Kiedyś jeździłem trochę po górach na mtb, gdy o geometrii nawet nie miałem pojęcia, że rowery się nią różnią.
Teraz po wielu latach postanowiłem znów pojeździć po górach, wziąłem trialówkę (primala v1) ale właśnie nietypowo złożoną bo z mostkiem 100mm, prawie prostą kiera 720mm, i wąskim prawie szosowym siodełku.
Zabawę miałem naprawdę przednią zarówno pod górę jak i w dół, jak i po w miarę płaskich grzbietach ale w błocie rozjeżdżonym przez traktory od ścinki lub zawalone drewnem. Skila nie mam za dużego, ale frajda była niesamowita, czasem miałem wrażenie, że rower sam jedzie. Opony przeznaczone do terenu, dropper i amortyzator który działa, robią dużą różnicę. Niestety tak długi mostek, to znacznie gorsza manewerowość, to jedyne czego mi momentami brakowało. Amor skoku ma 140, ale ani razu go nie dobiłem więc wystarczyłoby pewnie mniej.
Idealnie zestrojone dla mnie były przełożenia - z tyłu największa zębatka 51T, na korbie 34T - to dokładnie tyle ile potrzebowałem na najbardziej stromych podjazdach, na których dawałem radę, żeby kręcić na stojąco. Lżejszego przełożenia już bym nie wykorzystał, albo zerwałbym przyczepność tylnego koła, albo przedniego bym nie docisnął wystarczająco na tym rowerze, z kolei jakby było twardsze nie dałbym rady kręcić w niektórych miejscach.
Od początku założyłem, że zmienię mostek na krótszy i kierę ze wzniosem siodełko na jakieś przeznaczone bardziej do mtb, ale przed wyjazdem nie zdążyłem i dobrze, zrobiłem to dopiero po powrocie i jakoś gorzej mi się jeździ - choć zwrotność oczywiście dużo lepsza.
Też się długo zastanawiałem czy nie wołałbym XC, teraz mam wrażenie, to trial to to czego potrzebowałem.