Skocz do zawartości

[licznik] 2009 - a może rok bez licznika?


Rekomendowane odpowiedzi

według jakiegoś starego kawału powinno się to liczyć w muchach na ząb, ale to chyba nie sprawdza się do końca. wczoraj jeździłem, było czadowo, a muchy żadnej nie widziałem. zaraz wymyślę jakąś inną jednostkę. nie wiem co to będzie, ale z pewnością będzie kwantowe

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie powiem, potrafiłbym wyjechać bez licznika. Bywało już zresztą tak, że zagubione gdzieś w moim pokoju liczydło zostawało na tydzień w domu, a ja wyjeżdżałem wraz z rowerem do Wrocławia. Wtedy jednak po przejechaniu trasy zostawało googlemaps.

 

Lubię mieć wszystko pod kontrolą. Zwłaszcza, jeżeli jadę gdzieś samotnie (a tak jest najczęściej), wcześniej dokładnie planuję trasę. Nie pod kątem kilometrów, bo jako cel przeważnie stawiam sobie odwiedzenie sąsiedniego miasta czy wjazd na któryś z najbliższych Legnicy szczytów. Licznik pomaga mi tylko kontrolować plan, w którym miejscu drogi jestem, ile jeszcze zostało do przejechania itp. Na trasach często stoją tablice z kilometrażem, drogowskazy itp. Licznik to przecież też taka tablica z kilometrażem, tyle że mamy ją cały czas przy sobie. A bs swoją drogą - przecież dla większości te rankingi cyferek to tylko zabawa...

 

Poza tym czasami warto wiedzieć, kiedy złamało się prawo ;) Mało to ograniczeń do 40 km/h zaraz za pięknymi asfaltowymi zjazdami? :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja również nie mógłbym jeździć bez tego ustrojstwa. Im większe liczby pojawiają się na ekranie, tym większy banan na twarzy ;) Dobrze jest wiedzieć ile najszybciej jechałem, ile przejechałem kilometrów, z jaką średnią i na przyszłość wiedza ile jest ode mnie spod klatki do jakiegoś tam miejsca :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zawsze pomykam z licznikiem. Dzięki niemu tak jak i inni wiem kiedy łąńcuch zmienić, lubie wiedzieć ile przejechałem i godzine sprawdzić bez wyciągania komórki. Zalety jazdy bez licznika? Chyba tylko jedna jak tak poszukałem na siłe : zmniejszenie wagi roweru jeśli ktoś jest maniakiem w tym kierunku, chociaż osobiście nie znam nikogo aż tak bardzo zboczonego.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

licznik....

pozwala mi sprawdzić roczny dystans - dzięki temu wiem, czy zmiana trybu życia, kobieta, rodzina, dom wpłynęły na moją przygodę z rowerem.

...

Jak przyjdzie potomstwo to nawet bez licznika stwierdzisz, że przebiegi drastycznie spadną.

mi z ponad 10 kkm rocznie do 2-3 kkm

a licznik - jakoś się przyzwyczaiłem jak do jazdy samochodem w pasach czy do golenia się co rano

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość sworks
Jak przyjdzie potomstwo to nawet bez licznika stwierdzisz, że przebiegi drastycznie spadną.

mi z ponad 10 kkm rocznie do 2-3 kkm

a licznik - jakoś się przyzwyczaiłem jak do jazdy samochodem w pasach czy do golenia się co rano

 

kiedyś bywało i 10.000 km rocznie, bez względu na pogodę, czas... Były piękne statyski... niestety wszystko przeminęło...Ale licznik nadal mam...A od paru sezonów zimę spędzam na trenazerze, więc pulsometr jest jak na razie ważniejszy...OT- czy ktoś z Was używa polara?

A bez patrzenia na licznik, pulsometr jezdzę po sezonie- październik, listopad...taki back to the roots....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

li... co, ze jak? licznik? a co to jest?

jesli chodzi o takie cos co sie liczy to czasem uzywam, kiedys czesciej - szczegolnie w szkole na matematyce.....

 

od sezonu 08 nie wiem co to jest o czym piszecie, a od 07 przestalem patrzec na to ustrojstwo.

rozumie tych co nie umieja zyc bez tego, treningi, zawody czy takie przyziemne sprawy jak chwalenie sie przed znajomymi ile to sie przejechalo ...... a w moim przypadku - nie trenuje tylko jezdze dla przyjemnosci i kontaktu z natura, zawody zaliczylem tylko jedne (po 1 okrazeniu dalismy sobie spokoj.... B)), a co do chwalenia sie przed znajomymi to i tak wiedza ze jestem niedostepny co niedziele od switu do zmierzchu - niektorzy nawet wiedza ze gdzies tam, kiedys jezdzilem na rowerze.......

w nowym roku zycze wam troche luzu rowerowego i zapomnijcie raz na jakis czas o cyferkach na lcd'ku :verymad:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Licznik kupiłem w tym roku do MTB, wcześniej nie potrzebowałem, miałem kiedyś, jak dostałem pierwszy rower z kołami 26".

Na treningi i dłuższe wycieczki się przydaje, zawsze dobrze wiedzieć ile się przejechało :)

W zimówce nie mam licznika i jakoś żyję, większość tras przejechałem już tyle razy, że po prostu wiem ile zrobiłem km.

Poza tym dobrze wiedzieć ile się przejechało km w sezonie i jaka największa prędkość na zjeździe była, ale bez licznika też dałbym radę :)

W końcu lepiej się jeździ dla przyjemności, niż dla km.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja jakoś bez licznika nie potrafie pojechać na trening. W czasie jazdy za bardzo nie interesuje mnie co tam pokazuje, mam włączony czas treningu, a kilometry i reszte oglądam po treningu, chyba że planuje wcześniej zrobić określony dystans.

Coś jednak w tym jest, bo zdarzyło się kilka razy zapodziać licznik, ja gotowy na trening, a bez licznika ani rusz i dopuki nie znajde to nie pojade :) . Raz mi się zdarzyło na wyścig zapomnieć czujnika na kółko (dw komplety kółek i są problemy :verymad: ) i pożyczyłem wtedy od kogoś magnes na miejscu :) . Licznik dobra rzecz, ale pod warunkiem że potrafimy zachować umiar i jeździć po pierwsze dla przyjemności w celu zwiedzenia ciekawych miejsc, a dopiero na koniec dla stastystyk i tego się trzymajmy :) .

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moim zdaniem, uważam,że licznik jest przydatny. Wiadomo, są hardcorowcy typu: po co mi licznik, wie jaki dystans przejadę i jak szybko jadę bez niego( kiedyś profesor na wykładzie powiedział, że "prawdziwi" programiści to tacy co wszystko robią w notatniku....)

 

Ja osobiście lubię przekraczać granice prędkości, no i czasem tak mam, że zakładam sobie minimalną odległość i to mi ułatwia przejechać tyle ile miałem zamiar,a nie wymięknąć i se odpuścić.

 

Moim zdaniem, przydaje się:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem dlaczego niektorzy wykluczaja jednoczesne jezdzenie dla przyjemnosci i uzywanie licznika :). Zanim kupilem licznik jezdzilem sporo, a i tak wiedzialem co do +- 5 km jaki dystans przejechalem (po mapie i tablicach z kilometrami przy drogach). I jakbym zdemontowal licznik tez bym wiedzial. Nie znaczy to, ze jazda sprawia mi jakas mniejsza frajde, od kiedy wiem dokladnie, ile przejezdzam na wycieczce :P.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja od wiosny jeżdżę bez licznika i stwierdzam że bardzo dobrze zrobiłem. Licznik mnie ograniczał, widziałem 6 czy 7 dych na wyświetlaczu i zaczynałem wracac. Limitem był przebieg a nie czas, a teraz jest na odwrót, jedynym ograniczeniem jest zmierzch... :) Pozatym spinałem się żeby wyciągnąc jakąs kosmiczną prędkośc średnią a potem ledwo dojeżdżałem do domu, teraz kręcę sobie "na luzie" podziwiając okoliczności przyrody i z uśmiechem na ustach zajeżdżam pod dom...fajnie tak :P

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie zdejmę, długo już jeżdżę z różnymi licznikami. Teraz padło na bardziej zaawansowane urządzenie. I mam je dlatego że ma kompas, wysokościomierz, podaje stopień nachylenia i godzinę zachodu słońca. Do tego kilka innych bajerów ;) I w ostateczności i momentu kryzysu jest w stanie doprowadzić mnie na azymut do domu (chociaż ciągle lubię sam kombinować ;) ). Takie dane jak prędkość czy dystans jest dużo mniej istotny, a wręcz jest na drugim planie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mod Team

Boss świetnie to opisałeś! :icon_wink: Tak właśnie działa na nas magia cyferek. Ze swojego doświadczenia wiem, że w czasach gdy jeździłem naprawdę dużo to właśnie licznik często był motywacją. Czasami do tego stopnia, że nie wychodziłem pojeździć tylko nabić kilometry. Ale chyba na dobre mi to wychodziło bo czerpałem z tego radość, kondycje miałem dobrą i przede wszystkim przełamywałem swoje bariery. Chciałem jeszcze więcej, jeszcze kilka kilometrów, a jeszcze tu czy tam tam odbiję i przedłużę sobie trasę. No i oczywiście dochodził aspekt rywalizacji. Kolega czy forumowicz miał większy przebieg, lepszą kondycję to trzeba było mu dorównać, dogonić. Stawać stopniowo na wyższym poziomie. Ahhh wspomnienia... piękne to były czasy jak wykręcało się po 7-8kkm rocznie poznając przy tym dosyć dokładnie wszystkie malownicze miejsca w regionie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Licznik zwieksza opory aerodynamiczne :D Tak serio, ktos Cie zmusza nie? Ot mily gadzet. Ja glownie smigam w ustawieniu predkosc, a na dole aktualna godzina. Na boku jest mala ikonka oznaczajaca jak sie przedstawia aktualna predkosc do sredniej(jak to w sigmach) i to tyle. Kilometry przegladam w domu. Przy okazji spojrzmy na auto, mozna miec auto bez obrotomierza... no wlasnie mozna ale obrotomierz bywa pomocny (szczegolnie jesli znamy mozliwosci samochodu per obroty silnika). Licznik jest Ci (czesciowo) w stanie powiedziec jak sie czujesz. Mi np licznik czesto pokazuje iz mam wczesne symptomy choroby.... dzieki temu moge szybciej zaczac sie leczyc i nie skonczyc z choroba (a mnie dlugo trzyma zawsze).

Reasumujac rowerzysta z licznikiem to bardziej swiadomy rowerzysta. Czlowiek z wiedza to bardziej swiadomy czlowiek...ale czy to oznacza iz postepuje zgodnie z tym co wie? :icon_mrgreen:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A mnie się wydaje, że prędkość czy dystans jest na codzień zbędny nawet przy analnym podejściu do treningu :icon_mrgreen:

Mam ustawione w widoku czas, puls, stoper. Pulsometr to taka analogia obrotomierza.

 

Prędkość jest bardzo względna. Na szosie np wystarczy mieć 6 atm zamiast zwyczajowych 8 atm, i już człowiek frustruje się, bo Vavg wychodzi o 2km/h niższa niż zwykle. W mtb opony na błoto zamiast semislicków i prędkość niższa przeciętnie o 3km/h... O jeździe pod wiatr nie wspomnę ;]

 

A bez prędkościomierza zero niepotrzebnej frustracji :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przyznam że w 2008 roku jeździłem praktycznie cały czas z licznikiem - głównie dla potrzeb BS :D Początkowo była to świetna sprawa, z pewnością te kilka cyferek na krzyż (zwłaszcza średnia) dopingowało do jeszcze większego wysiłku... Niestety, z czasem cała ta sprawa spowszechniała. Pilnowanie średniej i dystansu weszło mi w nawyk tak mocno, że coraz częściej wybierałem nudne w sumie i wielokrotnie już objeżdżone trasy - tylko po to, aby na liczniku zobaczyć średnią wyższą o 0,1 km/h niż ostatnio czy trzycyfrowy dystans. Aż pewnego dnia mała wywrotka - i licznik poszedł w drzazgi. Zanim kupiłem nowy, kilka dni jeździłem bez żadnego, i okazało się że uwolnienie od "magii cyferek" miało rewelacyjne skutki - częstsze wypady w teren, patrzenie na okolice zamiast na licznik, pełna radość z jazdy a nie z tego co pokaże małe magiczne pudełeczko :P Oczywiście później założyłem nowy licznik, ale to wydarzenie pozwoliło mi nabrać (mam nadzieję że na stałe :D ) dystansu do tego urządzonka, już nie patrzę co 30 sekund na średnią czy dystans tylko cieszę się jazdą - na licznik zerkam tylko w celach mobilizacyjnych :D

 

Myślę że jeśli ktoś używa roweru jako narzędzia do poważnego treningu, bez licznika ani rusz. Ale dla "zwykłych" rowerzystów z pewnością nie jest to rzecz niezbędna, zwłaszcza że może uzależniać :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To, co jeszcze mi przeszkadza przy prostej kierze z płasko ustawionymi rogami, lub bez nich, że muszę uważać ze stawianiem roweru do góry kołami np. przy zmianie dętki :) No i właśnie w razie jakiejś niemiłej sytuacji łatwo urwać, ale w pewnym stopniu to wady mojego modelu - specyficzne mocowanie kelly'sa, nie polecam. Hehe, wydumany argument :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...