Skocz do zawartości

[koszty] Jakie są koszty przejechania 1 km rowerem?


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

Właśnie.

Zapomnieliśmy poruszyć podstawową kwestię.

 

Inny jest koszt przejechania 1 km rowerem miejskim, inny rowerem na trasie xc, a inny na trasie DH.

Chodzi tu głównie o zużycie sprzetu. Oraz elementy dodatkowe - np zbroja, koszty transportu sprzętu (jak sie ma zjazdówkę, to powodzenia w gibaniu się nią dłuższy czas przez górki i dolinki, zwłaszcza w mieście, do upragnionej ściezki zjazdowej). Więc wielu bierze maszynę na dach lub do samochodu i hajda. To wbrew pozorom tez koszty jazdy rowerem.

 

To doprawdy temat rzeka. 

Swoją droga jak ktoś ma pasję, to z reguły i tak będzie dążył do jej uprawiania bez wzgledu na koszty lub tak bedzie kombinowac, aby je obniżyć do poziomu dlań akceptowalnego. Z drugiej strony jak sie komuś coś nie podoba, to może to być obiektywnie rzecz ujmując opłacalne a ta osoba i tak z tego zrezygnuje. Przykład: znam ludzi co po zakupy do sklepu oddalonego o 200m wywlekają z garażu suva i turlają się te 200m w słoneczny dzień, chociaz w domu mają chyba z 8 rowerów i to za pięciocyfrowe kwoty. Bo tak im się opłaca i lubią samochód. Z kolei mam znajomych co swoje eski, a-ósemki i inne długie i wygodne rakiety zostawiają o ile się da w domu, bo kochają rower i wolą zmoknąc i się zmęczyć niż dać się wymasowac fotelowi stojąc w korku.

 

Opłacalność obiektywna a subiektywna to dwie bardzo różne rzeczy.

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

tu się zgodzę, ale nie można powiedzieć że samochód jest niezbędny KAŻDEMU, a taką tezę się w Polsce lansuje.

 

Nie uważam, aby w Polsce było parcie na posiadanie samochodu. Reklamy? Samochód jest takim samym produktem jak perfumy czy ubezpieczenia, producent chce go sprzedać. Być może to, co uważasz za lansowanie tezy "samochód musi mieć każdy", jest pokłosiem czasów słusznie minionych, gdzie samochód był Świętym Graal'em, na który wyczekiwało się lata, wyznacznikiem statusu społecznego i zamożności. Ale to bardzo powoli, ale systematycznie wygasa...

Mam kilkoro znajomych, którzy świetnie dają sobie radę bez niego i nie czują potrzeby jego posiadania. Zatem da się jak najbardziej. Jeden z moich kolegów, który można powiedzieć, że żył na rowerze, diametralnie zmienił orientację, gdy w jego życiu pojawiło się dziecko. Jakiś czas temu powiedział mi, że przy dziecku nie wyobraża sobie życia bez samochodu. Tak jest po prostu wygodniej i tyle.

Fakt posiadania samochodu w dużym mieście nie jest niczym nagannym. Jest bardzo wiele aspektów, których nie da się przeliczyć na pieniądze, np czas. Dla niektórych dojechanie do domu 30 minut wcześniej, czy wybór pomiędzy odwiezieniem dziecka do szkoły, czy pozwolenie do tego by samo jechało komunikacją miejską czy szło, nie ma ceny.

 

Dla nas tu zgromadzonych raczej jest oczywiste, że wybierzemy rower. Ale trzeba też patrzeć z puntu widzenia ludzi, którzy nie uważają roweru za coś, za co daliby się pokrajać. Z punktu widzenia takiej osoby wszelkie argumenty za i przeciw odbierane są zupełnie inaczej i to też trzeba uwzględnić.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mod Team

Ja z kolei mam sporo znajomych którzy kupili rzęchy po kilka tys. i dokładają do tego często, bo co chwilę coś się psuje. Do pracy 2-3 km i tłuką się tymi złomami. W godzinach szczytu to rowerem szybciej by było, pieszo niewiele wolniej, a po dojechaniu kolejny stracony czas na znalezienie miejsca do zaparkowania, bo miasto tak pozastawiane ze to jest prawdziwa sztuka. Owszem, jest grupa ludzi, którym samochód jest niezbędny, jak piszesz, gdy się pojawią małe dzieci to trudno się obejść bez, ale jest też duża grupa ludzi która by się mogła obejść bez auta (ludzie jak wyżej pisałem, małolaty dojeżdżające autami do szkoły dla szpanu itd). Dodatkowo często gęsto ludzie jak już mają samochód lubią go nadużywać, czyli częsty przypadek na małe zakupy 200 m do sklepu i koniecznie autem.

Wracając do tematu kosztów; temat jest źle nazwany. Biorąc pod uwagę koszt przejechania km, to autem, zależnie od prędkości ile spali paliwa taki będzie koszt. Rowerem koszt zerowy oczywiście.

Wszelkie inne wymieniane w temacie koszta to nie koszt km, ale koszt utrzymania/eksploatacji sprzętu i nijak ma się to do samej jazdy. Bo można np. trzymać auto w garażu cały rok, i przejechać nim 10km, a jak się policzy koszty ubezpieczenia itp. to wyjdzie sporo na ten km. :)

Ja tam nigdy takich wyliczeń nie robiłem, na rower sporo wydaję, nie tylko przy wymianie zużytych części, ale też na upgrade'y, czyli wymianę części na lepsze. Nie żałuję ani złotówki, bo przecież najfajniej wydaje się pieniądze na coś co sprawia przyjemność ;)

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

Nie uważam, aby w Polsce było parcie na posiadanie samochodu. Reklamy? Samochód jest takim samym produktem jak perfumy czy ubezpieczenia, producent chce go sprzedać.

A ja uważam ze jest. Posiadanie samochodu jest czymś w rodzaju prestiżu, facet bez prawa jazdy i auta jest przez sporo kobiet uważany za nieudacznika, o czym można poczytać na forach w necie,

Rowerem fajnie się jeździ, ale nie zawsze np. zima. Wtedy ktoś bez auta jest zdany na komunikację publiczną. I nie każdemu odpowiada podróż w towarzystwie cuchnących żuli albo babć z torbami patrzącymi nienawistnym wzrokiem na innych, siedzących pasażerów.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czasem rowerem się nie da. Do pracy wożę ciężki sprzęt, nieraz kilka walizek, system mocowania tła, tło o szerokości 2,75m. Przecież nie zabiorę tego na rower, ani do komunikacji miejskiej. Wtedy auto jest dla mnie koniecznością, o której pisałem wcześniej.

Ale np na uczelnię, na spotkania, czy kiedy zdjęcia wymagają tylko małego zestawu mieszczącego się w plecaku, to staram się jechać na rowerze. Wtedy to jest wybór.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

Ja z kolei mam sporo znajomych którzy kupili rzęchy po kilka tys. i dokładają do tego często, bo co chwilę coś się psuje. Do pracy 2-3 km i tłuką się tymi złomami.

 

Gdybyś powiedział, że zrobili to Twoi znajomi "po kole", to rzeczywiście bym się zdziwił. Nie mniej jednak bardzo wiele osób nie wyobraża sobie dojazdu do pracy rowerem, chociażby z powodu mitów związanych z higieną. Skoro rower odpada, to dla takich osób samochód staje się jedyną alternatywą wygodnego dojazdu do pracy. Kiedyś pracowałem w miejscu, gdzie do najbliższego przystanku komunikacji miałem około 1km. Teraz, gdyby wyłączyć opcję kolei podmiejskiej, do autobusu miałbym blisko 2km. Dziennie traciłbym 40 minut na sam spacer - zdrowy - ale w większości ludzie tak tego nie postrzegają.

Jeżeli żyjesz w zupełnie innej czasoprzestrzeni, to trudno oczekiwać, że ludzie zrozumieją Twoje argumenty i vice versa. Trudno mi po raz 10-ty tłumaczyć, że jest mi ciepło w stopy mając na rowerze japonki przy 10 stopniach, skoro ona dygocze już przy 20 stopniach na zewnątrz i uważa, że sezon grzewczy powinien trwać cały rok. Dla takiej osoby wyobrażenie sobie gołych stóp przy takiej temperaturze jest równoznaczne z przypalaniem gorącym żelazem, więc trudno oczekiwać, by pojęła, że mi jest co najwyżej rześko.

 

Samochód nie generuje kosztów dopiero wtedy, gdy się go nie posiada. Samo ubezpieczenie to nie jedyny składnik. Samochód niejeżdżony też generuje koszty. Niektóre elementy potrafią się zapiec w wyniku braku eksploatacji lub znikomej eksploatacji. Jak trzymasz samochód pod chmurką i pozostawisz go na rok bez używania, pozytywne przejście badania technicznego stanie pod znakiem zapytania.
Gdyby eksploatację roweru rozpatrywać w kategoriach "podcierania pupy szkłem", to kupuje się makrokesza za kilka stów, jeden napęd niskiej klasy rocznie i koszty są do pominięcia. W rower komfortowy pochłania rocznie znacznie więcej. Materiały eksploatacyjne, wizyty w serwisie. Nie jest to koszt taki, jak przejechanie tego samego dystansu samochodem, ale to już nie są zerowe koszty. Spokojnie można oszacować je na kilkaset PLN rocznie. Ale tu wciąż powraca pytanie, czy jest sens dokonywania takiego porównania.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

Gdyby eksploatację roweru rozpatrywać w kategoriach "podcierania pupy szkłem", to kupuje się makrokesza za kilka stów, jeden napęd niskiej klasy rocznie i koszty są do pominięcia. W rower komfortowy pochłania rocznie znacznie więcej.

Wiadomo że "komfortowy" to pojęcie względne ale według mnie przesadzasz.

Rower który opisałem w temacie kupiłem bardzo tanio, utrzymanie roczne kosztuje niewiele a gdyby nie był komfortowy nie jeździłbym na nim :) Można mieć wygodny i sprawny rower za dosłownie kilka stówek. Wielu moich znajomych też jeździ na commuterach klasy zimówka i są sprawne, zadbane, tanie i względnie komfortowe. Względnie bo wiadomo że w takim rowerze warto zrezygnować z amortyzatora ale na sztywnym widle i szerokich slickach nie jest najgorzej. Część z nas ma single, część przerzutki, część planetarki - wszystko to można mieć w rowerze za pół tysiąca albo niewiele więcej. 

 

 

 

Rowerem fajnie się jeździ, ale nie zawsze np. zima.

Kiedy podczas jakiejś rozmowy (nie pamiętam niestety z kim) temat zszedł na jazdę rowerem w zimie pomyślałem sobie o tych zimach podczas których chowałem rower na strych. I nie byłem w stanie wyobrazić sobie jak mogłem to robić - tak naturalna wydaje mi się jazda zimą po kilku latach jazdy całorocznej. 

 

Posiadanie samochodu jest czymś w rodzaju prestiżu, facet bez prawa jazdy i auta jest przez sporo kobiet uważany za nieudacznika, o czym można poczytać na forach w necie,

Nie czytam takich forów ale teraz już wiem dlaczego "nie mam szczęście do kobiet" skoro całe życie jeżdżę prawie wyłącznie rowerem ;) 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiadomo że "komfortowy" to pojęcie względne ale według mnie przesadzasz.

 

Czyżby? Duża część z nas jest serwisowo praktycznie samowystarczalna. Jednak takiego ogólnego założenia nie można zrobić. Czasy, gdy każdy posiadacz roweru czy samochodu wiedział o nim prawie wszystko - bo musiał - dawno już minęły. W przypadku użytkowników samochodów jest bardzo duża grupa osób, których wiedza na temat pojazdu ogranicza się do zdolności lokalizacji wlewu paliwa i wlewu płynu do spryskiwaczy. Podobna grupa pojawiła się wśród rowerzystów wraz z boom'em. Wiele osób nie tyle nie potrafi, co po prostu nie chce się tym zajmować.

Jeżeli ktoś jeździ do pracy codziennie i do tego rekreacja w weekend, to zjazd do serwisu raz w miesiącu obowiązkowy. Czyszczenie, smarowanie + sprawdzenie i regulacja napędu w warszawskich serwisach to koszty 60-80 PLN. Przegląd sezonowy około 200 PLN. Przy założeniu, że użytkujesz rower od kwietnia do końca września, to w Warszawie już na samym wstępie masz jakieś 400-500 PLN za robociznę serwisu - bez materiałów.

Materiały? Z tego co widzę najwięcej jest rowerów o napędzie klasycznym, czyli 3xileśtam. Najdłużej i najtaniej wychodzi na 3x8, ale ten napęd nie zapewnia komfortu, gdyż przy typowym układzie jaki serwują (serwowali) producenci skok kadencji pomiędzy kolejnymi biegami jest za duży. 9sp to minimum komfortu, 10sp ideał. Sądzę, że bez metody na 3 łańcuchy żaden napęd nie przejdzie więcej niż 5-6 tyś km. Zatem napęd nie starczy na więcej niż 1,5 sezonu. Kaseta 9sp + 2-3 łańcuchy, z grubsza 250 PLN.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

kilka lat temu miałem rower który kupiłem za 50 zł, jeździłem nim 2x17 km dziennie przez 3 lata i co prawda przy mocniejszym depnieciu łańcuch przeskakiwal ale i tak dało się jezdzic. I nie wsadzilem w niego ani grosza przez ten czas . A jedyne co robiłem przy nim to jak sobie przypomniałem to łańcuch smarowalem jakimś smarem stałym który znalazłem w piwnicy.

Inna sprawa jest teraz gdzie nam droższy rower, używam go do latania po różnych kamieniach, dziurach itp, a nie chciał bym żeby w powietrzu np tylne koło mnie wyprzedziło

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

EE coś nie tak, ja na swoim mieszczuchu przejechałem 12 tys km, bez wymiany łańcucha, śmigam  na nim cały rok, zimą również. A kupiłem go za 150pln(używany na 7 biegach w torpedzie Sachs S7- odpowiednik nexus 7). Myślę że rowery które posiadają torpedy, mają kilkukrotnie bardziej wytrzymały napęd.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Żeby dyskusja miała sens, trzeba mówić o typowo występujących rozwiązaniach i konserwacji zgodnej ze sztuką. Ot przykład. Niektórzy piasty wielobiegowe uważają za bezobsługowe. Gdy ktoś jeździ tylko w weekend po kilkanaście km, to można takie założenie poczynić. Osobiście pytałem Shimano ile wynosi interwał serwisowy. Rekomendują przegląd co 5 tyś km, więc przy intensywnej eksploatacji, utrzymanie takiej piasty to już wymierny koszt.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

Jeżeli ktoś jeździ do pracy codziennie i do tego rekreacja w weekend, to zjazd do serwisu raz w miesiącu obowiązkowy. Czyszczenie, smarowanie + sprawdzenie i regulacja napędu w warszawskich serwisach to koszty 60-80 PLN. Przegląd sezonowy około 200 PLN. Przy założeniu, że użytkujesz rower od kwietnia do końca września, to w Warszawie już na samym wstępie masz jakieś 400-500 PLN za robociznę serwisu - bez materiałów.

Możliwe że w stolicy są inne ceny.

Ale jak dla mnie to dla osoby jeżdżącej do pracy cały rok (bo w końcu o rowerze komunikacyjnym mówimy, nie dużo droższym do rekreacji) jeden pełny serwis w roku wystarczy. U nas jego koszt to około stówki. 

 

Czyszczenie i smarowanie łańcucha u nas kosztuje dychę. W napędzie jednorzędowym wystarczy zrobić je raz na miesiąc, ewentualnie dopłacić parę złotych za napięcie łańcucha. 

 

Koszt zębatek i łańcucha to kilkadziesiąt złotych, komplet zębatek spokojnie obleci 2 łańcuchy.

 

Koszt corocznego serwisu Nexusa to ok. 150. Na singlu będzie jeszcze taniej a jak się okazuje nie jeżdżą na nich jedynie kurierzy i szosowcy bo widuję wiele miejskich damek pozbawionych przerzutek.

 

Można? Można. 

 

Dyskutować czy napęd 3x8 ma sens czy lepiej 3x9 bo 3x10 jest sporo droższy nie ma sensu. W mieszczuchu trzeba iść na kompromisy i kropka. Nexus jest według mnie najlepszych choć z drugiej strony napęd 1x7/1x8 też dałby radę. Wtedy co rok zmienia się napęd a tani zestaw za ok. 150 zł spokojnie wystarczy, będzie za to nieco więcej zabawy w czyszczenie łańcucha. 

 

Więc nie mnożyłbym kosztów na siłę. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie mnożę kosztów na siłę, tylko takie są realne koszty. Stawianie w opozycji do samochodu najtańszego możliwego rozwiązania nie ma sensu bo nie wszystkim może pasować. Mi napęd 8sp nie podchodzi i cena tego nie zmieni. Gdzie tylko sie da przechodze na 10sp ze względu na płynność kadencji. Poza tym rozwiązanie single czy piasta wielobiegowa nie jest najpooularniejszym napędem na ulicy (mimo że jest w kasie).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale mówimy o kompromisach jakie trzeba przyjąć żeby mieć względnie tani rower do komunikacji który pozwoli maksymalnie zminimalizować koszty codziennych dojazdów.

 

Kosztach jakie poniesie przeciętny Kowalski który nie serwisuje roweru sam albo nie wykorzystuje zębatek które zostały mu z kaset :)

 

Poza tym mówienie o płynności kadencji w jeździe miejskiej i dojazdach do pracy gdzie liczy się głównie fakt pokonanie trasy a nie cała kolarska otoczka to lekka przesada. 

 

A jeśli o popularność napędów chodzi to napędy 9 i 10 rzędowe to jak dla mnie kilka procent wszystkich rozwiązań. Piast wielobiegowych też jest stosunkowo niewiele. 

Królują single i tanie napędy 3x7, 3x8 o które właściciele średnio dbają ale nie przeszkadza to w tym żeby wystarczały im na rok czy dwa lata jazdy. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mod Team

Ja obecnie stoję pod, powiedzmy podobnym dylematem. Do pracy mam 12-13km, nie wiem doklejanie. Dysponuje 3 środkami transportu:

- rower

- autobus

- skuter ( jak go sobie kupie)

 

i w moim przypadku pojawia sie dylemat, bo o ile rower wypada tutaj zdecydowanie najtaniej, to zarazem najgorzej. Czemu? Po pierwsze płaskich odcinków tu jak na lekarstwo, po drugie jak świeci słońce i nie pada to jest święto narodowe. Dojazd do pracy w deszczu, pod wiatr i pod górę może złamać nawet największego miłośnika kręcenia korbą. Napęd wiadomo, sie zużywa, w górach bardziej a w Bergen pewnie trzeba to pomnożyć przez 3. Ceny części tutaj także sa absurdalne :D

 

Kolejnym przykładem jest komunikacja jaka jest do dyspozycji w mojej okolicy, bilet miesięczny jest drogi (kilka miesięcy jazdy to kilka tysięcy w tutejszej walucie), człowiek jest zależny od rozkładu i planu jazdy, jednak jest to dość nie głupie rozwiązanie

 

Skuter to optymalna opcja, dość tani w zakupie i eksploatacji, opląty sa niewysokie a jesteś niezależny.

 

Tak, wiem moje warunki nie pokrywają sie z polska rzeczywistością, wiec poco to pisze? A no bo poza samym suchym faktem kosztu za 1km przejechanego, trzeba doliczyć aspekt, hmm nazwijmy go psychologicznym ? Komfort podróży? Leje na głowę, wieje a może jest za gorąco? W aucie mamy ogrzewanie i zazwyczaj klimę, w rowerze, no cóż możemy liczyć na zmarznięcie, przepocenie i zmęczenie się.

 

Ja wiem jak to jest zaczynać prace jak sie jest cały mokry a nie każdy będzie miał np możliwość wziąć prysznic. Te koszt jest najciężej wycenić i czasami są one tak duże ze człowiek wybiera jednak droższe rozwiązanie policzalne, czyli najczęściej samochód.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jest jeszcze rozwiązanie kombinowane :) Czyli na co dzień rower ale oprócz tego samochód trzymany pod blokiem/domem używany w przypadku deszczu, silnego wiatru czy innych zdarzeń losowych.

 

Ale opłacalność takiego rozwiązania można rozważać jedynie wtedy jak na co dzień są inne sytuacje który zmuszają do jego posiadania. 

 

Ja do pracy mam 4 kilometry, bardzo często zakorkowane ale z możliwością ominięcia korków drogą dla rowerów/poboczem. Gdybym miał powyżej dziesięciu to przy całej miłości do rowerów wybrałbym skuter. Tylko że tutaj pojawia się problem z garażowanie bo do mieszkania nie wejdzie a trzymanie go pod blokiem jest trochę nie halo. Ale pomijając garaż koszt niewielki a wspomniany komfort nieporównywalnie większy. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

Królują single i tanie napędy 3x7, 3x8 o które właściciele średnio dbają ale nie przeszkadza to w tym żeby wystarczały im na rok czy dwa lata jazdy.

W stolicy przeważają crosy i mtb. Koszerne mieszczuchy i single to mniejszość, choć zauważalna.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uważam, że dojazdy rowerem to fajna sprawa, ale z drugiej strony rower przestaje być przyjemny, zdrowy i wygodny, kiedy pada. Niestety, ale taki mamy klimat, że przez połowę dni w roku jazda rowerem to mordęga. Wtedy ciężko porównywać samochód do roweru na śniegu, czy w ulewie. Wtedy wygrywa nawet zbiorkom.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mod Team

 

 

rower przestaje być przyjemny, zdrowy i wygodny, kiedy pada.

Powiem ci ze właśnie lekko choruję a przeziębiłem sie właśnie w piękny i słoneczny dzień ... ironicznie lepiej sie jedzie jak leje ... mi znaczy się :P Tak naprawdę jak mamy do 10km to można jeździć w deszcze jeżeli człowiek jest w stanie sie do tego przekonać.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak by to nie zabrzmiało, to jazda w deszczu nie jest taka zła :D. Mam trochę ponad 10 km do pracy poza moim miastem i rower to tania i idealna sprawa dla mnie, tym bardziej, że bilet w jedną stronę to 3,50. Razy 2 przez jakieś 20 dni od kwietnia do listopada to 1120 zł w kieszeni - rower prawie gratis.

 

#...#

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja jednak obstaję przy stanowisku, że nie ;). Próbowałem kiedyś, ale albo byłem mokry od deszczu i błota, albo od potu, który się zagotował pod wodoodpornymi ciuchami z którymi nie było co potem zrobić.

 

Zgadzam się jednak całkowicie, że rower jest przyjemny i o wiele tańszy. Tylko ta pogoda...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rower to około 35gr/km.  Używany kupiony i oprzyrządowany w sakwy fotelik i co tam trzeba.

Zużywa się i trzeba naprawiać.

Ponieważ pracuję przemieszczać się to nie mogę sobie pozwolić na łatanie badziewiem bo się to zemści.

 

 

Niby to jakie aspekty życia powodują że auto jest niezbędne? To że jest wygodne i w niektórych sytuacjach niezastąpione, tak. To że jest moda i ludzie kupują rozpadające się gruchoty za mniej niż dobrej jakości amortyzator rowerowy, tak. Ale na pewno auto nie jest niezbędne. Na zachodzie już dawno to zrozumieli i odchodzą od wożenia tyłków wszędzie w samochodach na rzecz innych środków transportu (rower, komunikacja miejska), bo skutki "mody" na samochody są dobrze widoczne na każdym kroku: korki, hałas, smród i miasta całkiem pozastawiane samochodami. No ale Polska jak zwykle sto lat za murzynami i wielu ludzi uważa że rower to jest dla biedoty, a samochód to oznaka statusu społecznego, nieważne że grat.

 

(sznib nie bierz do siebie po prostu wpisałeś w tym poście parę mitów które stały się orężem wojujących ekoterrorystow  i do nich się odnoszę)

 

 

Pierwsza bajka to że auto to znak statusu.

Kreują  ją pryszczaci rowerzyści którzy mają jakiś dziwny kompleks.

 

Co więcej potrafią jednym tchem mówić o trupach za 2k :D  Coś tu nie bardzo się kupy trzyma.
 

Kto odchodzi od aut?

Na zachodzie jest więcej aut niż u nas.  NA mieszkańca też.

W miastach mniej ale mają więcej bogatych emerytów.  (pomijam nasz doskonały rejestr z pierdylionami maluchów i syren ;))

A co gorsza mają świetne koleje i niezłą KZ

Tam gdzie nie mają mają auta.  Którymi dojeżdżają do miasta! Ale oni mają P&R my.... :D w Krakowie nie

 

Trzecia że auto nie jest niezbędne....

No pewnie że nie jest. Tak samo jak kibel. Kiedyś nie było i też było git.

A to że z Bronowic do Krakowa to była wyprawa na cały dzień albo lepiej?

Bo drogi to powstały jak się pojawiły auta o czym też zapominają ci przeciwnicy aut.

A teraz pytanie jakie ludzie promujący takie poglądy mają potrzeby komunikacyjne?

Z rozmów wiem że ja z moim minimum na poziomie 30km dziennie nie pasuję do normy i nie jestem jak wszyscy.

Ot dziwoląg. Przynajmniej dla wściekłych rowerzystów z ruchów rowerowych ;)

Trudno ze mną bo jeżdżę i nie można mi powiedzieć że nie wiem o czy piszę w dodatku jestem rodzicem w dodatku wożę dziecko do szkoły. W dodatku jeżdżę od kilkudziesięciu lat...

No ale dla typowych aktywistów (proste życie za dużo czasu?) jestem nietypowy... 

Ojciec trojki aktywnych dzieciaków w sporym mieście i jeszcze ma własną firmę i komunikacyjnie używam w pracy roweru...

W każdym razie psuje im obraz idealny blachosmrodziaża.

 

Chcesz wiedzieć po co jest niezbędne?

Córka ma do szkoły  ~7-8km

Jazda poniżej 10st jest problemem bo marznie.

W zasadzie to w tym roku były ze 3 dni komfortowe do jazdy rowerem ale jeździmy ile się da rowerem.

W zimie jest wtopa. 

 

I teraz można KZ. Ale to by zajęło 4h dziennie !    (pracuję 20m od domu ;) )

Autem to tylko 2-2,5h 

Rowerem praktycznie zawsze ~100min

 

No ale zima odpada. Zlewy... No kurde zdarzało się jechać ale to jednak dziecko a taka jazda ani przyjemna ani bezpieczna.

 

No i drobiazg. Moje minima dzienne to 30km.

Tak robiłem rowerem i po 70 dziennie dzień w dzień.  To wszystko po mieście i w rygorze pracy gdzie trzeba myśleć i rozwiązywać problemy (być świeżym) i z obciążeniem moje graty dziecko i jego plecak.

 

Tak auto nie jest niezbędne i jestem tego przykładem. Tylko spróbuj tak funkcjonować.

Ja jeździłem przy 20st mrozie rowerem ale nie wyobrażam sobie tego z dzieckiem na dłuższym dystansie szczególnie że ona musi wejść w rygor treningu zaraz po zejściu z roweru. 

 

To wróćmy do kosztów. KZ to totalne nieporozumienie i taniej jest mieć auto chyba że ktoś ma prost dojazd i mało jeździ.

(ot mój teść tak funkcjonuje od lat choć nie wiem czy auto by wyszło dużo drożej)

 

A rower.

Podałem powyżej 35gr/km

 

Auto duże dające transport 7 osobom 80gr/km z paliwem i spada bo świeżo kupione i musiało przejść spory przegląd i "zmianę diety".

Paliwo 40-45gr.

Koszty z zakupem nie biorę pod uwagę bo jest świeże i chore 1,9 wychodzi ale to trzeba liczyć w perspektywie całego okresu eksploatacji.

Poprzednie auto dawało całkowity koszt km na poziomie 50gr. (z paliwem)

Zakładam że to da około 60-65gr po całym okresie eksploatacji który szacuję na 10lat/100-150kkm

(im więcej sie jeździ tym ten koszt się robi mniejszy!)

 

A teraz...

Rower dla jednej osoby i dziecka to ~35gr. Załóżmy że do końca jego żywota dojdę do 28gr.

Ale co jak chcę jechać z żoną i dwójką pozostałych dzieci?

A to kolejne rowery.  Oni mają o wiele mniejsze potrzeby komunikacyjne ale przez to koszt km wychodzi większy bo nie "zamortyzują" zakupu....

Nagle się robi koszt rowerów lekko zwalający z nóg.

Ale trzeba to liczyć.

 

Ale ale...

Przecież mam auto....

Robię około 10kkm autem i 4kkm rowerem.  To bez rekreacji. (swoją drogą rekreacyjnie jeżdżę tym mniej im więcej jeżdżę komunikacyjnie bo już gdzieś sie nie chce)

 

Gdybym chciał wywalić auto musiałbym rowerem jeździć minimum dodatkowe 8kkm i dodatkowo wydawać na bilety na pociąg czy busy no i pewnie też czasem KZ czy taxi...  (no bo jak do Dobczyc z Krakowa szybko skoczyć z dziećmi rowerem?)

 

Nadal taniej?

 

Z drugiej strony jak nie wywalę auta to część kosztów jego utrzymania muszę wliczyć w koszt jazdy rowerem bo dzięki autu rower nie podnosi kosztów tam gdzie nie daje rady obsłużyć potrzeb.

 

I tu dochodzimy do konsensusu.

Żeby takie wyliczenia miały sens to trzeba by policzyć wszystkie koszty jakie ponosimy nie mając auta włącznie z transportem małej szafki z IKEI i wtedy przeliczyć per Km przebyty

 

Potem to samo z autem.

 

I to samo z autem i rowerem.

 

Bardzo trudne wyliczenia. :D

 

Ja używam roweru jak tylko uznam za słuszne. Kiedy wygrywam czasowo. Kiedy wiem że jadę w parkingowy armagedon.

W zeszłym roku często musiałem się zmuszać i przekonywać bo po 3 dniach z ponad 50-70km w czwarty nie miałem siły na taką zabawę.  To nie jest do porównania z wycieczką czy nawet kurierką.

 

 

Problem z oszczędnym rowerem polega na tym że najczęściej zakłada się "dojazd do pracy w zakorkowanym centrum" 

2x10km i jest fajnie bo co to za dystans

No fajnie. A potem z rodziną wsiadamy w auto. :D

 

I taka ciekawostka.

Więcej które auta europejskie robią najwięcej km?

HOLENDERSKIE Ich auta mają przebiegi 2x takie jak niemieckie :D  A przecież to mały kraj!

Oni kochają auta i jazdę nimi :D

Stosują często łączony transport. Auto+rower. Bo to daje najlepszy i optymalny przelicznik koszty/czas/wygoda

 

Największymi orędownikami oszczędności jakie dają rowery są delikwenci którzy twierdzą ze przecięty dystans miejski to to 3-4km :) dzień. Tak jak ktoś ma takie potrzeby to rower to strzał w 10!  ale potrzeby na poziomie 1400km to farsa.

 

Mój ojciec mając prawie 80 lat i jeżdżąc na zakupy i do lekarzy robi rocznie 3kkm. (już mu się opłaca auto !)

Moja córka chodząca do szkoły 300m i jeżdżąca dwa razy w tyg na basen ma większe potrzeby komunikacyjne :D 

 

Więc tak to mniej więcej wygląda.

A jeszcze dochodzi czasowość. i koszt czasu straconego na dojazd rowerem vs auto (dłuższe dystanse) 

Więc liczenie co się bardziej opłaca jest dość trudne.

 

Student z małymi potrzebami komunikacyjnymi rower

Pracownik etatowy z dobrym dojazdem bez rodziny i życia towarzyskiego rower.

Ale ktoś z rodziną.... oj....

Wyjeżdżając często za miasto...

 

Może się okazać że jak się ma auto (bo potrzebne) to zakup roweru do dojazdów do pracy może się nie opłacić.

No chyba że się kupi trupa za stówkę...  Tylko że to może się odbić czkawką jak się coś rozleci i pojawią się "koszty inne".

 

Z kolei zakup roweru transportowego np do wożenia dzieci już może być totalnie nieekonomiczny w przeliczeniu na km.

 

 

 

Ale mówimy o kompromisach jakie trzeba przyjąć żeby mieć względnie tani rower do komunikacji który pozwoli maksymalnie zminimalizować koszty codziennych dojazdów.

 

To jest chore podejście.

Mówimy o środku transportu.

A ten nie ma za zadanie być jak najtańszy a jak najlepszy!

Tu głownie liczy się czas. 

Wygoda.

Cena jest już którąś z kolejnych zmiennych ale nie najważniejszą.

 

Ja mam za godzinę pracy ~70zł  czas jazdy to czas kiedy nie zarabiam.

Nawet 5zł za km mnie nie przerazi jeśli dotrę ekspresowo :D

 

Dlatego jak jadę w piątkowe popołudnie na interwencję z Prądnika czerwonego na ruczaj to jadę rowerem bo autem to i z 2h może zająć a  1,5 minimum :D

Rowerem jestem za 40 min. Czyli tam i tu to  80zł w kieszeni z powodu wybrania optymalnego środka transportu.

Ale już dla takiego wyjazdu w nocy to 60zł na rzecz auta....

 

I tu kolejny aspekt liczenia opłacalności albo nie. No i ceny km :D

Czasem samą jazdą można zarobić ;)

 

I tu dochodzi aspekt. Są klienci czy ich nie ma. Czas ma znaczenie czy nie.

itd itp.....

 

 

Sporo tych zmiennych ;D

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Skuter to optymalna opcja, dość tani w zakupie i eksploatacji, opląty sa niewysokie a jesteś niezależny.

Ale tak samo pada na głowę ;)

 

Nie myślałeś o rowerze wspomaganym elektrycznie? Jak nie wymaga się kultury pracy, to można dosyć tanio dołożyć taki napęd.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...