Skocz do zawartości

[Wypadek] Upadek po wybiciu z hopki


Rekomendowane odpowiedzi

Witam.

Postanowiłem napisać ten temat żeby przestrzec innych początkujących i średnio zaawansowanych miłośników MTB, wiem że takich tematów są dziesiątki na tym forum o ile nie setki, ale jak to mówią warto się uczyć na cudzych błędach i ich nie powielać.

A więc co się wydarzyło?
Na MTB jeżdżę od około roku, na początku próbowałem swoich sił na jakimś szrocie z lidla, nie umiem powiedzieć co to za rower, po prostu latałem sobie po lesie, chociaż sam rower kompletnie się do tego nie nadawał dreszczyk emocji uzależnił na tyle mocno że postanowiłem kupić porządny sprzęt. Od 6 miesięcy śmigam już Cube LTD 2014, piękny i wdzięczny rower, wybaczający wiele błędów początkującemu kolarzowi, niestety nie wszystkie.

15 maja pojechałem kolejny raz do lasu łagiewnickiego aby miło spędzić niedzielę na wspólnym śmiganiu z moim kolegą.
Ten kto jeździł po Łagiewnikach wie że najlepsze trasy "zjazdowe" są na północy za Okólną, tam właśnie pojechaliśmy. 
Postanowiłem z własnej inicjatywy zaprowadzić nas na odświeżoną traskę dla downhillu/enduro, kilka band ziemnych, dosyć stroma ścieżka, korzenie i dużo hopek. Po kliku zjazdach poczułem nieodpartą potrzebę wypróbowania najłatwiejszej jak mi się wydawało hopki, właściwie była to najmniejsza z nich, jako jedyna miała "blat" a nie urywała się podparta korzeniem, stwierdziłem "oto ona" i zacząłem zjazd z obranym kursem na mój cel. Wszystko skończyło by się pewnie szczęśliwie, niestety kila metrów przed najechaniem na rampę naszły mnie lekkie wątpliwości czy na pewno jest to dobry pomysł, nacisnąłem leciutko przedni hamulec, niestety było już za późno, na domiar złego wytraciłem przez moje tchórzostwo zbyt wiele prędkości i już wiedziałem że będzie źle.
Przednie koło mimo wychylenie tyłka za siodło od razu poleciało do dołu, ja wystrzeliłem przez kierownicę upadając twarzą centralnie na nasyp, później zorientowałem się że los i tak był dla mnie łaskawy.. wylądowałem kilka cm od wielkiego kamienia dla wzmocnienia nasypu. 
Gdybym uderzył w niego szczęką lub kaskiem prawdopodobnie teraz nie pisał bym Wam tego postu, albo byłbym bardzo ładnym gościem bez zębów, na szczęście skończyło się "tylko" na wstrząśnieniu mózgu i zerwaniu błony śluzowej wew strony warg. Tak obie wargi były zdarte, nerwy na wierzchu i masa ziemi wymieszanej z krwią.
Zaraz po upadku nie wiedziałem co się ze mną dzieje i gdzie jestem, chociaż wiedziałem to kilka sekund wcześniej (typowy efekt wstrząśnienia mózgu), na szczęście mój kompan wykazał się opanowaniem i trzeźwością umysłu, pomalutku prowadząc rowery doczłapaliśmy się do ulicy, ten kawałek miał 1,2 km a ja odczułem go jak 2 min. 
Na SORze Pani doktor pięknie zszyła mi ranę pocieszając mnie że jestem "jednym z lżejszych przypadków, bo rowerzyści zwykle są połamani i mają urazy kręgosłupa" pomyślałem "zaiście już mi lepiej". Na moje szczęście kark który niesamowicie mnie bolał okazał się tylko bolącym karkiem a nie urazem górnego odcinka kręgosłupa, głowa cała i czysta bez krwiaków i pęknięcia czaszki. I w ten efektowny sposób kolejne 3 dni spędziłem na uroczym korytarzu szpitalnym, pozostając na obserwacji po utracie przytomności. Przerwa od roweru na dwa tygodnie, ogólnie od jakiegokolwiek sportu bo również biegam i przepadły mi przy tej okazji dwa biegi które chciałem ukończyć. 
I w tym właśnie momencie chciałbym zakończyć moją historię moim przesłaniem dla początkujących w XC, DH czy Enduro, nie ważne jaka to dyscyplina. Nie ważne ile jeździsz MTB, nie ważne ile razy "udawało się", "było na styk" nie ważne ile razy miałeś farta i jak wiele już "wiesz". Jeśli masz w sobie wewnętrzne przekonanie że nie powinieneś czegoś robić, Twoja intuicja nie daje Ci spokoju, masz przed czymś blokadę. NIE RÓB TEGO! Nie rób tego nie dla tego że nie można tego zrobić, nie rób tego dla tego że TY na razie tego nie zrobisz! Mierz siły na zamiary, miej świadomość swoich ograniczeń, wykaż się zdrowym rozsądkiem i samokontrolą. Wiem, MTB bo bądź co bądź po części sport ekstremalny, niebezpieczeństwo jest z nami zawszę i wszyscy mamy tego świadomość kiedy jedziemy na ścieżki, ale nie prowokujmy sytuacji które nie mają 20% możliwości niepowodzenia ale 80 czy 90. To że może Ci się udać nie oznacza że Ci się uda, na wszystko masz czas, zawszę o tym pamiętaj, lepiej stchórzyć tysiąc razy niż przykozaczyć ostatni raz w swoim życiu.
I chyba najważniejsze, cokolwiek nie robisz dbaj o swoją głowę! Kask powinien być dla kolarza tym czym karabin dla żołnierza, miej go zawszę przy sobie i na sowim miejscu, nie ważne jak wyglądasz, nie ważne czy inni jeżdżą bez. Pamiętaj że noga i ręką się zrosną, strupy zejdą, ale mózg i czaszkę masz tylko jedną! Nie ma dla osoby aktywnej nic gorszego niż paraliż do końca życia. Osobiście wolałbym już zginąć, zawszę o tym pamiętajcie! 

Poniżej moja piękna buźka po upadku
post-192676-0-25403600-1464306777_thumb.jpg
post-192676-0-75618200-1464306841_thumb.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Piękna treść ku przestrodze ale finał mniej różowy.

Teren po którym jeździłeś znam doskonale i faktycznie że skakanie tam bez kasku to trzeba być (jak to mówią) "hardokrem" albo głupim. Głównie kierował bym się w stronę tego drugiego. Szkoda że kask który posiadałeś nie był FF, co góra może teraz byś szukał nowej sztuki...

 

Wszystkiego najlepszego życzę i szybkiego powrotu do zdrowia kolego ! Wracaj szybko na nasze Łódzkie drogi.

Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

cały problem polega na tym, że chciałeś coś robić, na sprzęcie do tego nieprzygotowanym. Nie, ten rower nie wybacza tak jak napisałeś, ba, żaden hardtail xc nie wybacza błędów na trasie do zjazdu/enduro. Po to są rowery z odpowiednią geometrią, zawieszeniem, żeby dawały pewność, żeby były stabilne w takich momentach, żeby zawieszenie przyjęło na siebie błędy rider'a. Wszystko jest dla ludzi, gdybym ja się nie przełamał do jedynego naturalnego dropa w mojej okolicy, to pewnie bym teraz nie jeździł po górach/bike parkach tylko dalej po płaskim mazowszu. Ale ja to zrobiłem mając odpowiedni sprzęt i zabezpieczenie które daje pewność, tą pewność której tobie zabrakło.

 

Gdyby każdy podchodził do tego tak jak ty opisujesz, to nigdy byśmy nie mieli czegoś takiego jak sporty ekstremalne. Nie znam osoby która się nie boi, która jest w 100% pewna że nic złego się nie stanie. Największe gwiazdy sportów ekstremalnych podkreślają że zawsze gdzieś ten strach jest, ale przezwyciężenie go, daje niesamowitego kopa.

 

 

 

NIE RÓB TEGO! Nie rób tego nie dla tego że nie można tego zrobić, nie rób tego dla tego że TY na razie tego nie zrobisz!

 

bzdura jakich mało.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co do roweru wybaczającego błędy - a w życiu, cube mają krótkie górne rury, co za tym idzie - są zwrotne ale za to niezbyt stabilne. Jechałem ostatnio na moim felcie z podobną geometrią - przy zjeździe czuć tą nerwowość, na sam koniec zjazdu prawie wleciałem w krzaki, ze względu na zbyt dużą prędkość przy zakręcie i jego nachyleniu.
Co do enduro/dh/fr - to niestety jest drogi sport, same ochraniacze i kask to już konkretny wydatek. Jak dla mnie można by podpiąć ten temat, może zmniejszy się liczba uszkodzonych napaleńców.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sprzęt ma drugorzędne znaczenie. Na pierwszym miejscu jest zawsze skill.

Obejrzyjcie po jakich trasach ganiają w XCO! Większość amatorów na ędurakach miejscami byłaby tam ostro obesrana.

 

Poza tym na sprzęcie zjazdowym też można sobie zrobić kuku. Czynników może być masa od źle ustawionego tłumienia powrotu, poprzez za małą prędkość, zły najazd, etc.

 

Ja np. byłem już prawie pewien, że już ogarniam nowego 29er ale na starcie sezonu dostałem sromotny w###### na trasach DH góry Żar. Dobrze, że skończyło się tylko na skręconej kostce.

 

Także lepiej zawsze mierzyć siły na zamiary...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja życzę oprócz szybkiego powrotu do zdrowia równie szybkiego pozbycia się blokady psychicznej lub żeby w ogóle jej nie było.

Sam miałem niezły uraz psychiczny po wywaleniu się na zakręcie (za szybko, za ostry, za bardzo się położyłem żeby się zmieścić). Po tym wypadku miałem stracha jechać po wypukłej drodze, zawsze mi się wydawało, że zaraz koło mi ucieknie i znowu się wywalę :unsure:

Długo z tym walczyłem, sporo pomógł pierwszy start w zawodach, gdzie atmosfera i adrenalina popuściły hamulce, więc się puszczałem z górek pełnym pędem. Potem znowu dodałem sobie na utrwalenie strachu zabawą na lodzie, była wywrotka na własne życzenie (za szybko po lodowych koleinach), a potem paskudnie oblodzona droga, gdzie ledwo co się trzymałem drogi i kilka razy prawie leżałem (niby opony z kolcami, ale słabe).

Teraz praktycznie sprawa opanowana choć nadal mam opory przed mocniejszym kładzeniem się w zakrętach.

 

 

 

Gdyby każdy podchodził do tego tak jak ty opisujesz, to nigdy byśmy nie mieli czegoś takiego jak sporty ekstremalne. Nie znam osoby która się nie boi, która jest w 100% pewna że nic złego się nie stanie. Największe gwiazdy sportów ekstremalnych podkreślają że zawsze gdzieś ten strach jest, ale przezwyciężenie go, daje niesamowitego kopa.

Tylko jest różnica między tym strachem i respektem, a czystą głupotą porywania się na trasę bez umiejętności.

Jeżeli dobrze zrozumiałem to Barti zarył nie w zeskok hopy, a krawędź lub ścianę nasypu, czyli była to spora hopa i z takim doświadczeniem dużo za duża.

 

Zgadza się, że bez spróbowania nie pójdzie się dalej, ale nie ma się co porywać od razu na najtrudniejsze trasy. Najlepiej mieć kogoś bardziej doświadczonego pod ręką, który będzie znał okolicę i pokaże coraz trudniejsze odcinki w miarę zdobywania umiejętności. Samemu można właśnie przesadzić chcąc przełamać się.

Normalnie u siebie w lesie robię zjazdy, na których ciężko kontrolować prędkość, ale jak byłem w Górach Sowich na podobnym nachyleniu, ale z kamieniami i zupełnie obcym szlaku, to odpuściłem i sprowadziłem rower. Nie te umiejętności na tamten dzień, do tego byłem sam, więc po co ryzykować? Kiedyś pewnie tam zjadę, ale raczej na lepszym sprzęcie ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za wszystkie życzenia powrotu do zdrowia! Wczoraj byłem pierwszy raz na rowerze od wypadku, musiałem pauzować przez ten wstrząs, lekarz powiedział że lepiej odpocząć te półtora tygodnia niż doigrać się powikłań które często bywają groźne. 

 

 

A ja życzę oprócz szybkiego powrotu do zdrowia równie szybkiego pozbycia się blokady psychicznej lub żeby w ogóle jej nie było.

Fakty są niestety takie że jeżdżę już inaczej niż przed upadkiem, bardziej zachowawczo, nawet jeśli mógłbym pojechać na pełen gwizdek to coś każe mi być bardziej ostrożnym. Myślę że minie to z czasem, i tak na dłuższych odcinkach leśnych, szczególnie z górki daję w palnik bo po prostu kocham to uczucie i to jest właśnie to czego szukam w MTB. 

 

cały problem polega na tym, że chciałeś coś robić, na sprzęcie do tego nieprzygotowanym. Nie, ten rower nie wybacza tak jak napisałeś, ba, żaden hardtail xc nie wybacza błędów na trasie do zjazdu/enduro. Po to są rowery z odpowiednią geometrią, zawieszeniem, żeby dawały pewność, żeby były stabilne w takich momentach, żeby zawieszenie przyjęło na siebie błędy rider'a. Wszystko jest dla ludzi, gdybym ja się nie przełamał do jedynego naturalnego dropa w mojej okolicy, to pewnie bym teraz nie jeździł po górach/bike parkach tylko dalej po płaskim mazowszu. Ale ja to zrobiłem mając odpowiedni sprzęt i zabezpieczenie które daje pewność, tą pewność której tobie zabrakło.   Gdyby każdy podchodził do tego tak jak ty opisujesz, to nigdy byśmy nie mieli czegoś takiego jak sporty ekstremalne. Nie znam osoby która się nie boi, która jest w 100% pewna że nic złego się nie stanie. Największe gwiazdy sportów ekstremalnych podkreślają że zawsze gdzieś ten strach jest, ale przezwyciężenie go, daje niesamowitego kopa.  


Wiesz co masz dużo racji i wiem do czego zmierzasz, sam pisząc ten post obawiałem się że zostanę odebrany właśnie w ten sposób. Nie chodzi mi jednak o to żeby nie ryzykować bo tak jak już napisałem ryzyko i balansowanie w jakiś sposób na krawędzi, dreszczyk emocji, adrenalina to jest właśnie to dla czego to wszyscy robimy. Tutaj chodzi o coś zupełnie innego, czym innym jest ryzyko przemyślane, poparte jakimś doświadczeniem, mające ręce i nogi. Wtedy być może masz 20 % szans na to że Ci się nie uda i coś sobie zrobisz, czym innym jest totalny spontan, bo wydaje Ci się że zrobiłeś już tyle trasek, jechałeś z taką prędkością i masz taki rower że musisz dać radę. Nawet najwięksi sportowcy czy to w sportach motorowych czy w MTB czy w czymkolwiek innym używają mózgu zanim coś zrobią, oczywiście ryzykują, ale jest to ryzyko przemyślane, najgorsze jest więc ryzyko takie jak moje, chwilowe uniesienie, bo przecież musi się udać.. Otóż nie, wcale nie musi. Także ryzykujmy jak najbardziej, czerpmy z tego radość, ale bawmy się z głową. A co do sprzętu tak jak napisał ishi najważniejszy jest skill, jak to mówią nie rower czyli kolarza i podpisuję się pod tym stwierdzeniem. Takie hopki jak ta która mnie pokonała robią ludzie na rowerach miejskich, na pewno znacie ten filmik i wiecie o co mi chodzi, także jak ktoś mi powie że na XC nie można skakać to mogę się tylko zaśmiać, można jak najbardziej, ale trzeba być już te 56 lvl wyżej ode mnie. 
Całe zdarzenie nauczyło mnie pokory do tego pięknego sportu, dziś również miałem kilka sytuacji "na krawędzi", i to w tym lubię, ale nigdy nie miałem poczucia takiego jak przed tym feralnym zjazdem, że jest to ponad moje siły. Pozdrawiam. 
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uważać trzeba zawsze i wszędzie. Wracałem z żoną z lasu Łagiewnickiego 30 maja w deszczu i na ścieżce rowerowej moja druga połówka zaliczyła glebę. Na prostej drodze i prędkości około 7 km/h. W efekcie zerwany mięsień w kolanie i pęknięty mostek. 

Pozdrawiam i szybkiego powrotu do zdrowia życzę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

I chyba najważniejsze, cokolwiek nie robisz dbaj o swoją głowę! Kask powinien być dla kolarza tym czym karabin dla żołnierza, miej go zawszę przy sobie i na sowim miejscu, nie ważne jak wyglądasz, nie ważne czy inni jeżdżą bez. Pamiętaj że noga i ręką się zrosną, strupy zejdą, ale mózg i czaszkę masz tylko jedną! Nie ma dla osoby aktywnej nic gorszego niż paraliż do końca życia. Osobiście wolałbym już zginąć, zawszę o tym pamiętajcie!

I tak właśnie działa Efekt Peltzmana zwany inaczej kompensacją ryzyka, złudne poczucie bezpieczeństwa.

Bezpieczeństwo to nie to samo co poczucie bezpieczeństw.

 

http://polskanarowery.sport.pl/blogi/tylkodlarowerow/2012/04/efekt_peltzmana__czym_jest_i_w_jaki_sposob_dotyka_cyklistow/1

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

I tak właśnie działa Efekt Peltzmana zwany inaczej kompensacją ryzyka, złudne poczucie bezpieczeństwa. Bezpieczeństwo to nie to samo co poczucie bezpieczeństw.
,@@inforobert,  

Czyli uważasz że jazda po singlach czy zjazdówkach bez kasku jest bezpieczna ? Nie rozumiem zupełnie sensu tego co napisałeś, to oczywiste że MTB wiąże się z ryzykiem, niezależnie czy mamy kask czy też nie, równie dobrze mogłem skręcić sobie kark i kask by mi nie pomógł, nawet FF.
Nadrzędne jest zachowanie zdrowego rozsądku, kalkulacja ryzyka. 
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdybyś nie miał kasku to byś tam pojechał i skoczył ?

 

Oczywiście że nie, ale znam ludzi którzy by skoczyli, więc czego to dowodzi ? 

Jeśli ta teoria miała by sens ludzie nie wchodziliby na Mount Everest bez tlenu w obawie przed chorobą wysokościową, ani nie ginęli przechodząc przez ulice w niedozwolonym miejscu. Tak jak napisałem, jak brak Ci zdrowego rozsądku i oceny umiejętności w stosunku do tego za co się zabierasz to zaboli.

 

PS: Swoją uwagę motywowałem tylko i wyłącznie troską o innych ludzi którzy zaczynają przygodę z rowerem, Rempała też miał kask ale go nie zapiął i teraz niestety nie ma go już wśród nas, MTB to też nie F1 gdzie element zawieszenia może Ci zrobić dziurę w mózgu, ja sam pewnie byłbym teraz warzywem albo wąchałbym kwiatki bo mój kask pękł w poprzek. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bez kasku nie pojedziesz za to z kaskiem tak.

Idealnie wpisana sytuacja kompensacji ryzyka. Czułeś się bezpieczniej więc pojechałeś, choć wcale nie było bezpiecznie.

Tak samo jak to ze w słoneczny dzień jest więcej wypadków niż w dzień deszczowy, ludzie podejmują większe ryzyko.

Rower, aby podejmować większe ryzyko, kupiłeś lepszy rower.

Himalaje, a gdyby nie mieli tak dobrego sprzętu, tez by tam poszli ?

Można to negować, ale fakty takie są.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

Rower, aby podejmować większe ryzyko, kupiłeś lepszy rower. Himalaje, a gdyby nie mieli tak dobrego sprzętu, tez by tam poszli
 

Bez napinania się bo zupełnie nie jestem tego typu człowiekiem, ale podtrzymam swoje zdanie. Ja bym powiedział tak, lepszy rower bo stary nie pozwalał na jazdę MTB, co samo w sobie było bardziej niebezpieczne dla użytkownika niż lepszy, z tymi himalajami. Nie wiem czy interesujesz się tematem ale polecam Ci życiorys Krzysztofa Wielickiego. On wchodził na Broad Peak praktycznie biegiem, praktycznie bez sprzętu, tak jakby szedł w niskie partie tatr, jak turysta. Czy to ryzykowne? To igranie ze śmiercią, ale jednak się zdecydował. Tak samo Wanda Rutkiewicz i wielu wielu innych którzy często tam zostali. Idąc tym tokiem myślenia skakanie ze spadochronem powinno być jakąś traumą i nikt nie powinien się na nie decydować, bo nikt nie da Ci pewności że czasza się otworzy. Ja nie lubię takiego polemizowania o psychologii, psychologowie często mówią o rzeczach które dzieją się tylko w ich wyimaginowanym naukowym świecie, naprawdę jest to dużo prostsze, coś sprawia Ci radość, a coś mniej bezpiecznego nie. Chociaż i tutaj można się spierać, wielu kierowców rajdowych mówi jak mantrę "Jeździj szybko ale bezpiecznie", co jest całkowitym przeciwieństwem tego co mówi Policja, bo niby prędkość zabija, tylko czy na pewno? A może usterki techniczne albo brak umiejętności jazdy 200 km/h? Ale szanuję Twoje zdanie, każdy ma do niego prawo.

Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jednostkowe przypadki nie negują zjawiska kompensacji ryzyka.

Młodzi mają więcej siły i refleksu więc podejmują większe ryzyko, patrz wypadki drogowe.

W USA wprowadzono obowiązkowo posiadanie zapasowego spadochronu, nie zmniejszyła się liczba wypadków śmiertelnych.

W Nowej Zelandii wprowadzono obowiązkowo noszenie kasków przez rowerzystów, zmniejszyła się liczba rowerzystów ilość wypadków pozostała na tym samym poziomie.

Podobnie jest z ABSem i poduszkami powietrznymi.

Systemy finansowe, im większe zabezpieczenia gwarancyjne tym większe ryzyko podejmują podejmują instytucje finansowe.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Używanie dodatkowych zabezpieczeń powoduje, że zwiększa się skłonność do podejmowania ryzyka, ponieważ wnoszą one złudne poczucie bezpieczeństwa.

 

Bez kasku i ubrania pojadę na motocyklu max 50km/h bo już przy tej prędkości jazda staje się mało przyjemna. Jak ubiore kask i stosowne ubranie odważę się na 200+. Kask i ubranie nie zwiększają moich umiejętności ani nie zmniejszają ryzyka wypadku...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Absolutnie nie złudne. Nie zmniejszają ryzyka, ale zmniejszają skutki.

 

Mi kask na 90% uratował życie. Kierowca jadący z naprzeciwka skręcił, nie ustąpił i uderzył mnie w bok. Uderzyłem głową w maskę (bokiem/przodem) i w asfalt (tyłem). Kask porysowany i popękany - bez niego takie uszkodzenia byłyby na głowie.

 

Czy z kaskiem, czy bez, w tym miejscu jechałbym tak samo. Oczywiście gdybym jechał bez kasku, kierowca by mi ustąpił...  :laugh:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdyby jemu w samochodzie wyłączyli wszystkie poduszki powietrzne i ABS to by jechał wolniej.

Skoro kaski takie super, to zbroja jeszcze lepsza do pary z kaskiem.

Wiesz że urazy głowy w wypadkach drogowych są najczęstszymi urazami ?

Piesi też mają nosić kaski ? Sytuacja jak wyżej opisana może się przytrafić też pieszemu na pasach.

Tym razem narty i kaski :

 

https://www.pocztazdrowia.pl/artykuly/narty-wiecej-wypadkow-smiertelnych-wsrod-osob-jezdzacych-w-k

 

 

Szkocki lekarz Mike Lagran, prezes międzynarodowej organizacji na rzecz bezpiecznej jazdy na nartach, pisze na swojej stronie internetowej: „Biomechanicy dowiedli, że – aby chronić głowę przed bezpośrednim uderzeniem przy prędkości 50 km/h, to – z wykorzystaniem obecnie dostępnych materiałów – kask musiałby mieć grubość co najmniej 18 cm, obwód 50 cm i ważyć przynajmniej 5 kg”4. … co nie ma nic w wspólnego z ogólnodostępnymi kaskami wykonanymi z plastiku i polistyrenu.

Tekst pochodzi ze strony https://www.pocztazdrowia.pl/artykuly/narty-wiecej-wypadkow-smiertelnych-wsrod-osob-jezdzacych-w-k © Poczta Zdrowia sp. z o.o.

 

 

Podobną tendencję da się zaobserwować w Stanach Zjednoczonych. Statystyki Uniwersytetu Medycznego w Michigan wskazują na wzrost urazów głowy na amerykańskich szlakach narciarskich aż o 60% w okresie między 2004 a 2010 rokiem, kiedy to prawie wszyscy zaczęli nosić kaski. Liczba urazów innych części ciała dla tego samego okresu pozostała bez zmian!3 W sezonie 2008–2009 ponad połowa osób, które zginęły w amerykańskich kurortach narciarskich, w chwili wypadku miała na sobie kask. To pewne – noszenie kasku skłania do podejmowania większego ryzyka. Dzieci i dorośli, którzy mają naturalną tendencję do bycia nierozważnym, w kasku pozwalają sobie na jeszcze więcej, gdyż odnoszą mylne wrażenie, że on ich przed wszystkim zabezpieczy. Stąd też tragiczne wypadki przy jeździe na nartach, snowboardzie, rowerze czy skuterze.

Tekst pochodzi ze strony https://www.pocztazdrowia.pl/artykuly/narty-wiecej-wypadkow-smiertelnych-wsrod-osob-jezdzacych-w-k © Poczta Zdrowia sp. z o.o.

 

Narodowy program bezpieczeństwa ruchu drogowego

http://www.krbrd.gov.pl/files/file/Programy/KRBRD-Program-P1a-20140422-S4-K1-PL.pdf

 

 

Dodatkowymi okolicznościami zwiększającymi ryzyko wypadków i ich ciężkości są:
• młody wiek (skłonność do brawurowych zachowań),
• starszy wiek (ograniczenia psychofizyczne),
• skłonności do kompensacji ryzyka (nadmierna wiara w technologię).

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A gdyby zamontowali kilogram C4 pod siedzeniem aktywowane czujnikiem zderzeniowym, to jechałby jeszcze ostrożniej. Ciekawe, że zdezelowane BMW bez poduszek zwykle jeżdżą najagresywniej.

 

Sugerujesz, że gdybym nie miał kasku, to by mnie nie potrącił? 

 

Nie wiem czy wiesz, ale samochód skręcający w poprzeczną ulicę nie ma 50km/h, podobnie jak większość rowerzystów. 

 

Nie muszę czytać wywiadu z "lekarzem", żeby widzieć jak wygląda kask po moim wypadku i mieć trochę wyobraźni, jak wyglądałaby głowa bez niego.

 

Jeśli nie zauważyłeś, artykuł mówi o lepiej chronionych sprawcach wypadków, nie o ofiarach.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nigdzie nie pisałem że nie wolno podejmować ryzyka, tylko śmieszy mnie wiara w 2 cm styropianu.

Co się tyczy prędkości, głowa upadającego człowieka który potknął się uderza o ziemię z siłą równa 20km/h.

No i brak konsekwencji, skoro kask taki dobry to czemu w samochodzie ich nie używacie, przecież kurtyny powietrzne maja słabą skuteczność, a dla czego nie używanie zbroi kręgosłup mniej ważny? Czy to tylko kwestia mody ?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie muszę wierzyć, bo przetestowałem własnogłownie.

 

Od kiedy siłę mierzymy w km/h? 

 

A co do zbroi, porównaj sobie kiedy i przed czym chroni zbroja, a kiedy kask. I które z tych sytuacji częściej występują na rowerze - chyba, że dalej chcesz trollować to sobie daruj.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedyś dziecko znajomych przewróciło się niefortunnie na bok i spadając z roweru uderzyło skronią w krawędź krawężnika. Na szczęście miało kask. Kask się roztrzaskał, na skroni był wielki siniak i opuchlizna, ale kości całe. Mojego syna też uzbroiłem w kask. Kiedyś przy hamowaniu odwróciło go (zarzuciło tylnym kołem) i spadł z impetem głową do tyłu uderzając w asfalt. Kask pięknie to zamortyzował i nic się nie stało. Potem jeszcze miał kilka upadków, których nie widziałem, ale pęknięcia i rysy na kasku wiele mówią. Będąc konsekwentnym na pytanie, dlaczego ja nie jeżdżę w kasku przyznałem, że nie mam. Dając dobry przykład kupiłem i jeżdżę w kasku mimo, że wcześniej nie używałem. Nie jeżdżę szybciej, bo wcześniej też jeździłem szybko. Za to teraz czuję się bezpieczniej i wcale nie szaleję bardziej. Kask to zawsze jakaś amortyzacja. Nie ma co dyskutować. To tak, jak ochraniacze na kolana, nadgarstki i łokcie dla rolkarzy. Niby takie drobiazgi, a naprawdę ratują przed urazami i też nie prowokują mnie do szybszej jazdy.

 

Wysłane z mojego JY-S3S przy użyciu Tapatalka

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...