Skocz do zawartości

[wypadki] Wasze gleby


Mieciu

Rekomendowane odpowiedzi

Tak teraz kolej na mnie...gdzies tydzien temu jechalem sobie szosa dluzsza trase, przejezdzalem przez jedna wies gdzie akurat polozyli nowy gladziutki asfalt, droga byla prosta z duzym spadkiem wiec co? Trzeba bylo skozystac :-) rozpedzilem sie juz do 38 km/h gdy nagle z polnej bocznej drogi wyjechal woz konny :-P pilowanie hamulcow nic by juz nie dalo probowalem go wyminac ale niestety rower zatrzymal sie na kole wozu i przeobrazil w katapulte, ja wyladowalem w rowie pol koszulki na krzaku. Skonczylo sie na sincach paru glebokich rozcieciach i wykreconej rece. Szkoda bylo tylko bika bo kiera pokszywiona karbonowy widelec na smietnik i o kole to juz nie wspominam :’( na szczescie facet musi odszkodowanie placic :-)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przyszedł czas, aby i ja się pochwalił w tym temacie.

Dzisiaj jadę sobie z kolegą do parku; trzeba przejechać przez ulicę, rondo na wprost i dalej drogą prosto.

Widzę, że pusto to depnąłem (jeszcze był spadek) i przy około 40km/k wpadam na rondo, było pusto więc spoko. Kiedy składałem się w 2 zakręt poczułem jak przód mi ucieka, a po chwili leżałem już na chodniku, a rower został na drodze. Zerwałem się, lecę oglądać straty: trochę zagięte linki, troszkę wgięty pedał i lewa korba. Dopiero po chwili poczułem jak coś mi cieknie ciepłego po nodze, tak, to była krew. Trochę przetarłem chusteczką, ale nie zwróciłem większej uwagi. Po przyjściu do piwnicy korbę doprowadziłem do normalnego stanu (już nie pierwszy raz).

Przyczyną okazał się asfalt, albo raczej smoła oraz ten nieszczęsny "smar" na opnie. (Ten środek co jest nakładany na nowe opony)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość morfis2

morfis2, rozwaliłeś trzewioczaszkę, a kask chroni mózgoczaszkę. Jeśli nadal nie jesteś przekonany to my tu nic nie zdziałamy.

Właśnie nie jestem przekonany czy kask by aż tak bardzo pomógł (mam na myśli taki zwykły, tylko na "górę"). Gdybym go miał mniej bym się rozwalił na czole ale za to prawdopodobnie bardziej bym oberwał w podbródek (na nieszczęście mam strasznie wystający). Tak więc nie wiem co lepsze :) Co innego gdybym miał "pełny" kask, wtedy być może nie musieliby mnie nawet zszywać.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

17 lipca również jechałem sobie z kolegą spokojnym spacerowym tempem. Wracaliśmy z Pól Mokotowskich ulicą Banacha

 

W tym miejscu to jest w ogóle sajgon jeśli chodzi o jazdę rowerem. Ja śmigam tamtędy codziennie do pracy i ni ciekawie to wygląda. Kierowcy, którzy wyjeżdżają z podporządkowanej nie patrzą, że cokolwiek jedzie ja sam raczej jadę tam środkowym pasem. Raz już widziałem jak karetka zbiera w tym miejscu rowerzystę. Rower leżał cały powyginany ....

 

A co do gleb to jakiś czas temu miałem taką sytuację. Jadę sobie trochę szybciej, dojeżdżam do skrzyżowania i mam zielone żeby jechać prosto no to pedałuje. W tym momencie babce z pasa po lewej przypomniało się, że jednak będzie skręcała i zjeżdża na mój pas spychając mnie w stronę krawężnika. Atak paniki, dałem po heblach lekko skręcając kierownice i tylne koło zaczęło mnie wyprzedzać. Gleba na lewą stronę łańcuch spadł z blatu a sam blat postanowił po zdarciu połowy łydki postanowił ulokować swoje krwiożercze zęby tuż nad kostką. Na początku szok nic nie czuje. Ale gdy chciałem wstać to czuje, że nie mogę oderwać roweru od ciała. Szarpnąłem mocniej i zebrałem się z ulicy, cały but we krwi, nad kostką spory wyciek "płynu" i czerwono czarna rana. Pani oczywiście odjechała zadowolona a ja do domu. Chyba godzinę czyściłem ranę z zielonego finish line'a

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość morfis2
W tym miejscu to jest w ogóle sajgon jeśli chodzi o jazdę rowerem. Ja śmigam tamtędy codziennie do pracy i ni ciekawie to wygląda. Kierowcy, którzy wyjeżdżają z podporządkowanej nie patrzą, że cokolwiek jedzie ja sam raczej jadę tam środkowym pasem. Raz już widziałem jak karetka zbiera w tym miejscu rowerzystę. Rower leżał cały powyginany ....

 

Mogliby na odcinku Banacha zrobić chociaż normalną ścieżkę rowerową a nie zostawili namalowaną białą linię na chodniku i wszyscy happy. Sam stan chodnika pozostawia wiele do życzenia, dlatego teraz jeżdżę tam wyłącznie jezdnią. Ryzyko jest jak widać (szczególnie z podporządkowanej przy tym akademiku) ale kto nie ryzykuje te nie zyskuje :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

17 lipca również jechałem sobie z kolegą spokojnym spacerowym tempem. Wracaliśmy z Pól Mokotowskich ulicą Banacha, zaczęliśmy się dopiero rozpędzać aż nagle kolega daje po hamulcach (samochód wyjeżdżał z podporządkowanej), ja za nim też ale niestety jednak za bardzo i lecę przez przednią kierownicę twarzą na asfalt. Szybko się podnoszę i widzę czerwony plamy na jezdni, później na chodniku - cała twarz zakrwawiona. Szczęście w nieszczęściu po drugiej stronie ulicy jest szpital, więc się tam udajemy. Czekam jakieś 20 min w poczekalni, w końcu chirurg mnie przyjął. Rezultat całej przygody? Porozcinana twarz, kilka szwów na czole, nosie, górnej wardze i podbródku oraz złamany nos. Nie wiem czy kask by coś dał bo poleciałem centralnie na twarz (dziwię się, że nie zasłoniłem jej rękoma, widocznie kurczowo trzymałem kierownicy :) ). Teraz czeka mnie leczenie tych nieszczęsnych blizn :/

Tak więc drodzy rowerzyści uważajcie :)

 

następnym razem poproś o jakąś maść na takie rzeczy - blizny i ogólne rany

ja jak hamowałem twarzą na piasku-żwirze to też miałem całą zdartą, jednak w szpitalu dostałem maść(no name, szpitalna receptura) i po 2 dniach żadnego śladu

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja miałem za to przygodę ze zwierzakiem

Pewnego popoludnia jak to zwykle wybrałem się na przejażdzkę po okolicy jadąc sobie na kolarce boczną drogą wleciał mi pod koło labrador nie miałem jak go wyminąć poprostu na niego wpadłem ale pech chciał że nowe koł z carbonu na stożku 58mm złamało się na pół od udeżenia dosłownie jak zapałka, a ja przeleciałem przez rower i się po obijałem. Oczywiście pies zapiszczał ,wstał i uciekł a właściciela nie było.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przeżuciłem się z opon płaskich o szerokim bierzniku na bardziej zaokrąglone i zaliczyłem glebę wjeżdżając na krawężnik pod zbyt ostrym kątem. Jeszcze wcześniej wyprzedziłem jakiegoś gościa jadącego środkiem chodnika a ten zamiast się spytać czy nic mi nie jest, wyśmiał mnie...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość morfis2

następnym razem poproś o jakąś maść na takie rzeczy - blizny i ogólne rany

ja jak hamowałem twarzą na piasku-żwirze to też miałem całą zdartą, jednak w szpitalu dostałem maść(no name, szpitalna receptura) i po 2 dniach żadnego śladu

Niestety, były to dość głębokie rany, które dopiero skończyły się goić i teraz mam blizny (głównie na czole). Kupiłem maść (Contractubex się nazywa), ale cała kuracja na pewno będzie dłuższa niż 2 dni (w zależności od blizn trzeba to wcierać nawet do roku czasu by zauważyć znaczące efekty).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 lat temu też zaliczyłem dość poważne (jak dla mnie) dachowanie. Ścigałem się z kolegami na rowerach, na dodatek była to dość stroma górka - asfalt można było nawet fajne prędkości osiągać. Zjeżdżałem z góry, mój rower był już troszkę za mały, był to zwykły góral a ja na dodatek kiedyś na nim skakałem i widelce troszkę przybliżyły się w moim kierunku. Przy skręcie potrafiłem zahaczyć butem o przednią oponę. Ścigałem się z kolegami - jechałem szybko i cały czas pedałowałem. Po pewnym czasie miałem już taką prędkość, że brakło mi w moim rowerze biegów - pedały miały coraz mniejszy opór. Aż w końcu praktycznie znikł - stałem na rowerze i próbowałem jeszcze coś władować mojej siły aby się jeszcze szybciej rozpędzić i wtedy noga zleciała mi z pedała skręciłem kierownicą i włożyłem tą nogę miedzy szprychy przedniego koła. Efekt: przeleciałem przez kierownicę, muszę przyznać, że poleciałem dość daleko ok. 5m leciałem na twarz, ale osłoniłem się rękoma, zrobiłem kilka koziołek, połamałem obojczyk i troszkę się poobdzierałem. Na dodatek targałem jeszcze rower przez ok. 500m do domu. I tak dobrze, że skończyło się na obojczyku, byłem bez kasku także mogło być dużo gorzej.

 

 

Pozdrawiam!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niestety, były to dość głębokie rany, które dopiero skończyły się goić i teraz mam blizny (głównie na czole). Kupiłem maść (Contractubex się nazywa), ale cała kuracja na pewno będzie dłuższa niż 2 dni (w zależności od blizn trzeba to wcierać nawet do roku czasu by zauważyć znaczące efekty).

żeby było śmeiszniej do XC nie ma kasku, który by zabezpieczał przed tego typu efektami -.-

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mogliby na odcinku Banacha zrobić chociaż normalną ścieżkę rowerową a nie zostawili namalowaną białą linię na chodniku i wszyscy happy. Sam stan chodnika pozostawia wiele do życzenia, dlatego teraz jeżdżę tam wyłącznie jezdnią. Ryzyko jest jak widać (szczególnie z podporządkowanej przy tym akademiku) ale kto nie ryzykuje te nie zyskuje

 

To prawda, stan ścieżki w tym miejscu to jakaś pomyłka. Może miasto wychodzi z założenia, że i tak większa część ludzi śmiga na mtb to przyda im się taki "os" w środku miasta co by mogli te swoje amortyzatory wykorzystać :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podobnie jak kolega wyżej, rozpędzaliśmy się z górki, przejeżdżaliśmy przez most i wybijaliśmy się na naturalnie uformowanej rampie z ziemi.

Ja rozpędziłem się spod samego lasu, miałem wtedy jakiegoś czeskiego BMX'a, prawdziwy czołg, nie do zajechania. Jechałem tak szybko że przez łzy widizałem wszystko jak przez "szybe od kibla". Wybiłem się prawidłowo, ale tak wysoko i z taką siłą, że stalowy rower spadł w dół a ja jeszcze leciałem w górę. Spadłem klatą na rower i szedłem do domu jakieś 500m dusząc się i nie mogąc wypowiedzieć słowa (zero przepływu powietrza). Nie pamiętam już co mój stary zrobił, że zacząłem oddychać.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

hehe co to za rowerzysta który nie leżał,

 

1 ja pamiętam kiedyś zachciało mi się pojeździć na torze dla samochów, quadów, wielka górka już prawie zjechałem , na dole było rozryte przez motory i hyc przez kierownice, wrażenia niesamowite, jakieś 5,6 m ciało bezwładnie leciało ale obyło się bez złamań i sprzęt cały.

2 kupiłem sobie rower z marketu bo wszyscy mieli 2 amory to ja chciałem mieć i na prostej drodze prędkość około 30 na godzine i załączył się automat, redukcja do najniższego biegu , walka przez dobre 20 m o utrzymanie na rowerze i bęc. kurcze udało się bez szkód ,

3 ostanio jadę około 40 -45 km/h na ścieżce nad zalewem a zza zakrętu wynurzają się 3 święte krowy 2 dziewczyny i jeden chłopak który jedzie na czołówkę , ostre trąbienie dzwonkiem gdzie tam po hamulcach ale było za póżno, zderzyłem się z nim barem bo rower jeszcze udało mi się położyć 2 boczne fikołki i wstaje. kur.. co za baran, co ciekawe te dziewczyny też leżały z wrażenia i z mordą na mnie że chciałem ich zabić, nie dałem się sprowokować i mówie do niego czy jechałeś swoim pasem, koleś blady jak ściana, zaniemówił. rozstaliśmy się już na spokojnie na szczęscie obyło się bez szkód.

 

o jeszcze jedna kraksa z dzieckiem, wjeżdzam na most i widze tatusia z dziewczynka tak gdzieś 2-3 latka karmią kaczki mówie zwolnie, 30 cm przede mną ostry bieg pod koła, ja po hamulcach , brembo to nie są przejechałem po jednej nodze i dupą ulżyłem żeby nie całą masą. Oprócz brudnego śladu na nodze u dziewczynki nic się nie stało.

 

od tamtej pory jak widze dzieci to lekko zaciśniete klamki w razie czego ale niestety człowiek nie jest w stanie przewidzieć każdego ruchu , grunt to jechać zdecydowanie i nie dać poznać po sobie strachu w przypadku bliskiego spotkania.

 

A pamiętam jeszcze jedno idzie grupa 6-7 drechów kołyszą się jak małpa na gumie , chciałem ich ominąć ale zahaczyłem jednego akurat z bara, zrobiła się cisza, mówie sory, a reszta brecht z tego co go zahaczyłem

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witajcie.

Moją ostatnią glebą popełnioną jakiś miesiąc temu była dość ostre salto rowerem na asfalcie.

Wracałem rowerem z kolegą od drugiego kolegi. Ja miałem reklamówkę z wodą,która wisiała na kierownicy. I wracamy przed osiedle domków jednorodzinnych do naszego blokowiska przez ładne,równe jak stół uliczki asfaltowe. Jedziemy i rozmawiamy. Dodam,że ja jechałem góralem a kolega BMX-em. W pewnej chwili reklamówka z wodą wkręciła mi się w klocki hamulcowe a ja walłem przepiękne salto w przód z pozycji siedzącej+rower. Dodam,że rower wylądował na moich plecach.

Ze śmiechu to leżeliśmy na środku uliczki z jakieś 10 minut i dławiliśmy się śmiechem a kolega co chwile powtarzał ,,Naucz mnie tak na BMX-ie,,

Skutek: Nigdy nie wożę wody w reklamówce,która wisi na kierownicy. Wolę albo zainwestować w bidon lub już mniej poręcznie wozić ją w ręce.

 

pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Skutek: Nigdy nie wożę wody w reklamówce,która wisi na kierownicy. Wolę albo zainwestować w bidon lub już mniej poręcznie wozić ją w ręce.

 

pozdrawiam.

 

a to wiozłeś cała reklamówkę wody aby z niej pić ? :)))) jak koń :))))), chciałbym to zobaczyć

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

a to wiozłeś cała reklamówkę wody aby z niej pić ? :)))) jak koń :))))), chciałbym to zobaczyć

 

 

Poprawiam się:

Wiozłem butelkę wody w reklamówce. teraz mam lepszy patent.Specjalny,mały koszyk,do którego wejdzie tylko mała butelka wody z przewierconym korkiem z wężykiem do picia.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich no to tak było to wczoraj postanowilismy z kumplami nagrać filmik no wiec wybraliśmy sie na górke do pobliskiego lasku no to miałem jechać pierwszy a kumel miał nagrywac no to jade rozpędzam sie a tu nagle piach (bardzo sypki) i korzenie ;D na szczeście opanowałem sytuacje cały szczęśliwy ze nie zaliczyłem gleby jade dalej ;D i nagle przed moimi oczami ukazuje sie niewiadomo skąd dziura ;P nie było już szansy na zachamowanie i ominięcie wiec zaliczyłem piekny lot przez kierownice (sam lot swietna sprawa;P) ladowanie już mniej przyjemne;D ( niestety kumpel wyłączył kamere przed moim upadkiem wiec nie mogłem tego zobaczyć na powtórce;D a szkoda bo z tego jak mój kumpel sie śmiał wnioskuje ze było nieźle ;D Starty w sumie niewielkie stłuczony bark i lekko wygięta obręcz (chyba da sie wycentrować) ;P oooo jeszcze jedna dobra historia mi sie przypomniała na szczeście nie moja;D byłem sobie w Gdańsku z wycieczka klasową pare lat temu i płyneliśmy statkiem wpływamy juz do przystani a jakiś koleś chce sie popisać jak to potrafi za schodów zjeżdżać;D no i oczywiście zaliczył piękną glebę z przewrotką do przodu ;D oczywiście wszyscy wybuchli śmiechem ;D koleś cały czerwony ze wstydu szybko sie zebrał i odjechał najszybciej jak to było mozliwe ;D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja- jeszcze w starym bike'u złamałem oś suportu (oś na kwadrat), wygiąłem stalowa sztycę siodełka, także przypominała odwrócone "j". Innym razem odkręcił mi się pedał, nawierzchnia była po deszczu i przywitałem glebę. Aha i nie ma to jak wracac z lasu, z korbą w ręku. Ostatnio wysypałbym się na Ukrainie (po tym jak wjechałem w dziurę, wioząc zakupy), ale opanowałem sytuację i wlądowałem na podwórku sąsiadów- ucierpiał tylko jeden jogurt :icon_mrgreen:

 

Wiozłem butelkę wody w reklamówce. teraz mam lepszy patent.Specjalny,mały koszyk,do którego wejdzie tylko mała butelka wody z przewierconym korkiem z wężykiem do picia.

 

Kiedyś widziałem, jak koleś wiózł piwa (w szklanych butelkach) i wciągło mu reklamówkę między szprychy... taka ludzka tragedia, a ja z kumplami śmiech...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 wypadek? miałem 9 lat, jadę poboczem (pamiętam jak dziś u babci na wsi) a jakaś kobieta tak wyprzedzała że mnei potrąciła, efekt? ocknąłem się dopiero w karetce, nic się nie stało, ale kolana i łokcie pozdzierane, do tej pory blizny...

10 albo 11 lat, dorwałem rower i u siebie na osiedlu ile wejdzie, wiem że spadł czy zablokował mi się łańcuch, efekt spadłem z rowerem i kolanem szorowałem po asfalcie...efekt? wyciągali mi kamyki z nogi i z kolana, blizna dość spora na kolanie do dziś....

Jakieś 15 lat, rower z marketu szajs ;D Lubiłem nim pojeździć i nie narzekałem, ale zwiedzając okolicę, pojechałem ze znajomymi na małą wyprawę , wracamy w nocy, oświetlenie tylko takie żeby było nas widać jakby były auta, ale wpadł ktoś na genialny pomysł skrócenia drogi przez las... jedźmy aż w pewnym momencie poczułem się jak skoczek, wystawał korzeń , przednie koło zblokowane i lot w nocy... efekt? ręka obdrapana i piękny siniak na twarzy w okolicy oka a 2 na policzku i jeszcze przy brodzie zadrapania, wyglądało jakbym stoczył z kimś walkę,

może miesiąc po tej sytuacji, jechałem po mojego i jaki diabeł? mnie podkusił że zahamowałem lekko przodem, koło zblokowane i salto przez kierownik aż na schody , efekt? Fioletowe Udo :D

aktualnie 22 lata, rower nówka, w końcu zainwestowałem duża gotówkę, wiec takie małe oczko w głowie, wcozraj idzie pielgrzymka, zapatrzyłem się w bok i poczułem że zjeżdżam z asfaltu do rowu, prędkośc około 30 na płaskim więc wiem że hamulce dużo nie pomogą, a rów głęboki...efelt? kilka sińców i rozcięta noga o podał ale nic groźnego, szkod ami malutkiego zadrpanai na ramie roweru :/

I o mały włos a bym z wami nie gadał, jade główną drogą, przecinam skrzyżowanie a auto z podporządkowanej, dzięki bogu że hamulce na styk mnie uchroniły przed śmiercią, bo koło mi w bok uciekło przy hamowaniu i udało mi się tego idiotę ominąć...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...