Skocz do zawartości

[Odchudzanie] Jazda na rowerze a spadek masy ciała


Rekomendowane odpowiedzi

 

Ewolucja ani nie przygotowuje, ani nie wybiera lepszych rozwiązań. Ewolucja przystosowuje do przeżycia i prokreacji w konkretnych warunkach. Ponadto teza, że ewolucyjnie jesteśmy przygotowani jest tożsama z tezą, że jeśli coś było, to tak być powinno dzisiaj. Zakładasz, że 100 tys. lat temu mieliśmy właściwą dietę tylko dlatego, że jedliśmy tak od dawna? To nie jest argument ewolucyjny.

 

 

Twoja logika przypomina troche dupe, kazdy ma swoja, ale Ty masz najswojsza...

 

Weglowodany sto tysiecy lat temu to tylko z drzewa lub krzaka, czasami jeszcze cos sie wyrwac z ziemi udalo.

Nikt nie uprawial pol i nie piekl chleba, nie robil makaronow, klusek, batonikow, chipsow etc.

Ewolucja wybiera ZAWSZE najlepsze rzeczy dla danego gatunku, ktore pozwalaja przetrwac(najmniejszym kosztem) i przekazac geny(najlepsze)

 



 

Czyli później organizm potrzebuje 2500 kcal, my dostarczamy 2000 kcal, a organizm i tak korzysta z 2500 kcal?

 

 

Czyli Twoja logina ponownie idzie w las...

Organizm ludzki, zwalnia z metabolizmem i zeby ograniczenie kcal bylo nadal skuteczne, trzeba znowu cicac kcal np z 2000 do 1800-1500kcal tyle ze trenujacy facet sie zajedzie w trymiga!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Metod na odchudzanie jest kilka. Można schudnąć na low-carbie, na high-carbie, na diecie "zbilansowanej". Zamiast przekonywać się nawzajem, który sposób jest właściwy to najlepiej spróbować samemu i wybrać najbardziej optymalną dla siebie metodę. Jeśli faza odchudzania nas wykańcza psychicznie i fizycznie to chyba nie tędy droga. Każdy sport w tym rower jest tylko dodatkiem wspomagającym i kształtującym sylwetkę a nie warunkiem koniecznym do zgubienia kilogramów.

Co do "naturalności" to chyba nie ma sensu wałkować tego tematu. Pierwsi ludzie na Ziemi nie mieli kompów i forum rowerowego. Czy to oznacza, że nie możemy korzystać z naszego obecnego stanu wiedzy i rozwoju tylko dlatego, że to jest nienaturalne? Co do mięsa to chyba też nie jecie go w zbyt naturalnej postaci. W naturze drapieżnik poluje na swoją ofiarę i zjada na miejscu to co mu potrzebne. Nie kupuje gotowego kawałka w sklepie, nie stosuje obróbki termicznej, przypraw itp. Kto z Was w ten sposób zdobywa i spożywa mięso? Nikt.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Twoja logika przypomina troche dupe, kazdy ma swoja, ale Ty masz najswojsza...

Moja logika? A cóż to?:)

 

 

Weglowodany sto tysiecy lat temu to tylko z drzewa lub krzaka, czasami jeszcze cos sie wyrwac z ziemi udalo. Nikt nie uprawial pol i nie piekl chleba, nie robil makaronow, klusek, batonikow, chipsow etc.

A czy ja pisałem inaczej?

 

 

Ewolucja wybiera ZAWSZE najlepsze rzeczy dla danego gatunku, ktore pozwalaja przetrwac(najmniejszym kosztem) i przekazac geny(najlepsze)

Zgadza się - to właśnie potwierdza moją wcześniejszą tezę. Ewolucja promuje tych, którzy potrafią przetrwać i prokreować - a nie tych, którzy mają lepszą dietę. Twierdzenie, że ewolucja promowała organizmy, które lepiej jadły jest błędna. 

 

 

Czyli Twoja logina ponownie idzie w las...

Ja zadaję pytanie, a Ty piszesz, że moja logika idzie w las? Ty tak na poważnie? :)

Poza tym co idzie w las - podstawowe prawa fizyki, które nazywasz "moją logiką"? :thumbsup:

 

 

Organizm ludzki, zwalnia z metabolizmem i zeby ograniczenie kcal bylo nadal skuteczne, trzeba znowu cicac kcal np z 2000 do 1800-1500kcal tyle ze trenujacy facet sie zajedzie w trymiga!

Nieprawda. Przy aktywności fizycznej metabolizm nie tylko nie zwalnia, ale wręcz przyspiesza. Tak więc wystarczy spożywać tę samą wartość energetyczną (modyfikując źródła) co dotychczas, a bilans kaloryczny może być deficytowy - właśnie przez wspomnianą aktywność fizyczną i zmianę tempa metabolizmu.

 

 

 

Metod na odchudzanie jest kilka.

Oczywiście, że tak :)

Cała polemika wywiązała się wtedy, kiedy kilku forumowiczów postanowiło mi wyperswadować, że fundamentalne prawa fizyki nie obowiązują w przypadku człowieka.

 

 

Czy to oznacza, że nie możemy korzystać z naszego obecnego stanu wiedzy i rozwoju tylko dlatego, że to jest nienaturalne?

Zgadza się. Ponadto ja nie pisałem, że jeśli coś jest naturalne to jest złe. Pisałem tylko, że wnioskowanie "jeśli coś było kiedyś kiedyś to jest lepsze" jest błędne. Ja nawet nie napisałem, że mięso jest szkodliwe! Pisałem, że przedstawione wnioskowanie przez jednego forumowicza negującego wegetarianizm jest niepoprawne.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No właśnie jakieś przeziębienie mnie dopadło chyba :(

Wczoraj ubrałem się za lekko i jak wjechałem na jedną górę to było tam 7 stopni a wiatr głowę urywał.

 

@ Klosiu

Nie chcę żebyś mnie źle zrozumiał - ja nie twierdzę, że poziom insuliny jest bez znaczenia. Ale jeśli ktoś próbuje "ominąć" fundamentalne prawa fizyki, to wywołuje to we mnie sprzeciw. Jeśli nie dostarczysz układowi energii, to on jej nie zmagazynuje. Natomiast jeśli pozornie magazynuje, to zawsze kosztem czegoś innego. Równanie ma stronę lewą i prawą przecież. Jeśli ktoś mimo redukcji odkład tłuszcz, to tylko dlatego, że organizm zredukował (albo dostał taki sygnał)  swoje zapotrzebowanie co najczęściej wywołują hormony.

 

Więc jedno nie stoi w sprzeczności z drugim.

Cholerka, a ja akurat po wypadku jestem i też siedzę w domu i się nudzę :D

 

Fundamentalne prawa fizyki, jak już pisałem, mówią nam tylko, że jak się zje za dużo, to się utyje. Nie mówią ani słowa o tym dlaczego się je za dużo :).

A to jest podstawowa sprawa. Bo w tej chwili zalecenia oparte na podstawowych prawach fizyki są proste: mniej jeść i więcej się ruszać. Problem tylko, że to kompletnie nie działa!

Ludzie nigdy nie ruszali się więcej niż teraz, i równocześnie nie byli bardziej otyli. Nawet jeżeli komuś uda się schudnąć przez półgłodówkę, to na 99% nie utrzyma tej wagi dłużej niż dwa lata. Ostatnio czytałem, że w Niemczech przyszedł na świat otyły siedmiokilogramowy noworodek. Co on ma wspólnego z tymi fundamentalnymi prawami fizyki? 

Wydaje mi się, że twój sprzeciw bardziej budzi to, że ja twierdzę, że na diecie tłuszczowej można jeść ile się chce. Od razu podkładasz sobie, że "ile się chce" to znaczy obżerać się po uszy, bo faktycznie to to znaczy przy diecie bogatej w węglowodany.

A to nie jest tak, bo na diecie tłuszczowej apetyt jest mocno ograniczony i zaspokajany bardzo szybko, i chodzę najedzony cały dzień jedząc dwa razy dziennie porcje śmiesznie małe porównując do diety opartej na węglowodanach. De facto jem mniej niż wynosi moje zapotrzebowanie, to oczywiste, bo chudnę. A dlaczego nie jestem głodny? Bo nie ma żadnej przeszkody, żeby korzystać z własnych zapasów tłuszczu, więc korzystam z nich w celu pokrycia brakujących kalorii. Komórki dostają odpowiednią ilość kalorii i nie reagują głodem.

Bo głód nie jest wywoływany przez łakomstwo czy mózg, tylko to objaw tego, że komórkom brakuje energii.

Dieta podwyższająca insulinę kieruje sporą część kalorii od razu w zapas i utrudnia wydostanie go stamtąd. Ludzie jedzący cały czas sporo węglowodanów poziom insuliny umożliwiający trawienie własnego tłuszczu na większą skalę osiągają właściwie tylko w drugiej połowie nocy.

Dlatego częściej są głodni i muszą jeść więcej.

Dieta uboga w węglowodany nie podnosi insuliny, cały czas można korzystać z własnych zapasów. W konsekwencji głód nigdy nie jest bardzo nasilony, i bardzo szybko daje się zaspokoić.

 

Rozumiem twój sprzeciw, bo dość ciężko w to uwierzyć po 50 latach prania mózgu przez autorytety medyczne. Sprawa jest bardzo podobna do okoliczności wprowadzenia butów minimalistycznych w bieganiu. Nawet się pokrywa czasowo. 

Od mniej więcej lat siedemdziesiątych firmy obuwnicze wmawiały biegaczom, że należy biegać na piętę, w tym celu budowano buty na coraz grubszych, bardziej amortyzowanych podeszwach z "systemami" mającymi ułatwiać przetaczanie stopy i tym podobne pierdoły.

Trwało to 30 lat! Aż 10 lat temu sprawa się rypła i okazało się, że wszystko jest oparte na myśleniu życzeniowym, nikt tego tak naprawdę naukowo nie sprawdził i te wszystkie bajery są tak naprawdę nikomu niepotrzebne, a najlepiej się biega w lekkich butach bez żadnych systemów, bez amortyzacji i na śródstopie, czyli w sposób fizjologiczny.

Kiedyś byłem w szoku, że marketing do tego stopnia przez wiele lat jest w stanie lansować fałszywą teorię nie mając na jej poparcie najmniejszych dowodów. 

Może dlatego łatwiej mi przyszło spróbować z ciekawości diety tłuszczowej. I to się sprawdza, więc polecam poświęcić miesiąc i się przekonać :).

 

http://nowadebata.pl/2011/08/03/insulinowa-teoria-otylosci-w-pigulce/

 

Poczytaj sobie to, może cię zaciekawi.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

RafalB, na logikę nie ma się co obrażać. W tym co pisze Deter jest jej więcej niż we wszystkich wątkach niektórych działów razem wziętych ;)

 

Jeśli dietetyk mówi, że powinniśmy jeść to, co "nasi przodkowie". To ma rację pod warunkiem, że przyjmiemy założenie, że nasi przodkowie odżywiali się w najlepszy możliwy sposób. Skąd przekonanie, że tak było? Może było - nie mówię, że nie - ale skąd zwolennik paleodiety to wie?

 

Może było tak, że "nasi przodkowie" jedli co mieli i wcale to nie było najlepsze? Może jesteśmy w tej sytuacji, że możemy jeść lepiej niż nasi przodkowie, bo jeśli ma się kasę można jeść różnorodnie (jest duży wybór) i zawsze dokładnie w tym momencie, gdy jest to organizmowi potrzebne. A nie wtedy, gdy akurat jedzenie jest dostępne i takie, jakie akurat jest dostępne. Sztuką jest tylko wybierać dobre rzeczy i dobrze komponować wszystkie posiłki. 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

marcinusz --> im dłużej pokarm jest spożywany przez dany gatunek, tym lepiej ten gatunek jest do niego przystosowany ewolucyjnie. To oczywiste. Im dłużej gatunek się przystosowuje do danego pokarmu, tym lepiej ten pokarm mu służy. A mięso jest w naszej diecie od 2.5 mln lat.

kawerna --> wydaje ci się. Jeszcze 40 lat temu osobnik biegający w trykotach po mieście był co najwyżej śmiesznym wariatem. W Stanach, bo u nas był wariatem jeszcze 10 lat temu :) (a zauważ, że u nas media alarmują o epidemii otyłości dopiero od paru lat - powtarza się schemat taki jak w stanach, przejmujemy podobny sposób żywienia i tyjemy. Paradoksalnie tradycyjna tłusta polska dieta tuczyła mniej). Boom na fitness, siłownię czy aktywną rekreację na rowerach to też ostatnie 20-30 lat.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Cholerka, a ja akurat po wypadku jestem i też siedzę w domu i się nudzę

No więc właśnie - zamiast jeździć albo biegać to wymądrzamy się  :thumbsup: 

A tak swoją drogą, co Ci się stało?

 

 

Bo w tej chwili zalecenia oparte na podstawowych prawach fizyki są proste: mniej jeść i więcej się ruszać. Problem tylko, że to kompletnie nie działa!

U jednych działa, u innych nie działa. Fizyka mówi żeby mniej energii spożyć niż spalić - wtedy jest deficyt. Problem polega na tym, że jeśli organizm nie chudnie, to jego fizjologia funkcjonuje tak, jakby tego deficytu nie było. Jeśli jest zapotrzebowanie na energię a insulina blokuje lipolizę, wówczas albo zwolni metabolizm, albo organizm "wyłącza" prawidłowe funkcjonowanie innych procesów. Tak więc komuś się wydaje, że jest na deficycie kalorycznym, a tak naprawdę jego organizm stworzył nową "normę" według, której deficytu nie ma!

 

 

Wydaje mi się, że twój sprzeciw bardziej budzi to, że ja twierdzę, że na diecie tłuszczowej można jeść ile się chce. Od razu podkładasz sobie, że "ile się chce" to znaczy obżerać się po uszy, bo faktycznie to to znaczy przy diecie bogatej w węglowodany.

Być może. Po prostu przerażają mnie wszystkie Atkinsy i Kwaśniewskie, Dukany itd.Gdybyś nie śmigał sporo na rowerze, to martwiłbym się o prześwit Twoich tętnic wieńcowych :)

 

 

Dieta uboga w węglowodany nie podnosi insuliny

No nie wszystkich węglowodanów. Pętla insulinowa to oczywiście cholerna pułapka (zjesz czekoladę z frytkami i zapijesz colą, skoczy glukoza, skoczy insulina, glukoza pójdzie w tłuszcz, poziom glukozy z wyższego robi się niższy... człowiek jest głodny) ale to dotyczy wysokiego indeksu insulinowego.

 

 

Rozumiem twój sprzeciw, bo dość ciężko w to uwierzyć po 50 latach prania mózgu przez autorytety medyczne.

Autorytet medyczny to jak uczciwy polityk :) Jestem bardzo, bardzo daleko od oficjalnych autorytetów medycznych. Powiem więcej - sam hołduję tezę, że rak jest celowo nieleczony i celowo "nieuleczalny" bo to gigantyczny biznes.

 

PS

Dzięki za linka, poczytam chętnie. 

 

 

Może było tak, że "nasi przodkowie" jedli co mieli i wcale to nie było najlepsze? Może jesteśmy w tej sytuacji, że możemy jeść lepiej niż nasi przodkowie,

Bingo :)

 



 

im dłużej pokarm jest spożywany przez dany gatunek, tym lepiej ten gatunek jest do niego przystosowany ewolucyjnie.

Tak! :) Tu jest rozwiązanie. Lepiej jest przystosowany do niego. Ale z tego nie wynika, że jest on lepszy niż produkty, które w toku ewolucji nas ominęły. Tutaj nie mamy do czynienia z relacją względem innych produktów, ale zwiększone przystosowanie do konkretnego produktu. Innymi słowy - jeśli będziemy jeść 2.5 miliona lat produkt X, to po 2,5 miliona lat będziemy do tego bardziej przyzwyczajeni niż na początku. Ale to nie oznacza, że niejedzony produkt Y będzie gorszy.

 

Długość spożywania przez dany gatunek konkretnego pokarmu nie dowodzi tego, że jest on lepszy od innego. Dowodzi tylko, że przystosowaliśmy się do niego.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

marcinusz --> im dłużej pokarm jest spożywany przez dany gatunek, tym lepiej ten gatunek jest do niego przystosowany ewolucyjnie. To oczywiste. Im dłużej gatunek się przystosowuje do danego pokarmu, tym lepiej ten pokarm mu służy. A mięso jest w naszej diecie od 2.5 mln lat.

 

 

Wiesz, ja mam taki zawód, że dla mnie nic nie jest oczywiste ;)

 

Stawiasz pewną tezę. OK. A ja pytam, jaka jest jej podstawa? Moim zdaniem tylko przekonanie, że tak być powinno, bo brzmi sensownie na chłopski rozum. Jeśli jest tak jak piszesz, to za X lat, najlepiej będzie nam służyć kola i frytki, a jak ktoś sięgnie po owoce lub warzywa będzie skazywał się na otyłość i złe funkcjonowanie organizmu ;)

 

Ja całą paleodietę streściłem sobie do jednej dyrektywy: w miarę możliwości staraj się jeść żywność jak najmniej przetworzoną. Nie interesuje mnie czy ona jest lepsza dla organizmu ze względu na lata ewolucji, prostotę głównych składników odżywczych czy bogactwo mikroelementów.

 

Na marginesie - ja jestem po rwaniu zęba i muszę unikać podwyższonego tętna przez jakiś czas... Czyżby zawiązał się klub dyskusyjny "nieaktywni o diecie ludzi aktywnych"? ;)

 

W ogóle to odpływamy trochę w tych dyskusjach. Temat jest bądź co bądź dla odchudzających się z rowerowym wspomaganiem. A do tego nie trzeba kosmicznej wiedzy. Wystarczy się stosować do kilku prostych zasad i można nawet nie wiedzieć co to jest insulina ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A tak swoją drogą, co Ci się stało?

 

Pocałowałem się z drzewem jadąc autem ;). Dwa tygodnie co najmniej nie wsiądę na rower, więc niestety mam dużo czasu ;).

 

 

No nie wszystkich węglowodanów. Pętla insulinowa to oczywiście cholerna pułapka (zjesz czekoladę z frytkami i zapijesz colą, skoczy glukoza, skoczy insulina, glukoza pójdzie w tłuszcz, poziom glukozy z wyższego robi się niższy... człowiek jest głodny) ale to dotyczy wysokiego indeksu insulinowego.

 

To jest świetny przykład, bo możliwy do zaobserwowania "gołym okiem", każdy tu może zobaczyć, jak działa insulina. Ale nie ma najmniejszego powodu, żeby przypuszczać, że węglowodany o niskim indeksie glikemicznym nie powodują tego samego. Tylko w mniejszym stopniu.

Wiesz ile się przytyje w ciągu roku, jeśli ten błąd regulacji hormonalnej skieruje dziennie zaledwie 20kcal za dużo do tkanki tłuszczowej? Kilogram. A przecież to błąd tak niewielki, że praktycznie nie do stwierdzenia. Może być spowodowany całkiem niewielką ilością węglowodanów.

 

 

Być może. Po prostu przerażają mnie wszystkie Atkinsy i Kwaśniewskie, Dukany itd.Gdybyś nie śmigał sporo na rowerze, to martwiłbym się o prześwit Twoich tętnic wieńcowych

 

 

Spoko :). To że dieta bogata w tłuszcz tak naprawdę poprawia profil cholesterolowy (choć nie zmniejsza ogólnego poziomu cholesterolu, to zwiększa HDL, co jest ważniejsze od poziomu ogólnego), zmniejsza ciśnienie krwi i poziom trójglicerydów to jest ogólnie znany fakt medyczny, i nie da się dobrać badań tak, żeby temu zaprzeczyć. Tyle że ogółowi jest dość mało znany, bo i nie trąbi się o tym przesadnie, trzeba samemu poszukać :).

 

marcinusz --> decydują o tym same zasady ewolucji. Gdy gatunek przejmuje nowy rodzaj pokarmu, ten początkowo niezbyt mu służy, ale wytwarza się ciśnienie ewolucyjne preferujące osobniki lepiej znoszące ten pokarm. Po prostu są zdrowsze, bardziej atrakcyjne płciowo, mają więcej potomstwa i żyją dłużej. Tak pewnie było i z mięsem, gdy przodkowie człowieka zmuszeni sytuacją (cofnięcie się lasów w Afryce) zaczęli sięgać po padlinę i łapać małe zwierzęta.

Tylko że nie trwa to 12 czy 15 tyś lat, raczej trzeba liczyć setki tysięcy.

Oczywiście że gdyby cukry były dużą częścią naszej diety przez bardzo długi czas przystosowalibyśmy się do nich. Ludzie na bliskim wschodzie, gdzie zboże zaczęto uprawiać najwcześniej, znoszą je nieco lepiej niż Europejczycy. Z kolei ludzie z północy Europy w większości nieźle tolerują mleko, którego w ogóle nie trawią np Chińczycy.

Ale w tej chwili ewolucja już nie postępuje, bo generalnie przeżywają wszyscy, niezależnie od tego jak są przystosowani do warunków.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Reasumując

 

 

Problem pozornej sprzeczności pomiędzy teorią insulinową i kaloryczną wynika z błędu ekwiwokacji - czyli jak to zwykle bywa, kiedy logika szwankuje wszystko się sypie. Problem polega na dwojakim rozumieniu pojęcia "spożycie". W teorii kalorycznej najczęściej "spożycie" definiowane jest jako  zwyczajne zjedzenie czegoś - po prostu połknięcie pokarmu. W teorii insulinowej z kolei "spożycie" oznacza ostateczne wykorzystanie kalorii, których los jest różny. Kiedy nie ma insuliny i tłuszcz z krwi ma problem by przedostał się do adipocytów, wówczas nie mamy do czynienia ze "spożyciem" tylko nieenergetycznym wykorzystaniem.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale w tej chwili ewolucja już nie postępuje, bo generalnie przeżywają wszyscy, niezależnie od tego jak są przystosowani do warunków.

 

Śmiała teza!

 

Już był taki co ogłosił koniec historii. Przez lata był przez to ceniony i poważany. Aż po 11.09.2001 dość powszechnie uznano, że jednak się pomylił :D

 

Przepraszam urażonych - spróbuję już nie offtopować.

Edytowane przez marcinusz
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 Deter --> nie. Podstawową różnicą jest inne określenie przyczyn i skutków. Według teorii bilansu kalorycznego pierwotną przyczyną otyłości jest nadmierne spożycie kalorii. W ogóle nie bierze ona pod uwagę biochemii organizmu, po prostu zje się za dużo = utyje się.

Teoria powiedzmy insulinowa traktuje otyłość i nadmierny apetyt jako objaw, skutek zaburzonej równowagi hormonalnej, w zasadzie nieważne z jakiego powodu.

 

Zauważ, że nikt przy zdrowych zmysłach nie zarzuci obżarstwa i lenistwa osobie z niedoczynnością tarczycy, choć jest ona gruba (czyli je ewidentnie więcej niż potrzebuje) i niechętnie się rusza. Wiadomo każdemu że za jej otyłość odpowiada zaburzona równowaga hormonalna. 

Tym bardziej niesamowite dla mnie jest zarzucanie obżarstwa i lenistwa ludziom "normalnie" otyłym, choć mechanizm odkładania się tkanki tłuszczowej znany jest od 60 lat (zdaje się że mniej więcej wtedy przyznano za to nobla).

 

Ostatnio czytałem na stronie o cukrzycy, że szczególnie są na nią narażone osoby grube. To jest podobne, nagminne odwrócenie przyczyny i skutku.

Szczególnie są na cukrzycę narażone osoby z podniesionym przez większość czasu poziomem insuliny we krwi,które przy okazji,

z tego samego powodu są otyłe. Ale otyłość nie jest przyczyną cukrzycy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Gdy gatunek przejmuje nowy rodzaj pokarmu, ten początkowo niezbyt mu służy, ale wytwarza się ciśnienie ewolucyjne preferujące osobniki lepiej znoszące ten pokarm. Po prostu są zdrowsze, bardziej atrakcyjne płciowo, mają więcej potomstwa i żyją dłużej. Tak pewnie było i z mięsem, gdy przodkowie człowieka zmuszeni sytuacją (cofnięcie się lasów w Afryce) zaczęli sięgać po padlinę i łapać małe zwierzęta.

 

Przez 99% czasu historii naszego gatunku jadło się to, co człowiek znalazł albo był w stanie upolować. Kategoria jakości pokarmu niemalże nie istniała - jadło się to, co pozwalało przeżyć, a nie to, co było lepsze.

Pisząc o ciśnieniu ewolucyjnym masz rację - ale z tego nadal nie wynika, że dany produkt jest lepszy albo groszy od innych. Z tego wynika tylko to, że wraz z nową dietą pewne osobniki, które lepiej ją znoszą od innych są faworyzowane.

 

Wszelkie tego typu linie argumentacyjne są niepoprawne. Podstawą do oceny jest porównanie, czyli musielibyśmy (w uproszczeniu) podzielić naszą ludzkość na kilkanaście grup i przez kilka milionów lat podawać im różny jadłospis. Natomiast kiedy porównanie nie istnieje, używanie gradacji - więc takich określeń jak lepsza dieta - jest niepoprawne.

Jeśli ktoś używa pojęcia lepsza dieta, to pytam - lepsza od czego? Lepsza dieta od tej, która nie istniała?

Porównywać można tylko istniejące rzeczy. Lepsze może być coś, od czegoś. Z kolej lepsza dieta od tej, której nigdy nikt nie jadł... :w00t::icon_question:



 

Ale w tej chwili ewolucja już nie postępuje, bo generalnie przeżywają wszyscy, niezależnie od tego jak są przystosowani do warunków.

Ewolucja to również przystosowanie do środowiska, ona postępuje nawet wtedy kiedy selekcja naturalna jest mocno ograniczona.

Co prawda wielu przeżywa, ale osoby bardzo chore, wręcz kalekie nie cieszą się powodzeniem seksualnym i nie przekazują swoich genów nadal. 

Ćpuny, szaleńcy różnej maści, nieodpowiedzialni i głupi ludzie - też nierzadko nie zdążą przekazać swojego DNA.

 

 

Deter --> nie. Podstawową różnicą jest inne określenie przyczyn i skutków. Według teorii bilansu kalorycznego pierwotną przyczyną otyłości jest nadmierne spożycie kalorii. W ogóle nie bierze ona pod uwagę biochemii organizmu, po prostu zje się za dużo = utyje się. Teoria powiedzmy insulinowa traktuje otyłość i nadmierny apetyt jako objaw, skutek zaburzonej równowagi hormonalnej, w zasadzie nieważne z jakiego powodu.

Czy ja napisałem coś innego? :)

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeszcze 40 lat temu osobnik biegający w trykotach po mieście był co najwyżej śmiesznym wariatem. W Stanach, bo u nas był wariatem jeszcze 10 lat temu  (a zauważ, że u nas media alarmują o epidemii otyłości dopiero od paru lat - powtarza się schemat taki jak w stanach, przejmujemy podobny sposób żywienia i tyjemy. Paradoksalnie tradycyjna tłusta polska dieta tuczyła mniej). Boom na fitness, siłownię czy aktywną rekreację na rowerach to też ostatnie 20-30 lat.

 

Co prawda mam blisko 50  lat, ale doskonale pamiętam lata 70. i 80. Z tymi trykotami czy klubami fitness masz rację, ale ogólna aktywność fizyczna była znacznie większa niż obecnie. Jako dzieci czy nastolatki cały czas się ruszaliśmy. Mało komu przyszło nawet do głowy wyjść z domu bez piłki, roweru, rakiet do tenisa czy badmintona. Nie było "orlików" ale w piłkę dało się zagrać wszędzie i wszędzie się grało, niemal codziennie. Niedzielne wycieczki w góry czy do lasu to była norma. Ludzie naprawdę chodzili na piechotę. Kilkukilometrowy spacer nikogo nie przerażał. Samochodów i innych pojazdów mechanicznych było niewiele i w zasadzie wszędzie było dwa razy dalej niż teraz (mam na myśli że nie było tak gęsto od sklepów, aptek, przedszkoli itp)

 

A teraz wyglądnij przez okno. Założę się, że gdzieś w pobliżu jest sklepik, notorycznie okupowany przez miejscowe dzieci, które cały czas mielą coś w buzi i popijają to colą albo innym badziewiem w połowie składającym się z cukru. Te dzieci też wychodzą z domu, ale znacznie rzadziej (bo jest TV, komputer, konsola do gier itp.) A jak już wyjdą to non stop coś jedzą i gapią się w telefony.  Popatrz też na większość dorosłych. Aktywność fizyczna? Samochód każdy chce zaparkować najlepiej obok biurka w pracy i obok drzwi wejściowych do domu. 

 

Jako całość (społeczeństwo) rozleniwiliśmy się i tendencje są złe. I ogólnego obrazu nie zmieni nawet 500000 ludzi, biegających, ćwiczących, czy trenujących w znacznie lepszych niż 30-40 lat temu warunkach. 

 

Ukłony i uśmiechy

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@kawerna

 

Smutne to, ale prawdziwe.

My tu się mocujemy na słowa i argumenty - trochę żartobliwie, trochę kąśliwie żeby za słodko nie było :thumbsup: ... ale każdy z nas wie, że trzeba po prostu nie żreć i posadzić tyłek na rower, albo włożyć buty i pobiegać - czy cokolwiek innego.

 

Ja mam 29 lat, chyba jestem ostatnim rzutem na taśmę pokolenia aktywnego fizycznie. Wychowywałem się bez komputera, bez Internetu (chyba jak miałem 21 lat to miałem),  Na dworze tak do czasów liceum bywało się przy dobrej pogodzie od rana do wieczora. Piłka, rower, basen - no i szereg innych zabaw jak więcej osób było. Długie wyprawy do lasu, nad rzekę, nad staw popływać.

A dzisiaj robi młodzież? Szkoda słów...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@kawerna

 

Smutne to, ale prawdziwe.

My tu się mocujemy na słowa i argumenty - trochę żartobliwie, trochę kąśliwie żeby za słodko nie było :thumbsup: ... ale każdy z nas wie, że trzeba po prostu nie żreć i posadzić tyłek na rower, albo włożyć buty i pobiegać - czy cokolwiek innego.

 

Ja mam 29 lat, chyba jestem ostatnim rzutem na taśmę pokolenia aktywnego fizycznie. Wychowywałem się bez komputera, bez Internetu (chyba jak miałem 21 lat to miałem), Na dworze tak do czasów liceum bywało się przy dobrej pogodzie od rana do wieczora. Piłka, rower, basen - no i szereg innych zabaw jak więcej osób było. Długie wyprawy do lasu, nad rzekę, nad staw popływać.

A dzisiaj robi młodzież? Szkoda słów...

0 Ja 24 w tym roku koncze i komputera nie mam i miec niezamierzam a z internetu tylko w telefonie korzystam . Co mlodzi teraz robia widze po swoich rowiesnikach zamiast sie poruszac to komputer , telewizja i browary . Mie za glupiego uwazaja bo zamiast chlac to wole na rower w niedziele z samego rana wyjsc . Przepraszam ze troche poza tematem
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Nieprawda. Przy aktywności fizycznej metabolizm nie tylko nie zwalnia, ale wręcz przyspiesza. Tak więc wystarczy spożywać tę samą wartość energetyczną (modyfikując źródła) co dotychczas, a bilans kaloryczny może być deficytowy - właśnie przez wspomnianą aktywność fizyczną i zmianę tempa metabolizmu.

 

 

Nieprawda bo? Wydatkujesz wiecj niz zapewniasz to metabolizm zwolni chocbys tyral 5x wiecej na trenigu, potem sypia sie kontuzje, urazy, problemy ze zdrowiem...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nieprawda bo?

Przecież napisałem dlaczego.

 

 

Wydatkujesz wiecj niz zapewniasz to metabolizm zwolni

Nie można wydatkować więcej niż się zapewnia - znów proszę przypomnieć sobie o zasadzie zachowania energii w układzie otwartym.

Perpetuum mobile nie istnieje. No niestety - nie jest możliwe by jakikolwiek układ otwarty więcej energii wydatkował niż pobierał.

 

Ironią losu jest to, że każda dieta mająca na celu redukcję tłuszczu... to proces, w którym więcej tłuszczu z komórek tłuszczowych się wydatkuje niż zapewnia. A zatem jeśli zawęzimy nasz układ wyłącznie do pojemności adipocytów, to każde chudnięcie to nic innego niż wydatkowanie większej ilości energii niż zapewnienie. Oczywiście w układzie otwartym - czyli organizmie - nie jest możliwe wydatkowanie większej ilości energii niż zapewnienie.

 

Pomijam założenie, że ujemny bilans kaloryczny spowolni metabolizm przy odpowiednim i regularnym odżywianiu oraz uprawianiu sportu jest błędne.

 

 

PS

Nie bardzo wiedziałem co to są reputacje (dzisiaj to zauważyłem) z rozpędu i niewiedzy dałem Ci punkty reputacji - na osłodę :)

Edytowane przez Deter
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ironią losu jest to, że każda dieta mająca na celu redukcję tłuszczu... to proces, w którym więcej tłuszczu z komórek tłuszczowych się wydatkuje niż zapewnia. A zatem jeśli zawęzimy nasz układ wyłącznie do pojemności adipocytów, to każde chudnięcie to nic innego niż wydatkowanie większej ilości energii niż zapewnienie.

@Deter czegoś tu nie rozumiem, raz piszesz że wydatkowanie większej ilości energii niż się zapewnia jest niemożliwe, a później, że jednak jest możliwe. Tak, wiem, za chwilę będziesz się bronił  ;)

To czy układ "organizm - człowiek" jest otwarty czy zamknięty to też kwestia względna, a w przypadku wydatkowania energii z tłuszczu chyba raczej nieistotna. Logicznym jest, że sam tłuszcz zgromadzony w organiźmie jest energią, zatem zakładając, że wydatkujemy 110% energii wyłącznie z tłuszczu, czyli 100% pobranej to tymsamym dokładamy 10% energii z tłuszczu zmagazynowego - czyli chudniemy, a Twoje założenie wyklucza definitywnie proces chudnięcia, czego kompletnie nie rozumiem.

 

Oczywiście w układzie otwartym - czyli organizmie - nie jest możliwe wydatkowanie większej ilości energii niż zapewnienie.

no po prostu wykluczasz proces chudnięcia... niebywałe :D

Edytowane przez A2i
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Deter czegoś tu nie rozumiem, raz piszesz że wydatkowanie większej ilości energii niż się zapewnia jest niemożliwe, a później, że jednak jest możliwe.

Pisałem coś innego :) Żeby nie wyręczać pogłówkuj sam ;)

 

 

To czy układ "organizm - człowiek" jest otwarty czy zamknięty to też kwestia względna

Żartujesz? :w00t:

 

 

Twoje założenie wyklucza definitywnie proces chudnięcia, czego kompletnie nie rozumiem.

Nie mam żadnych "swoich" założeń, tylko po raz kolejny przypominam o podstawowych prawach fizyki.

 

 

no po prostu wykluczasz proces chudnięcia... niebywałe

Chudnięcie nie polega na tym, że więcej energii się wydatkuje niż pobiera bo tego zabraniają prawa fizyki! :) Chudnięcie polega na tym, że część energii wydatkuje się z pożywienia, a "brakującą" część z zapasów tłuszczu.

 

 

Logicznym jest, że sam tłuszcz zgromadzony w organiźmie jest energią, zatem zakładając, że wydatkujemy 110% energii wyłącznie z tłuszczu,

 

Jak do pustego wiadra wlejesz 2 litry wody, to nie wylejesz 3. Ale jak już masz w wiadrze 1 litr, to wtedy możesz wlać 2 i wylać w sumie 3... bo masz ten 1 wlany wcześniej. Tak właśnie się chudnie i tak przebiega każdy proces fizyczny na tym świecie.

Nie jest możliwe wydatkowanie > 100%... bo po prostu nie ma więcej :)

Edytowane przez Deter
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Nie jest możliwe wydatkowanie > 100%... bo po prostu nie ma więcej

BZDRURA !!! jak może nie być, jak to nie ma więcej? a bufor? magazyn ?

Zakładając że energia = 2500 kcal to wg Ciebie oznacza, że jeśli nie zjem danego dnia 2500 kcal to nie będę mógł zużyć więcej niż 2500 kcal. Po prostu absurd. Dalej zatem twierdzisz, że nie można użyć energii zmagazynowanej, a na tym właśnie polega proces chudnięcia.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Deter po części masz racje. Jednak przekładasz prawa fizyki nad fizjologię człowieka. Człowiek podlega tym prawo od urodzenia, a nie powiedzmy od poniedziałku, więc możliwe jest spalenie więcej niż się dostarczyło danego dnia, gdyż się korzysta z magazynów wcześniej zdeponowanych, tak uproszczając.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Unfortunately, your content contains terms that we do not allow. Please edit your content to remove the highlighted words below.
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...