Skocz do zawartości

[towarzysze potrzebni]


AuthorTraction2010

Rekomendowane odpowiedzi

100km dziennie to wcale nie tak dużo. Swego czasu zrobiłem coś podobnego. W 2008 roku przejechałem rowerem z Wiednia do Pragi przez Salzburg. A rok później z Chałupek (wieś na granicy Polsko-Czeskiej), przez Alpy do Niceii, następnie wzdłuż wybrzeża morza Śródziemnego do Rzymu. Łącznie przejechałem 9 państw. Powiem tak, wyprawa ekstra. Najfajniejsze wakacje w życiu. Jeśli jesteś zainteresowany moimi wyprawami zachęcam do wejśćia na mojego bloga, na którym opisałem wszystko opisale. Zamieściłem na nim również pełno fotografii, cennych uwag i spostrzerzeń. Oto aderes: www.naekskursji.wordpress.com W tym roku chcę przejechać z dziewczyną Bałtyk dookoła. Zobaczym co z tego wyjdzie.

Pozdrawiam serdecznie

 

 

Szkoda, że moja narzeczona taka nie jest... Fajne spostrzeżenia! Dzięki za stronkę i zapraszam na naszą trasę, gdyby Bałtyk nie wypalił.

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mod Team

ja nie w temacie ale po części i mocno - bo widzę, że oprócz wartości poznawczo-krajoznawczo-turystycznej rozpowszechniasz "cudowną ideę" jazdy w "amoku" na pół gwizdka i zasadzie "ja nie dam rady?!" przy okazji wyśmiewając tych którzy w swych wyprawach używają lepszego sprzętu, droższych "zabawek" jak to powiadasz i zapewne tylko po to by podbudować swoje niskie poczucie wartości (no bo po co im tę wszystkie "bajery")

W dodatku chwalone są tu wypady na zasadzie "mało wiedziałem, słabo się przygotowałem ale się udało" !

 

Chłopaki! Pierwsze co - to pamiętajcie- powyższa "ideologia" to miecz obosieczny! I pewnego dnia uderzy w Was.

 

Z 15-18 lat temu jadąc ze swoją dziewczyną (obecnie małżonką) na "wyprawę życia" - Tarnów-Paryż-Tarnów sam szyłem sakwy i śpiwory, rowery kosztowały nas po około 1200zł a na 1,5 miesiąca mieliśmy 550 zł. Dzwoniło się do Polski "z karty" albo zamawiało rozmowę na koszt odbiorcy, jadało byle co a w deszczu ubieraliśmy ponczo z prawdziwego PCV, namiot był decatlona podklejany samemu silikonem bo ciekł jak diabli a jako mapę mieliśmy wielki atlas europy. Zenith robił foty a na 45 dni musiały wystarczyć 3 rolki filmu. Czyli - byli my bohatery-tak?

Dziś nasze rowery zbudowane są na XT i XTRze, mamy porządny sprzęt wyprawowy a na 2013 postanowiliśmy nawet kupić GPS (800zł wystarczy, nie przesadzaj z tymi 4tys zł).

Z czego to wynika? Z doświadczenia, z chęci zobaczenia więcej, z wiedzy ile jaki sprzęt wytrzyma i jak daleko nas zawiezie, jak człowiek czuje się po kilku nocach na dobrym materacu i w pewnym namiocie a jak po nocy na karimacie z wilgotnym narożem namiotu gdy czeka Cię jeszcze kilka takich dni w deszczu a większość betów pachnie wilgocią. Co znaczy nie mieć ciepłego jedzenia bo "palnik padł" albo ile kosztuje nerwów i czasu przecięta w poprzek opona albo tania pompka. O innych awariach nie wspomnę. Czy zatem dziś przemierzając nie raz z rowerem na plecach Alpy, dolinę Martwej Rzeki albo Komovi już bohatery nie jesteśmy? Czy skoro na przejechanie Pirenejów wzdłuż od wybrzeża do wybrzeża zabierzemy GPS to "wyprawa się nie liczy"?

Czy za 5-10 lat mając lepszy sprzęt, używając GPSa, korzystając z membran gore tex lub innych nadal będziesz uważał, że to bajer i niepotrzebne zabawki. Byłbym ostrożny w takich wypowiedziach.

Cieszy, że nadal młodzi chcą jechać, poznawać i wierzą w to że da się i bez współczesnej technologi ale zostawiłbym trochę szacunku do innych wyprawowiczów. Czy masz ThermnaResta czy materac z Jyska (skądinąd bardzo dobry) - zachód Słońca na Końcu Świata wygląda tak samo pięknie.

 

I jeszcze jedno - nie ma się co oszukiwać - im prostszy sprzęt masz tym więcej musisz wiedzieć i umieć. Inaczej możesz bardzo źle wspominać swoją "wyprawę życia". I nie planuj więcej niż 120km dziennie bo może Ci zabraknąć czasu - najnormalniej w świecie. 90 dni w drodze to bardzo dużo, załóż kilka dni w trasie odpoczynku, dni technicznych lub wypadków losowych.

 

A teraz milej - pozostaje tylko życzyć hartu ducha, dobrej ekipy (nam po 20 latach udało się dobrać 1 osobę do teamu hehe), niezłej pogody, kilku mocnych przygód (bo co nas nie zabije to tylko wzmocni) i opowieści do wspominania na kolejnych 20 lat

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ja nie w temacie ale po części i mocno - bo widzę, że oprócz wartości poznawczo-krajoznawczo-turystycznej rozpowszechniasz "cudowną ideę" jazdy w "amoku" na pół gwizdka i zasadzie "ja nie dam rady?!" przy okazji wyśmiewając tych którzy w swych wyprawach używają lepszego sprzętu, droższych "zabawek" jak to powiadasz i zapewne tylko po to by podbudować swoje niskie poczucie wartości (no bo po co im tę wszystkie "bajery")

W dodatku chwalone są tu wypady na zasadzie "mało wiedziałem, słabo się przygotowałem ale się udało" !

 

Chłopaki! Pierwsze co - to pamiętajcie- powyższa "ideologia" to miecz obosieczny! I pewnego dnia uderzy w Was.

 

Z 15-18 lat temu jadąc ze swoją dziewczyną (obecnie małżonką) na "wyprawę życia" - Tarnów-Paryż-Tarnów sam szyłem sakwy i śpiwory, rowery kosztowały nas po około 1200zł a na 1,5 miesiąca mieliśmy 550 zł. Dzwoniło się do Polski "z karty" albo zamawiało rozmowę na koszt odbiorcy, jadało byle co a w deszczu ubieraliśmy ponczo z prawdziwego PCV, namiot był decatlona podklejany samemu silikonem bo ciekł jak diabli a jako mapę mieliśmy wielki atlas europy. Zenith robił foty a na 45 dni musiały wystarczyć 3 rolki filmu. Czyli - byli my bohatery-tak?

Dziś nasze rowery zbudowane są na XT i XTRze, mamy porządny sprzęt wyprawowy a na 2013 postanowiliśmy nawet kupić GPS (800zł wystarczy, nie przesadzaj z tymi 4tys zł).

Z czego to wynika? Z doświadczenia, z chęci zobaczenia więcej, z wiedzy ile jaki sprzęt wytrzyma i jak daleko nas zawiezie, jak człowiek czuje się po kilku nocach na dobrym materacu i w pewnym namiocie a jak po nocy na karimacie z wilgotnym narożem namiotu gdy czeka Cię jeszcze kilka takich dni w deszczu a większość betów pachnie wilgocią. Co znaczy nie mieć ciepłego jedzenia bo "palnik padł" albo ile kosztuje nerwów i czasu przecięta w poprzek opona albo tania pompka. O innych awariach nie wspomnę. Czy zatem dziś przemierzając nie raz z rowerem na plecach Alpy, dolinę Martwej Rzeki albo Komovi już bohatery nie jesteśmy? Czy skoro na przejechanie Pirenejów wzdłuż od wybrzeża do wybrzeża zabierzemy GPS to "wyprawa się nie liczy"?

Czy za 5-10 lat mając lepszy sprzęt, używając GPSa, korzystając z membran gore tex lub innych nadal będziesz uważał, że to bajer i niepotrzebne zabawki. Byłbym ostrożny w takich wypowiedziach.

Cieszy, że nadal młodzi chcą jechać, poznawać i wierzą w to że da się i bez współczesnej technologi ale zostawiłbym trochę szacunku do innych wyprawowiczów. Czy masz ThermnaResta czy materac z Jyska (skądinąd bardzo dobry) - zachód Słońca na Końcu Świata wygląda tak samo pięknie.

 

I jeszcze jedno - nie ma się co oszukiwać - im prostszy sprzęt masz tym więcej musisz wiedzieć i umieć. Inaczej możesz bardzo źle wspominać swoją "wyprawę życia". I nie planuj więcej niż 120km dziennie bo może Ci zabraknąć czasu - najnormalniej w świecie. 90 dni w drodze to bardzo dużo, załóż kilka dni w trasie odpoczynku, dni technicznych lub wypadków losowych.

 

A teraz milej - pozostaje tylko życzyć hartu ducha, dobrej ekipy (nam po 20 latach udało się dobrać 1 osobę do teamu hehe), niezłej pogody, kilku mocnych przygód (bo co nas nie zabije to tylko wzmocni) i opowieści do wspominania na kolejnych 20 lat

 

 

:) Wszyscy zwracają uwagę na "4 koła z GPSa". Ok, poddaje się za 800 zł można kupić :) Jednak nadal podtrzymuję zdanie, że jest to wydatek WG MNIE niepotrzebny, biorąc pod uwagę, że telefon z bardzo dobrym GPSem można kupić już za 250 zł. I PRAWIE każdy taki ma.

Trzech kolegów zabiera łącznie trzy telefony z GPSami i każdy swój GPS za 800 zł :) I twierdzą, że jest to niezbędny pakunek. Dla mnie absurd. Ciężko w Europie (ucywilizowanej) znaleźć 200km drogę polną, czy górzystą, bez śladu cywilizacji na tym odcinku. Myślę, że jeżeli ktoś się zgubi, to śmiało może zerknąć na mapę na najbliższej stacji benzynowej i określić kolejne miejscowości.

Fakt faktem, jeżeli ktoś się wybiera na trasę po Alpach z celem ominięcia wszelkiej cywilizacji po szutrach i ścieżkach, to raczej ten GPS będzie lepszym rozwiązaniem. Jednak, jeżeli nastawiamy się na trasę po asfalcie to dajcie spokój, w telefonie w zupełności wystarczy.

 

Zgadzam się z kolegą powyżej, że wraz z postępem techniki produkcji ubrań i sprzętu wyprawowego pomaga, a nie przeszkadza. I jeżeli ktoś ma już za sobą kilka tras i stać go na zakup kosmicznego materaca, namiotu itp, nie uważam tego za złe, lecz nawet za pozytywne! Bo co miał przejść to przeszedł :P

Jednak nadal powtarzam, że absurdem są dla mnie wypowiedzi ludzi z "ekspedycji" z dorobkiem maksymalnym w postaci trasy do babci 130 km po drodze znanej od dziecka i mówiącym. "Bez gore texa nie ruszaj", "Z kompasem i z mapą to nawet w domu do toalety nie trafisz, musi być GARMIN" "Twoja rama ważaca 5 kg, zużyje Ci kolana po 500 km, lepiej kup karbon, 3 kg" itd.

 

Moja trasa ma być przygodą i doświadczeniem na kolejne, dlatego wręcz chciałbym, żebym musiał sobie poradzić ze wszystkim.

 

Trasa będzie przebiegała z logiczną zasadą "siódmego dnia odpoczął". Więc na 90 dni trasy będzie około 12 może 13 dni odpoczynku, systematycznie raz w tygodniu. Organizm to nie maszyna.

 

 

Zapraszam nadal do udziału :D

 

Hubert

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

a za 90 dni używania za granicą, 1000 zł....

i nie żartuje, gps za granicą to piekielnie droga usługa...

transfer, a za każde polączenie roaming...

telefon powyżej 10 dni się nie opłaca poprostu

 

 

??

 

Jeszcze nigdy nie musiałem płacić za używanie GPS w telefonie jak byłem za granicą.

Roaming rozumiem... Ale nigdy GPS. A bylem w Anglii, Wiedniu i nie tylko.

Chyba, że nie rozumiem :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciężko w Europie (ucywilizowanej) znaleźć 200km drogę polną, czy górzystą, bez śladu cywilizacji na tym odcinku. Myślę, że jeżeli ktoś się zgubi, to śmiało może zerknąć na mapę na najbliższej stacji benzynowej i określić kolejne miejscowości.

 

Znajomy był w Portugalii. W pobliżu molo (centrum ruchu turystycznego) szukał ze znajomymi jakiejkolwiek osoby która by mówiła po angielsku, właśnie po to by zapytać się o drogę. Nie powiem, znaleźli, ale dopiero po kilku godzinach. Nawet obsługa hotelowa tam nei znała tego języka. Niemc podobnie skorzy do posługiwania się innym językiem poza ich oczystym, więc klasyfikując ślad cywilizacji jako miejsce gdzie można się zapytć o drogę, to Europa to wielkie zadupie poprzecinane autostrdami łączącymi enklawy cywilizacji.

 

29er nie poradzi sobie z bagarzem? Mój rower ma tylko około cala mniejsze opony i da się go przerobić z woła na muła.

 

Super oweru nie trzeba. 100 km dziennie to też nie jakiś super wyczyn, chyba że super wzniesienia by były. Średnia prędkość spacerowa jest okeślana na poziomie 10mil/h co daje w duuuużym zaokrągleniu 15km/h. Po miesiącu jazdy średnia do/z pracy wzrosła z 8mph do12 mph które obecnie traktuję jako naprawde wolne tempo, więc przy odrobinie treningu przed wyprawą te 20 km/h średnio można oiągnąć, razy 8-10 godzin daje spokojnie ponad 100 km dziennie.

 

Negowanie ubrania rowerowego to duży błąd - dyskomfort spowodowany złym ubraniem bardzo odbija się na tempie jazdy, już nie wspomnę że głupie obtarcie w warunkach zubożonej higieny może mieć poważne konsekwencje. Podstawa to dobra bielizna (potówka), dobry plecak (jeżeli w ogóle) - co nie oznacza drogi i buty. Sam sprzęt może być i najniższej klasy, ale dobrze by był w miarę "świeży", zwłaszcza łańcuch, a reszta to dobra konserwacja. W tym roku przejechałem już ponad 2500 mil w różnych warunkach, np. nie było oznaczeń podczas wylanej rzeki, a do pracy musiałem jakoś dojechać na czas - miejscami woda sięgała mi aż po v-brakei, kilka miesięcy nie przestawal padać deszcz, zmieniało się tylko nasilenie, od mrzawki aż po ulewe taką jakby ktoś po prostu lał z węża ogrodowego, i dopiero ze dwa tygodnie temu zmieniłem łańcuch. Zatem na słabym sprzęcie w góry, ale za to dobry na wyprawy (trekkingowym) da się daleko zajechać, byle był nowy na początku wyprawy i często się go konserwowało. Jedyne co należy zmienić w rowerze to wymienić opony na takie o możliwie największej odporności na przebicia.

 

Wysyłane z mojego ASUS Transformer Pad TF700T za pomocą Tapatalk 2

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mod Team

Super oweru nie trzeba. 100 km dziennie to też nie jakiś super wyczyn, chyba że super wzniesienia by były. Średnia prędkość spacerowa jest okeślana na poziomie 10mil/h co daje w duuuużym zaokrągleniu 15km/h. Po miesiącu jazdy średnia do/z pracy wzrosła z 8mph do12 mph które obecnie traktuję jako naprawde wolne tempo, więc przy odrobinie treningu przed wyprawą te 20 km/h średnio można oiągnąć, razy 8-10 godzin daje spokojnie ponad 100 km dziennie.

 

Staarrry... Ale zrobić stówkę dziennie to nie to samo jak zrobić stówkę każdego dnia przez 90 dni...

 

Czy brałeś kiedys udział w wielodniowych wyprawach? Albo w etapówce? Organizm zupełnie inaczej zachowuje sie jak jest jednorazowo zbity a zupełnie inaczej jak dostaje bęcki przez dłuższy okres czasu.

 

Pomysł jest git, ale lekko niefrasobliwe podejście autora juz nie za bardzo...

 

Szacunek...

I.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Grunt to dobra organizacja ciężaru, żeby nie było prooblemu z przyspieszaniem po hamowaniu, bo wyprawa to nie wyścig, że można jechać swoim tempem, tylko jest się skazanym na warunki dogowe. Co do codziennej setki to wiele osób dojeżdża do z pracy po 5-20 km, niektórzy dwa trzy razy tyle w jedną stronę i nie czują zmęczenia po takiej trasie, mimo, że właśnie wracają po ośmiogodzinnej pracy fizycznej, a przecież to nie jest jednorazowy strzał tylko codzienne dojazdy.

 

Wysyłane z mojego ASUS Transformer Pad TF700T za pomocą Tapatalk 2

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tylko że ty te 8 w pracy bd np. siedział za biurkiem a na wyprawie te 8h się pedałuje. Uważam że dywagacje na temat tego przebiegu dziennego nie mają sensu gdyż każdy organizm może inaczej znosić długotrwały wysiłek i jeden po 30 dniach dalej będzie w formie a drugi po 10 dniach będzie musiał zrobić dzienną przerwę. Co do wyposażenia to wiadomo że nie jest tak jak napisał autor. Im lepsze wyposażenie np. namiot tym dla nas lepiej to oczywiste, jednakże nie neguje że ze sprzętem ,,byle jakim'' też idzie tego dokonać. Chęci to dużo ale uważam że w taką wyprawę trzeba ładować się z rozumem. Dobrze że masz ambicje ale naprawdę warto posiedzieć nad tym i popracować nad zaplanowaniem tej wyprawy choć w jakimś stopniu

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdy pracowałe w Jeleniej Górze koledzy z pracy (ślusarze, spawacze) dojeżdżali z sąsiednich miejscowości, więc to nie zawsze jest 8 godzin za biurkem.

 

Wysyłane z mojego ASUS Transformer Pad TF700T za pomocą Tapatalk 2

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Też mam za sobą kilkunastodniowe wyparawy rowerowe i z doświadczenia własnego jak i z obserwcji mogę zachęcic do zakupu naprawdę dobrej maści na otarcia i inne przykrości jak zapalenie okołomieszkowe zwane czyrakiem. Taka doligliwość może niekiedy wyłączyć z jazdy nawet na kilka-kilkanaście dni. Zwłaszcza, że drogi autorze wątku jesteś przeciwnikim jazdy w drogich spodenkach z wkładka antybakteryjną. Jednak gdybyś sie zdecydował na zakup drogich szmatek, to lepiej jest taką wkładke najpierw dotrzec przez pare tygodni na własnej pupie zanim sie ruszy w trasę z nóweczką prosto z wieszaka sklepowego.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Widzę, że niektórzy próbują przekładać doświadczenia dnia codziennego na wielodniową wyprawę, jako główny problem podają dobre rozłożenie bagażu, a za przykład stawiają ślusarzy z Jeleniej Góry. Zaiste, szlachetny to zawód, jednak podejrzewam, że po tych morderczych maratonach (8h pracy!! i 20-40km na rowerze) każdy z nich miał do dyspozycji prysznic, wannę, ciepłe łóżko na 8-9 godzin, a nierzadko kobietę, która pod nieobecność przygotowała coś ciepłego, np do jedzenia. Przewaga możliwości wypoczynku ale i komfortu psychicznego (codziennie ta sama trasa, ten sam dom, niekoniecznie ta sama kobieta i coś ciepłego) jest po stronie ślusarzy.

 

Kiedy w Jeleniej Górze padało, wiało, ślusarze wiedzieli o tym zawczasu, zresztą o ile rano jechali pod wiatr, po południu z wiatrem. Kiedy na wyprawie wiatr wieje przez 2-3 dni, niekoniecznie w twarz, potrafi być to koszmarnie nieprzyjemne i męczące, zużywa się dwa razy tyle sił. 2-3 dni spoko, ale jeśli to jest tydzień, albo więcej? Podobnych niewiadomych jest na takiej wyprawie sporo i są to rozterki fajne, dopóki ma się możliwość poradzenia z nimi. Przykład kolegów użytkownika Tofi szukających angielskojęzycznej osoby w Portugalii przez kilka godzin, aby spytać o drogę kryje w sobie dwa dna- jedno z niebezpieczeństw jest takie, że takiej osoby można nigdy nie znaleźć, (w ten sposób zakończyło się tragiczną śmiercią z bezruchu kilkaset wypraw rowerowych), drugie jest takie, że kiedy się taką osobę odnajdzie, może ona czystą angielszczyzną odpowiedzieć "ja nietutejszy".

 

Wniosek jest taki, że czasem warto móc liczyć tylko na siebie, tym bardziej im większy jest cel i im ciaśniejsze są ramy czasowe. A żeby móc sobie poradzić, niektóre rzeczy trzeba naprawdę dobrze przemyśleć, żeby nie pluć sobie w brodę, ale też żeby nie zostać oplutym przez współuczestników wyprawy. Niemniej życzę powodzenia, ale i nieco więcej roztropności i zaufania do osób, które długa wyprawę przezyły i mają nieraz zbawienne spostrzeżenia.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Cześć postanowiłem znowu zabrać głos.

Co do sprzętu potrzebnego na wyprawę. Zanim pojechałem w Europę, 4 razy przejechałem Polskę na rowerze Vicini za 400zł. Dało się? Dało się! Przyjemność średnia z tego była bo ciągle coś się psuło i niestety geometra ramy w takich rowerach nie jest najkorzystniejsza dla człowieka. Co strojów specjalistycznych. Ja zwykle jeżdżę w samych spodenkach. Podkoszulek tylko jak jest chłodno. Gatki z pampersem to niezłe rozwiązanie. Bez wkładki antybakteryjnej i bez maści na otarcia, to po prostu głupota! Ludzie szanujcie jajca!!! Jeśli nie dla siebie, to zróbcie to dla swoich ojców!!! Wasze jaja to najcenniejsze co macie! Teraz na temat GPS. Tu się rozwinę gdyż z zwodu jestem kartografem w dużej firmie która tworzy GPSy. Dostarczamy mapy/dane cyfrowe do wszystkich firm polskich i światowych. Bardzo często jest tak że nawigacja za 300zł ma te same mapy co za 2000zł. Więc zwracajcie uwagę na dostawców. Poza tym nawet nie zdajecie sobie sprawy jak mapy turystyczne są tworzone. O ile GPS do samochodów są ok. tak pod turystykę to żenada. Proces rysowania polega na tym że: bierze się papierową mapę (np.: wydawnictwa Cartomedia) na której już ktoś narysował szlak i przerysowuje się do mapy multimedialnej. Bez sprawdzenia czy ktoś nie popełnił błędu. Korzysta się również ze zdjęć lotniczych. I to jest dopiero nieporozumienie. Jeżeli szlak prowadzi przez pola to jeszcze jest dobrze, bo da się zauważyć drogę, ale częściej są prowadzone przez lasy. I w tedy, to jak szlak wygląda zależy tylko od fantazji kartografa. Osobiście w życiu bym nie kupił za żadne pieniądze nawigacji przystosowanych pod turystykę. Za jakieś 10 lat może będzie to dobrze wyglądało, na razie ich poziom jest żenujący. Wybaczcie że nie piszę, o których mapach mówię, ale jak bym to powiedział i ktoś z zarządu mojej firmy lub zarządu naszych odbiorców trafił na moją wypowiedz-stracił bym pracę. Ale uwierzcie mi jeśli macie jakikolwiek GPS to na 90% rysowałem tę mapę.

 

_________________________

www.naekskursji.wordpress.com

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

że kiedy się taką osobę odnajdzie, może ona czystą angielszczyzną odpowiedzieć "ja nietutejszy".

oj no właśnie

i wniosek taki że do angielskiego, niemieckiego, rosyjskiego i włoskiego muszę jeszcze za hiszpańsko -portugalski , i po drodze francuski wziąć.

uf...

rozmówki wskazane

 

bierze się papierową mapę (np.: wydawnictwa Cartomedia) na której już ktoś narysował szlak i przerysowuje się do mapy multimedialnej. B

aj....

dlatego rastry są wskazane, dobry podkład w miarę aktualny.

możemy sobie kmz do garmina wsadzić albo w Twonav zainwestować.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

dlatego rastry są wskazane, dobry podkład w miarę aktualny.

możemy sobie kmz do garmina wsadzić albo w Twonav zainwestować.

 

Mistrzu powiem tak, jeśli chodzi o rastry to mamy: skalibrowane 25-ki z siatki 2000r., skalibrowane 50-ki, wszystkie turystyczne jakie wyszły w Polsce oraz własne przejazdy do dróg gminnych. Ale proszę wierz mi to i tak mało. Znam rynek map oraz potrzeby turysty. Bez przejazdu tego się nie da zrobić z rastru. Jak chcesz to daj znak na prv to powiem Ci co rysowałem, czy też z jakimi firmami współpracowałem. Masz sporo wpisów więc nowy nie jesteś.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

Poza głęboką teoretyką, uporem osła ze "shreka", codziennym dojeżdzaniem na uczelnie, bez względu na porę roku i kilkoma 2 dniowymi trasami, NIE :-D

Najlepiej uczy się na swoich błedach, więc od Olsztyna do Niemieckiej granicy zdąże wyrzucić niepotrzebny nadbagaż i dokupić co potrzebne :)

 

Jak mam możliwość, chcę dokonać i udowodnić reszcie "maników", którzy na 10 km trasę po asfalcie ubierają się w "zabawki rowerowe" za 5 tyś zł, (tylko po to by podnieś swoje Ego i ocenę innych na swój temat), ŻE DA SIĘ pokonać Europę nie posiadając wypaśnych spodenek i kolorowych koszulek za tyś zł, przy minimalnym nakładzie gotówki i nie posiadając roweru z osprzętem lepszym niż misja łazika na Marsa. Ograniczając się do krytycznego minimum będzie to PRZYGODA z (na pewno wieloma niedogodnieniami), a nie żmudne kręcenie od A do B. Jeżeli uda się pokonać taką trasę paromu lewakom i porządne opisanie trasy po powrocie będzie to punkt zaczepny dla ludzi, którzy tkwią w przekonaniu, że "a rower to tylko Giant", "a na trasę to tylko z osprzętem Garmina i minimum Ortileba", "a stój to tylko MARKOWY", "osprzęt w rowerze? minimum XT!" i siedzą w domach rozmyślając jak zarobić, a się nie narobić.

WIEM, że da się zwiedzać ŚWIAT (nie tylko Europę) bez złotówki!

 

Trasa będzie moim testem. Jeżeli wszysto się uda za dwa lata będą 4 punty graniczne Europy. (około 6 miesięcy trasy)

Fakt, brzmi to niczym dziecięce marzenie o księdze zaklęć i czarów, ale nie nikt tego nie osiągnie siedząc przed swoim jaskrawym monitorem.

 

A się rozpisałem....

Do meritum... NIE mam doświadczenia na taką trasę :D ale od czego mam doświadczonych kolegów na forum :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A sprzęt poniżej klasy XT może zwyczajne niedomagać przy zmiennych warunkach w jakich się znajdziesz.

 

Miałem od komunii rower "górala" Jaguar do 2008 roku w którym ktoś postanowił go zakosić. 12 lat mi służył bez jakichkolwiek przeglądów, tylko psiknęło się tu i ówdzie wd-40, ewentualnie wymiana linek jak któraś się przecierała i wymiana ogumienia. Na początku jeździło się tylko po "podwórku", ale cały dzień. Ostatnie kilka lat robiłem nim z 3tyś rocznie. W różnych warunkach się jeździło bo miałem 28km do pracy w lato na plantację borówki :P. Kto słyszał kiedyś o XT.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tyle opinie ile ludzi. Ja teraz jeżdzę na osprzęcie sprzed lat, shimano Exage 500LX, jak ktoś nie wie co to , to może sobie wygooglować katalog Shmano z 1992 roku. 4000 km i nic sie nie dzieje, faktycznie. Jednak zastanawiam sie ile jeszcze to pociagnie, kiedy w przypadku XT wogóle bym o tym nie myslal. Jednak pracyzja i lekkość w działaniu jest daleka od tego co prazentuja sobą wyższe grupy, niekoniecznie nowsze. W moim exagu przy niskich temeraturach czsem ciężko manetki chodzą i jak reka mocno zmeczona po ostrym zjeździe, ciężko wrzucić na miękkie biegi. Tylna zmieniarak w niższych temperaturach robi się mniej precyzyjna. Jednak sprzęt wydaje sie byc na yle pancerny, że o jakiekolwiek uszkodzenia sie nie martwie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...