Skocz do zawartości

[jazda]Jak się uczyliście jeździć?


Rekomendowane odpowiedzi

Hehe, kiedy to było :icon_wink: Pamiętam miałem taki mega malutki rower na wzór BMX-a (generalnie nigdy juz nie widziałem takiego małego BMX-a). A jako ze mieszkałem na blokach to przyszedł moment ze wszystkie dzieci z bloku zaczeły się uczyć jeździć na rowerze (na początku z kijkami) i jak takie stado, wszyscy naraz wychodzili pojeździć na rowerach z rodzicami, aż ktoś nauczył się sam jeździć, wjechał reszcie na ambicje i po tygodniu wszyscy się już scigali wkółko piaskownicy :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja jak byłem mały to byłem bardzo leniwy i nie chciało mi się pedałować więc mój tata co zrobił przywiązał mi nogi do pedałów i co nie miałem wyjścia jak chciałem jezdzić to musiałem pedałować i pedałowałem ;-P

Pozdr.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja z kolei jeździłem z kijem przyczepionym do roweru i dziadek mnie zawsze trzymał, do czasu kiedy kuzyn sie za mnie zabrał. Jak już zauwazyłem ze mnie puścił to byla gleba, a pózniej już jakoś szło.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po mojej pierwszej probie MTB mam do dzis blizne na brodzie po szyciu, bo na trojkolowym rowerku (sztywniak, ostry z napedem na przednie kolo :)) probowalem zjechac ze schodow :D. Natomiast potem bylo chyba dlugo nic, ale pierwsza jazde na rowerze na dwoch kolach pamietam bardzo dobrze: poszedlem do kolegow podworko dalej, mlodszy kolega mial staszego brata, ktory postawil sobie za cel honoru nauczyc nas jezdzic, uzywajac do tego Wigry 3. Wiadomo, nie mozna bylo sie zblaznic :D. Wsiadlem i pojechalem, i do dzis pamietam to poczucie tryumfu i zdumienie, ze jednak da sie jechac :D. Teraz to uczucie tez towarzyszy mi w momentach, gdy uda mi sie zjechac droga, ktora uwazalem za nie do zjechania :). Od tej pory po prostu uwielbiam jezdzic na rowerze.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po mojej pierwszej probie MTB mam do dzis blizne na brodzie po szyciu, bo na trojkolowym rowerku (sztywniak, ostry z napedem na przednie kolo ;)) probowalem zjechac ze schodow B).

Haha xD

 

Ja zawsze jeździłem na rowerze z doczepianymi bocznymi kółkami. Po pewnym czasie były już tak powyginane, że prawie jakby ich nie było więc ojciec je odczepił i jeździłem normalnie na dwóch ;) .

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja najpierw śmigałem na Dixie/Pixie czy jakoś tak. Niebieski był w każdym razie, ale mi go buchnęli. W międzyczasie gdy jeździłem do babci na wakacje to bardzo się nudziłem bo nie miałem swojego sprzęta. Poszliśmy więc z babcią na bazar i zakupiliśmy od dżentelmenów zza wschodniej granicy rower o dźwięcznej nazwie "Żubr" znaczy się po rosyjsku to było (miałem więc wtedy dwa sprzęty, a co ;) ). Niestety wspomniani wcześniej panowie nie posiadali bocznych kółek. I tu był ból bo jeszcze nie śmigałem na dwóch a na czterech. Trudno, był zatem powód aby się nauczyć w końcu żyć bez bocznych kółek. Przez cały dzień babcia razem z moją siostrą jeździły dookoła mnie na jakimś dużym rowerze, pokazując że się da, a ja nic. Podobno w końcu wsiadłem na "żubra' i pojechałem (i poszło mi całkiem za######iście) Pamiętam że wkrótce po tym próbowałem już jazdy na jednym kole. Wakacje się skończyły i musiałem zostawić "żubra" u babci. Później gdy rąbnęli mi tego Dixie/Pixie tata znalazł gdzieś ramę typu "Salto" albo coś w tym stylu. I śmigałem na trawiasto zielonym rowerku :D

Następnie przyszedł czas na naukę jazdy na normalnym rowerze marki Wigry 3 (do tej pory leży w oryginalnym pokrowcu, w stanie prawie jak z fabryki) Wyglądało to podobnie jak nauka bez bocznych kółek, czyli bieganie taty za mną :P Ale w końcu się udało. Pamiętam że zawsze miałem problem z hamowaniem. Zamiast wciskać hamulec po prostu zeskakiwałem z rozpędzonego roweru B) Z resztą o ile pamiętam to gdy weszły na nasz rynek "Górale" i koledzy dawali mi się bryknąć też nie udawało mi się zahamować i zawsze kończyłem na glebie. Epizodu typu BMX nigdy nie przechodziłem w swoim życiu. Za to miałem czerwonego Wigry 4 (Wigry 3 miała moja siostra)

Później w moje życie wkroczył "góral" z supermarketu z ołowianą ramą na którego zawsze kląłem ile się da, ale mimo to zrobiłem na nim wiele kilometrów ;) A od wczoraj jestem właścicielem czarnego Single Speeda z żółtym siodłem i prawdę mówiąc uczę się na nowo jeździć (dlatego też zawitałem na to forum) To się rozpisałem :P

 

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Moja pamięć sięga w dawne czasy jak śmigałam na żółtym rowerku z 3 kołami z plastikowym siodełkiem, później niebieski składak na którym sama chciałam się nauczyć jeździć, nikt za mną z patykiem nie biegał :D

Ogólnie stawałam na górce i zjeżdżałam siadając na siodełku a nogi w powietrzu bo się bałam że nie będę miała równowagi tak długo aż któregoś dnia włożyłam nogi na pedały i pojechałam. Pierwsze co to poleciałam do mamy się pochwalić :D to był mój sukces :P :P :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja standartowo zaczynałem od roweru z doczepianymi kółkami, niepamiętam już marki :)

A potem dostałem rower po wujku...25 letnia szosówka Wagant Sport z pełnymi błotnikami i kierownicą "barankiem" :P W wieku 6-7 lat potrafiłem już jako tako na tym jeździć, pod warunkiem że ktoś pomógł mi wziąć na siodełko :D Do dzisiaj stoi w garażu, w tym czasie trochę zardzewiała i myślę żeby dokonać małej renowacji, kupić nowy osprzęt, odmalować ramę i ożywić moje wspomnienia z dzieciństwa.

No a w wieku 7 lat to wiadomo - każdy dostawał górala to i ja. Rama z marketu, osprzęt shimano, manetki gripshifty srama. Ramę mam do dzisiaj i w tym czasie przemalowywana była ze 4 razy. Ogólnie bardzo fajnie wspominam sprzęty na których się uczyłem :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja też zaczynałem na salcie. Najpierw zjazdy z górki z podpieraniem się nogami, później kuzynka mnie zaczęła uczyć - czyli trzymała siodełko a ja pedałowałem, po chwili jechałem już sam i skończyłem na krawężniku (nie wiedziałem jak się zatrzymać). Potem komunia i BMX - miałem rometowy ale wersję eksportową z lepszą korbą, błotniczkami, lepszym siodłem i osłonkami ze skaji. BMX'a mi ukradli, więc przyszła pora na ukrainę + koło tylne od kolarki + przerzutka (w sumie 4 biegi). Potem wiadomo - czas na górale i tak do dziś :).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedy to było... Dziś się przekonałem, że mimo 30-letniej praktyki nie umiem jeździć, jak w prawie kopnym śniegu wyprzedził mnie gościu z prędkością 30 km/h. A ja tylko starałem się nie spaść z roweru... Pora umierać.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mod Team

Dostałem rower... Tata stwierdził, że nauczy mnie jeździć... Było to w okolicy końcówki przedszkola... A więc pewnego pięknego dnia wraz z moim nowiutkim BMX'em wtedy full wypas mega odlot sprzęt poszliśmy się szkolić, pierwsze 2-3 metry dziarsko pokonałem chybocząc się to na lewo to na prawo i nagle zrobiłem pierwsze w swoim życiu OTB lądując centralnie na dwie górne jedynki, które już zostały wbite w ziemię - wtedy wiedziałem, że to jest to ;):) :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

u mnie były cztery kółka, kij z tyłu i ojciec lub matka i do w koło bloku i tak podobno długo aż kiedyś pojechaliśmy do jakiś kuzynów za miasto a tam na podwórku jeździła na rowerku jakaś dziewczynka w moim wieku (nawet nie wie pamiętam kim ona była) , w pewnym momencie podjechała do mnie i się pyta czy chciałbym się przejechać ... to wsiadłem i pojechałem :) od tamtej pory ja jeździć na dwóch kółkach B)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

U mnie też najpierw 3 kółka jakiś zielony rower na początek (niestety nie pamiętam nazwy). Na nim oczywiście po odkręceniu kółek była nauka z kijem, a potem był Pelikan, na którym zaczęły się zabawy w robienie "świecy" (raz wyrwałem kierownicę bo była za słabo zaklinowana), skoki z hopek zrobionych z desek opartych o cegły itd. Na komunię dostałem BMXa Rometu (chyba) to już był full wypas, ale go ukradli (to dowiedziałem się jak już podrosłem trochę, bo rodzice żebym nie płakał niby "wymienili" mi na kolarzówkę na 20 albo 24 calowych kołach (Universal chyba). Potem jeszcze jeden BMX, pomalowany oczo######nym sprayem na zielono, kołpakami itd (jeździło się po podwórku w "żużel" że aż miło :) ) no i w 97 pierwszy MTB (Magnum) już z V-brake'ami (służy do dziś jako "mieszczuch"). Tyle z historii.

Nauka jak pewnie w każdym przypadku obfitowała w wiele mniej i jeszcze mniej przyjemnych upadków - jak pierwszy raz rodzice puścili kija to jechałem tak długo aż nie krzyknęli że jadę sam. Jazda bez trzymanki skończyła się w krzakach róż, a test V-brake'ów (bo ponoć nowe, mocne) na mokrej kostce brukowej szybkim przywitaniem z Matką Ziemią :)

Kurczę, wtedy się człowiek chyba mniej bał upadków, czemu się wtedy endo, wheelie i manuala nie nauczył?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja 3-kółki nie miałem... a przynajmniej sobie nie przypominam, chociaż na jednym zdjęciu jak mam ze 3 latka siedzę na takim wynalazku :D

 

Potem tradycyjnie uczyłem się na "reksiu", z tym że u mnie zwało się to "pinokio", było zielone i miało dokręcają rurę górną - taki mega lans, najpierw z kółeczkami z boku a potem już bez bo uczyłem się szybko hehe :) Reszty rowerów nie pomnę bo temat jest gdzieś indziej, ale kilka ich było :icon_mrgreen:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podobno, nauczyłem się za pierwszą jazdą na dwóch kółkach.

Było to na imieninach czy urodzinach dziadka. Pamiętam, że strasznie mi się nudziło, no to wyciągnąłem mamę na boisko szkolne z rowerkiem takim jakimś bobikiem ;). Ale niestety ostatnio jeździła na nim moja starsza siostra no i nie było w nim bocznych kółek. No to mamusia na szpilkach zasuwała za mną i rowerkiem z kijem. Po jakimś czasie usłyszałem.

-Jedziesz sam albo wracamy do dziadka.

No to pojechałem :)

(to jest wersja mojej mamy)

Ja pamiętam podobną tylko

-Zwolnij albo cię pusze!!!!

Nie zwolniłem ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

mnie to dziadek nauczył, jeździlem najpierw z dodatkowymi kołami na jogim (bo mamuśka oczywiście dbała żebym kolanek nie pozdzierał) ale dziadek, który lubi sport postanowił, że to on właśnie mnie nauczy, jak mamuśka poszła do pracy odkręciliśmy boczne kółka i poszliśmy na boisko prze szkole, jak mama wróciła z pracy ja już umiałej jeździć na dwóch kółkach :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

to było tak mając 4 latka moją mamę denerwował szum plastikowych kółek miałem rower smyk tego samego dnia tata okręcił boczne kółka siodełko zniżył mi tak że nogami dotykałem asfaltu i kazał mi się odpychac.po 1 godzinie jezdzilem już rowerem na 2 kołach :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość gandimore

Dostałem rower. Niebieskie Salto:D Wspaniała maszyna. Jeszcze ledwo sięgałem kierownicy. Tata zrobił kij i zaczęło się dość standardowo. Jadę, ale nie jadę, bo ktoś mnie trzyma i kontroluje ( hmm czasem jakoś tak inaczej...gdzie jest mama?? gleba...) Jedziemy na miasto...gleba...gleba. Kolano się zagoiło...gleba...mamo, tato odczepcie mi ten kij!! I w drogę. Krótko jak się nie wywrócisz to się nie nauczysz:)

Nauka jazdy na rowerze i późniejsze wariacje to chyba najlepsze wspomnienia z dzieciństwa:D

Tak rozmarzyłem się...trzeba wracać do rzeczywistości:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tatuś mnie usiłował nauczyć (bezskutecznie) z kijem od miotły przyczepionym do roweru... Ile łez wtedy popłynęło :)

Aż pewnej nocy przyśniło mi się że jeżdżę na dużym rowerze dziadka, wstałam, rzuciłam hasło "umiem jeździć".

Rodzice popatrzyli jak na debila, ale nie skomentowali :002:

A ja siadłam i pojechałam xD

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...