Skocz do zawartości

[blog enduro MTB] 1Enduro.pl


Wooyek

Rekomendowane odpowiedzi


 

Rowerzyści lubią hejt, narzekanie i kontrowersje. Czy to znaczy, że lubią ostatnią edycję Enduro MTB Series...? Ci co nie byli - na pewno ;) Ci co byli, w tym ja, mają w najlepszym wypadku mieszane uczucia. Quo vadis, #enduro?

 


 

enduro-mtb-series-szklarska-poreba-2017-

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To nie są kolarze górscy, to są kolarze ęduro ;)

 

Bez złośliwości ale sądzę, że połowa uczestników tych imprez zdobywało doświadczenie na nienagannych technicznie i wygodnych trasach Enduro Trails, Srebrna Góra czy Rychleby. Zderzenie z rzeczywistością kończy się lamentem, że zamiast szybko i sprawnie było błoto, ciężko i za duże kamienie. To są również konsekwencje myślenia o którym wspominał @ishi, "więcej sprzętu niż talentu".

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"więcej sprzętu niż talentu"

Obawiam się, że nie wiesz, o czym piszesz.

 

Podpowiedź: największa krytyka pojawiła się ze strony absolutniej czołówki zawodników, który talentu mają więcej, niż całe to forum razem wzięte ;) No ale ego trzeba sobie podbudować, a nic tak nie cieszy, jak podśmiechujki w internecie z flowtrailowych ędurowców, którzy pobrudzili sobie kolorowe buciki...

 

Napisałem to już sto razy w komentarzach w innych miejscach, więc napiszę jeszcze raz: nikt nie narzekał, że trasa była trudna i nikt nie narzekał na błoto. Ba, Brian wręcz narzekał, że trudnych sekcji było za mało! Narzekania były na górną połowę OS2, która była po prostu nieprzejezdna. I nie "nieprzejezdna" w sensie "muszę zejść na chwilę z roweru, ale prosi jadą", tylko po prostu niemożliwa do pokonania na rowerze.

 

 

PS. Napisanie "bez złośliwości" na początku ewidetnie złośliwej wypowiedzi nie powoduje, że staje się ona mniej złośliwa :P

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zabawna sprawa z tymi zawodami. Byłem w łikend w Szklarskiej. W sobotę pojechałem maraton mega a w niedzielę relaksowałem się kręcąc leniwie po izerskich szutrach. Natknąłem się brać startującą w zawodach i postanowiłem troszkę pokibicować na jakimś zjeździe. Trafiłem w miejsce pod kopalnią Stanisław. Dokładnie w punkt, gdzie czerwony pieszy wpada na asfalt.

 

I co? Otóż nasłuchałem się przekleństw na konieczność podjeżdżania, bo było tam akurat z 200 metrów asfaltowego łącznika o kilkuprocentowym nachyleniu. Rzeczywiście kawał wspinaczki... Co mnie zszokowało, to że ponad połowa zawodników pchała tam rowery! Wprawdzie to byli zawodnicy z ostatniej ćwiartki stawki, ale i tak patrzyłem na to z niedowierzaniem. Ktoś siedział na szczycie tego podjazdu (podjeździku raczej) i nie był w stanie się ruszyć pokonany przez skurcze. Usłyszałem opowieści, jak to trzeba było iść przez bagno po pas(!). Oceny były takie, że te zawody to nieporozumienie.

 

Mając wyżej opisany podkład z ciekawością czytam relację na obu linkowanych blogach. Okazuje się, że to bagno po pas, to minuta - dwie podmokłej, trawiastej ścieżki. Ok, zgadzam się, że tego nie powinno być na trasie, bo łąki to żadna satysfakcja dla kolarza a podmokłe łąki to już absolutnie żadna przyjemność. Na pewno nie po takie trasy jeździ się długie kilometry do Szklarskiej. Trasa ma nadawać się do jazdy i do dawania satysfakcji. No ale jak przyłożyć to do opowieści, to trochę litość bierze, że aż takie narzekania na to.

 

Druga rzecz - podjazdy. Słuchając opinii można było dojść do wniosku, że org przesadził z objętością trasy lub ilością przewyższeń na odcinkach z pomiarem czasu. Nie wiem ile było podjazdów robionych na czas, ale jak widzę na zapisane na stravie przejazdy, to całość zamknęła się w ok. 35 km i 1100 m przewyższenia. Widziałem w jak leniwym tempie zawodnicy wtaczali się pod kopalnie Stanisław. Nie wiem w jak słabej kondycji trzeba być, żeby taka trasa wykończyła. Jeśli ktoś ma problemy kondycyjne na takiej trasie, pokonywanej w ponad 6 godzin, to maraton mega by go zabił.

 

Mam takie wyobrażenie, że endurowiec to kolarz, który potrafi targać górskie szlaki od świtu do zmierzchu. Ogarnie kondycyjnie 2 do 3km w pionie w terenie górskim i zjeżdża niewiele gorzej od specjalistów od DH. To co zobaczyłem w Szklarskiej nijak nie pasuje do mojej wizji. Pozostaje mieć nadzieję, że ci zawodnicy nie są reprezentatywni, że mają z większością tyle wspólnego co uczestnicy "maratonu" mini z trzeciej setki stawki z czubem giga, czyli - poza używaniem roweru - zupełnie nic.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Woyek, to nie była złośliwa wypowiedź tylko subiektywna. Trochę się najeździłem u Golonki i Grabka w błocie i deszczu więc mam swoją wizję kolarstwa górskiego i rzeczywiście, jest ona daleka od "flowtrailowych ędurowców którzy pobrudzili sobie kolorowe buciki" ;)

 

Cytowana przez Ciebie mamba chociaż sama ma duży dystans do tej imprezy i nie narzeka to jednak cytuje na swoim blogu sporo hejtu uczestników, włącznie z chęcią rezygnacji z dalszej jazdy ze względu na warunki, więc naprawdę - bez złośliwości  :thumbsup: 

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam takie wyobrażenie, że endurowiec to kolarz, który potrafi targać górskie szlaki od świtu do zmierzchu. Ogarnie kondycyjnie 2 do 3km w pionie w terenie górskim i zjeżdża niewiele gorzej od specjalistów od DH. To co zobaczyłem w Szklarskiej nijak nie pasuje do mojej wizji. Pozostaje mieć nadzieję, że ci zawodnicy nie są reprezentatywni, że mają z większością tyle wspólnego co uczestnicy "maratonu" mini z trzeciej setki stawki z czubem giga, czyli - poza używaniem roweru - zupełnie nic.

 

 

Wiesz, tak to jest, że jeden jest lepszy a drugi gorszy. Jeden lepiej zjeżdża a drugi podjeżdża. Najważniejsze, że mają frajdę i nam nic do tego.

To tak jakby ocenić, po tym filmie, że na maratonach to owszem, umieją obsłużyć pulsometr i wiele wiedzą o strefach tętna, natomiast nie umieją jeździć rowerem, a to przecież nieprawda.

[video=youtube]

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co prawda byłem tylko na jednym maratonie ( pod Warszawą), ale co się napatrzyłem to moje. Znaczna część ludzi ( sektory 7-10) umie cisnąć po prostej, natomiast każdy podjazd/ zjazd czy techniczny odcinek to jest jakaś "błazenada". Każdy podjazd ( przypominam że raczej płaskie tereny) to sapanie jakby schodzili z tego świata/ wpychanie roweru a zjazd to "kurczowe" trzymanie hamulców.

 

Pewnie gdyby trasa była idealnie płaska to bym dostał mocno po tyłku ( ważę bardzo mało więc na prostych nie mam szans), natomiast na podjazdach/ zjazdach mijałem całe grupy.

 

Według mnie świadczy to o tym że duża część ludzi nadal tylko "pedałuje" a nie zadaje sobie trudu żeby pojechać w trudniejszy teren, zrobić jakiś podjazd i poćwiczyć technikę, bo wtedy zamiast 100 zrobią 50 km.

 

Co do filmiku powyżej: jest kilka osób które trochę przesadziły z prędkością ale jest też kilka ( o tych pisałem powyżej) co zachowali się jakby pierwszy raz w życiu przejechali przez "wybrzuszenie".

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie za bardzo rozumie czemu tak "pozytywnie" wypowiadają się o skali trudności ci co nie byli na tej trasie w Szklarskiej Porębie. Ja nie byłem ale jak widać po materiale spora część to również spore nieporozumienie. Nastała w tym chyba najgorzej to wygląda w XCO jakaś mania wyznaczania tras po jakiś głazach wielkości pralki. Jak kogoś bawi jazda po czymś takim a bardziej walka o przetrwanie to jego sprawa ale faktycznie z enduro to nie ma nic wspólnego. Można wytyczyć trasę korytem potoku ale to będzie taki sam bez sens jak to bagno. 

 

I trzeba mieć na uwadze, że sporo ludzi bywa w górach okazjonalnie na takie zawody więc logicznym, że mają braki kondycyjne i techniczne. To samo jest w maratonach xc. 

 

Natomiast z całego tematu wszystkim powinna wbić się w głowy jedna sentencja jak trudno jest przeprowadzić w naszych należących do każdego z nas lasach jakichkolwiek zawodów. Trzeba chodzić po prożbie do pasożytów czy półgłówków z RDOŚ choć nie koniecznie to dotyczy "tamtego" oddziału. To jest prawdziwy kłopot by zrobić fajne odcinki. Może coś jest fajnego parę set metrów dalej ale nie ma zgody tylko trzeba lecieć "zrywkówką". 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

Według mnie świadczy to o tym że duża część ludzi nadal tylko "pedałuje" a nie zadaje sobie trudu żeby pojechać w trudniejszy teren, zrobić jakiś podjazd i poćwiczyć technikę, bo wtedy zamiast 100 zrobią 50 km.

 

Na tych złomach nie da się poćwiczyć, jeżeli ktoś nie umie prowadzić roweru. Można jedynie zaliczyć glebę. Tak jak jest to pokazane na filmie.  :D

Jaki trudniejszy teren. Jak pojawi się coś trudniejszego, to modlą się o cud do Matki Boskiej żeby jakoś  przejechać " z wielkim bólem "  trudny odcinek.

Najlepsza dla takich kolarzy jest idealnie płaska trasa, i posypana żwirkiem.  :P

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiesz, tak to jest, że jeden jest lepszy a drugi gorszy. Jeden lepiej zjeżdża a drugi podjeżdża. Najważniejsze, że mają frajdę i nam nic do tego.

 

Ci z końca stawki zachowywali się jakby byli tam za karę (nie wszyscy) a nie jakby mieli jakąś frajdę...  Ja tylko to oceniam, a nie to, jaki kto ma sposób na czerpanie radości z kolarstwa. No i opisuję mój dysonans poznawczy po skonfrontowaniu opinii z materiałem dowodowym.

 

Oczywiście, że są lepsi i gorsi. Tak samo na maratonach. W czubie giga znajdziesz osoby, które bez problemu wygrają nie jeden wyścig szosowy a posadzeni na rowerze enduro byliby w czubie zawodów enduro. W ogonie mini znajdziesz kompletnie nie ogarniające osoby. Normalna sprawa.

 

Może w tym rzecz, że zawody enduro mają jedną trasę i jeden poziom trudności? Podejrzewam, że dla czołówki taka Szklarska to były zawody bardzo krótkie. Gdzie tu element endurance przy 35km i 1100m w pionie? Dla zaawansowanego kolarza to krótka piłka. Natomiast ci z ogona i tak mieli już dosyć, a widziałem ich ledwie za połową trasy.

 

To tak jakby ocenić, po tym filmie, że na maratonach to owszem, umieją obsłużyć pulsometr i wiele wiedzą o strefach tętna, natomiast nie umieją jeździć rowerem, a to przecież nieprawda.

 

Tylko filmik jest kompilacją. A ja po prostu trochę stałem przy trasie. Nikt dla mnie nic nie kompilował. Szkoda, że nie załapałem się na przejazd czuba stawki.

Filmik dobry  :thumbsup:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  Może w tym rzecz, że zawody enduro mają jedną trasę i jeden poziom trudności? Podejrzewam, że dla czołówki taka Szklarska to były zawody bardzo krótkie. Gdzie tu element endurance przy 35km i 1100m w pionie? Dla zaawansowanego kolarza to krótka piłka. Natomiast ci z ogona i tak mieli już dosyć, a widziałem ich ledwie za połową trasy.

 

Chyba nie do końca czujesz specyfikę zawodów enduro i przyrównujesz je do zwykłych wycieczek, tudzież maratonów - gdzie zmęczenie narasta w miarę równomiernie z pokonanymi kilometrami.

 

Długość trasy nie ma aż tak decydującego znaczenia dla ścigania, ani tym bardziej przewyższenie (w 95% pokonywane poza pomiarem czasu). Element "endurance" jest na odcinku specjalnym, który od startu do mety jedziesz na 100%. W dodatku przy on-sight, nie masz pojęcia jaki będzie profil trasy, więc jeśli pojawia się nawet krtóki podjazd, to nie jesteś na niego przygotowany. Jedziesz na pełnych obrotach po trudnym zjeździe i nie masz nawet 30 sekund na wyrównanie oddechu.

 

Więc nie dziw się, że ktoś się nie uśmiecha serdecznie w momencie, jak trafia na niespodziewany asfaltowy podjazd. Jest zmęczenie, jest walka, są kwaśne miny, ale o to chodzi w ściganiu. To jeszcze nie znaczy, że dana osoba nie ma z tego frajdy i że po dojechaniu do mety nie pojedzie na kolejne odcinki.

 

 

PS. Mam wrażenie, że w tym gąszczu opcji, wariantów i wyborów, coraz więcej osób widzi tylko to co chce widzieć. A jak czegoś nie rozumie, to uzupełnia luki stereotypami. Dlatego endurowcy nie jeżdżą, tylko lansują się w kolorowych ciuszkach, crosscountrowcy nie potrafią zjeżdżać (a maratończycy to już w ogóle jeździć na rowerze), downhillowcy to leniwe banany z bogatymi rodzicami, a szosowcy tylko jadą na dopingu w przerwach między goleniem nóg.

 

Głupio.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wooyek, przyznaję to bez bicia - nie do końca rozumiem specyfikę zawodów enduro. Nigdy się w to nie bawiłem i raczej nie będę. Ale zawsze mogę spróbować zrozumieć.

 

 

 

Element "endurance" jest na odcinku specjalnym, który od startu do mety jedziesz na 100%.

OK. Te OSy to łącznie w Szklarskiej był wysiłek trwający 25-50 minut.  Jakie są Twoje odczucia - te 35 minut jazdy na całego i 5,5h dojazdówek to w sam raz, żeby dobrze pojeździć i sprawdzić się czy może trochę za dużo lub za mało? Faktem jest, że jak ktoś bardzo pragnie, to zajedzie się na 15km płaskiego asfaltu, ale z drugiej strony są zawody XC, podczas których zawodnicy jadą 1,5h bez wytchnienia na przemian w górę i w dół. Są trudne technicznie elementy, które siłą rzeczy pokonują na zmęczeniu, które czasami ledwie pozwala kierownicę utrzymać w rękach.

Pytanie nr 2: uważasz że stworzenie dystansów dla zaawansowanych i początkujących ma jakiś sens czy to brednia totalna?

 

 

 

PS. Mam wrażenie, że w tym gąszczu opcji, wariantów i wyborów, coraz więcej osób widzi tylko to co chce widzieć.

Wielu ulega pokusie pompowania swojego ego przez wytykanie, że ktoś jest gorszy. Siedząc przy makaronie po maratonie też słyszałem pogardliwe rozmowy, że ktoś na super sprzęcie jechał i kaleczył zjazdy. Prawda jest taka, że każdy jedzie, jak umie, dosiadając sprzętu, na jaki go stać. Jeśli chce się być dobrym kolarzem, trzeba opanować oba kierunki jazdy - w górę i w dół. Nie można być świetnym technicznie, ale ze sporą nadwagą i bez kondycji, ale też nie można katować tylko interwałów i być bez techniki. Dotyczy to również kolarstwa szosowego uprawianego w górach.

Zamiast wytykać komukolwiek, że nie umie zjeżdżać lub nie nie ma kondycji, wypada samemu popracować nad swoją kondycją lub umiejętnościami zjazdowymi.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Marcinusz, dzięki za otwartość.

 

OK. Te OSy to łącznie w Szklarskiej był wysiłek trwający 25-50 minut.  Jakie są Twoje odczucia - te 35 minut jazdy na całego i 5,5h dojazdówek to w sam raz, żeby dobrze pojeździć i sprawdzić się czy może trochę za dużo lub za mało?

Dla porównania można rzucić okiem na wyniki Enduro World Series. Standardowe czasy czołówki to okolice 25-30 minut, lub 50-60 w przypadku zawodów dwudniowych*. Czyli na pierwszy rzut oka Szklarska idealnie wpisuje się w standard, choć trzeba wziąć pod uwagę sztuczne wydłużenie OS2 przez bagno. Ale w Srebrnej Górze też wyszło 25 minut, na Enduro Trails ciut mniej (20 minut).

 

To jest całkiem sporo ścigania. Odcinki enduro często są porównywane do tras DH (czasem nawet przebiegają dokładnie po nich), które zazwyczaj mają 3-5 minut. Więc "endurance" polega na zrobieniu tego x4 (12-20 minut) i dorzuceniu kilku podjazdów (powiedzmy +25% czasu, żeby nie zrobiło się XC). No i oczywiście zmęczenie z dojazdówek też się na to nakłada, choć tak jak pisałem - jak ktoś ma jako-taką kondycję, nie jest to aż tak kluczowe (wycieczkowe tempo na podjazdach + czas na odpoczynek).

 

Oczywiście wszystkie powyższe czasy to są wyniki zwycięzców. Jak sam zauważyłeś, najwolniejszym zawodnikom potrafi to zająć nawet dwukrotnie więcej (choć tak skrajne wartości często wynikają z awarii).

 

* z powyższego wynika w skrócie, że moim zdaniem to jest optymalna objętość zawodów. Ale dwudniowe zawody to akurat jest coś, w czym chętnie wziąłbym udział - wtedy element "endurance" byłby jeszcze wyraźniejszy.

 

 

zawody XC, podczas których zawodnicy jadą 1,5h bez wytchnienia na przemian w górę i w dół. Są trudne technicznie elementy, które siłą rzeczy pokonują na zmęczeniu

Patrząc na Schurtera czy Włoszczowską, faktycznie tak to wygląda. Ale w przypadku amatorów (nawet tych dobrze wytrenowanych), nie ma mowy o jeździe 1,5h w trupa. Zwłaszcza, że pętla jest doskonale znana - więc rozkłada się siły, odpoczywa na zjazdach, przygotowuje organizm przed głównymi podjazdami. Oczywiście daleki jestem od stwierdzenia, że enduro jest bardziej wymagające fizycznie od XC (bo zdecydowanie nie jest). Ale specyfika jest inna i nieprzewidywalność odgrywa w niej ważną rolę. O amatorskim charakterze nie wspominając (kto się ściga w XCO "dla funu"?)

 

 

Pytanie nr 2: uważasz że stworzenie dystansów dla zaawansowanych i początkujących ma jakiś sens czy to brednia totalna?

Patrzenie na zawody enduro przez pryzmat dystansu nie ma sensu, co już zasugerowałem w poprzednim poście (to nie maraton!). Przykładem niech będą najtrudniejsze w sezonie zawody w Mieroszowie, które wcale nie są bardzo długie. Więc żeby nie była to "brednia totalna", zakładam że chodzi Ci o zróżnicowanie ilości i trudności OS-ów. Czyli np. wariant początkujący to 3 łatwiejsze OS-y, a zaawansowani pokonują dodatkowo 2 trudniejsze.

 

Kiedyś było też więcej serii zawodów, z których część była "dla ludu" (Enduro Trophy) a część "dla hardkorów" (EMTB Enduro). Życie zweryfikowało i dziś żadna z tych serii nie istnieje - scena nie jest jeszcze tak duża, żeby odcinać daną grupę uczestników.

 

Więc myślę, że stan obecny jest dobrze wyważony, zwłaszcza że:

- dla początkujących większą barierą wejścia jest trudność techniczna, niż kondycyjna;

- zaawansowanych jest mało - osoby wygrywające polskie zawody to też są tak naprawdę amatorzy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki Wooyek za rzeczowe wytłumaczenie sprawy. Moje zainteresowanie wynika trochę z tego, że do turystyki mam Trance'a, czyli sprzęt na którym mógłbym spróbować zawodów enduro. Jednak z tego co piszesz wynika, że raczej się w tym nie odnajdę. Bo skoro taka formuła jest już ogólnie przyjęta, to nie ma co oczekiwać, że się znacząco zmieni.

 

Z mojego punktu widzenia taka objętość to za mało na dzień jazdy. Ponadto wolałbym, aby ewentualna dobra forma/wytrzymałość miała szanse wyraźnie odbić się pozytywnie na wyniku.

 

Co do dystansów dla zaawansowanych, to o coś takiego, jak napisałeś mi chodziło. Analogicznie do maratonów - początkującemu wystarczy mini, żeby się ujechać. Ambitny amator potrzebuje tych 2-3 godzin ścigania na mega z większymi trudnościami technicznymi. A elitarni zawodnicy tłuką górskie giga w 3,5-4 godziny. Skoro nie sposób pogodzić te 3 grupy jednym dystansem i poziomem trudności na maratonie, to rodzi się pytanie, jak to pogodzić na zawodach enduro? 

 

To jest właściwie pytanie o to czy zawody enduro powinny być powszechnie dostępne czy elitarne. Maratony MTB są najbardziej dostępne. Między mini na północy polski a górskim giga jest miejsce dla wszystkich. XCO to już inna zabawa - nie robisz 80% wydajności najlepszego, to dostajesz dubla i schodzisz z trasy. To zawody dla sportowców z krwi i kości. Na szosie jest zasadniczo podobnie (przynajmniej na razie). Jeśli nie jesteś dość mocny, to grupa Cię urywa i masz kilka godzin jazdy indywidualnej na czas (czyli bezsens). 

 

No i z enduro może być tak, że ciągnie się poziom trudności i objętość w dół, żeby nie zrażać początkujących - kosztem zaawansowanych, którzy jeżdżą po zbyt łatwych i może zbyt krótkich (o długości piszę z dużą dozą niepewności po Twoich wyjaśnieniach). Albo robi się zawody odpowiednio trudne dla zaawansowanych i zbyt elitarne dla zwykłego zjadacza chleba (jak XCO czy wyścigi szosowe).

 

Sorry za przydługi wywód :/

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak zwał tak zwał, jeśli OS-y są tylko na dół, to nie jest to Enduro, tylko DH, a że tak sobie chłopaki to nazywają, to ich sprawa. Ja już dawno wyścigów rowerowych staram się nie nazywać maratonami, bo co to za maraton, który jadę 2 godziny? A puls na zjazdach, jakie by one nie były nie przekracza mi progu tlenowego, chyba że ze strachu :) więc o jakim obciążeniu na 100% mówimy? Chyba psychicznym, bo raczej nikt tam nie jedzie na Hrmax (spytam Remika przy okazji). Natomiast tak samo jak większość rowerzystów nie lubię absurdalnych odcinków w błocie po kolana i tu się zgadzam z narzekającymi. Tylko tu. Są zawody, jest trasa i jest jednakowa dla wszystkich.

I jeszcze co do jazdy na 100% - nikt tak nie jeździ całego wyścigu, nawet czołówka światowa. Tak się po prostu fizycznie nie da, a takie sformułowanie to słowo-wytrych, do którego można wrzucić co nam pasuje. Na 100% to sobie można zrobić finisz, przez kilkadziesiąt sekund i tyle.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak zwał tak zwał, jeśli OS-y są tylko na dół, to nie jest to Enduro, tylko DH, a że tak sobie chłopaki to nazywają, to ich sprawa. Ja już dawno wyścigów rowerowych staram się nie nazywać maratonami, bo co to za maraton, który jadę 2 godziny? A puls na zjazdach, jakie by one nie były nie przekracza mi progu tlenowego, chyba że ze strachu :) więc o jakim obciążeniu na 100% mówimy? Chyba psychicznym, bo raczej nikt tam nie jedzie na Hrmax (spytam Remika przy okazji). Natomiast tak samo jak większość rowerzystów nie lubię absurdalnych odcinków w błocie po kolana i tu się zgadzam z narzekającymi. Tylko tu. Są zawody, jest trasa i jest jednakowa dla wszystkich. Są inne dziedziny sportu, gdzie można się wykazać.

 

Enduro to jest DH - wygrywa ten, kto najszybciej zjedzie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja już dawno wyścigów rowerowych staram się nie nazywać maratonami, bo co to za maraton, który jadę 2 godziny?

Najlepsi zawodnicy biegną maraton w nieco ponad 2 godziny. Ich też nie nazywasz maratończykami?

 

Wybieraj dystans giga. W czym problem? W Szklarskiej zwycięzca jechał 3h31m. Mogę Ci zagwarantować, że nie przejedziesz szybciej :D

 

 

A puls na zjazdach

Są takie zjazdy na których trzeba sporo popracować całym ciałem. Tam puls wcale nie musi spaść wobec tego, jaki masz przy jeździe na prostej. O ile na maratonie to wyjątkowe fragmenty, to jestem gotów założyć, że na zawodach enduro jest tego dużo.

 

Tych 100% to chyba nikt rozsądny nie rozumie dosłownie i bez konktekstu...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czym są spięte pancerze przy kierownicy? To jest taka "spirala" używana do spinania przewodów elektrycznych czy coś bardziej "dedykowanego"?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...