@ChuChu niedaleko mnie, w Wilanowie mieszka facet, który posiada Malucha właśnie. Tylko to już nowsza wersja, z plastikowymi zderzakami. Utrzymany pięknie, facet popindala tym czasem (tj. kiedy świeci słońce i odpowiednio dużo ludzi go widzi, czyt. z reguły w niedziele) po wilanowskich suburbiach. Kiedyś zgoda, nie było co wybrzydzać. Ale dziś strach tym jechać. Strefa zgniotu kończy się jakieś 100 metrów za samochodem. Wyprzedzić cokolwiek nawet nie tyle strach, co się nie da. Zahamować też nie za bardzo.
Niemniej wydaje mi się, że rozumiem część z tych osób. Byli dziećmi, ojciec woził ich tym gratem i pozostaje sentyment. Sam wyjeździłem się za berbecia takimi pokrakami i na ówczesne czasy to było dla mnie coś. Zresztą i ja kupując niektóre części do roweru, stare Lego czy części samochodowe - które dla wielu innych osób są gó**em - po prostu wstrzykuję sobie do krwioobiegu skoncentrowaną dawkę szczęścia. Bo kiedyś nie było mnie na to stać, albo pozostał pewien niełatwy do określenia sentyment. Kupujesz coś takiego i nagle przez ułamek sekundy przypomina Ci się coś - zapach, miejsce, czynność - co miało miejsce lata temu i czujesz się szczęśliwy.
No ale ja podchodziłem zawsze do pewnych rzeczy nieżyciowo chyba. Pamiętam, że po pierwszym roku studiów sprzedawałem stare książki. I wystawiłem chyba prawo karne, które jak się okazało było jakimś mega unikatem na rynku. O czym poinformował mnie uczciwy, potencjalny nabywca. Ale pamiętając, że sam kupiłem tę książkę za grosze, podziękowałem facetowi i sprzedałem za tyle samo. Był wniebowzięty, a i ja byłem zadowolony. Ale jak obracam się w krajowym środkowisku sprzedawców, to z ręką szukać tego, kto nie chce cię, wiadomo, bez mydła.