Skocz do zawartości

MrJ

Elita
  • Liczba zawartości

    1 300
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    2

Zawartość dodana przez MrJ

  1. Od tego są działy typu "off topic", żeby się w nich produkować nie tylko bez związku z tematyką forum, ale i bez większego sensu I nawet jeśli ktoś jest taką typową forumową przeszkadzajką, to póki nie łamie regulaminu forum (oraz oczywiście zwykłej ludzkiej przyzwoitości, kultury i tego typu rzeczy), niech sobie pisze. Co innego, jeżeli pewne granice zostaną przekroczone i wtedy zdecydowanie do akcji powinien wejść moderator. Niemniej nie przesadzajmy - to wciąż jest luźne forum i niewiele więcej. A argument, że "gupie" dyskusje psują te "mondre" też jest nie do końca trafny. Chlewik w jednym temacie nie musi zaraz ubrudzić drugiego, nawet jeśli są one w tym samym dziale, nie mówiąc już o sąsiednich. A jak jakiś troll przegnie, to patrz poprzedni akapit - od tego są władze, żeby zrobić porządek i powinny się ze swojej roli wywiązywać. PS Mnie bardziej niż wypociny w tytułowych "durnych tematach" irytuje dziesiąte, setne i tysięczne pitolenie typu "jaki gravel do 5000 / jaki elektryk do 15000 / czemu blachosmrodziarze nie lubią pedalarzy". Co nie znaczy, że zamierzam komukolwiek zabraniać jakiejkolwiek dyskusji - niech sobie każdy rozmawia, o czym chce, byle z zachowaniem pewnych standardów.
  2. Owszem, "profesjonalna" infrastruktura rowerowa nie istniała, stan ulic czy chodników zresztą też był nieporównywalnie gorszy niż teraz, że o kulturze kierowców czy świadomości pieszych nie wspomnę. I o ile nie będę się wybielał i najzwyczajniej kłamał, że zawsze byłem przykładnym uczestnikiem ruchu drogowego o tyle wiele z tych sytuacji było wymuszonych warunkami, bo albo przejechałeś gdzieś "nielegalnie", albo wcale. Dzisiaj już niekoniecznie tak jest i o ile wymuszający pierwszeństwo blachosmród to jedno, to właśnie taki "trenujący" pedalarz, z premedytacją ignorujący zarówno przepisy, jak i zdrowy rozsądek, to już zupełnie co innego. No dobra, a skąd się bierze to zainteresowanie mediów? Gdyby to był tylko i wyłącznie wymysł "dziennikarzy" (HA, TFU!), którzy rozdmuchali sobie jedno czy drugie zdarzenie z udziałem rowerzysty, to temat by bardzo szybko by zdechł. Ale nie. To sami rowerzyści bardzo się starają (odnoszę dziwne wrażenie, że im więcej jest ścieżek rowerowych, regulacji prawnych i innych ułatwiających życie rozwiązań, tym bardziej), żeby o nich nie zapomniano. I jak chyba nigdy wcześniej, zgadzam się w całej rozciągłości z @leon7877 - sobiepaństwo, roszczeniowość czy wybitnie źle rozumiany aktywiszczyzm to tylko niektóre z przywar pedalarzy, którymi jakże skutecznie zniechęcają do siebie resztę społeczeństwa. I naprawdę wystarczy to jedne zepsute jajo w koszyku, żeby wszystko dookoła śmierdziało. I niejednokrotnie sam nie wiem, w jaki sposób mam zareagować na to, co widzę na drodze, zarówno z punktu widzenia kierowcy, pieszego, jak i rowerzysty.
  3. MUJ BORZE, kolejny temat o w gruncie rzeczy niczym. Czy wśród blachosmrodziarzy, trafiają się święte krowy? Tak. Czy wśród madek z bombelkami trafiają się święte krowy? Tak. Czy wśród pedalarzy trafiają się święte krowy? TAK. I nie ma najmniejszego sensu udawać, że tego nie ma, podobnie jak licytować się, których świętych krów jest więcej / mniej, bo to jest argument na zasadzie "a u was biją murzynów"! Polecam za to skupić się na tym, żebyśmy jako aktywni, odpowiedzialni i przede wszystkim myślący (i to głową, a nie częścią ciała stykającą się bezpośrednio z siodełkiem) rowerzyści robili wszystko, żeby nie być w ten sposób traktowani. Jak? Dając dobry przykład nie gadaniem po próżnicy, ale tym, w jaki sposób zachowujemy się na ulicach. Bo czy nam się to podoba, czy nie, nie jesteśmy ani jedynymi, ani tym bardziej najważniejszymi uczestnikami ruchu drogowego. Nie wiem, jak inni dyskutanci, ale ja jeszcze całkiem nieźle pamiętam infrastrukturę rowerową, kulturę jazdy i podejście ludzi do rowerów przed piętnastu, dwudziestu, dwudziestu pięciu, a może i trzydziestu lat. I jak ktoś marudzi, jak to się dzisiaj źle jeździ na rowerach, to bredzi jak potłuczony. Owszem, mogłoby być lepiej, bo każdy z nas spotkał się choćby z DDR prowadzącymi znikąd donikąd, z zajeżdżającymi drogę samochodziarzami albo pieszymi pchającymi się pod koła, ale bez przesady. I przede wszystkim bez robienia z siebie ofiar. Bo kto jest winny temu, w jaki sposób dzisiaj postrzegani są rowerzyści? Media? Kierowcy? Piesi? A może właśnie te wszystkie cudowne dzieci dwóch pedałów, którzy są święcie przekonani, że nie tylko przepisy ruchu drogowego, ale i najzwyklejsza kultura osobista obowiązują wszystkich, tylko nie ich? Bo oni TRENUJĄ, bo IM SIĘ SPIESZY, bo mają NIE TAKI ROWER I NIE WJADĄ NA DDR BO KOSTKA JEST NIERÓWNA, bo cokolwiek. Im bardziej debilny argument, tym lepiej. I wierzcie lub nie, ale w czasach, kiedy o takiej infrastrukturze rowerowej jak dziś nikt nawet nie marzył i chwilami wręcz trzeba było łamać przepisy, bo najzwyczajniej nie dało się przejechać jakiegoś odcinka legalnie* nikomu nie przychodziło nawet do głowy, żeby założyć cierpiętniczą koronę z zardzewiałego łąńcucha i udawać świętą krowę rowerową. Owszem, bywało ciężko, nieraz człowiek zaklął pod nosem (albo nawet i głośno), ale żeby od razu robić z siebie ofiarę systemu i zwalać winę na wszystko i wszystkich dookoła? No bez żartów. A to, że jakiś nawiedzony pismak, sfrustrowany Janusz za kierownicą czy też durna Karyna z biegającym samopas psieckiem zacznie pomstować na rowerzystów, należy zignorować. Tak po prostu. Jakakolwiek dyskusja jest rzucaniem grochem o ścianę tak samo, jak próba wytłumaczenia jadącemu środkiem ulicy kolarzowi (mimo że ma obok pachnącą nowością DDR), że on nie "trenuje" tylko nie dość, że łamie przepisy, to zachowuje się jak zwykły burak i kretyn. *mieszkałem obok takiego miejsca i niepoliczalną ilość razy tam chodziłem i jeździłem, konkretnie był to wiadukt nad torami na Al. Bohaterów Monte Cassino w Częstochowie. W pewnym momencie postawiono na nim znak "zakaz jazdy rowerem", dotyczący zarówno ulicy, jak i chodnika. Była to dość głośna sprawa, bo nawet lokalna prasa się tym zainteresowała i zadała pytanie, w jaki sposób rowerzyści mają pokonywać odcinek, który stanowił (i stanowi nadal) główny ciąg komunikacyjny w tej części miasta. Odpowiedź władz miasta można streścić mniej więcej jako "jest zakaz, więc nie wolno jeździć i nie interesujcie się dlaczego. A jak się komuś nie podoba, to może sobie prowadzić rower chodnikiem". Wyobrażacie sobie dzisiaj coś takiego? No właśnie. Dlatego dwa razy się zastanówcie, zanim znowu zaczniecie płakać, że ludzie was nie kochają (a dlaczego by mieli, skoro sami skutecznie ich do siebie obrzydzacie?) albo przytoczycie argument "bo w Holandii to..." (to się przeprowadźcie, od dawna nikt nikogo w tym kraju na siłę nie trzyma). Bo może się okazać, że największymi winnymi tej sytuacji jesteście wy sami.
  4. Gdy zwiędłe liście pokrywają chodniki szeleszczacym pledem, a omszałe kredensy powoli kładą się do zimowego snu, wiedz, że tuż za rogiem oczekuje złota polska jes... ...bez dwóch zdań najgorsza pora roku pełna deszczu, błocka, wszechobecnej zgnilizny, starych panien z kotami i depresji 24/7. Byle do wiosny 🫣
  5. Czy wynoszenie rowerów na korytarz, bo nijak nie pasowały fotografce (pani fotografującej?) do wystroju mieszkania, się liczy? 🤔
  6. Fakt, przespałeś. I to o dobrych kilka, jak nie kilkanaście lat. A bez złośliwości, to zrobiłeś najgorszą rzecz, jaka istnieje: kupiłeś tani (mówiąc delikatnie) rower w sieciówce na kredyt, zajechałeś go do zera i dziwisz się, że coś jest nie teges. To tak, jakbyś poszedł do Maca na 2ForU i oczekiwał co najmniej steku z angusa. To tak nie działa. Jak chcesz mieć sensowny rower, zbudowany wg aktualnych standardów (koła 29", jakieś sensowne grupy osprzętu, nowoczesna geometria) to za 1200zł kupisz sobie ramę z widelcem, a i to niekoniecznie. Ale jest druga droga: szukanie sprzętu używanego, z wyprzedaży, na starszych częściach, po czym złożenie go samemu i staranne serwisowanie. I wtedy za tę kwotę naprawdę da się zmajstrować całkiem spoko single speeda - okej, też z raczej budżetowej półki, ale którym można będzie długo i wygodnie jeździć pod warunkiem odpowiedniego dbania. I tu kolejne pytanie, na które przydałoby się uczciwie odpowiedzieć: jak w zasadzie dbałeś o ten rower? Jak często i czym czyściłeś i smarowałeś łańcuch? Czy pilnowałeś regulacji hamulców, wzajemnego położenie klocków, czystości obręczy? Czy kiedykolwiek zajrzałeś np. do uszczelnień piast? I tak dalej, i tak dalej. Bo to zawsze jest wina sprzętu (roweru, lodówki, samochodu, czego tam chcecie), ale nigdy użytkownika.
  7. Tak czy inaczej tak nie róbcie. Serio. Jak sam jestem fanatykiem druciarstwa (chociaż kiedyś bardziej niż dzisiaj), to to jest nic innego jak celowe utrudnianie sobie życia.
  8. Omadkobosko. Shiver, BOP Iguana, korba Truvativ Hussefelt. Odmłodniałem o dwadzieścia lat od samego patrzenia Druciarstwo też potwierdzam i podpisuję się pod nim nogami, rękami i czym tam chcecie. Kto nie rozbierał z środku zimy amortyzatora z zamarzniętymi elastomerami, ten nie wie, co to życie We właściwym temacie się nie wypowiadam, bo nie testowałem w życiu nie wiadomo ile i nie wiadomo jakiej jakości amortyzatorów (chociaż na Shiverze jeździłem, gdzieś mam nawet fotkę Duncona Pussy z tym widłem), natomiast całkowicie subiektywnie też odnoszę podobne wrażenie, co @tobo Niby kiedyś konstrukcje były prostsze - żeby nie powiedzieć toporne - miały ułamek tych regulacji co teraz, a jednak z jednej strony potrafiły wybierać liście, a z drugiej nie dobijały przy mocniejszym nurkowaniu. Przy czym mówię o typowym XC, zahaczającym co najwyżej o AM (i to w kategoriach z przełomu wieków, a nie dzisiejszych standardów, gdzie trasy XC wyglądają jak tor przeszkód dla masochistów) i własnych, niepotwierdzonych żadnymi badaniami odczuciach. Dlatego póki nie będę miał możliwości testu "stary FOX na 26" kontra nowy FOX z tej samej półki na 29", to nie zabieram stanowiska. A że raczej nie będę miał, to tym bardziej nie zabieram PS Też nie wiem, jak producenci określają twardość sprężyn. Kupiłem Żonie RS Silvera ze standardową sprężyną, która wg tabel powinna pasować idealnie na moją wagę. I mimo chęci nie potrafiłem dobić nawet do połowy skoku, a pod rzeczoną Żoną ( ) amortyzator pracował na dosłownie 1/4 ugięcia. Dopiero wymiana na X-Soft pozwoliła uzyskać normalną pracę, mimo że jest teoretycznie o prawie 10 kilogramów zbyt miękka i powinna pasować raczej średnio wyrośniętej nastolatce. I bądź tu mądry.
  9. Zadam tylko jedno pytanie: po co? Przy takiej pozycji (podniesiona kierownica, przesunięte na przód siodełko) nijak nie wykorzystasz możliwości zawieszenia > siedzisz na rowerze przerobionym na crossowy, tyle że nadal nie tak wygodnym, cięższym i wolniejszym > kup sobie crossa jak Bozia przykazała, amortyzowanego gravela (oczywiście mówię o amortyzacji przedniej, ale tylnej tak czy inaczej nie wykorzystasz, patrząc na zdjęcie) czy jakkolwiek producent tego nie nazwie w katalogu. Tak, wiem - nie moja sprawa, nie mój rower, nie mój kręgosłup, nie mój styl jazdy, nie moje cokolwiek. Ale ma to taki sam sens, jak wspomniane chałupnicze przeróbki MTB w latach 90/00, żeby udawały jakieś Jubilaty czy inne Wigry, bo ludzie (zwłaszcza starsi) były przyzwyczajeni do siedzenia jak na krześle. Przy czym wtedy było to jakoś uzasadnione ludzką niewiedzą, niedostępnością części (i całych rowerów), ich cenami itp. Dzisiaj bez problemu kupisz taki rower, jaki potrzebujesz i sprzedasz taki, jakiego nie potrzebujesz. Jak dobrze pójdzie, to jeszcze na tym zarobisz. No ale widocznie lepiej kombinować jak ten przysłowiowy koń pod górę. O to to.
  10. A wystarczyłoby pochylić kierownicę do przodu do pozycji, w jakiej powinna być, i nie byłoby potrzeby kombinowania z siodełkiem. Ale podejście sprzed lekko licząc 25 lat pt. "przeróbmy MTB, żeby jeździć na nim jak na składaku" jest jak widać wiecznie żywe - zresztą wystarczy spojrzeć na te wszystkie patologiczne przedłużki do sterówek na aledrogo, na które najwidoczniej nie brakuje klientów. Chociaż z dwojga złego lepiej już coś takiego, niż rurka spawana do rurki, spawana do kolejnej rurki u szwagra w garażu, co widać na załączonym obrazku
  11. @WojtasTaba podrzuciłeś rower trialowy, bo miał akurat czarne felgi na zdjęciu, czy chcesz obręcz typowo do tralówki? Bo jak to drugie, to powinieneś wiedzieć, że tam hamulce są używane inaczej niż w "zwykłym" rowerze, więc i ścieranie obręczy będzie przebiegało inaczej.
  12. Poczekałbyś chwilę dłużej, to nie musiałbyś sam sobie odpowiadać Mieszkałem zaraz obok w latach 2013-14, nawet widać nazwę ulicy na tym fragmencie mapy. Aczkolwiek nie zapuszczałem się na poligon ani rowerem, ani też pieszo z wiadomych względów. A odnosząc się do właściwego tematu: to, że prawo jednoznacznie czegoś nie zabrania, nie oznacza od razu, że "wolnoć Tomku". Zwyczajna głupota i wcale nie mniejsze chamstwo to jedno, ale wjedź w kogoś na terenie takiej galerii - a już zwłaszcza w madke z bombelkiem albo babcię z torbami pełnymi jajek z promocji - to się przekonasz, jak szybko ochrona wezwie policję i jak szybko ta policja znajdzie pisiont powodów, żeby cię ukarać. Więc po co? Robienie debilnych rzeczy dla atencji lub pod pretekstem sprawdzenia "czy przepisy / służby działają" świadczy tylko i wyłącznie o debilizmie samego robiącego.
  13. Sam sobie odpowiadasz. Oczywiście "yes cannon slow market", popyt, podaż, czas, design, wdrażanie technologii i pińcet innych argumentów. A na końcu i tak rzeczy (bo nie tylko części i nie tylko rowerowe) kosztują tyle a tyle, bo mogą. Co nie oznacza, że mamy płacić i płakać. Jeżeli chce kupować nowy rower ze sklepu z wielką naklejką "NOWOŚĆ", to niech sobie przepłaca za niego do woli. Ale mamy przecież Allegro, OLX, Marketplace czy dziesiątki (setki?) sklepów w UE, które wyślą nam części bez szemrania i dodatkowych kosztów. I tylko od nas zależy, co wybierzemy. A że dostęp do wiedzy też jest dziś sporo lepszy niż jeszcze kilkanaście lat temu, to każdy może sobie sprawdzić nawet na telefonie, że produkt A ma lepszy stosunek ceny do jakości niż B, a C to to samo, co D, tylko z inną naklejką. Kiedyś musiałeś się bez porównania bardziej postarać, żeby się w tym wszystkim połapać - np. ja miałem znajomego w sklepie grupy Velo i stąd mogłem się dowiedzieć, że Accent / Author / Dartmoor / Novatec to w wielu przypadkach dokładnie ten sam produkt, ale nie wszyscy mieli tak fajnie. Do tego dochodzi rynek części zamiennych, które są (uwaga, mocno kontrowersyjny pogląd) nie tylko łatwiej dostępne, ale i tańsze niż kiedykolwiek. Warunek jest taki, że nie szukamy najnowszych modeli pod najnowsze (i najbardziej trendy) standardy i w ogóle olewamy "mody" tylko kierujemy się tym, czego naprawdę potrzebujemy. I wtedy można złoży sobie niezły rower za nieraz tak śmieszne pieniądze, że mogę tylko żałować, że kiedyś tego nie było. Ale to też zależy od nas i użalanie się nad "ło panie te rowery to takie drogie zwłaszcza te elektryki kogo na to stać", po czym pójście do najbliższego sklepu i wzięcie egzemplarza prosto z wystawy na raty, jest najgłupszym z możliwych rozwiązań.
  14. MrJ

    [trening] Regres formy?

    A ja odpowiem pytaniem na pytanie: a co to za problem? Że forma "spadła" i robisz kilka kilometrów mniej i/lub tempo jest gorsze? Przecież to całkowicie normalne, że czasami jest lepiej, a czasami gorzej i dotyczy to każdej aktywności, tak fizycznej jak i umysłowej. Raz wszystko "samo wchodzi do głowy", a kiedy indziej nie jesteśmy w stanie nauczyć się najprostszej rzeczy. Dzisiaj czujemy, że ogralibyśmy w piłkę samego Lewego, a za tydzień będziemy potykali się o własne nogi. Wczoraj wzięliśmy 100 kilo na klatę i byliśmy królami siłki, a dziś ledwo daliśmy radę 90 i mało nam gumka w majtkach i żyłka na czole nie pękły. I tak dalej, i tak dalej. Jazdy na rowerze też do dotyczy i nie ma w tym niczego dziwnego. Oczywiście fajnie jest czuć i widzieć (jeżeli prowadzimy dokładniejsze statystyki) progres, natomiast nie jesteśmy maszynami i nie należy się obwiniać za to, że akurat czujemy się np. bardziej zmęczeni, bo jest to - powtarzam - normalne. Podobnie jak dobrze jest zdać o swoje zdrowie (odpowiednie plany treningowe, żywienie, suplementacja, regeneracja i tak dalej) i szukać powodów, dlaczego coś nie dzieje się tak, jak powinno, natomiast nie popadajmy w skrajność, że dzisiaj nażremy się kreatyny, jurto przejdziemy na keto a pojutrze zrobimy interwał rodem z zawodów iron manów, bo to do niczego nie prowadzi poza frustracją i rozregulowaniem organizmu. A przede wszystkim pamiętajmy, że ma nam to sprawiać przyjemność, satysfakcję, radość i tak dalej. A jeżeli z powodu spadku wskaźnika H.U.I. i jego stosunku do wielkości π-CZKA (wybaczcie, ale jak widzę te wszystkie skróty, mające świadczyć o otwieraniu się 69 stopnia wtajemniczenia treningowego, to chwilami nie wiem czy się śmiać, czy płakać 😁 ) mamy się zaraz stresować, negować swoje dotychczasowe osiągnięcia i obwiniać o całe zło świata, to znaczy, że coś poszło bardzo nie tak. I polecam - jako ktoś, kto z niejednego bidonu wodę pił - najpierw nad tym się zastanowić, a nie od razu liczyć białko w diecie co do mikrograma i pilnować kadencji podczas chodzenia do toalety. Sama sobie odpowiedziałaś. Strava sprowadza Cię do cyferek: zrobiłaś tyle-i-tyle kilometrów po takim-i-takim terenie w takim-i-takim-tempie. Nie widzi, że był upał, że być może gorzej spałaś, że masz głowę zawaloną sprawami związanymi z domem czy pracą, że cokolwiek. Więc pokazuje, że poszło Ci "gorzej", mimo że dla Ciebie taki trening w niesprzyjających warunkach mógł być - i powinien! - być sukcesem. Ale nie, bo kilometraż spadł, tempo spadło, więc się obwiniasz i szukasz niepowodzeń tam, gdzie ich nie ma. Serio, nie tędy droga.
  15. Nie masz w okolicy jakiegoś sklepu rowerowego z lepszym zaopatrzeniem? Jeździsz na tyle długo, że raczej wiesz, czego szukasz i szybka przymiarka i przejście tych kilkunastu metrów po podłodze już powinny sporo powiedzieć. A jak nie, to zawsze zostaje allegro smart - sam nie lubię czegoś takiego, ale czasami nie ma innego wyjścia jak kupienie kilku rzeczy dla wybrania tej jednej i zwrócenie reszty. Sam przez lata jeździłem w takich właśnie terenowych butach (Shimano ze zdjęcia) z tego samego powodu: bo Jura K-Cz, bo chodziłem po kamieniach i żwirze itp. Natomiast po przesiadce na "zwykłe" SPD typu MTB okazało się, że w zasadzie nie widzę wielkiej różnicy na minus, za to sporą na plus, zaczynając od dużo niższej wagi. Owszem, nie biegam już z rowerem na garbie po kamulcach, ale wcześniej też tak naprawdę robiłem to od wielkiego dzwonu i to raczej przez własny głupi upór, a nie konieczność. Więc nie przesadzałbym z szukaniem typowych trekkingów / graveli, bo może się to okazać przerost formy nad treścią.
  16. @Mentos - to nie jest żadne druciarstwo, tylko zaradność i umiejętność wykorzystania 100% możliwości, jakimi aktualnie dysponujemy, by osiągnąć cel. Popieram jak najbardziej! 😁
  17. Nie wypowiadam się za innych, ale czasami powód odejścia z jakiegoś forum czy grupy może być równie nagły, co prozaiczny. Wiadomo: praca, rodzina, zdrowie (i nie mówię od razu o pobycie w szpitalu albo wyprowadzce na Ziemię Ognistą ) i ogólnie szeroko rozumiane "życie", ale też drobiazgi - żeby nie powiedzieć: pierdoły - których nawarstwia się tym więcej, im dłużej udzielamy się w jakimś miejscu. A to się z kimś posprzeczamy, a to zauważymy, że nasze porady zostały kolejny raz mniej lub bardziej zignorowane, a to administracja nie doceni zaangażowania, albo w końcu najzwyczajniej poczujemy znużenie tematem, bo "ile można"?. I ziarnko do ziarnka, kamyczek do kamyczka i robimy sobie przerwę na tydzień, miesiąc, pół roku, a potem to już leci i przestajemy pamiętać, że w ogóle gdzieś byliśmy. Tak bywa. A samych zainteresowanych najlepiej zapytać prywatnie, bo z plotkami to trzeba uważać.
  18. Lakierowanie proszkowe powinien ogarnąć każdy lakiernik, który robi rzeczy typu felgi (ci od karoserii czy większych elementów jak zderzaki raczej nie chcą się bawić w takie drobiazgi), ale dla odmiany raczej żaden nie podejmie się rozłożenia / złożenia roweru, bo to nie ich branża. Nie masz jakiegoś kolegi, który "za flaszkę" podejmie się robocizny? Demontaż roweru nie jest wbrew pozorom specjalnie trudny i jeżeli nie masz wynalazku w rodzaju fulla z prowadzonymi wewnętrznie przewodami hydraulicznymi, to poza dwoma-trzema bardziej specjalistycznymi narzędziami (klucz do korby, suportu, ewentualnie sterów + rozkuwacz do łańcucha - wszystko do kupienia na allegro za grosze) nie potrzebujesz niczego, czego nie masz w szufladzie w garażu czy tam piwnicy. A przynajmniej powinieneś mieć No i umiejętności zostaną na przyszłość. Dla informacji: jesteś z Siemianowic, więc do Chorzowa nie masz daleko. Ja lakierowałem alufelgi w lakierni na Gałeczki 59 (wjeżdża się z tyłu na podwórze budynku, wejście po schodkach) razem z ich piaskowaniem i regeneracją rantów i drugi rok nic się z nimi nie dzieje. Możesz zadzwonić i zapytać, ile gość by wziął za ramę: http://federka.pl/kontakt/ i najlepiej zrób to samo w kilku innych lakierniach, będziesz miał porównanie.
  19. @Mentos - też jestem ciekaw, jak to wygląda. Przecież bagażnik z rowerami, skrzynia na narty i inne podobne rzeczy powinny wchodzić w ubezpieczenie auta, tyle że w jakichś tam dodatkowych opcjach - na tej samej zasadzie, jak ubezpieczasz ekstra szpej w środku na wypadek wybicia szyby.
  20. Ale wiesz, że alkohol "w płynie" nie jest jedyną formą, w jakiej go spożywasz? Dojrzałe owoce, wypieki na dobrze przefermentowanym zakwasie, wszelkie kiszonki, kefir, kwas chlebowy i wiele innych produktów spożywczych, zwłaszcza tych powstających przy udziale takiej czy innej fermentacji, zawiera alkohol w ilości nieraz porównywalnej do piwa niskoalkoholowego. Nie mówię nawet o choćby pierwszych z brzegu nalewkach ziołowych, które są traktowane w zasadzie jako lekarstwa - oczywiście przy właściwym dawkowaniu, a nie mieszaniu butelki Jagermeistera z czteropakiem Red Bulla I co, to też jest "trucie się"? Naprawdę? Znaj proporcjum, mocium panie, żaby zacytować klasyka. Kieliszek wina do świątecznego obiadu na poprawę trawienia, grzecznościowy toast na urodzinach czy choćby najzwyklejsze spróbowanie "co tam sąsiad z wiśni na działce ciekawego upędził" naprawdę nie zrównuje nas z patologią, od jakiej zaczął się ten temat.
  21. Chodzi i o jedno i o drugie. Pierwsza rzecz: nie ma równych i równiejszych. Anonimowy Kowalski być traktowany tak samo przez sąd, urząd i jakąkolwiek inną instytucję, co cwelebryta, politykier, biznezmen czy ktokolwiek inny. Od pewnego stężenia alkoholu / spowodowania wypadku - konfiskata pojazdu (bez dochodzenia, że to żony, sąsiada, firmowy itp.), kara finansowa proporcjonalna do zarobków (tak, żeby zabolała i tego, co zarabia 5 tysięcy i 50 tysięcy) i potem sprawa sądowa, w której przewidziana będzie minimalna kara za same promile / wypadek, a wyrok będzie mógł być już tylko wyższy. Ale spróbujcie coś takiego wprowadzić, to zaraz się pojawi pierdylion argumentów, że przecież on tylko raz wypił, że jak ona będzie dojeżdżała do pracy bez auta i za co utrzyma bombelki, a w ogóle to tamten to znajomy znajomego, a tamta chodzi na fitness z sędzią. I tak dalej, i tak dalej. Póki ktoś naprawdę nie będzie miał stalowych jaj i nie przeciwstawi się tym wszystkim układom (z patologią w postaci "wolnych sonduw" na czele), póty instytucjonalnie nic się nie zmieni. Dlatego tak mocno optuję za naciskiem oddolnym i w miarę możliwości sam staram się go uskuteczniać. Nie mylmy powodu spotkania z jego późniejszym przebiegiem. Tak, jestem w stanie bez problemu spotkać się ze znajomymi i nie wypić ani pół łyka piwa. Oni też. I nieraz tak bywało, że wybieraliśmy się na przykład na wspólną całodniową wycieczkę, będąc całkowicie trzeźwymi. Podobnie kiedy szliśmy nie tylko do teatru lub kina, ale też do kogoś na domówkę, ograniczającą się do np. kawy i ciasta. I nikt nie miał nic przeciwko. Natomiast jeżeli spotykamy się np. na grilla na działce, urodzinach, imieninach itp., to owszem, alkohol się pojawia, ale jest to "jedno piwko do kaszanki", toast za solenizanta czy nawet degustacja własnych wyrobów (jeden robi domowe wina, inny nalewki, ktoś coś jeszcze mocniejszego), a nie żadne walenie do odciny i robienie po tym bydła. A już na pewno nikomu do głowy nie przychodzi, żeby pod wpływem - nawet minimalnym - wsiadać za kierownicę. Dlatego miejmy miarę i nie traktujmy picia zero-jedynkowo, na zasadzie "albo jesteś całkowicie trzeźwy, albo jesteś alkoholikiem i potencjalnym bandytą, przemocowcem i sprawcą wypadku ze skutkiem śmiertelnym", bo to bzdury.
  22. @KrissDeValnor nie wiem, nie śledzę jakoś super dokładnie dokładnie rynku ani nowych rowerów, ani używanych. Na te pierwsze wchodzę raczej z ciekawości, żeby zobaczyć co jest teraz na topie (odpowiedź: wiele "rewolucyjnych" technologii to odgrzewane piąty raz kotlety, tyle że w ładniejszym opakowaniu) i ile kosztuje (odpowiedź: w wielu przypadkach dużo za dużo), a na drugie... w sumie też z ciekawości, bo co potrzebuję, to już kupiłem Ale mimo tego widzę, jak z jednej strony drogie potrafią być części nowe z górnej (i modnej - patrz np. gravele czy elektryki) półki i jak tanie nieco tylko starsze i/lub ledwie używane. No i mniej modne też Trzeba tylko pójść na pewne, czasami zaskakująco małe i w gruncie rzeczy nieodczuwalne kompromisy. Przy czym zwykle ograniczam się do obserwacji, bo gdybym miał się udzielać na forum z takim zaangażowaniem, jak te ponad 15 lat temu, to 9/10 moich odpowiedzi na zadane pytania brzmiałoby: "nie patrz na reklamy ani porady sprzedawcy w sklepie / kup używkę lub nówkę z demontażu lub promocji za ułamek ceny / nie jojcz, tylko naucz się przynajmniej podstawowego serwisowania / nie szukaj odpowiedzi w tabelkach excela, ale wsiądź na rower i sam zobacz, czy jest ci wygodnie". A już na pewno "nie marnuj czasu na zajmowanie się pierdołami przed kompem, tylko tu i teraz wsiadaj na rower i jedź". Bo lepszy sprzęt tańszy i gorszy, ale sprawny, z którego korzystamy, niż droższy i lepszy, który istnieje co najwyżej w naszych wyobrażeniach. Ja ten błąd swego czasu też popełniłem i boli mnie on do dzisiaj. Nie bierzcie ze mnie przykładu. Serio
  23. Rok 2024, a niektórzy nadal mają problemy jak w roku 2004, żeby nie powiedzieć 1994. Uważacie, że nowe części rowerowe lub całe rowery w Polsce są za drogie? Skoro ja, jako dziaders po czterdziestce ogarnąłem zakupy z Niemiec i Hiszpanii za ułamek cen krajowych sklepów, to wy też możecie, dzieci smartfona. Że nie wspomnę o allegro, olx albo marketplace, które są zawalone używkami po sufit. Owszem, trzeba się czasami naszukać i przygotować na ewentualny serwis, ale bez przesady - kto chce, ten bez problemu znajdzie, czego szuka. Uważacie, że kwoty za rzeczony serwis "u mechanika" są za wysokie? Macie tutoriale na jutubie z pokazaniem palcem "bierzemy klucz imbusowy rozmiaru 6 i kręcimy drugą śrubkę trzy obroty w lewo", podstawowe narzędzia powinniście posiadać w garażu / piwnicy, a bardziej specjalistyczne kupicie za grosze w tych samych miejscach, co wyżej. Wystarczy nie mieć dwóch lewych rąk, za to minimum chęci. I naprawdę wymiana dętki, łańcucha albo kasety, regulacja przerzutki czy nawet odpowietrzenie hamulców hydraulicznych to nie są żadne czary, tylko coś, co aktywny rowerzysta po prostu powinien umieć zrobić we własnym zakresie. Ale jeżeli ktoś się ogranicza do "muszę mieć nówki sztuki z katalogu nie starszego niż 2023 i najlepiej w sklepie za rogiem", to ma problem co najwyżej sam ze sobą.
  24. @zekker - jak trafiasz na wakacyjne oberwanie chmury (takie, w którym bez żadnego uprzedzenia horyzont robi się granatowy i zanim zdążysz się w ogóle zastanowić, czy nie zawrócić, to nie masz na sobie nic suchego włącznie ze skarpetkami - dzisiaj jest już o to trudniej, bo w telefonie możesz sobie podejrzeć choćby satelitarną mapę burz w czasie rzeczywistym, ale kiedyś tak dobrze nie było), to brak błotników jest najmniejszym problemem. Natomiast w błoto, mokry piach czy liście możesz się po prostu nie pchać, jeśli nie chcesz* Chyba że chcesz, to wtedy błotnik się faktycznie przyda i tego w żaden sposób nie neguję, ale jeżeli nie jest potrzebny, to po co go zakładać? Jak nie jeżdżę po ciemku, to nie zakładam lampek. Jak nie jeżdżę po kompletnie nieznanym terenie, to nie używam nawigacji. Jak nie potrzebuję brać ze sobą pisienciu kilo bagażu, to nie zakładam sakw. Jak nie jeżdżę po syfie, to nie zakładam błotników. To serio jest takie trudne do zrozumienia? A na argument typu "no ale przecież możesz wjechać w gnojówkę na wiosce" odpowiem tylko (bez urazy, bo to nie jest nic osobistego) "no chyba ty" 😅 W ogóle zauważ, że cały ten temat nie jest tak naprawdę zachętą do dyskusji, a jedna wielką tezą jego autora pt. "ci, co jeżdżą bez błotników, to jakieś głupki, którzy utrudniają sobie życie, niszczą napęd, powodują globalne ocieplenie i łamią konstytucję" Tak, jasne, sami sobie wszyscy robimy na złość i wolimy wracać do domu brudni, mokrzy i ze zniszczonymi rowerami. I jeszcze na złość madce odmrozimy sobie uszy! A może po prostu nie robimy czegoś, co jest nam najzwyczajniej w świecie zbędne? *zaznaczam, że piszę o jeździe rekreacyjnej, czyli "jadę gdzie chcę, kiedy chcę i jak chcę". Dojazdy do pracy czy szkoły to "muszę" i one rządzą się już innymi prawami. I o ile sam dla siebie śmigam weekendowo na "gołym" fullu 26", to gdybym jeździł codziennie do roboty, miałbym prawie na pewno gravela lub trekkinga 29" z błotnikami, sporą sakwą, lampkami i innym podobnym bałaganem, czyli rower, który w jakimkolwiek innym przypadku byłby dla mnie całkowicie bezsensowny.
  25. @leon7877 - wywód jest jak najbardziej sensowny, bo zadaje najbardziej podstawowe z podstawowych pytań, czyli PO CO? Jeżeli jeździsz często i robisz to niezależnie od pogody oraz terenu, to chcąc nie chcąc błotniki będą ci potrzebne. Mniejsze, większe, plastikowe, metalowe, to już mniejsza o to. Sam jeździłem kiedyś dużo i choć starałem się unikać naprawdę złych warunków, to momentami było to po prostu niemożliwe. I dlatego miałem założone błotniki, podobnie jak np. nieraz dłuższe spodnie czy rękawy, nawet w cieplejsze dni, bo wiedziałem jeszcze przed wyjazdem, w jakim stanie mogę wrócić. Teraz natomiast tego nie robię, więc błotniki nie są mi potrzebne. Po prostu. A jak raz na ruski rok złapie mnie deszcz albo będę jechał po mokrej (bo nie musi być od razu ubłocona, wystarczy mokry piach) drodze, to wliczam to w ryzyko. Przy czym w wielu przypadkach wystarczy wtedy jechać ostrożniej oraz najzwyczajniej w świecie wolniej i naprawdę nie wrócimy do domu z wiadrem syfu w napędzie, butach i na twarzy
×
×
  • Dodaj nową pozycję...