Skocz do zawartości

[Burze] Bikerzy, a burze


Rekomendowane odpowiedzi

Dzień Dobry.

Sezon rowerowy dawno rozpoczęty, ale nocną burzą zostałem natchniony do tego tematu. Otóż mnie osobiście burza w trasie nie spotkała, bo jeżdżę 2 rok. I mam pytanie, co robicie, gdy będąc w trasie nawet te 15-20 km od domu złapie was burza? Jedziecie dalej czy nie wiem, zatrzymujecie się w jakimś gospodarstwie czy co. Lato się zbliża, i nie wiem czy lepiej gazować do domu, czy przeczekać. Jeśli to drugie, to gdzie, skoro jesteśmy dosłownie w 'szczerym polu'?

 

Pozdrawiam, pandzio.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mod Team

kiedyś jadąc na rowerze przy mnie piorun trzasnął w transformator, a swojego czasu gdy zbliżała się burza to wyskoczyłem ekspresowo na windsurfing bo były niezłe szkwały, ale gdy pioruny trzaskały w drzewa na wyspie kilkaset metrów ode mnie i te padały jak zapałki to miałem sporo w portkach bo maszt w pędniku miałem karbonowy...

Jeśli w polu to rower w krzaki czy gdzie tam a sam wyłączasz telefon i jak najdalej od roweru.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ogólnie w poważniejszą burzę wpakowałem się dwa razy. Za pierwszym razem na podjeździe, prawie na szczycie postanowiliśmy ją przeczekać, całe szczęście ujrzeliśmy jakieś gospodarstwo. Naprawdę jest to jedno z najmilszych moich wspomnień - zostaliśmy poczęstowani herbatą, wysuszyliśmy ubrania i miło porozmawialiśmy z gospodarzami. Ludzie w większości wypadków są naprawdę mili, zwłaszcza w takich sytuacjach.

 

Drugim razem burza dorwała nas dosłownie przed samym szczytem, pioruny ostro waliły, nie była jeszcze strasznie blisko, a od noclegu dzielił nas praktycznie tylko jeden, długi, asfaltowy zjazd. Zjechaliśmy nim, całe szczęście bez niespodzianek. Niby na samym szczycie była wieża meteorologiczna która by pewnie ściągnęła większość wyładowań.

Ogólnie patrząc na to z perspektywy czasu wydawało się to trochę głupie - człowiek w ruchu i na żelastwie znacznie zwiększa prawdopodobieństwo uderzenia.

 

Reasumując - jak wylądujesz w samym środku burzy to szukaj jakiejś opcji na przeczekanie - gospodarstwo wypada najlepiej, unikaj przede wszystkim szczytów, otwartych przestrzeni czy skupisk żelastwa. Sama jazda też jest średnio zalecana.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo dobry film, wyjaśnia wiele kwestii. Może nie dotyczy stricte kolarstwa górskiego, ale naprawdę warto:

 

 

Edit.

 

Najlepiej byłoby stać na jednej nodze, albo nogi razem, blisko siebie, żeby nie było różnic napięcia, jak dupnie niedaleko nas.

Może na jednej nodze to delikatna przesada (ile czasu tak ustaniesz), ale co do drugiej części zdania to masz całkowitą rację.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Najlepiej byłoby stać na jednej nodze, albo nogi razem, blisko siebie, żeby nie było różnic napięcia, jak dupnie niedaleko nas.

0

 

 

a jeszcze lepiej po prostu polozyc... i obserwowac niebo

 

Chciałbym Was widzieć podczas burzy jak stoicie na jednej nodze albo kładziecie się na mokrej, błotnistej ziemi.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

dla mnie to to montaż jakiś... 1. tam w okolicy była, auta, drzewa, płoty, czyli obiekty dużo bardziej kuszące dla takich wyładowań.

2. przecież tego sie nie da przeżyć:) dostał prosto w czerep, usmażyło by mu mózg. 3. Kamery przemysłowe zoomów raczej nie używają, musiała być więc blisko, przy wyładowaniu tworzy się pole elektro-magnetyczne, które zniekształciło by obraz.

 

 

Co do autora tematu, ja z Łodzi i wczorajszą burzę miałem nad głową:) Hehe fajna sprawa. Wiem o czym mówisz:) Tylko nie podobało mi się jak oberwał piorunochron w domku obok, huk jak z armaty.

 

A co do radzenia sobie z takim zjawiskiem, po pierwsze, nie wyłączasz telefonu! Spytajcie goprowca, fizycy jednoznacznie twierdza że telefon nie "ściąga" wyładowań, zaś lekarze, że jak dostaniesz rykoszetem to możesz miec cholerny problem z włączeniem telefonu (ulotni ci sie pin np.) a co za tym idzie wezwaniem pomocy jakiejś. Choć i tak myślę ze demoniczni prorocy będą wyłączali, bo przecież telefon to prawie jak antena - "prawie".

 

I generalnie jak nie jesteś na otwartym terenie, to idziesz gdzieś się schronić. Nawet w lesie (mimo że miedzy drzewami średnio bezpiecznie) jak bym miał do wyboru 1km do polany i leżenia w trawie a 2km do jakiegoś domu, to wybiorę te 2km. Jak ma mnie zabić to i tak zabije.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mnie akurat raz przydarzyła się taka przygoda, gdy wracałem późnym wieczorem z jednej wycieczki rowerowej, gdzie zostałem "zaskoczony" przez burzę w totalnym polu(szosa między wioskami).Zaczęło się od delikatnego deszczyku, który po chwili zamienił się w totalną ulewę i gradobicie.Pioruny waliły miejscami jakieś 3-4 km.ode mnie. Na szczęście po jakichś 20-stu minutach dotarłem do jednych z wiosek, gdzie w przystanku PKS-owym mogłem się bezpiecznie "ukryć".Od tond Odtąd zostało mi jedynie podziwianie błyskawic oraz, "modlenie" się aby burza już sobie poszła. Siedziałem tam jeszcze około półtorej godziny, kiedy w końcu mogłem ruszyć dalej w drogę.A największym zdziwieniem dla mnie było to, że gdy w końcu "zawitałem" do mojej mieściny, zastałem.......totalnie suche ulice...Ehhhhh :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

seker jestem przekonany że to były rykoszety, a nie bezpośrednie trafienia. Natężenie prądu w wyładowaniu oscyluje od 30 kA do 150 kA natężenie rzędu 30 mA (zwracać uwage na przedrostki kilo i mili) jest zabójcze dla człowieka.

 

Czyli próbujecie mi udowadniać że natężenie w najlepszym wypadku 10 000 razy większe nie jest zabójcze? Inna sprawa to energia a zarazem temp jaką niesie ze sobą wyładowanie. Nie wiem jaką ma temp piorun w momencie uderzenia, ale dość powiedzieć że jeżeli uderza w piasek to pod wpływem temp. krzem topi się w miejscu uderzenia. I to by było na tyle...

 

PS: Przypomniało mi się, poszukam może nawet. W galileo albo innym tego typu programie przedstawiali takich ludzi co przeżyli "uderzenie pioruna", sęk tylko w tym że zaden nie dostał bezpośrednio, po prostu stali zbyt blisko miejsc w które trafiło wyładowanie a przy takim napięciu jakie tam mamy o przeskok nie jest trudno.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Minor - ale zauważ, że to natężenie nie przepływa PRZEZ człowieka, a prześlizguje się po skórze - pocie, deszczu, itp (jak w samochodzie - wszystko idzie po karoserii, w środku jest bezpiecznie).

 

Druga sprawa - to nie my chcemy udowadniać, a setki programów typu "discovery" (pewnie, mogą kłamać... tylko po co?) i statystyki. Plus lekarze (m.in. od oparzeń). Możliwe, że to były rykoszety - tylko od czego ma się odbić piorun na plaży/wodzie...?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie musi się odbijać, wystarczy przeskok, przy takim napięciu dość prawdopodobny.

Raz jechałem w burzy, tzn najpierw w jej kierunku bo wyglądało jakby miała przejść bokiem, a konkretniej droga z Wawy do Sochaczewa, ta wojewódzka, ok 2-3 km od ściany lasu. Wyglądało jakby burza szła nad lasem, a tu nagle walnęło w coś z 200-300m ode mnie, huk makabrycznie głośny. W ogóle niezły wyjazd, jedyny, który pamiętam, kiedy w środku lata w środku dnia jechałem z włączonymi światłami i w kamizelce odblaskowej, chmury sprawiały wrażenie jakby była ciemna noc :confused:

Ogólnie to niezbyt miło spotkać burzę prawie 50km od domu <_<

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Brooce, tak jak napisał Niedźwiedź piorun nie ma się od niczego odbijać, jako "rykoszet" rozumiałem przeskok. Zobrazuje ci to.

 

Budujesz sobie ogrodzenie na działce z siatki, stoisz blisko. Piorun trafia po drugiej stronie siatki, siatka to przewodnik więc prąd rozchodzi się w nim.. Przy tak dużym napięciu przeskoki, czyli takie łuki świetlne są bardzo możliwe. Generalnie im wilgotniej tym jest większa na to szansa. Dostajesz takim rykoszetem po drugiej stronie działki, właśnie z siatki wychodzący łuk trafia w ciebie. Oczywiście jest to słabsze dużo, bo większość energii została uziemiona.

 

A co do samochodu i człowieka, nie masz racji. Nic się po nas nie prześlizguje, leci dokładnie jak najkrótszą drogą do ziemi, czyli jak dostajesz w głowę to przez całe ciało. A samochód to klatka Faradaya, sam w sobie już nią jest, a nowe auta są specjalnie tak projektowane. I tu masz racje prąd wewnątrz auta nie jest groźny.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oj daje kopa to prawda :)

 

Z żoną mieliśmy przyjemność tego kopa zaznać w wczesny poranek w Bieszczadach, byliśmy akurat w okolicy Sinych Wirów.

Chłodno, pochmurno nic na burze nie wskazywało, na szczycie jakiejś górki (nazwy nie pamiętam) zaczeło delikatnie kropić, no to kurteczki i jedziemy dalej.

Jak nie strzeliło jakiś 1km od nas to zaczeliśmy ewakujację do samochodu, jakieś 2 km po coraz bardziej mokrym i śliskim szutrze.

Były momenty że chcieliśmy zostawić rowery i w krzaki, ale jakimś cudem dotarliśmy cali do samochodu.

 

Ale trauma pozostała, zwłaszcza że burza początkowo była jakiś 1km za nami potem nas "goniła" brrrr, nic przyjemnego.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...