to o tej porze roku już prawie ciemno (śpię "na raz", po pracy), więc wyjazd na rower i tak wypadał po ciemku. Za to w lecie to akurat nocne zmiany najlepiej mi się łączą z rowerem i mam wtedy najlepszą formę. Jak mam pierwsze zmiany to śpię po 3-4 godziny i mocy nie ma, a jak drugie to wolę odespać te pierwsze i przed pracą nie jestem w stanie się skupić na jeździe (bo mało czasu zostaje) i jestem pod presją. Więc czasem wyskoczę na godzinkę przed północą. I takie to życie. Grafik znam zwykle jedynie na dwa dni do przodu (tylko przed weekendem na trzy-cztery). W zasadzie do mogę powiedzieć: "Carpe diem". Co mi się uda wyrwać, to moje, a jakiekolwiek długoterminowe plany treningowe to tylko mrzonki. Ostatni tydzień jestem na urlopie (właściwie zdrowotnym, bo po wizycie na SOR wolałem wykorzystać zaległy i mieć trochę wolności, niż być na L4 i pod kontrolą, że tego nie wolno czy tamtego i płaszczyć się przed lekarzami, że mi się zwolnienie należy), i akurat trafił się śnieg i mróz nawet - 18 st.C. Ale i tak za chwilę wychodzę na godzinkę, a trzy wcześniejsze wyjazdy to było tylko 45 min - 65 min (bo palce u rąk i stóp jednak mi szybko marzną).
    3 punkty
  14. Na rowerze jeżdżę całe życie, ale dopiero od niedawna rower poznaję na nowo. U mnie rower głównie był podstawowym środkiem transportu i w sumie nadal nim jest, ale od kiedy kupiłem sobie "Gryzonia" to poznaje na nowo czym jest jazda dla przyjemności. Nie patrzę na dystanse, nie patrzę kiedy dojadę do celu, same pokonywanie dystansu po nowo nieodkrytych trasach jest wystarczające. Jedynie czego mi trochę brakuje, to to że nie mam z kim jeździć ale z drugiej strony solowa jazda też mi aż tak nie przeszkadza, a czasem na trasie poznaje się fajnych ludzi.
    3 punkty
  15. Tak w ogóle to muszę was przeprosić, skłamałem z tym żubrem, pojechałem przed chwilą busem dla śladu węglowego po piwo do Dino, oczywiście na dziś i jutro, prócz tego cztery kilo porcji rosołowej ponieważ mamy siedem psów w boksach i pięć na chacie, puszki psie, banany, mleko, kabanosy, chlebek i ryż długoziarnisty. Na półce stało To piwo, było to Dębowe Mocne. Dwa dębowe, zacząłem koło pierwszej po południu, stawiając komin, byłem już na etapie czwartego metra, cały miał mieć ich czternaście, pod wieczór podjechałem na pierogi do babci i tak straciłem prawo. Obiecuję że jutro wyciągnę Gienka na spacer do lasu bo już mnie ciągnie od kilku tygodni, w sumie złożyłem go do zlotu dla kolegi a we własnej osobie jeszcze nie miałem okazji. A to przecież mix deorki z cues'em, barankiem, klamkami i heblami mech. shimano Pozdrow'er😘
    2 punkty
  16. Jak widać: "Żubr ratuje sytuację" 😉 I mam jeszcze jeden, własny slogan: "Żubr uczy pokory"
    2 punkty
  17. To, że rama jest karbonowa nie oznacza, że jest lekka
    2 punkty
  18. Ale chyba generalnie do tego to zmierza, że z biegiem czasu te Tatry to już jednak rzadziej - bo wiek, bo obowiązki i trzeba to chyba zaakceptować. Pewnie że można się spiąć i rozpisać sobie każdy dzień, tak żeby mieć czas na intensywny trening - tylko ilu z nas ma taką motywację? A może warto zarazić dzieciaka rowerem, kupić namiot i zacząć nową przygodę, może już nie w Tatrach ale też fajną?
    2 punkty
  19. @gyrill składaj dirtówkę i leć na najbliższy skatepark/pumptrack - serio, szkoda czasu na pisanie, podziękujesz mi później !!!11111jeden A jak już filozujemy - wiele mądrych słów tu padło, wiele wartych rozważenia, ale też wiele smutnych. Panowie, jeżeli Partnerka neguje Wasze potrzeby i nie potraficie w życiu codziennym wygospodarować czasu dla siebie i swojego hobby, to to jest temat na terapię. Wiadomo, każdy tu pisał o żonie kolegi, nie o swojej mimo wszystko, temat do przemyślenia, bo takie rzeczy trzeba sobie przepracować w związku, a im szybciej tym lepiej. Są lata lepsze i gorsze, (sam mam za sobą dwa gorsze). Z fullem byłem w górach szalone trzy razy w całym 2023 (a w góry mam 1h15 samochodem), coroczny wypad bikepackingowy zakończył się po pierwszej dobie spektakularną klęską, ochoty na milionową rundę po tym samym lesie też nie było, więc postanowiłem temu zaradzić i powstała nowa zajaweczka - dirtówka, mały rower, do fikania po mieście/skateparku/pumptracku. Nie dość, że trening ogólnorozwojowy, to dochodzi element uczenia się nowych rzeczy, a całość jestem w stanie zmieścić w 1,5h - żałuję, że zwlekałem z tym tyle lat! I jedynie fakt, że ziomeczki na skateparku zwracają się do Ciebie "proszę pana" nieco uwiera w żebra, ale to mały problem Wiadomo, nie każdego to kręci, ale dążę do czego innego - nic dziwnego, że po 10 latach jeżdżenia w ten sam sposób zapał nieco maleje. Trzeba sobie stawiać wyzwania rowerowe, próbować czegoś nowego. Jeśli jazda okołoekstremalna Cię nie kręci, to może spakuj klamoty i jedź rowerkiem przenocować w lesie? Albo zrób sobie terenowe ostre koło bez hamulców? Rozumiesz, dołóż coś emocjonującego do oklepanego wychodzenia na rower Sama zmiana roweru na inny, ale służący do tego samego to może być za mało.
    2 punkty
  20. @Sobek82 już wrzucił na poprzedniej stronie, więcej nie da rady bo żona, prokurator, bractwo różańcowe i klops gotowy A najlepiej temat ogarnął @100lar3k poświęcając majsterkowy czas na dłubanie, ale za to jeździ na frankenbajku 👍
    2 punkty
  21. Bo stawik w parku jeszcze zamarznięty
    2 punkty
  22. Dawno po czterdziestce, czwórka dzieci, pies (i królik, wąż, żółw, patyczaki, rybki ale na szczęście nie spacerujące), dom, ogród, etat…jeżdżę może 10% tego co kiedyś ale i tak załapałem się na foty Sobka. Zmontowałem sobie kilka retro rowerów, bez biegów, w głupiej konfiguracji i badam nieznane. Skoro nie mam czasu na ulubione traile przez cały dzień to szukam jakiegokolwiek zamiennika. Godzina na sztywnym singlu z 41c po mokrych liściach sprawia, że jestem turbo-zgrzany. Wyjazd z dzieckami też daje frajdę choć zostawia pewien niedosyt, dam im jeszcze kilka lat zanim ich zrzucę z Rychleb ale na razie szukam innych pozytywów (pierwsze wheelie, stoppie, przejazd po wymagającej linii itp.). Występowałem w lokalnej podstawówce przed czwartoklasistami jako mechanik i trener przed egzaminem na kartę rowerową. Błyszczące gały dzieciaków jak ogarnęły przerzutki to złoto! Pracuję (jeszcze) z rowerami, więc w pracy też się karnę parę minut. Miałem podobne rozterki co AT na początku kariery rodzicielskiej, ale należy zdać sobie sprawę z ciągłego progresu życia, regresu sprawności ze względu na wiek…nikt nie będzie szaleć jak student w wieku emerytalnym, więc trzeba zaakceptować i zaadoptować się do nowej sytuacji bez zbytnich emocji. Im jestem starszy tym mniej śpię, polubiłem nocne rajdy już jakiś czas temu - ulubione trasy nocą żrą inaczej, polecam! Dobrze tez kilka osób napisało - daj sobie zatęsknić do roweru. A zima to chyba najgorszy czas na takie rozterki. Dajcie se na luz do Marzanny i powinno być lepiej. Kilka dni, tygodni, miesięcy bez dwóch kółek sprawią, że wrócisz z nową weną na bajka. A jak nie to po co się oszukiwać, nie wszystko trwa wiecznie, jak się odpuściło i nie wróciło to tak miało być, et voila! I poślijcie dzieci do szkoły z internatem jak nadal czasu mało 🤡
    2 punkty
  23. Las Vegas albo Las Palmas - zawsze je mylę.
    2 punkty
  24. Bosch Heavy Duty. Seria o najwyższych parametrach do przemysłu i ostrego katowania. "Łopatki " przy słabym łożyskowaniu wałka "futerka" potrafią zrobić rzeźnię. Nie mniej do obróbki w metalach Rolsem jest Fein, a w drewnie Festool i Mafell to tak dla potomności.
    1 punkt
  25. rama z karbonu doskonale układa się w urnie chyba porzucę stal :()
    1 punkt
  26. Ja po prostu do roboty jeżdżę na rowerze. W najgorszym przypadku zawsze wpadnie 20km i godzinka. W najlepszym trzepię 55-70km dzień w dzień.
    1 punkt
  27. 2023 to już chyba trzeba by zamknąć 😜
    1 punkt
  28. Ale jezioro we Włoszech 🧐 Jeżdżę nad nim codziennie. Wirtualnie 🤣
    1 punkt
  29. Bo jeszcze złapałem słoneczko w szprychy
    1 punkt
  30. Pozwolicie, że i ja wrzucę tu swoje trzy grosze bo zauważyłem, że gro wypowiadających się tu osób ma już za sobą swoją pierwszą młodość i dumnie prezentuje czwóreczkę w swoim wieku, a do takich i ja należę. Na rowerze jeżdżę z różną intensywnością od siódmego roku życia. Był czas (szkoła średnia, studia), gdy robiłem rocznie kilkanaście tysięcy km trenując, startując w zawodach i walcząc o każdą urwaną sekundę na podjeździe na Przełęcz Karkonoską. Był też taki, gdy w ciągu roku tych kilometrów było zaledwie kilkaset. I nie wynikało to z niemożności częstszej jazdy, bo tak sobie życie poukładałem, że typowe "przeszkadzajki" (bez urazy dla posiadaczy takowych), czyli żona, dzieci czy praca po 12 godzin dziennie mnie się nie tyczyły i nie tyczą do dziś. Nie łapałem również w tym czasie żadnych poważnych kontuzji, które przeszkadzałyby mi w realizowaniu mojej pasji, którą był i do dziś jest rower. Tak naprawdę jedynym powodem tych wahań było znudzenie. Tak, nawet największa pasja może się w którymś momencie znudzić. Jeszcze kilka lat temu miałem podobne rozkminy wewnętrzne jak wielu z Was zapewne miało, ma, albo mieć będzie, że jak to ja, taki wielki fan kręcenia na rowerze budzi się nagle w piękny słoneczny dzień, patrzy przez okno na góry, lasy, schodzi do garażu, patrzy na te wszystkie rowery i kompletnie nie ma ochoty ich dosiąść? Przecież coś musi być ze mną nie tak! Pewnie to praca mnie zmęczyła. Albo rodzina. Albo sytuacja w kraju. Albo rower już ma trzy lata i trzeba go zmienić. A może to wina sąsiadki, bo ruda i krzywo na mnie spojrzała... Szukałem powodów wokół i nawet przymuszałem się to tego, żeby jednak nakręcić choć kilkanaście km z nadzieją, że może mi najdzie ochota, ale to działało odwrotnie - im bardziej wmawiałem sobie, że muszę, tym mniej mi się chciało. I któregoś dnia odpuściłem. Powiedziałem sobie że trudno, że czas roweru minął, że może pora poszukać innej zajawki. I to była jedyna słuszna decyzja. Po paru miesiącach ochota na rower zaczęła wracać, sama z siebie. I tak rozpędza się powoli do dziś. I wiem, że nie wrócę już do tych kilkunastu tysięcy km rocznie, ale w ogóle za tym nie tęsknię. Czerpię radość nawet z kilkunastu kilometrów, bo przy okazji zrobię jakąś fotkę, albo rozbiję sobie hamak, usmażę kiełbaskę na ognisku. I nie panikuję, jak w ciągu miesiąca ani razu nie wsiądę na rower. W życiu tak po prostu bywa, że czasem chce się bardzo, a czasem w ogóle. Wiem, że ten wpis nie do końca jest odpowiedzią na problem założyciela tematu, bo jemu ciągle się chce, a nie bardzo wie jak, ale pomyślałem, że takich którzy wiedzą jak, mają czym, ale im się nie chce też znajdzie się pewnie kilku. I taka rada na koniec - jak już Was najdzie ta niechęć i stwierdzicie, że koniec z rowerem, to wstrzymajcie się parę miesięcy ze sprzedawaniem swoich rumaków, bo później wydacie cztery razy więcej jak będziecie chcieli wrócić do poziomu sprzed "kryzysu". A prawdopodobieństwo, że wrócić będziecie chcieli, jest wielce prawdopodobne.
    1 punkt
  31. 1 punkt
  32. 1 punkt
  33. Ja w sumie nie pytam o radę, bo wiadomo, życie nie jest jak rower, że wymienisz jedną przerzutkę na inną i działa to lepiej. Bardziej byłem ciekaw jak w oryginalnym pytaniu, jak inni sobie to wewnętrznie poukładali. Wiecie, taka zwykła rozmowa. Zdjęcia Sobka chyba najlepiej to oddają jak to zrobić dobrze bo wszystkie mordki uśmiechnięte 😁😁😁 To chyba nie jest narzekanie a stwierdzenie obiektywnego faktu: chciałbym więcej niż realnie mogę czasowo ogarnąć. Skoro pracuję to w kwestii sportu muszę starać niwelować efekty siedzenia w pierwszej kolejności. Za nic bym tej mojej rodzinki nie zamienił
    1 punkt
  34. A tak zupełnie na poważnie to rower czasem jest przyjemnością, a czasem nie…. lepiej pożądać i nie móc , niż móc i nie pożądać :)))) Przynajmniej w kwestii roweru
    1 punkt
  35. Dokładnie tak jest. Musisz mieć "babę", przynajmniej dwoje dzieci, ślub i co niedzielę leżeć krzyżem w kościele. Bo...? Bo tak. Bo rodzice tak żyli, dziadkowie i pradziadkowie też, to i Ty musisz. Przez to, że powiedziałem wprost, iż jestem niewierzący, nie zamierzam mieć dzieci i nie spieszy mi się do ożenku, nie mam kontaktu z większą częścią rodziny, a ta z którą mam - traktuje mnie jak wyrzutka. I wiecie co? I lata mi to jak kij w szprychach.
    1 punkt
  36. Bardziej uogólniałem obytych singlach niż kierowałem to do ciebie 😀. tu chyba najbardziej pasuje przysłowie …. Jak sobie pościelesz tak się wyśpisz . Czyli można mieć Żonkę , dzieci mieć dużo czasu i nie narzekać , ( tak jak ja 😉) można nie mieć Żony i dzieci i być szczęśliwym tak jak Ty 👍💪😀.
    1 punkt
  37. Dobra, też coś dorzucę, lat mam 44, jeździłem na rowerze będąc w szkole średniej (MTB), następnie życie potoczyło się tak, a nie inaczej i miałem prawie 15 lat przerwy, może nawet więcej. Udało mi się ustatkować, mam żonę, dwóch dorastających synów, jeden 15 a drugi 18. Jakieś 6 lat temu postanowiłem sobie kupić rower, kupiłem jakiś trecking za 60€, z takim średnim osprzętem, doprowadziłem go całkiem tanim kosztem do użyteczności, pojeździłem na nim, i znowu "to" poczułem. Jednak mając pod nosem górki i wszystkie z tym związane atrakcje stwierdziłem, że jednak asfalt i szutry to nie dla mnie, wróciłem do MTB, pierwsze MTB po latch to był Rockrider, ten podstawowy model za jakieś 300€. Dał mi masę frajdy i stwierdziłem, że to znowu we mnie żyje. Od tamtego czasu przeszedłem jakieś 4 rowery, różne geometrie, osprzęt, jednak jak dziś wyskoczyłem na szlak, po imprezie, to znowu poczułem się szczęśliwy Wiec czasem trzeba sobie zrobić przerwę. (Ten pierwszy rower za 60€ sprzedałem na 250€, to dało mi budżet na pierwsze MTB )
    1 punkt
  38. Zona i dzieci to nie powod aby zostac narzekaczem a prace zawsze mozna zmienic lub po prostu rzucic.
    1 punkt
  39. Dobra, to ja podam spojrzenie na temat z drugiej strony i absolutnie nie wkładam kija w mrowisko. Ot, jak ja to widzę. 40 lat, brak siwych włosów, wiele spełnionych marzeń, czuję się na 25-30, robię co chcę. Może wolnego czasu nie mam w dużej ilości, bo sporo pracuję ale za to robię to co lubię. W moim przedziale wiekowym większość osób to niestety narzekacze (na życie), ponadto praktycznie nie da się z nimi spotkać. Każdy ma miliard spraw na głowie, z reguły związanych z rodziną. Na rowerze części nie chce się już jeździć a jeśli nawet, to w wydaniu, którego ja nie lubię. Jeśli już się spotkamy, to nie ma o czym rozmawiać. Bo nawijka o tym, że ktoś jest stary (kiedy nie jest), narzekanie na drugą połówkę, brak czasu czy przedstawianie siebie jako kogoś, kim się nie jest to słabe tematy. Moja recepta jest bardzo prosta i zakłada 3 główne aspekty: 1. Żadnych dzieci. Szczerze mówiąc od dawnych lat zastanawiałem się po co ograniczać sobie życie na własne życzenie 2. Brak żony i związanych z tym zobowiązań. Niejako podpisanie cyrografu w zamian za nic - też jakoś do mnie nie trafia 3. Znalezienie sobie pracy, którą się naprawdę lubi i w której nie czujesz, że dokładasz do interesu Aktualnie - w wieku 40 lat - jak chcę gdzieś wyjść, to wychodzę. Nie mam wstrętu do swojej pasji - rowerów. Nie musiałem kupić rodzinnej fury tylko taką, jaką zawsze chciałem mieć (i moja Dziewczyna także). Nie muszę chodzić na rodzinne obiady i opowiadać co u - dajmy na to - Jacusia w szkole i kiedy drugie dziecko do kompletu. Szczerze mówiąc z natury jestem pesymistą, a jednak mając czterdziechę patrzę sobie z uśmiechem w przyszłość i mówię "hej, przygodo!" 😉 Co ciekawe bardzo podobny temat był ostatnio na jdnej z facebookowych grup, której jestem członkiem. Z grubsza napisałem to samo, co tutaj i kilka osób odpowiedziało mi, że za późno na super rady. Także mam nadzieję, że tym wpisem uratuję kogoś od narzekania na +/- półmetku życia 🙂
    1 punkt
  40. Bo mi polerkę przelotki las->DDR zrobili
    1 punkt
  41. Skąd od razu takie negatywne nastawienie? Gość w pierwszym poście napisał, że zdarzało mu się robić rocznie 10k km, to nie jest mało, takich wyników nie robią ludzie leniwi albo szukający tanich wymówek. To nie jest powód do pogardy, że dopadła go proza życia, która oczywiście sama w sobie nie jest niczym negatywnym, ale zupełnie po ludzku może spowodować, że gdzieś facetowi już trochę brakuje ognia do sportu. I według mnie fajnie, że przyszedł na forum i szuka jakiejś inspiracji jak go znowu rozpalić, zamiast spocząć na kanapie na wieki.
    1 punkt
  42. Mnie za tydzień stuknie 45 lat. Mam trójkę dzieci, wyżła, któremu codziennie trzeba poświęcić minimum 90 minut na spacerze i nikt mnie nie przekona, że na jazdę zawsze się znajdzie czas. Ja muszę takie aktywności planować minimum 2-3 dni wcześniej. Ostatnio jeszcze rozsypało mi się kolano i doszło do tego, że więcej przyjemności obecnie znajduję z dłubania przy rowerach, niż z samej jazdy. Zwłaszcza, że mogę wejść do warsztatu na 30 minut, coś grzebnąć, pobrudzić się, a potem jak gdyby nigdy, nic, przejść do codziennej rutyny.
    1 punkt
  43. Bo wczoraj było tak, a dziś już sypie śnieg.
    1 punkt
  44. Każda oś jest sztywna Jednak w slangu rowerowym oznacza to taki rodzaj mocowania piasty do widelca czy też ramy, gdzie by zamontować koło musimy przewlec oś przez widelec/ramę i piastę jednocześnie. Zwykłe ośki na 9/10mm, można umieścić w widelcu/ramie bez tzw, QR czyli quick release - szybkozamykacza/zacisku koła. Bez niego koła wypadną, gdy podniesiemy rower ale na upartego jechać można. W sztywnych osiach nie ma osi w piastach ... bo wyjmuje sie ją do demontażu kół., sztywnych osi jest kilka standardów: - 20x110mm - gdzie pierwszy wymiar to średnica osi a drugi długość montażowa piasty. to pierwszy z powstałych, obecnie ostał się tylko w DH, dotyczy oczywiście przedniej piasty. - 15x100mm, - pojawił sie dość nie dawno, szybko zastępuje osie 9mm w widelcach początkowo XC a obecnie nawet enduro czy freeride'u. - 15X110mm - pojawił sie nie dawno, stosowany do widelców tzw boost, do cięższych zastosowań. - 12x135/142 - również pojawił sie nie dawno, wszedł szturmem do ram, początkowo zjazdowych w celu usztywnienia tylnego trójkąta, obecnie stosowany w niemal każdej nowej ramie. - 12x100 - świeżynka, stosowana w rowerach CX-cyclocross, czyli przełajówkach, w najnowszych konstrukcjach są stosowane piasty 12mm z przodu i z tyłu - w tych na hamulce tarczowe. Z tym że te z tyłu mają 12x135. Są też oczywiście inne standardy jak np 150 mm z tyłu czy z przodu stosowane w fatbikach czy rowerach DH itd. Warto wspomnieć ze nie zawsze przy średnicy osi jest QR. QR jak pisałem jest skrót od szybkiego wyjmowania koła, a pierwsze ośki 20mm były mocowane na 4, 5 czy 6 imbusów i na pewno do QR sie to nie zaliczało W ramach czasami mamy QR z wajchą - możliwość wyjęcia koła bez narzędzi np Maxle , lub na imbus 5 lub 6 mm i niestety bez klucza nie wyjmiemy koła. Jeszcze jedno Zwracajcie uwagę na nazwę widelca np Rock Shox Pike 27.5 różni się od tegoż samego modelu o nazwie 27.5+, ten plusik oznacza ze ma ma oś boost czyli 15X110 i zwykłe koło będzie miało spory luz, bez adapterów sie nie da tego poskładać.
    1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+01:00
×
×
  • Dodaj nową pozycję...