Skocz do zawartości

[Podjazdy]Chcę szybciej wjeżdżać pod górki - co radzicie?


Jusytka

Rekomendowane odpowiedzi

 

 

No i sam widzisz, "zaliczyłem kilka gleb", a ja nie chciałabym żadnej!!!!  Pedały mam tak wyregulowane, by wypięcie było najłatwiejsze. Nie pocieszyłeś wcale, ja będę cały czas myśleć, czy uda sie wypiąć czy nie tym razem!

Dobrze jest chcieć :)

Jeśli nie chcesz gleby z powodu spd to na pewno można jej uniknąć na dwa sposoby: pierwszy - nie mieć spd, drugi - nie jeździć na rowerze. :)

Będziesz za dużo o tym myśleć to się na śmierć zestresujesz.  

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Jusytka

 

SPD to wygoda i przyjemność, a nie wizyta u dentysty. Platformy są bardzo prymitywnym sposobem napędzania roweru i odkrywa się to dopiero wtedy gdy wpinasz się w pedały zatrzaskowe.

 

W ogóle nie myśl o glebach. Poluzuj mocno sprężynki, zapamiętaj którą nogą się podpierasz i ją zawsze pierwszą potem wypinasz. Zobaczysz że do platform już nie powrócisz.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Taaa, już bez takich uogólnień. Nie we wszystkich rowerowych dyscyplinach liczy się efektywność pedałowania za wszelką cenę. Oczywiście w przypadku koleżanki i jej priorytetów SPD powinno być strzałem w dziesiątkę, ale nie ma co pisać że zawsze i dla wszystkich.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak zrobię, to znaczy podeprę się pod ścianą, ale jak tu o tym nie myśleć? A czy ktoś z Was nauczył się jeździć na spd bez upadków, to jest w ogóle możliwe?

 

Ja cwaniak jestem, sprytny i zwinny. Lata, lata na platformach i w końcu mikołaj mi przyniósł w grudniu M520 i M089. No to trening w piwnicy, ściana, wpiąć, wypiąć, wpiąć, wypiąć. Proste.

 

 

Pierwsza jazda - proste. Druga - też nic. Piąta, dziesiąta - nic. Któregoś dnia ruszam na podwórku, pod przednim kołem w miejscu ruszenia próg. Wpiąłem się, ruszam, koło w poprzek - CHLAST NA BOK. Rechotałem jak głupi z 10 minut. No nic, bywa. O tym właśnie tyle razy czytałem na forach, że SPD atakują Ciebie w chwili, gdy czujesz się pewnie i o nich zapominasz.

 

 

 

Tydzień później las, błoto. Prosta, przede mną podjazd około 4m w górę na wał, nachylenie na oko 30% - wchodzę bez pudła. Nawet bez pedałowania się wtoczę. W czasie podjazdu się okazuje, że błoto mocno maszynę spowalnia na podjeździe a zalepiona opona nie klei do podłoża. Jak w kreskówce zabrakło 10cm do szczytu. Chwila refleksji, że zaraz będzie pływane - PLASK. I znów śmiech, leżę wklejony w błoto, ruszyć się nie mogę i się śmieję...

 

 

 

Trzecia gleba po kolejnych dwóch miesiącach czyli około 10 dni temu. Piaszczysta wyspa, las, płyty jumbo po lewej i po prawej, przednie koło zeskakuje z płyty i ryje w piachu, ja powoli się zaczynam kłaść na bok. Niby czasu dużo na reakcję, ale noga zamiast swobodnie się zsunąć z platformy jakby przyklejona do pedału. No i na pełnym gwizdku jak dzik w sosnę przywaliłem w pobocze.

 

 

 

A refleks mam lepszy niż gorszy, oko sprawne, zwinność też... Wierzę, że da się nauczyć SPDków bez wywrotki tylko w takim połączeniu, że jesteś cwaniak ale jeździsz ostrożnie i asekuracyjnie. Bo cwaniactwo w połączeniu z ułańską fantazją to nauka przez ból :D

 

 

 

Moja rada - ucz się wypinać intuicyjnie na obie giry. Jak jesteś prawonożna i praworęczna, to naturalnym jest, że w 99% przypadków będziesz cyrklowała na wypięcie prawą nogą. Ale raz na sto zdarzy się sytuacja, że zaistnieje potrzeba wypięcia na lewą... A że ciałko i mózg nie przyzwyczajone to znów dostaniesz z liścia od życia :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

A czy ktoś z Was nauczył się jeździć na spd bez upadków, to jest w ogóle możliwe?

 

Tak, ja się nauczyłem. Wystarczy odrobina przewidywalności i sprężyna w pedałach zluzowana do maksimum. W takiej konfiguracji nawet jak bardzo mocno szarpniesz nogą to się wypniesz. 

 

W ogóle czytając Twój wątek odnosze wrażenie, że podochodzisz do tego zbyt asekurancko. "Chciałabym, ale się boje." Rower to nie inżynieria rakietowa, chcesz podjeżdżać szybciej - poznaj swoje ciało, zobacz ile jesteś w stanie z siebie dać, a następnie podnoś sobie poprzeczkę (to już chyba trening?).

 

Powodzenia.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gleba to część MTB, której nie da się wyeliminować, o ile ktoś chce podnosić swoje umiejętności i o ile faktycznie mówimy o MTB. Gleby przez SPD, to akurat najmniej bolesny przypadek, bo zazwyczaj przy prędkości równej 0. Trzeba się pogodzić z faktem, że od czasu do czasu będzie się leżeć, nawet jak się już opanuje wypinanie do perfekcji. Ja ostatni raz leżałem wczoraj. Taki już urok tego sportu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hej

Właśnie wróciłam z trasy - ok 50 km, dość zróżnicowanej, asfalt i lasy oraz górki czasem (w tym dwie 16%)

Miałam SPD - po raz pierwszy! Powiem krótko - rewelacja!!! Żałuję tylko, że wcześniej się na to nie zdecydowałam, bo się bałam to założyć! Z wypinaniem nie było żadnych problemów, za to były czasem problemy z wpięciem, nie zawsze od razu się udało (przypomnę, że mam pedały platforma +spd po drugiej stronie). No ale jechało mi się dziś wyjątkowo lekko i szybko - średnia całości prawie 20 km/h, mam wrażenie, że dzięki tym butom jeździ się szybciej, tzn mniej wysiłku się wkłada w pedałowanie. Na górkach w lesie noga nie podskakuje jak na platformie, jestem z nich bardzo zadowolona! No i co najważniejsze - żadnej gleby. A przyznam, że zastanawiałam się czy nie założyć rolkowych ochraniaczy, jednak jak sobie wyobraziłam reakcję moich kolegów to zrezygnowałam z tego pomysłu :-D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja do końca nie wiem czy to zasługa spd, bo na siłkę też chodziłam i przysiady robiłam. A poza tym część trasy przejechałam "na kole" kolegi ;-) Jednak takie odniosłam wrażenie, że spd też coś dało, stopę na spd trochę inaczej się ustawia, bardziej z przodu, pewnie przyczynia się to do bardziej efektywnej jazdy, po za tym nie tylko naciskasz pedał, ale też go ciągniesz do góry, co tez ma znaczenie, no i podeszwa wygodna na rower, bo twarda, choć wkładka w środku mięciutka, doskonale wyprofilowana. Ja po pierwszym razie polecam!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja się tak tego bałam, że zakupiłam pedaly z platformą po drugiej stronie, bo pomyślałam sobie, że jak na spd będzie źle to zawsze mogę pojechać w sposób tradycyjny. A teraz juz żałuję, bo lepiej było kupić bez platformy, bo łatwiej się wtedy wpiąć, a z tym miałam dzisiaj problem, po za tym takie pedały są lżejsze. Szkoda, że Was nie posłuchałam...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spokojnie. Opchnij te pedały i za stówkę już kupisz normalne.

 

Co do techniki kręcenia, to gdzieś w necie widziałem fajny obrazek z tarczą zegara, gdzie były zaznaczone fazy pracy w zatrzaskowym pedale. Oprócz znanej fazy naciskania i podciągania pedałków dla dotychczasowego platformiarza nie istnieją zwykle dwie fazy poziome od godziny 10:30 do 13:30 i od 16:30 do 19:30. Można to porównać do wkładania i zdejmowania buta. Dodatkowo bardzo istotna jest też pozycja pięty w całym cyklu.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hehe, łatwo mówić. Opchnąć nowe pedały warte 200 zł :-( No i sama wymiana też taka prosta nie jest, można to źle zrobić, jak ktoś nigdy tego wcześniej nie robił. Póki co., pomęczę się jeszcze na nich, ale wiem że wcześniej czy później na taką wymianę się zdecyduję.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mi jest pewno łatwo mówić, bo sam jestem postawnym chłopem z 80kg i wielkim udem, ale nie zawsze tak było. Na rowerze jeżdżę trzeci sezon, i od początku w sumie zawsze wolałem podjeżdżać, niż zjeżdżać. A że mieszkam w Trójmieście, tutejszy park krajoobrazowy oferuje drogi, któe wykańczają każdego po godzinie intensywnego kręcenia. Mój codzienny 'zwykły' trening to ~35km z ponad 600m w górę i średnią 19-21km/h (w zależności od 'wypełniaczy' między podjazdami), a jak się uprę, to mogę zrobić 850m na 45km. Więcej nie robię, bo to dla mnie więcej męczarni, niż funu.

 

A teraz jak do tego doszedłem: popieram osobę, która powiedziała wcześniej, że żeby jeździć, trzeba jeździć. Do podjazdów jest potrzebna siła, któej, niestety, jako kobieta, masz na początku trochę mniej, niż faceci, do któych się porównujesz. Najbardziej kluczową sprawą jest zdanie sobie sprawy z tego, że nie ma czegoś takiego jak 'nie da się'. Na początku chwilowe, krótkie 12% było dla mnie nie do pokonania - nogi bolały, dyszałem, nie miałem siły przepchnąć korby nawet na najlżejszym biegu, i musiałem podprowadzać. Po około 8-10 próbach w końcu się udało! Hurra, podjechałem, czyli jednak sięda. Ale zaraz... skoro dałem radę podjechać pod tę górkę, to może też dam radę pod tamtą, dłuższą, stromszą, niepodjeżdżalną? No i rzeczywiście, nie da się, w połowie drogi nogi bolą, serce wyskakuje, zsiadam i podprowadzam. I tak cztery razy. A za piątym JEST! Okupione ogromnym wysiłkiem, zadyszką, i glutem do pasa, ale podjechane! No ale zaraz, tutaj niedaleko jest jeszcze jedna górka, która NA PEWNO jest nie do podjechania... I tak w nieskończoność :) Od tej pory każda górka, którą dałem radę podjechać, zostawała włączana do trasy treningowej, a te, których nie dawałem rady, był męczone tak długo, aż się udało.

 

I teraz, co wg mnie najbardziej mi pomogło zrobić postępy w podjeżdżaniu:

 

  • Ciągłe próby rozwijają siłę w nogach. Na początku było trudno nawet przepchnać korbę o pełen obrót, a z czasem udaje się podjechać na cięższych biegach. Niestety (albo i stety :) ), nabieranie siły wiąże się z przyrostem mięśni. Moje uda wygladają teraz niczym u DDRowskiej sztangistki, i musisz się liczyć z tym, że więcej siły = więcej mięśni, więc trochę większe nogi i trochę większa waga. Nie wiem czemu, ale niektóre kobiety zdają się mieć z tym problem. Pocieszające jest to, że z brzucha zgubiłem 10kg.
  • Wysoka siła oznacza zazwyczaj niską kadencję. U mnie rady dot. wysokiej kadencji się nie sprawdzają, nie umiem, nie lubię, a pod górę z wysoką kadencją jedziesz ewidentnie wolniej. Lekkie kręcenie pozwala Ci zaoszczędzić siły, ale nie pomaga w urywaniu sekund. Jazda pod górę w moim przypadku to zwykle jest pchanie korby na chama i szukanie jak najcięższego biegu, który dam jeszcze radę napędzić. Wysoką kadencję stosuję wtedy, gdy nie zależy mi na czasie (czyt.: nie jadę na rekord), a nie chcę się za bardzo wydymać.
  • Trzeba zrozumieć, że podjeżdżanie jest męczące. Nabieranie sił nie sprawia, że podjazdy są lżejsze. Wycinaki i zawodowcy męczą się na podjazdach tak samo, jak Ty. Oni jadą szybciej, bo męczą się efektywniej, ale męczą się tak samo. Dlatego nie wolno odpuszczać. Trudny podjazd jest trudny, a jeśli nogi pieką, bolą, serce wyskakuje i chce się rzygać, to jest to dobry znak (byle oczywiście nie przesadzić, jak się kręci w głowie albo zaczyna boleć w klatce piersiowej, to trzeba wyluzować ;) ). Kluczem jest wytrzymanie tego wysiłku i umiejętność utrzymania go przez długi czas. Nie da się wyeliminować złego samopoczucia, a jednocześnie utrzymać dobrego tempa, do tego potrzeba już lat treningów. Progres zaczyna się tam, gdzie kończy się komfort. Nie ma letko. Dyszysz, przepychasz, depczesz, mdli Cię, ale póki jedziesz, jesteś zwycięzcą.
  • Trzeba zdać sobie sprawę, że wykańczanie się na podjazdach NIE JEST najlepszą strategią. Próba pobicia rekordu na jakimś podjeździe zwykle kończy się tym, że na górze przechodzę w tryb zombie i ledwo się turlam, i przez kolejne 5 minut nie mogę z siebie wykrzesać absolutnie nic. Urwanie kilku sekund wymaga ogromnego wysiłku, wykańcza, i jest strategicznie nieistotne. Na wyścigu chyba bardziej opłaca się zwiększyćkadencję, nie wypalić, a mieć siły jechać dalej po podjechaniu.
  • Wraz ze wzrostem  stromizny, coraz bardziej istotna jest technika i geometria roweru. Czasem trzeba omijać korzenie, albo przednie koło ucieka i nie jedzie tam, gdzie chcesz albo podrywa się do góry - tego nie pokonasz siłą, tu potrzeba trochę techniki - tyłek na dziób siodła, klata na kierownicę, i ćwiczyć!

 

Powodzenia!

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Hobson dobrze prawi, jeździć, jeździć i jeździć. Jak ja od grudnia 2015 robiłem weekendowe wypady do lasu na kilku podjazdach też strasznie sapałem, a nogi paliły, ale jechałem. Na szczyt wjeżdżałem z prędkością żółwia i z zadyszką. Aktualnie po 4 miesiącach, na tych samych podjazdach zrzucam bieg na mniejszy, żeby wyrabiać siłę nóg, a na szczycie nadal mam sporo siły, aby jechać w miarę normalnym tempem, a nie się wlec.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki Hobson za tak długą wypowiedź. Z tymi górkami to miałeś na początku identyczne doświadczenia co ja, tylko że ja od razu zrezygnowałam i prowadziłam rower pod górę Pierwsza próba zaczęła się jak zmieniłam rower z kozy na lekkiego górala - było łatwiej, ale i tak jak zobaczyłam pierwszą 16-tkę to od razu zakładałam że ona nie dla mnie, że nie dam rady, a jednak się w końcu udało

Progres musi boleć! Moi koledzy twierdzą tak samo, przyznają też, że ich też podjazdy bolą! Co do rozbudowanych mięśni, to jakby nogi zaczęły źle wyglądać, to zrezygnowalabym z treningów Póki co, figura zmienia się na korzyść, ubyło tam gdzie trzeba i ogólnie wszystko lepiej wygląda Co ciekawe, waga wciąż ta sama Z tym że ja nadwagi nigdy nie miałam Mam nadzieję że się nie rozbudują za mocno, w końcu na maratony się nie szykuje

Teraz bym chciała jeździć w weekend po 40-50 km w grupach, tak jak w ostatni weekend i raz w tygodniu w czwartek sama - solo ok 20-30 km W pozostałe dni siłka 2 godz lub siłka + rolki A co z regeneracją? Jeden dzień wystarczy? Co myślicie o moim planie?

Dodam jeszcze, że jak tylko pewniej poczuje się w spd, to mam zamiar trenować górki, ale w lesie Rok temu, różnie to szło, ale zabawa z tym fantastyczna Czasem brakowało techniki innym razem siły, ale jaka to była radocha jak się w końcu udało wjechać ostro pod górę po piaskach i korzeniach lub zjechać Oczywiście jedna wywrota była jak tylko jedną rękę oderwałam na chwilę z kierownicy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przy całym szacunku - co ty ciągle z tą siłką i siłką? Trenujesz do DH czy podnoszenie ciężarów? :)

 

Jest taka książka dla tych co są zapracowani czy z innych względów nie mogą poświęcać dużo czasu na jazdę i nazywa się Time Crunched Cyclist pana co się zwie Carmichael.

 

Ma kilka różnych programów treningowych, ale ich cechą wspólną jest jazda we wtorki, czwartki, soboty i niedziele.  Pierwsze dwa krócej i bardzo intensywnie (prosta prawda - im mniej czasu, tym bardziej musisz cisnąć), weekend dłużej, ale z mniejszą intensywnością.

 

Nie śledziłem całego wątku i nie wiem skąd ta potrzeba siłki, ale proponowałbym to co już proponowałem, czyli żebyś więcej jeździła, np. tak jak to proponuje Carmichael.  Siłkę możesz trzasnąć w międzyczasie i może niekoniecznie na nogi, bo nie wiem co miałoby to dać, względnie co więcej niż np. regularny trening podjazdów w każdy wtorek.

 

Jeżeli to miałoby pomóc - ja generalnie nie mam czasu na rower, dlatego jeżdżę według ww. schematu.  Orłem nie jestem, ale co trzeba przejechać, przejadę, tyle że wolniej - bo przecież nie chodzi o to żeby się zarżnąć, tylko żeby mieć z tej jazdy trochę przyjemności.  W pozostałe dni tygodnia robię kalistenikę, wszystko się ładnie spina, a że czasem padam na pysk ze zmęczenia  - cóż, lajf, inni mają gorzej :)

 

Tyle ode mnie w kwestii, pedałów, sztyc, kadencji, diety, siłki, Friela i innych wodotrysków.  Przede wszystkim jeździj, bez tego nie pojedziesz, choćbyś przewaliła tonę na atlasie.

 

Powodzenia :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Już tłumaczę skąd siłka - moja przyjaciółka mnie wciągnęła Ona tak pięknie wyrzezbila ciało i radzi sobie świetnie z każdym sportem Siłka jest niezależna od pogody, mogę trenować różne mięśnie, nie głównie nogi jak w rowerze i wymaga mniej czasu, co w tygodniu ważne

No i powiem Wam, że coś jednak daje! Już na początku sezonu jeżdżę szybciej na rowerze, ale siłka to nie tylko ciężary Dziś na przykład 20 minut biegalam po schodach, aż ciężko oddech na tym złapać i jeszcze interwały robiłam, potem 100 przysiadów, ale z gryfem ok 20 kg Same przysiady to mogę robić i robić No i na przyrzadach raczej brzuchu, uda, pośladki Ręce to katastrofa niestety, nie wiem czy rower na górkach w lesie utrzymam

No ale, macie rację, skoro chcę szybciej wjeżdżać na górki, muszę jeździć i tak mam zamiar zrobić! W maju będzie więcej czasu i ładniejsza pogoda, więc roweru będzie już więcej kosztem silki Oj dam czadu na rowerze

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Masz rację, to zamknięte koło Cienko idzie, więc te przyrządy omijam, a powinno być odwrotnie

Górka "niepodjeżdżalna" jak to okreslił Hobson! - była tak długo przez niego męczona, aż podjechał, a potem ją włączał do swojej trasy!  Podziwiam taką wytrwałość! Ja takich niepodjeżdżalnych o twardej nawierzchni w okolicy nie mam, za to w lesie na klifach juz tak! Pamiętam jak mi kolega kazal z takiej stromizny w lesie zjeżdżać, ale nie wyjaśnił, że muszę zejść z siodełka, by przesunąć środek ciężkości do tyłu i nie umiałam opanowac własnego strachu i być może koziołka uniknęłam Pooglądałam sobie filmiki na Youtube i poszło :-D Mam jednak nadal problem z uciekaniem koła na gałęziach, czy szyszkach...

 
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rower może Ci uciekać ile chce, ale to Ty na nim jedziesz i MUSISZ go opanować! Wiele razy na pumptrack`u na swoim bmx miałem takie akcje przy wychodzeniu z bandy, że rower chciał mi wylecieć spod nóg (często dało się słyszeć te westchnień "ohhhhhh" ludzi stojących obok ;) ) , ale zawsze potrafiłem zapanować na rowerem. Taka sama sytuacja jest w lesie na szybkich i takich "łubudubu" zjazdach, że rower najchętniej poleciałby swoją droga, ale mu nie pozwalam :) aktualnie robię zjazdy z prędkością 40-50 km/h po korzeniach, kamieniach, wertepach od 5 miesięcy bez żadnej gleby :)

Myślę, że wszystko jest stanem umysłu. Nawet "niepodjeżdżalne" podjazdy, wiadomo, że można się zasapać ale da radę zrobić.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pocieszające to, aż chce się działać jak się czyta Wasze posty. Masz rację, wiele ograniczeń mamy w głowie!  Rok temu byłam na wakacjach w Austrii, przypadkiem trafiłam na profesjonalną trasę dla rowerów typu downhill, czyli coś dla Ciebie. Specjalna kolejka była przystosowana do wożenia rowerów, a potem obserwowałam szaleńcze zjazdy z przeszkodami - robiło to wrażenie. Co ciekawe pod kolarskimi strojami wypatrzyłam różne twarze, zdarzały się kobiety, a nawet osoby w zaawansowanym wieku. W tej chwili sobie myślę, to nie dla mnie, bo niebezpieczne, ale kto wie jak będzie w przyszłości...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...