Skocz do zawartości

[Kask] Po co to komu?


Rekomendowane odpowiedzi

To norma w Polsce...

 

kiedys jezdzilismy na"Fontannie" taka miejscowka w miescie praktycznie centrum...

podeszlo do nas 2 "Ludzi" z Miejskiej i zaczeli udzielac nam wykladu ze sa skargi ze jezdzimy po dzieciach itp... prowadzili ten wyklad hmm ze 30minut? nie dopuszczajac nas praktycznie do glosu... ale wrocy kawalek w tyl... po 5 min wykladu jakas dziewczyna padla w Parku( FOntanna jest przy Parku Miejskim) ewidentnie bylo widac z ewypita zacpana czy co tam jeszcze mozna zrobic... grupka ludzi zaczela ja podnosic... my zwracalismy uwage tym "milym wykladowcom" ze wypadaloby sie tym zajac na co odpowiedzieli ze teraz sie nami zjamuja... to bylo jakies 50m od nas!! (rozumiem ze tyo nie sluzba medyczna ale oni ###### sa od porzadku i wazniejsze jest to ze lezy ktos na trwaie i go podnosza niz rowerzysci jezdzacy kolo godziny 18 w miejscu gdzie jest niewiele pieszych:)

 

Wyklad dobiegal konca pozbierali juz tamta z trawy... kiedy podbiegla do nas(calej grupki i wykladowcow) Kobieta ewidentnie przerazona zaplakana i powtarzajaca: "Dziecko, Dziecki, Dziecko" wtem "Mily czlowiek" z miejskiej lekcewazaco zapytal co sie stalo...(jakby jej ktos siatke z mlekiem ukradl) nic nie odpowiedziala powtarzajac wciaz: "Dziecko Dziecko Dziecko" po chwili dodala "Gdzie jest moje Dziecko..." my odjezdzalismy, i Panowie Miejscy takze oddalili sie od miejsca zdarzenia nie pomagajac Kobiecie...

 

 

TO sa wlasnie Polskie realia... dorosly ma racje

dorosly nie uznaje jakichkowiek argumentow mlodszych...

dorosly jest starszy i ma racje a Ty jestes glupi i jej nie masz

i wiele innych...

 

a co do Tematu:)

 

 

Zawsze jezdze w Kasku nawet jak dojezdzam do meijscowki:)

Zdejmuje kask wtedy gdy:

-jade polna droga z predkoscia 5kmph i jest powyzej 25 stopni

-stoje na miejscowce

-kopie na miejscowce

-odpoczywam

-wpycham rower pod gore

 

mam tak samo z pasami w aucie...

wsiadam i mimo ze nie odjezdzamy zapinam pasy:)

takie male zboczenie... dla tego ze w niemczech byl taki obowiazek juz kiedy sie urodzilem(89rok) i rodzice mi to wpajali potem juz przebywajac w Polsce:) i dre sie na kazdego kto nie zapina pasow na tylnych siedzeniach a jedynie na przednich... a duzo ludzi tak robi bo...

nie maja wyobrazni?

sadza ze oni sa cool

Darwin sie pomylil:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 miesiące temu...
No więc na mój gust albo jeździsz słabo, albo masz fart. Z naciskiem na to pierwsze. Faktrycznie, zapomniałem o jednym, że bez kasku jeżdżą też np. 70-letnie dziadki (z prędkością 2 na godzinę). I niech to będzie mój ostatni post w tym temacie, bo nikogo przekonywać dla własnego jego dobra na siłę nie będę.

 

Darwin i tak zrobi swoje.

 

P.S.

Odwołanie do lekcji religii uważam za mało trafne, z uwagi na to, że jeżdże jak Moherf**ker.

 

Też nie rozumiem po co ta dyskusja??? Bardzo dużo zależy od stylu jazdy, terenu itd. itp. Dopóki będzie to zależało ode mnie będę jeździł bez kasku:( Natomiast jeśli pojadę w góry i będę zjeżdżał z prędkością 70km/h stromym pokręconym zjazdem to włożę kask, ochraniacze i poduszki powietrzne :D Na Ursynowie jakiś czas temu gość zabił się wjeżdżając na górkę piasku bo chciał zaszpanować przed dzieciakiem-był bez kasku, przewrócił się i walnął głową o chodnik bodajże- nie umiał jeździć po piasku, miał pecha i nie miał kasku-ten ostatni pewnie by mu pomógł :) Więc umiejętności jak najbardziej się liczą i tutaj nie wpadając bardzo w złośliwość można by powiedzieć Splr że może Twoja jazda w kasku wynika ze słabych umiejętności? :D - pozwoliłem sobie na taką samą złośliwośc jak Ty w stosunku do kolegi painmaker (żeby nie było- nie dzielę bikerów i ich umiejętności jeżdżenia wg. posiadania kasków :) )

Jeżdżąc po Mazowieckim Parku Krajobrazowym kiedy tak naprawdę dopiero uczyłem się dopiero jeżdżenia po korzeniach, z górki, pod górkę itd. zaliczyłem kilka wywrotek bo jest to nie do uniknięcia-najgorsze były lądowania w krzakach (porysowane nogi:) Nigdy nie doprowadziłem do sytuacji w której byłby potrzebny kask ale też mam wątpliwości co do jego przydatności przy centralnym wpadnięciu na drzewo z dużą prędkościąB)((

Moja opinia jest taka że jeśli ktoś chce zrobić z siebie połamańca, samobójcę itp. to nie można mu tego utrudniać- jestem za selekcją naturalną która jak dotąd była dla mnie i dla kilku osób jeszcze dość łaskawa:)

Pozdrawiam:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

tomczysko - a ja np. byłam nieraz świadkiem przydzwonienia głową w drzewo... kilka razy sama to zrobiłam (najczęściej był to konar na pokręconej trasie, gdzie koncentrujesz się bardziej na utrzymaniu toru jazdy, niż na tym, co ci zwisa nad głową), ale zdarzyl się i pień, kiedy zniosło mnie na piaszczystej łasze. Z kolei kolega na zjeździe zaliczył na moich oczach czołówkę z drzewem. I ja, i on mieliśmy kaski. Dzięki temu zaraz po zdarzeniu mogliśmy dziarsko pedałować dalej. A działo się to wszystko w naszych podwarszawskich lasach (i w MPK też, na krętym singlu nad Świdrem np.).

W terenie faktycznie wiele zależy od stylu jazdy. Spacerowiczom na pewno kask jej mniej potrzebny (z pktu widzenia prawdopodobieństwa groźnego wypadku), niż osobom jeżdżącym szybciej i bardziej agresywnie. Natomiast na szosie, gdzie tak naprawdę niewiele zależy od ciebie, a więcej od współużytkowników drogi, jazda bez kasku zawsze będzie dla mnie równoznaczna z ryzykiem. Nawet na głupiej ścieżce rowerowej może dojść do niebezpiecznego wypadku - czego jestem najlepszym przykładem.

Tym niemniej zgadzam się ze stwierdzeniem: niech każdy sam decyduje o sobie i swojej głowie. Ja już dawno zdecydowałam: kask to taki gadżet, który na co dzień nie przeszkadza, a w razie niefartu może bardzo pomóc. Toteż dla mnie w ogóle nie ma dylematu: zakładać kask czy nie. Zakładam go zawsze, kiedy wsiadam na rower. I zawsze będę do tego przekonywać każdego, kto jeździ na rowerze. A czy przekonam, czy nie - to już sprawa indywidualnej decyzji namawianego.

Pozdrówko niezawisłe :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nawet na głupiej ścieżce rowerowej może dojść do niebezpiecznego wypadku - czego jestem najlepszym przykładem.

Tym niemniej zgadzam się ze stwierdzeniem: niech każdy sam decyduje o sobie i swojej głowie.

 

Ecia ze stolicy, ale ma świętą rację i potwierdzam jej słowa :). Nawet ważniejsze jest jeżdżenie w kasku po drogach czy to normalnych czy rowerowych czego akurat też doświadczyłem i to z synem w siodełku, które też dobre jakościowo i się przydało. Czołowe i to dosłownie zderzenie z innym rowerzystą przez głupią nawet nie wiem czyją nieuwagę bo straciłem przytomność. Rower z dzieciakiem wydzwonił na bok, dzieciak uderzył głową w beton, kask pękł ale jak później się w szpitalu okazało nic mu się nie stało. Ja niestety kask bez szczęki i oko podbite z rozcięciami łuku. Tak więc tam gdzie nie mamy wpływu na wszystkie warunki na drodze kask jest nawet ważniejszy. W górach o wiele więcej zależy od kierującego. Dla jasności jazdę bez kasku uważam za wysoce nieroztropną, ale jednocześnie jestem zdecydowanym przeciwnikiem nakazu jazdy w nim (podobnie jak w pasach w aucie - dzieci nie mogą decydować za siebie, więc musowo). To kwestia wolności jak dla mnie gdy sam ktoś chce sobie krzywdę zrobić innym nijak nie szkodząc.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tym niemniej zgadzam się ze stwierdzeniem: niech każdy sam decyduje o sobie i swojej głowie. Ja już dawno zdecydowałam: kask to taki gadżet, który na co dzień nie przeszkadza, a w razie niefartu może bardzo pomóc

Oj Eciu ja nie mówię nie kaskowi :P ale powinno się uważać i tyle :) I niech już zostanie tak że to dobrowolne :P

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

kopaczus , a przed następnym podjazdem znowu zdejmujesz ?

No właśnie ostatnie treningi w Bergen miały charakterystykę taką: długi podjazd a potem długi zjazd - więc następnego podjazdu nie było :P W polskich górach rzecz jasna nie zdejmuję/zakładam cały czas, to się mija z celem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kask to podstawa... i zwieńczenie jednocześnie :)

Mi akurat kilka razy głowę ocalił. A dla niedowiarków linki do 4 zdjęć: na dwóch ja po wypadku, na kolejnych kask, od środka i od zewnątrz. I nie był to fajans, tylko pomalowany Rudy Project. A co by było bez niego?

 

http://img160.imageshack.us/my.php?image=dsc00123vq1.jpg

 

http://img85.imageshack.us/my.php?image=dsc00122cy3.jpg

 

http://img141.imageshack.us/my.php?image=dsc00125rj9.jpg

 

http://img409.imageshack.us/my.php?image=dsc00124zo1.jpg

 

ps. Nie wkleiłem fotek, bo osoby o słabszym żołądku nie powinny tego oglądać ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ja mam takie szczęście, że o mój łebek zadbali rodzicie ;) i już uczyłem się jeździć na rowerku w kasku :)

do dziś leży w szafie różowy styropianowy mały kask :D

Pamiętam mój drugi kask :D

kosztował szalone pieniądze jak dla mnie (99zł) do dziś bym go używał ale łeb mi urósł :P

teraz bez kasku to tylko na pocztę jeżdżę :P

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szorowałem po leśnej ścieżce ;) Według kumpla kask pękł przy drugim uderzeniu, a ja "tylko" szorowałem twarzą, bez obijania głowy.

A wszystko przez nasze piękne lato i powstałe koleiny, drogi się z dnia na dzień zmieniały :/

Dziś mam już jedynie zestaw męskich blizn i uraz do tamtego zjazdu :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I takie właśnie zdjęcia (bez urazy, skjaatel - zdrowiej szybko i oby jak najmniej z tych śladow ci pozostało! :( ) winni przed każdym wyjazdem oglądać ci, którym się wydaje że ten garnkopodobny styropian na głowie to tylko dla szpanerów i DH...

A bardziej optymistycznie:

nawet jak spie zeby kobieta mi Krzywdy w lozku nie zrobila

Hmm, tego jeszcze nie sprawdzaliśmy z mą :):P;) Czyż to nie wzbogacałoby wspólnego pożycia...? :P:D:D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

zdjęcia jak wiele innych takich zdjęć , ale czasami dobrze jest sobie uświadomić że one nie oddają bólu rannego , niepokoju bliskich o zdrowie syna, chłopaka , kosztów i problemów leczenia , utraconych chwil radosnych

 

to nie jest tak : bum , pękło , rozwaliło sie , szrama na twarzy wrzuce fote na forum będzie polewka , zagoiło sie i kupiłem nowy kask

 

to jest bum bóóóóóól czy tak wygląda mój koniec ? omdlenie znowu ból lekarz kolejki do rtg wyrzuty Matki Żony bezsenne noce z zaciśniętymi z bólu zębami pieniądze zamiast na frajde idą do apteki , kumple sie spotykają , ale to nie dla chorego

 

i tylko dlatego że żal było kiedys 100zł wydac

 

znajomy opowiadał mi jak to codziennie 50 km jeździ dla zbicia wagi , że go Tir do rowu posłał

a na moje pytanie o kask zapytał < a po co ?

no tak , ja dopiero po trzeciej kraksie sobie kask sprawiłem i po lekturze przeżyć łamaczy kasków , on dopiero miał jedna i jeszcze nie wpadł by zajrzeć na jakieś forum rowerowe

 

oby nasze kaski tylko do "szpanowania " służyły

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

... jak nawet ktoś by to odbierał jako szpanowanie to cel zbożny więc trzeba popierać. Zresztą teraz kask to nie obciach. Ja jak swój pierwszy garczek w 1991 albo 1992 kupowałem i to od raza Bella a nie jakiś białostyropianowe badziewie w różowym malowaniu (takie wówczas królowały) to ludzie jak na idiotę patrzyli a znajomi pytali po cholerę mi to. A dziś już przecież nikt na to nie zwraca uwagi, choć po mieście mało kto w kasku nadal śmiga.

Ale uważam, że nakazom trzeba mówić stanowcze nie. Traktowanie z założenia przez władze ludzi jak tępych baranów i nakazywanie im zapinania pasów czy noszenia kasków jak innym nie szkodzą jest jak dla mnie strasznie jaskrawym naruszaniem wolności osobistej - moje życie moja sprawa !!! Wystarczyłby prosty przepis że można jeżdzić bez ale po wypadku ubezpieczyciel czy ZUS może odmówić leczenia, odszkodowania itp. Proste jak drut.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

niekoniecznie jest tak ze pas to wolny wybor. a co jesli w czasie wypadku siedzacy za toba pasazer o duzej wadze przejedzie cie razem z twoim fotelem? to ze pasazer zrobi sobie kuku o twoj fotel to jedno. a ze zapakuje sie w ciebie cala swoja masa to drugie. masz pewnosc ze fotel kierowcy zatrzyma mase pasazera? widzialem co potrafia w czasie wypadku zrobic manekiny dzieci wyfruwajace z tylnego siedzenia z glowa kierowcy....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mówiłem o tych pasach w odniesieniu do kasków na rowerach. Tu mnie nikt z tyłu nie zabije, a dzieciaki oczywiście obowiązkowo w fotelikach i kaskach bo same o sobie decydować nie mogą. Natomiast pasażer w moim aucie to też moja sprawa, nie muszę jechać z takim. Moja mama notorycznie nie zapina pasów z tyłu i ciągle sie o to z nią kłócę. Natomiast powtarzam jazda bez pasów to dla mnie głupota i źle się bez nich nawet czuję ale nakaz jazdy w pasach jest jeszcze większą głupotą i totalnym bezsensem z punktu widzenia wolności. G..no jakiegoś urzędnika obchodzi jak się zabiję. Tylko mi nie mów, że przez okno wylecę i zabije przechodnia bo i takie nonsensy już słyszałem :). Wzorem jest tu jak zwykle do bólu praktyczne USA. W wiekszości stanów pasy czy OC są obowiązkowe (kaski na motocykl już nie), ale mandatu za to zaden policjant Ci nie da. Po prostu Twoja sprawa i Twoje życie, a jak się rozbijesz bez pasów insiura cie oleje i bedziesz sam płacił za leczenie. I takie podejście jest do bólu praktyczne i logiczne i tym rózni się Europa (proceduralno, zakazowo nakazowe biurokratyczne bagno) od Ameryki - chodź to za oceanem na wszystko są procedury - ale chodzi o to, że życiowe jak np sprawdzanie pijanych nie na podstawie alkoholu we krwi co jest nonsensem a fizycznej kordynacji ruchowej i reflexu - paluszek do noska, jaskółeczka i spacerek po lini prostej. Ale by być obiektywnym dodam, że absurdów też mają sporo :) .

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Europa (proceduralno, zakazowo nakazowe biurokratyczne bagno)

 

Lubię popadać w politykę, więc odpowiem Tobie tak:

Owszem, mamy różne dziwne procedury, źle mówi się o naszej służbie zdrowia, ale niewiem czy akurat ameryka jest dobrym wzorem. Wyobraź sobie, że znajomy będąc w USA (pełna "insiura", legalnie zatrudniony itd...) budzi się w nocy z atakiem astmy. Pędzi więc taksą na "imerdżensy" - karetka 720 baksów, łapiąc powietrze jak ryba, dociera do szpitala i tam czeka w kolejeczce dwie godziny, po czym pielęgniarka zaprasza go do gabinetu i zamiast "obejrzeć" daje do wypełnienia stos papierów, bierze ubezpieczenie, kseruje w trzech kopiach, każe podpisać oświadczenie, że jeśli ubezpieczyciel się go wyprze to zapłaci sam za opiekę (noc w szpitalu 700 dolarów, rentgen 200 itd..) razem następne dwie godziny (chłopak ledwo już widzi na oczy i jest siny) po czym wysyła go do innej pielęgniarki, która "przypina go" na tlen i po dwóch godzinach wywala do domu. Po trzeciej wizycie (za każdym razem procedura ta sama: ksero, oświadczenie, papiery itd..) mój zaprawiony w boju kolega wymawia magiczne słowo prescription, i... Dostaje receptę na przysłowiową witaminę C.

Finał historii: Wpieniony znajomy zadzwonił w końcu do domu na zdalną konsultację ze znajomym doktorem, a właściwe leki przysłała mu rodzina z Polski.

 

Natomiast moje osobiste doświadczenie po pewnym dzwonie wyglądało tak: wpadłem na pogotowie, zapytano mne o ubezpieczenie (zero dokumentów przy sobie), przyjął mnie chirurg, obejrzał, zaszył i puścił do domu - wszystko trwało około 2 godziny. Ze szpitala wyszedłem z rachunkiem na 115 złotych (porada 40, szycie 55, podanie antybiotyku 10, opatrunek 10) i wskazaniem, że mam wrócić rano i pokazać legitymację studencką. Rano więc wróciłem, pokazałem, a pani w rejestracji spisała nr legitymacji zabrała odemnie rachunek i ciepnęła go do kosza... Żadnych oświadczeń, że ubezpieczyciel może się wyprzeć zapłaty!!!

 

Uważam, że nieźle jak na proceduralno, zakazowo nakazowe biurokratyczne bagno...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szkoda że w Portugalii nie byłeś :) To dopiero jest kraj absurdów biurokratycznych B)

A co do kasków mam dwa rozbite kaski na pokaz.

na jednym są skrzepy.

Mam dziurę w kasku a nie w głowie :P

Najtańszy kask z atestem jaki widziałem kosztował 30 zł w supermarkecie. Nic specjalnego ale swoje ma zrobić - przejąć siłę uderzenia i uratować głowę Nawet tragicznie nie wyglądał

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

wiecie jak dla mnie to nie ma specjalnie o czym dyskutować. ci, którzy jeżdżą w tempie marszu nie potrafią docenić konieczności noszenia kasku. ci natomiast, którzy jeżdżą w *trudnym* terenie wiedzą, że na tak niejednorodnym dla oczu tle, jakim jest las, gałęzie na wysokości bani wyrastają w ułamku sekundy. i nie chodzi tu o wypadki śmiertelne, ale o zdartą skórę i posiniaczoną twarz/głowę. w kasku nic riderowi nie grozi. gałąź na wysokości twarzy bierze się 'z byka', żeby zasłonić twarz a wziąć ją na kask.

 

nie zawsze chodzi o wielkie crashe. kask pomaga i basta.

 

coś tutaj też jest wspomniane o zdejmowaniu na podjazdach.. nie czytałem całości, bo temat długi, ale powiem tak: ja też czasem zdejmuję. ściślej wtedy, kiedy mam 15km wspinaczki przed sobą, ze średnią prędkością 3-4km/h. pot jest jak (cenzura), a kask można sobie spokojnie powiesić na plecaku.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...