Skocz do zawartości

[zimowy trening] Zwift - wirtual kontra realność


czarnaMAMBA

Rekomendowane odpowiedzi

Hej.

Jeździcie na Zwift? Czy jesteście zupełnie anty w stosunku do tego rodzaju wynalazków?

Ja po miesiącu jazdy muszę stwierdzic, że to ma sens i nie ma nic wspólnego z tradycyjnie rozumianą wielogodzinną  jazdą na trenażerze z bólem tyłka.

Napisałam o tym kilka słów na blogu, ale jestem ciekawa jak wygląda stosunek forumowiczów do tego typu zabawek. Aż dziwne, że nie ma tu osobnego zwiftowego wątku

Zwift - wirtualny kolarski świat

2017-12-07_2135214.jpg

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

U mnie jak wyżej - prosem nie jestem, "trenować" nie muszę, w zimie jeżdżę jak zwykle, i te 10-50km dziennie wystarcza żeby utrzymać formę do wiosny :)

Jedyne co ma sens to jazda w grupie, bo rozmawiając na Skype czy podczas grupowej jazdy na kilku rolkach oszczędza się gardło gdy na zewnątrz mróz :P 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tylko ze baze najlepiej sie klepie na stalym oporze, bez przyspieszen i symulowanych podjazdow bo utrzymujesz staly puls/moc. To jesli ktos podchodzi do jezdzenia na serio i zima trenuje.

A jak ktos chce tylko utrzymac jako tako forme, to moze sobie pobiegac albo na trenazerze robic interwaly 25 minutowe.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

48 minut temu, gyrill napisał:

Mnie zniechęca sprzętowa bariera wejścia oraz fakt, że nienawidzę pedałować w pomieszczeniu. Dla mnie to zaprzeczenie istoty wyjścia na rower.

Mam podobnie. Rower to forma spędzania czasu na zewnątrz. Jeszcze nie wiem czy nienawidzę wewnątrz, bo szczęśliwie do tej pory obroniłem się przed próbą :D

Z drugiej strony - czasami jest tak ślisko, że nie da się kręcić z sensowną intensywnością treningową albo pogoda po prostu jest do niczego i wtedy takie urządzenie przydałoby się, aby podtrzymać aktywność i nie tracić bezsensownie formy w oczekiwaniu na warunki. Dla mnie największą blokadą jest miejsce. Nie miałbym gdzie tego wstawić.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie jeżdżę ze zwiftem lub innymi wirtualnymi umilaczami. W zimie jeżdżę 1 lub 2 razy w tygodniu na zewnątrz, kiedy jest w miarę sucho. Korzystam regularnie z trenażera, ale w tradycyjny sposób - czyli domowe dupogodziny z słuchawkami na uszach. Na ogół coś sobie wymyślę i jadę według jakiegoś planu zmieniając manualnie opór. Podczas tych jazd korzystam z pulsometru, żeby ocenić realnie stopień wysiłku. Nie mam żadnego pomiaru mocy. 

Ponadto staram się dużo biegać i tutaj też mieszam bieganie - od zabaw biegowych, wolnych długich, krótkich szybkich na stadionie, po bieganie w górach. Zimą też dużo ćwiczę w domu siłowo: hantle, przysiady, pompki, 6 weidera, etc. No i oczywiście kilka wyjazdów narciarskich. Staram się też nabrać przez zimę trochę masy, bo raczej w sezonie rowerowych chudnę i zima jest dla mnie tym okresem, kiedy mogę nadrobić odrobinę wagi. 

Mimo, że sam jeżdżę tradycyjnie na manualnym trenażerze, to widząc popularność Zwifta, sądzę, że to super wynalazek. Pozwala ludziom utrzymać formę i się trochę przy tym pobawić. Zatem świetna rzecz. Mnie nie jest potrzebny, bo zimą mam dużo aktywności na zewnątrz, a jak pogoda jest kiepska, to zwykły trenażer też daje rade. 

Były sezony, że jeździłem na trenażerze w domu zimą 5x w tygodniu po 1-2 godzin dziennie. To było zamulające, ale bardzo efektywne. Wtedy wiosną zawsze byłem w bardzo dobrej formie w porównaniu do kolegów. Ale dzisiaj, kiedy ludzie śmigają na trenażerach i bawią się ze Zwiftem już takiej różnicy nie ma. Ponadto jak się porządnie wybiegam, to kondycja pozostaje lub nawet się polepsza, ale siły na rowerze jest zazwyczaj mniej. Mnie to nie przeszkadza, bo nie startuję w zawodach. 

Każdy rowerzysta ma inny pomysł na zimę, ale Zwift na pewno jest świetną pomocą w utrzymaniu lub nawet polepszeniu formy na wiosnę. 

Po temacie wątku myślałem, że będzie jakaś analiza nt. wirtualnej mocy generowanej i wyświetlanej w Zwift w stosunku do realnej pobieranej z pomiaru mocy lub osiąganej i zmierzonej podczas zwykłych jazd na zewnątrz. Ciekawi mnie to, bo często u kolegów i koleżanek o podobnym stopniu zaawansowania rowerowego jak moje widzę kwiatki typu: prędkość średnia 35km/h, średnie tętno 145, przewyższenia 500m, dystans 50 km i jakaś wysoka średnia moc - daleko przekraczająca ich FTP. Zwift bez pomiaru mocy jest tylko zabawką i nie ma żadnego odzwierciedlenia w realnym świecie. Coś jak moja opaska tętna PowerTap PowerCal. 

 

Niech moc będzie z Wami i miłej zabawy zimą!

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mnie "kolarstwo dywanowe" w ogóle nie interesuje. Żaden trenażer nie będzie tak dobrym treningiem jak szlif na asfalcie, skostniałe, pozbawione czucia palce czy łyk lodowatego energetyka zimną grudniową nocą. Na trenażerze "kolarskiej twardości", przydatnej w długich trasach się niestety nie wytrenuje.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

8 godzin temu, TheJW napisał:

Czy takie bezczelne reklamowanie innej strony nie powinno być zabronione?

Do autora wątku personalnie nic oczywiście nie mam. ;)

Bezczelne??? Dobre sobie. Chciałam wkleić w swój wątek blogowy, ale szczerze bardzo ciekawi mnie stosunek ludzi do tego typu wynalazków i postanowiłam załozyc osobny temat. Jeśli jest to niezgodne z regulaminem, nie mam nic przeciwko aby admin temat usunął :) 

6 godzin temu, verul napisał:

Tylko ze baze najlepiej sie klepie na stalym oporze, bez przyspieszen i symulowanych podjazdow bo utrzymujesz staly puls/moc. To jesli ktos podchodzi do jezdzenia na serio i zima trenuje.

A jak ktos chce tylko utrzymac jako tako forme, to moze sobie pobiegac albo na trenazerze robic interwaly 25 minutowe.

Hmmm, na stałym oporze powiadasz? Nie zgodzę się zupełnie. Gdy na Zwifcie wybierzesz płaską trasę i tylko będziesz sobie jechał wg tętna, to spokojnie trzymasz się w tlenowych widełkach. W naturze chyba nigdzie nie znajdziesz stałego oporu, bo zawsze masz różnice nachylenia, wiatr itp.

Druga sprawa - coraz popularniejszy jest podejście treningowe, kiedy to zimą już robimy intensywne interwały, a dopiero na wiosnę bazę :) 
 

5 godzin temu, parmenides napisał:

Nie jeżdżę ze zwiftem lub innymi wirtualnymi umilaczami. W zimie jeżdżę 1 lub 2 razy w tygodniu na zewnątrz, kiedy jest w miarę sucho. Korzystam regularnie z trenażera, ale w tradycyjny sposób - czyli domowe dupogodziny z słuchawkami na uszach. Na ogół coś sobie wymyślę i jadę według jakiegoś planu zmieniając manualnie opór. Podczas tych jazd korzystam z pulsometru, żeby ocenić realnie stopień wysiłku. Nie mam żadnego pomiaru mocy. 

Ponadto staram się dużo biegać i tutaj też mieszam bieganie - od zabaw biegowych, wolnych długich, krótkich szybkich na stadionie, po bieganie w górach. Zimą też dużo ćwiczę w domu siłowo: hantle, przysiady, pompki, 6 weidera, etc. No i oczywiście kilka wyjazdów narciarskich. Staram się też nabrać przez zimę trochę masy, bo raczej w sezonie rowerowych chudnę i zima jest dla mnie tym okresem, kiedy mogę nadrobić odrobinę wagi. 

Mimo, że sam jeżdżę tradycyjnie na manualnym trenażerze, to widząc popularność Zwifta, sądzę, że to super wynalazek. Pozwala ludziom utrzymać formę i się trochę przy tym pobawić. Zatem świetna rzecz. Mnie nie jest potrzebny, bo zimą mam dużo aktywności na zewnątrz, a jak pogoda jest kiepska, to zwykły trenażer też daje rade. 

Były sezony, że jeździłem na trenażerze w domu zimą 5x w tygodniu po 1-2 godzin dziennie. To było zamulające, ale bardzo efektywne. Wtedy wiosną zawsze byłem w bardzo dobrej formie w porównaniu do kolegów. Ale dzisiaj, kiedy ludzie śmigają na trenażerach i bawią się ze Zwiftem już takiej różnicy nie ma. Ponadto jak się porządnie wybiegam, to kondycja pozostaje lub nawet się polepsza, ale siły na rowerze jest zazwyczaj mniej. Mnie to nie przeszkadza, bo nie startuję w zawodach. 

Każdy rowerzysta ma inny pomysł na zimę, ale Zwift na pewno jest świetną pomocą w utrzymaniu lub nawet polepszeniu formy na wiosnę. 

Po temacie wątku myślałem, że będzie jakaś analiza nt. wirtualnej mocy generowanej i wyświetlanej w Zwift w stosunku do realnej pobieranej z pomiaru mocy lub osiąganej i zmierzonej podczas zwykłych jazd na zewnątrz. Ciekawi mnie to, bo często u kolegów i koleżanek o podobnym stopniu zaawansowania rowerowego jak moje widzę kwiatki typu: prędkość średnia 35km/h, średnie tętno 145, przewyższenia 500m, dystans 50 km i jakaś wysoka średnia moc - daleko przekraczająca ich FTP. Zwift bez pomiaru mocy jest tylko zabawką i nie ma żadnego odzwierciedlenia w realnym świecie. Coś jak moja opaska tętna PowerTap PowerCal. 

 

Niech moc będzie z Wami i miłej zabawy zimą!

 

Nic dodać nic ująć :)

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teraz, Pidzej napisał:

Mnie "kolarstwo dywanowe" w ogóle nie interesuje. Żaden trenażer nie będzie tak dobrym treningiem jak szlif na asfalcie, skostniałe, pozbawione czucia palce czy łyk lodowatego energetyka zimną grudniową nocą. Na trenażerze "kolarskiej twardości", przydatnej w długich trasach się niestety nie wytrenuje.

Jasne, jasne, a jeszcze lepiej ukształtuje twój charakter i do kolarstwa przekona cię sytuacja, gdy cię dup..e auto na treningu po ciemku, bo zimą, gdy wstaję jest ciemno i gdy wracam z pracy też. Podziękuję :) 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

34 minuty temu, czarnaMAMBA napisał:

Jasne, jasne, a jeszcze lepiej ukształtuje twój charakter i do kolarstwa przekona cię sytuacja, gdy cię dup..e auto na treningu po ciemku, bo zimą, gdy wstaję jest ciemno i gdy wracam z pracy też

Do tego po prostu trzeba odpowiedniej pracy :P (też nie mam). Treningi zimowe mają swój urok który sama dobrze znasz – sądząc po Twojej relacji z zimowego wypadu na Pradziada :) Ale mam świadomość że nie zawsze jest taka piękna zima, wtedy gdy nie – odpuszczam. Nie walczę o czołowe miejsca, liczy się frajda, której trenażer absolutnie nigdy nie był w stanie mi dostarczyć. To już wolę bieganie albo jakikolwiek wysiłek na hali. Ale patrząc na tego Zwifta... wygląda bardzo zachęcająco, dawno temu gdy jeszcze zmuszałem się do trenażera chodziło mi po głowie, że dało by się coś takiego zrobić. Fajnie, że ktoś to zrealizował – chętnie przetestuję jeśli kiedyś będę miał okazję.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, chudeusz09 napisał:

Dobre oświetlenie i po ciemnku nawet jest bezpieczniej niż w dzień...

To zależy od sytuacji na drodze. Nawet jeśli na bocznych drogach na ogół jest bezpiecznie, to ja mam problemy z czerpaniem przyjemności, gdy oglądam tylko słup światła przed sobą. Raz na jakiś czas można pojeździć po ciemku, ale dwie takie jazdy z rzędu połączone z inhalacją dymu z kominów i nie mam ochoty na trzecią. Co innego jazda za dnia w łikend.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ludzie o czym Wy gadacie, ze zima albo pozna jesienia gdy jest 0 stopni, ciemno, zimny wiatr i chlapa na dworze sie przyjemnie jezdzi obok samochodow? A moze sie fajnie jezdzi jak jest -5 i slisko? No ok, jechac mozna. Ale nie mowmy o treningu w takich warunkach. Trenazer kupuje sie nie dla frajdy tylko dla treningow.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja z tego wątku zrozumiałem, że jak człowiek jest na wiosnę powolny i słaby ale za to zmarznięty, zmoknięty, poobijany, napełniony smogiem, znudzony, zmęczony i przeziębiony to jest twardy kolarsko :D

To idę godzinę pokręcić na chomiku. Z przebieraniem i późniejszym prysznicem wyjdzie z godzine i 15 minut, czyli tyle co czyszczenie roweru po takiej wycieczce :P

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

19 minut temu, heavy_puchatek napisał:

Ja z tego wątku zrozumiałem, że jak człowiek jest na wiosnę powolny i słaby ale za to zmarznięty, zmoknięty, poobijany, napełniony smogiem, znudzony, zmęczony i przeziębiony to jest twardy kolarsko :D

To idę godzinę pokręcić na chomiku. Z przebieraniem i późniejszym prysznicem wyjdzie z godzine i 15 minut, czyli tyle co czyszczenie roweru po takiej wycieczce :P

 

 

Źle zrozumiałeś, przeczytaj jeszcze raz. Chodziło mi o to że po rzetelnie przejeżdżonej zimie jestem w stanie zrobić w lutym pierwszą 200km trasę, w marcu pierwszą 300kę a w maju pierwsze 400 ;)

Natomiast gdy kilka lat temu w zimie jeździłem tyle co nic, w marcu robiłem pierwszą setkę a w maju pierwsze 200.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rozumiem w terenie po sniegu (ale nie po lodzie, zmarznietej nierownej i sliskiej ziemi, roztopionym sniegu), rozumiem na asfalcie w dzien (ale jak jest sucho, a nie chlapa, roztopiony snieg z sola albo lód). Tylko ile razy w zimie sa takie warunki? Niezbyt czesto, przynajmniej u mnie. Poza tym ile mozna zima jezdzic na dworze? Godzine? No dwie to maks. Trzy jak ktos jest hardkorem, ale sklanialbym sie ku 2 godzinom. czyli szalu nie ma, na chomiku tak samo mozna tyle pojezdzic. JAsne ze dla odmiany mozna wyjsc na dwor jak jest pogoda, ale to jest jako odmiana, a nie podstawa, bo zadko kiedy jest pogoda i mamy jednoczesnie czas. Bo zima jak wiadomo po 16 jest ciemno czyli zostaje tylko weekend. A na trenazerze mozna pojezdzic w tygodniu i nawet godzinka jazdy trzy razy w tygodniu jest lepsza niz siedzenie i czekanie na pogode na weekend ktorej moze nie byc.

 

Jeszcze dodajac aspekt ekonomiczny - komplet ciuchow na zime kosztuje tyle co trenazer. A to tylko jeden komplet, jak pojdzie do prania to przydalby sie drugi.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...