Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'góry' .
-
Jaki rower kupić do tej kwoty? Rowerem będę jeździł po piachu, asfalcie, ubitej ziemi i też często podjazdy do 550m. Chciałbym coś innego niż MTB z Decathlonu. Mój wzrost 181cm, waga 64kg.
- 7 odpowiedzi
-
- góry
- crosscountry
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
P R O J E K T. Karpaty to łańcuch górski, ciągnący się przez kilka krajów Europy Środkowej i Wschodniej. Jego południowy kraniec to już Bałkany, rejon granicy rumuńsko-serbskiej. Drugi, północno-zachodni, wyznacza dolina Dunaju koło słowackiej Bratysławy. Pomiędzy nimi – kilkadziesiąt pasm górskich, uformowanych w potężny łuk, zajmujący niemal 3/4 okręgu. Jego długość to 1300 kilometrów. Przez lata wędrowałem po Karpatach nie mając pojęcia gdzie zaczynają się i kończą. Dopiero impuls, jaki wywołała samotna wędrówka przez Beskidy w 2001 roku sprawił, że zadałem sobie pytanie: czym właściwie są Karpaty? Odpowiedź na to zmieniła moje życie, popychając jednocześnie do samotnego przejścia tych gór. Nie byłem pierwszym, który wpadł na ten pomysł. Już w latach 60. i 70. zeszłego wieku wyprawy przewodników beskidzkich próbowały przejść Łuk Karpat, nie udało im się jednak, ze względów politycznych. Dopiero w 1980 roku pięciu Polaków ukończyło przejście Karpat. Wyprawa pod kierownictwem Andrzeja Wielochy, ukończyła całość Łuku w 90 dni. Poza trzonem grupy korzystali oni z pomocy ekipy wspierającej, dowożącej zaopatrzenie na trasę marszu. Kolejne wyprawy powtarzały się co kilka lat, w dużych odstępach czasu. Nigdy nie były to wyprawy solowe – nawet idący przez całą Europę Brytyjczyk Nicolas Crane szedł w towarzystwie przewodników. Kolejne lata przynosiły nowe przejścia. Łuk Karpat przeszła pierwsza kobieta (2007, z towarzyszem), a po 2009 roku przejścia zaczęły powtarzać się regularnie. W 2013 padły 2 rekordy czasowe (ze wsparciem i bez). W 2018 roku Weronika Łukaszewska i Sławek Sanocki wykorzystali sprzyjające warunki, by ukończyć przejście zimowe. Zaawansowaną próbę samotnego przejścia kobiecego podjęła w 2018 r. Aneta Bejnar. Łukiem Karpat, przejście zimowe. Wiele razy wędrowałem po Karpatach zarówno latem jak i zimą. Przeważnie były to 2-3 dniowe wypady. Teraz zamierzam spędzić w tym paśmie ponad 2 tygodnie czasu. Teraz jestem o wiele lepiej przygotowany zarówno sprzętowo jak i wyposażony w doświadczenie. Zamierzam iść z pulkami czyli saniami transportowymi, które sam stworzę w ze zwykłych sanek dwuosobowych. Wyposażenie: sprzęt: rakiety MSR z przedłużkami raczki pulki, hol, uprząż, pokrowiec, amortyzator, rep jako hol awaryjny, plecak 70 l, plecak 30 l ubranie: 1 x spodnie softshel jako warstwa ocieplająca lub spodnie do marszu, 1 x spodnie-bielizna termiczna 1 x spodnie membranowe jako warstwa zewnętrzna 1 x bluza -bielizna termiczna 1 x bluza lekka z długim rękawem 1 x polar 100, 1 x sweter puchowy 1 x sweter primaloft 1 x kurtka membranowa 2 x skarpety b.ciepłe 1 x skarpety z polar stretch 1 x b.cienkie skarpety wewnętrzne, woreczki foliowe jako vapor barrier majtki 1 x czapka cienka, 1 x czapka gruba, kominiarka, maska, rękawiczki windstoper, rękawiczki polarowe 2 x rękawice ciepłe (1x łapawice), stuptuty biwak: namiot, przedłużone śledzie, karimata + Therm-a-Rest prolite 4 2 x śpiwór puchowy (500g + 800g) butelka na mocz, torba na śmieci łopata palnik Primus Multifuel, zapalniczka, zapałki, krzesiwo, podkładka pod palnik, osłona palnika benzyna 2,5 ltr 2, nóż Victorinox, 2 x menażka, dekiel, łyżka termos, inne: czołówka, power bank 20000 mah paszport, karty, gotówka, ubezpieczenie notes, długopis x 2 komórka gogle, okulary lodowcowe, chusteczki higieniczne, ręcznik papierowy krem UV, sztyft do warg szczoteczka, pasta do zębów apteczka zestawy reparacyjne (namiot, mata), trytki, taśma klejąca, superglue rep: 10m x 3mm; 10m x 6mm, taśma 10m x 25mm, zapasowe klamry, karabinki, impregnat do butów szczotka do śniegu worki wodoodporne na sprzęt do pulek foto statyw Slik Compact jedzenie na 10 dni3: gotowe zestawy obiadowe (kasza kuskus, zupki chińskie, zupki "gorący kubek", susz warzywny) suszone mięso, gotowe zestawy śniadaniowe (kaszka, muesli, bakalie, suszone owoce) suchary, batony, czekolada, herbata preparat witaminowy Mapa trasy : https://mapy.cz/Łukiem_Karpat Inspiracja przejscie-karpat-luk-karpat luk_karpat_pasmo_pikuja luk-karpat-zima-weronika-lukaszewska-slawek-sanocki Uwagi techniczne http://www.andrzej.czaplinski.pl/hardangervidda/sprzet.html
- 10 komentarzy
-
- 1
-
- łuk karpat
- zima
- (i 4 więcej)
-
Dzień dobry Szukam absolutnie najlepszej trasy rowerowej o długości od 50 do 150 km na wypad na weekend z żoną. obydwoje posiadamy rowery elektryczne. Ona Scota trekkingowego a ja fulla Mtb. Chciałbym jej pokazać gory jesienią. Zależy nam na jeżdżeniu nie po ulicach a tylko po ścierkach rowerowych górskich. Chciałbym najbardziej pokazać jej przepiękne widoki. Na noc chciałbym się zatrzymać w połowie trasy w jakimś hotelu/schronisku. Obowiązkowo koniec trasy w mieście gdzie jedzie pociąg do Gdyni bo z niej wyjedziemy również pociągiem na tą eskapadę. Z góry dziękuję za pomoc! Pozdrawiam serdecznie Sebastian
-
Maroko 2018 czyli rowerem przez Anty Atlas i Atlas Wysoki. Jest to ponad 2 tygodniowa tułaczka rowerowa po, podobno, najbardziej cywilizowanym kraju Afryki. Ile km przejechałem? Nie ważne. Ważne co widziałem, ważne z jakimi ludżmi miałem styczność i jakie wyniosłem wrażenia. Pakowanie. Niby nic trudnego ale jak w środku zimy znależć kartony rowerowe? Ja na to poświęciłem 2 dni i objechałem wszystkie sklepiki rowerowe na Pradze Południe. Poniżej prezentuję mój sposób na małe i delikatne detale rowerowe. Przydatne informacje Nadając rower na bagaż należy wykupić bagaż sportowy. W liniach WIZZAR jest on tańszy od normalnego bagażu podróżnego a limit wagowy to 32 kg. I tu uwaga! Łatwo ów limit przekroczyć ale w karton swobodnie wchodzi rower, nawet 29", bagażnik, błotniki ale także jedna sakwa a także namiot i karimata. Na Lotnisku Chopina, jak i na innych rower jest nadawany w okienku dla bagażu ponad gabarytowego. Dzień 1... Podróż Lotnisko. Bardzo małe. Tuptamy z samolotu bezpośrednio do budynku. Mnóstwo okienek z odprawą paszportową. Koniecznie trzeba mieć długopis do wypełniania karty. Uwaga! Trzeba podać adres zakwaterowania w Maroku. Wystarczą dane hotelu z bookingu.Składanie rowerów na lotnisku. Jesteśmy lokalną atrakcją. Pozytywnie!Nie jesteśmy jedyni z rowerami. Jest jeszcze grupka 3 Polaków. Nawiązujemy kontakt na FB bo roaming piekielnie drogi. Jutro kupujemy za 37 pln miejscową kartę internetową. Przydatne informacje W Maroku wiele rzeczy jest niedostępnych ale dostęp do telefonii komórkowej jest wszędzie. Niemal w każdej kawiarni i hotelu działa wifi a hasło jest podawane bez najmniejszego problemu. W związku z tym punkty z telefonami komórkowymi oraz kartami są niemal na każdym kroku. Zatem nie ma sensu podążać w tym celu do dużego miasta. Na przedmieściach swobodnie takową kartę się dostanie. Polecam kartę 4 GB. Wystarcza ona na tydzień czasu intensywnego korzystania z internetu. Tu uwaga. Podczas zakupu należy poprosić sprzedawcę o skonfigurowanie bo infolinia jest w języku arabskim. Kumatemu sprzedawcy taka operacja zajmuje nie więcej niż 5 min a kosztuje 20 MAD. Pierwszy dzień w Maroko a już na lotnisku zrobiłem interes. Ludzie tu są bardzo pomocni. Kartony na rowery mam przechowane na 15 euro u tubylca w domu w tym ostatni nocleg i niego w domu za free. Przydane Informacje Karton należy gdzieś przechować albowiem dostanie kartonu w Maroku jest kompletnie nie możliwe. Nie możliwe jest także kupienie strecza więc zachowanie kartonu to gwarancja powrotu z rowerem. Kartony przechowują wybrane hotele jeśli skorzysta się z ich usługi. Nas jednak zagadał lotniskowy portier, który sam zaproponował takową usługę. Na początku byłem nastawiony sceptycznie do tej propozycji. Jednak jest to najlepsza propozycja. Portier mieszka niecały 1 km od lotniska więc nie trzeba martwić się o logistykę. Za jego zgodą podaje namiary Portier nr 13 ; Aziki Ahmed ; Droga autostradowa do miasta. Ograniczenie do 100 km/h a sporo kierowców wyprzedza na z prędkością 40 km./h. Jest bezpiecznie. Zaułki Agadiru .... sporo hord wałęsających się psów. Brak nazw ulic. Warto jechać tylko po głównych. Drobne sklepiki otwarte do późna np fryzjer. Sporo lokalsów na rowerach. Ruch drogowy spokojny, bezpieczny. Lokalne parkingi ... bez ogrodzenia ale z pilnującym na plastikowym krzesełku okutanym jak na mrozy. Jest bardzo egzotycznie! Dojeżdżamy do hotelu. Dzień 2. Agadir. Szybkie śniadanie w hotelowej restauracji, koło basenu, i jesteśmy gotowi do poznawania kraju. Pierwsze km jazdy to przyzwyczajenie się do tego kraju. W porównaniu do Polski to wszystko jest inne. Mają tylko taki sam asfalt oraz ruch prawostronny, teoretycznie bo w praktyce pojazdy można zobaczyć po każdej stronie drogi. .Pierwsze kroki kierujemy do centrum miasta by nabyć kartusz z gazem oraz kartę internetową. W oczekiwaniu na aktywację jedziemy na obiad i jemy pierwszy tradycyjny posiłek marokański oraz wypijamy tradycyjną napój ... herbatę. Agadir to zlepek miast. Ruch samochodowy wielki ale bezpieczny. Ścieżki rowerowe nawet są ale to często fikcja. W czasie deszczu to ścieki a w korkach służą jako dodatkowe pasy dla samochodów. Podczas pierwszych zakupów odkrywam pierwszą gumę. Cóż ... Marzena ma czas na zwiedzanie pobliskiej hali targowej. Jako europejka i samotna kobieta wzbudza wielkie poruszenie. Po naprawie obieramy kurs na kolejny hotel. Decyduję się nieco zmodyfikować trasę i pojechać przez lokalne targowisko. Jest wielkości połowy naszego bazaru Stadionu Dziesięciolecia a handluje się niemalże wszystkim. Jednak specyfika tego miejsca powoduje, że ręka mimochodem sięga po posiadane środki obronne. Jednak kilkuminutowe przebywanie wśród tubylców sprawia, że są oni przyjażnie nastawieni i są zainteresowani tylko handlem. W dalszej kolejności bazar w naturalny sposób przechodzi w ciąg małych lokali handlowych. Zaczyna padać a nawet lać. Pora na kolejną herbatkę. Miasta już mam dość. Jutro uciekamy w dzicz ... jeśli deszcze na to pozwolą. Dzień 3 Wyjazd z Agadiru koszmarnymi slamsowatymi przedmieściami. Następnie przejazd przez uprawy pod folią na przestrzeni 50 km. Wszędzie odpadki nowoczesnej cywilizacji czyli plastiki. Dopiero około 40 km przed Atlasem zanikły śmieci. Prawie cały dzień w lekkim deszczu. W miasteczkach błoto i kałuże na całą szerokość drogi. Główna ulica miasta po niewielkich opadach deszczu. Nareszcie zanikają sztuczne płoty zaczyna się naturalny krajobraz. Jest pięknie. Pierwsza noc pod namiotem na pastwisku otoczonym zasiekami z kaktusów i krzaków cierniowych. W oddali słychać było życie wsi ... modły imama, ryczenie owiec i osłów i ... nieustający deszcz Dzień 4 ... po bezdrożach Afryki. Opuszczamy nasz bezpieczny azyl i przez lokalne domostwa udajemy się asfaltem mimo, że nawigacja pokazywała całkiem inną drogę. Na razie obserwujemy piękną soczystą zieleń niczym na polskich łąkach. Marzena jest zadowolona z tej trasy. Ale szybko humor ją opuszcza gdy asfalt się kończy a droga zamienia się w błotną gruntówkę. Jest zielono ale ... czerwona glina zapycha koła i łańcuch w rowerze aż odechciewa się wszystkiego. Pierwsza przeprawa terenowa pokazała całe piękno Afryki po opadach deszczu. Dojechaliśmy do asfaltu i sklepu. Jest szansa na przeżycie kolejnego dnia. Odcinek terenowy i mycie roweru z paskudnej czerwonej gliny. Mamy chwilę słońca i możemy znowu nacieszyć się widokami. Dojeżdżamy do kolejnej wsi i ... widzimy znowu koniec asfaltu. Wskazujemy miejscowym cel podróży i dowiadujemy się, że na rowerze nie da rady się dojechać. Nie wierzę bo widzę lekko utwardzoną ścieżkę przez kolejną trawiastą przestrzeń. Okazała się bardzo fajną szutrówką zdecydowanie lepszą niż poprzednia błotna droga. Na zakończeniu drogi mamy kolejną wieś z niby małym zameczkiem. Dalszy ciąg przeprawy terenowej a na zakończenie wymarzony widok. Dla takich chwil warto było się pomęczyć. Maroko co chwila nas zaskakuje. Tym razem za sprawą obiektów motoryzacyjnych. Czujemy się jakbyśmy przemieścili się w czasie. Nasza cel pośredni to zespół jeziorek niezmiernie jesteśmy ciekawi tego zjawiska. Jednak nie po drodze znowu zostajemy zaskoczeni. Tym razem natura pokazuje swoją potęgę. Dostrzegamy niszczycielską działalność wody która doprowadza do wymywania zbocza wioski. Dojeżdżamy wreszcie do owej wody. Okazał się zbiornikiem wody pitnej transportowanej betonowymi akweduktami i korytami daleko na północ. Dojechaliśmy do restauracji na pustyni. Mega klimatyczna restauracja z mega wypasionym jedzeniem. Obsługa na bardzo wysokim poziomie. Można było poczuć się po królewsku. Koszta ? Jak w przydrożnym barze. Szok? W pełni posileni jedziemy szukać noclegu. Po drodze mijamy osobliwą atrakcję. Nocleg na pustyni. Jutro kierunek nad ocean Atlantycki. Spędzamy noc na pustyni a w zasadzie na pustynnych polach. W odległości 1 km same drogi lokalne i jedna asfaltówka. Wsi na horyzoncie brak ale imama i tak słychać. Jest bezpiecznie i byłoby przyjemnie gdyby nie ta piekielna gliniasta czerwona ziemia. Jest ciepło, więcej niż cienka kurtka przeciwdeszczowa nie potrzeba. Pada co chwilę ale też szybko wysychamy. W nocy dla mnie śpiwór puchowy jest ok. Robert w letnim się gotuje Dzień 5 Czas na małą przerwę i tradycyjną marokańską miętową herbatę. Zaparzana jest w małym dzbanuszku a podawana jest zawsze z dwoma kieliszkami. W jednym jest garść mięty a w drugim 2 duże kostki cukru. Jeszcze jest cała procedura 3 krotnego nalewania z pianką itp.Wspaniale gasi pragnienie. Dojeżdżamy do Tiznit. Dzień na leniwca, dzień typowego turysty. Mała pamiątka . Pod koniec dnia jeszcze tylko wypad nad Ocean Atlantycki. Dzień 6 Od rana lampa. Bez trudu opuszczamy Tinzit, najbardziej przyjazne miasto z dotychczasowych jakie widzieliśmy. Kierunek góry Atlasu i miasteczko Tafraout. Dystans to 107 km ale nie dojedziemy. O godzinie 11.00 było 35 st C. Po drodze mamy tereny półpustynne, kwieciste oazy a także wiele koryt rzek okresowych. W górach życie toczy się takim samym tempem co na równinach. W innych dolinkach życia kompletnie nie ma. Temperatura w cieniu 38,8. Woda idzie jak ... woda. Ach .... gdzie te deszcze... Przerwa na lunch. Każdy cień, każdy chłód jest cenny. Połowa drogi za nami. Góry, góry i doliny pełne oaz. Widok zwalają z nóg! A podobno malownicze tereny dopiero przed nami. Temperatura na podjazdach 42,2 C. Prawie w każdej wiosce jest sklep tylko jest mocno ukryty. Czasami jest to zakratowane okno a czasami tylko otwarte drzwi. Szyldów brak a jeśli są to sklep jest zamknięty. Na przełęczy na wysokości 1250 m. Równo połowa droga za nami. Rozkładanie namiotu przy zachodzącymi słońcu.W oddali widzimy światła miast. Wygląda to tak jakby w dolinie były tylko miasta!Podczas toalety odkrywam: poparzone uszy mimo, źe cały dzień byłem w kapeluszu turystycznym, poparzone takźe dłonie ... brak rękawiczek. Noc była spokojna chociaż wieczorem psy napędziły nam stracha. Imama i baranów nie było słychać... tylko koguty. Można było poczuć się jak na polskiej wsi. Temperatura spadła do 10 C Dzień 7 A my ciągle w górach. Tu jest tak samo gęsto od ludzi co na nizinach. Tu jest woda a to jest podstawa życia. Tihmit. Miasteczko na wysokości 1300 m npm. Niby senne ale jednak pełne życia.Poruszamy się drogą komunikacyjną ale także turystyczną. Mijają nas wielkie ciężarówy , małe pickupy, autokary rejsowe oraz kampery. Większość nas pozdrawia i wyraża gest uznania. Jest miło. Knajp jest mniej ale zawsze pod sklepem możemy się załapać na whisky-Maroko czyli tradycyjną herbatę. Wjeżdżamy w malowniczą dolinę. Nie nadążamy robić zdjęć! Jest mega pięknie! Temperatura na trasie 33-38 C czyli jest nawet całkiem chłodno. Tafraout. Kampery ciągną na potęgę. Wszędzie campingi pod kampery. Miasteczko pięknie położone ale prawie całe zrobione pod turystów. Tylko kilka uliczek w Marokańskim stylu. Nawet knajpy dla miejscowych nauczyły się serwować jedzenie pod turystów czyli ... frytki. Czas stąd zmykać. Niestety tam gdzie są turyści nie ma tradycji. Tafraoute, przepięknie położone miasto, w otoczeniu ciekawych tworów górskich, więcej tu turystów niż miejscowych a w restauracjach frytki w tażinie, cherbatka bez drugiej szklanki do przelewania i olbrzymich kostek cukru i bagietka, kawie brakuje mocy, ech... To takie sztuczne miasteczko niczym polskie Zakopane. . Po dwóch dniach spędzonych w piekielnym słońcu czas na usunięcie warstwy soli w cywilizowanych warunkach. Marokański hotel w turystycznym miasteczku. Ciekawostką jest fakt brak okna za to do WC i prysznica jest wejście z prywatnego tarasu. Cena ... mniej niż zakupy na śniadanie. Dzień 8 Uciekamy z tego turystycznego tworu. Przed nami 600 m przewyższenia więc decydujemy się na podwiózkę. Jesteśmy na przełęczy 1700 m npm. Tuż za spotykamy innych 2 sakwiarzy. Jadą na południe. My udajemy się na wschód i po raz kolejny jesteśmy zaskoczeni przez marokańską przyrodę. Tym razem są to kwitnące doliny niczym w Japonii.Temperatura 21-28 C ale my ją odczuwamy na poziomie 10-12 C. Jest po prostu zimno. Zakładamy polary. Przed nami 157 km do najbliższego miasta. Cały dzień jazdy po górach na poziomie 1830 m npm. Na mapie jest mnóstwo rzek ale w rzeczystości są to koryta rzek okresowych. Doliny mamy ciągle japońskie. Te pasmo gór jest przeraźliwie suche więc już mamy dość czerwono- ceglastego koloru. Tęsknimy za zielonym i pochłaniamy oczami każdą oazę, każdy skrawek trawki pod ciernistym drzewkiem. Nocujemy na jednej z przełęczy obok bezimiennej wsi. Przed nami dalsze kilometry rdzawego niczego. Jedyną osłoną od przeraźliwie zimnego wiatru i od wiejskiej cywilizacji jest 1 m kamienny murek.Rowery nocują po za murkiem przypięte do słupa energetycznego. Nocleg spędzony na wysokości. Bardzo silny wiatr i niska temperatura. W nocy wstaję i dodatkowo zabezpieczam odciągi. W powietrzu wilgoć. Wszystko jest mokre ale wraz z pierwszymi promieniami słońca natychmiast schnie.Męczę się. Oparzenia dają o sobie znać. Mimo niskich temperatur trzeba chronić się przed słońcem Temperatura w nocy spadła do około 5 st C. Dzień 9 Góry, góry, góry. Marzena JM zarzuca mi brak umiejętności posługiwania się mapą. Tylko jak tu nawigować skoro jedna droga prowadzi na pustynię, druga przez góry a trzecia do miejsca skąd przyjechaliśmy? Temperatura 25-30 C ale odczuwalna na poziomie 15 C. Mimo to nauczyliśmy się chronić przed słońcem. Tutaj słońce zabija. Kondycję mamy podobną, Robert jest silniejszy a ja wytrzymalsza. Jesteśmy oderwani ja od biurka a Robert po antybiotyku. Nie ma problemu tylko czasem pomarudzić trzeba a podjazdy są ciężkie. Tyle dni jechaliśmy i modliliśmy się nie do tego Boga. Dzisiaj zacząłem składać modły do Allaha i od razu zjazdy były w przewadze. W godzinę tyle km zrobiliśmy co wcześniej w ciągu 3 h. Ps. Dobra mapa to podstawa a takowej nie znalazłem. Zastępstwem może być nawigacja ale pokazująca poziomice. Takowej też nie znalazłem. Podobnej wyprawy do mojej w sieci nie ma przynajmniej nie ma z takimi szczegółowymi informacjami technicznymi. Tak więc jestem niejako prekursorem więc błędy są wliczone w ryzyko przecierania trasy. Noc spędzamy w korycie suchej rzeki okresowej na wysokości 690 mnpm. Za nami 91 km i ponad 1,2 km w pionie w dół więc jak na dzień górski to był bardzo dobry wynik. Dzień 10Dzień 10 to dojazd do miasteczka Taroudant. Bajeczna droga przez pustynny tereny... po lewo pasmo suchych gór 2000 m npm a po prawej ośnieżone pasmo Wysokiego Atlasu 4 000 m npm. Miasto Taroudant prawie w całości położone w starej części miasta za wysokim murem.Dzień odpoczynku hotelowego, prania, i organizowania transportu w góry Atlasu Wysokiego by móc dotrzeć do Marakeszu. Dystans 223 km musimy nieco sobie ułatwić. Dzień 11 Dzień pod znakiem transportu zbiorowego. W naszą ulubioną dolinę nikt nie chce jechać więc zmieniamy marszrutę i w dolinę wjedziemy od strony Marakeszu. Dzięki temu busy nas wywiozą na znaczną wysokość by na szczyt kontynuować jazdę po w miarę łagodnym podjeździe. Od południa czekałyby na nas 14-21% podjazdy po drogach szutrowych. Lokalsi nie potrafią czytać mapy więc wskazanie celu podróży jest nieskuteczne. Ponadto miejscowości mają bardzo podobną wymowę i często wymowa jest inna niż nazwa pisana np Ighram się wymawia Ajriem. I tak zamiast do Timlin pojechaliśmy w kierunku Tołlin czy jakoś tak. Pierwszy informator był najlepszy, powiedział że przez góry tylko okazją albo specjalnie wynajętą taksówką W oczekiwaniu na autobus obserwujemy życie miasta i bardzo nietypowe sposoby dowożenia bagażu. Dzień 12 W środku nocy przyjeżdżamy do Marrakeszu. 5 minut spędzone w miejskim parku kończy się interwencją patrolu Policji na bombach. Pełni nadzieii na zobaczenie słynnego nocnego życia miasta zapuszczamy się do mediny. I co widzimy? Zamiast zaklinaczy węży tylko mamy paniczny rajd po kompletnie wyludnionych uliczkach labiryntu starego miasta. Na szczęście pomogli nam miejscowi chłopcy którzy jeszcze nie spali. W życiu bym nie trafiła do tego hotelu. Okazało się dzisiaj że jeden z nich to sprzedawca we wszech otaczający medyne souku Oczywiście pomoc nie była bezinteresowna. To miasto żyje z turystów więc płaci się za wszystko nawet za wskazanie drogi. Owa pomoc czyli turystic servis kosztowało 5 euro a trwało ... 2 minuty. W efekcie lądujemy w hostelu. Co przyniesie dalszy dzień? Jestem pełen obaw bo życie ponad 1 milionowego miasta wygląda zawsze tak samo. Marrakesz. Miasto o koszmarnym ruchu drogowym. Podczas 3 godzinnego pobytu widzieliśmy jeden wypadek i 2 kolizje . Ofiarami byli piesi i skuterowcy . Miasto jest jak inne marokańskie miasta tylko w znacznie większym wydaniu. Na każdym kroku czuć pośpiech, nerwowość i wyzysk turystów. Szczerze mówiąc nie warto było poświęcać czas i niemałe pieniądze. O wiele spokojniej jest na prowincji a widoki w terenie zdecydowanie przebijają wielkomiejski syf. Dzień 13 Startujemy z miasteczka Chichoa Nocleg na wysokości 700 mnpm. Temperatura spadła do 4 C. Rozbiliśmy się tuż nad rzeką i o dziwo była w niej woda. Za to wiatr był tak silny, że podrywał piasek z plaży i wciskał go do namiotu przez siatkę sypialni. Dzień 14 Poranek upłynął na szybkim suszeniu wilgotnych rzeczy. Potem chwila nostalgii nad wielkim jeziorem i mozolna wspinaczka na 1000 m npm. Mimo bliskości autostrady ruch na drodze bardzo duży. By nieco odetchnąć zjeżdżamy na odpoczynek do wiejskiego sklepu. Zakupy na śniadanie i .... jesteśmy ugoszczeni po królewsku przez chłopaczka prowadzącego ów business. Tego się nie spodziewaliśmy! Potem mozolna wspinaczka na 1200 mnpm a póżniej szaleńcza jazda tylko w dół. Nocleg spędzony w domu marokańskiego Berbera. Dom odmienny od naszego pod każdym względem i odmienne także są zwyczaje. Praktycznie strach cokolwiek zrobić by kogoś nie urazić, by dany czyn był nietaktem. Już samo wejście do domu rozpoczyna się obowiązkowym pozbyciem się obuwia. A dalej ... wystarczy nadmienić .... biesiadowanie na podłodze, co najwyżej na poduszkach, jedzenie ręką ze wspólnej olbrzymiej miski czy mycie rąk metodą średniowieczną czyli w misce przy stole. Inny świat, inna kultura, inne obyczaje czasami wypływające z uwarunkowań klimatycznych a czasami po prostu z biedy.Jednak serdeczność tych ludzi jest niesamowita. Dzień 15 Dzień organizacyjny Przydatne informacje. Wyżywienie. W necie straszono zatruciami i obcą florą bakteryjną. My stołowaliśmy się w barach obleganych przez lokalsów, piliśmy herbatę w najbardziej przypadkowych miejscach, jedliśmy chleb, który był łamany tradycyjnie w rękach, myliśmy zęby pod bieżącą wodą i nie dopadły nas żadne perturbacje żołądkowa. Dlatego można z wielkim przymrożeniem oka spojrzeć na owo zagrożenie. Padło pytanie jak rozpoznać sklep spożywczy. Odpowiadam... Po butlach z gazem. W Maroko nie używa się do gotowania ani drewna, ani węgla, ani prądu tylko gazu a że nie ma gazociągów to gaz jest sprzedawany w butlach o różnych wielkościach i jest kupowany razem z chlebem. Restauracje. Najlepiej stołować się tam gdzie jedzą tubylcy przy czym należy unikać wprowadzania do restauracji przez naganiacza bo wówczas cena rośnie 2-3 razy. Z naszego doświadczenia wynika, że najtańsze jedzenie jest przy głównych drogach. Czego nie ma w Maroco? Wędlin. Pod żadną postacią wędlin nie sposób było dostać. Za to pod dostatkiem były dostępne sardynki w puszkach. Ruch uliczny. Ruch uliczny Maroko i zapewne także w całej Afryce jest mocno odmienny od naszego europejskiego. W pierwszej chwili odnosi się wrażenie jakby na jezdni nie obowiązywały żadne zasady ruchu drogowego i ma się strach w oczach. W pewnym sensie tak jest ale ... na jezdni oprócz swego rodzaju chaosu panuje wzajemna życzliwość, kultura i zrozumienie. Dla nas rowerzystów jest to szczególnie istotne bo wszelkie większe pojazdy zbliżając się do nas trąbiły nie na zasadzie usunięcia się z drogi ale na zasadzie poinformowania, że własnie nadjeżdża większy pojazd.
- 5 komentarzy
-
- 5
-
Cześć, Jestem Daniel i mam 24 lata. We wrześniu br roku lecę z rowerem na półwysep iberyjski i tam zaczynam swoją przygodę rowerową. Nie będzie to moja pierwsza wyprawa, we wrześniu 2017 przejechałem sam Bałkany (2413km), a w czerwcu tego roku wraz z grupą nowo poznanych rowerowych znajomych zjechaliśmy w niecałe 2 tyg północ Norwegii(Tromso-Lofoty-Tromso 1150km). Jako, że Hiszpania i Portugalia rowerowo marzyły mi się od dawna postanowiłem to marzenie wcielić w życie. Zatem: Wylatuje z W-wy do Porto 2 września i potem przez Lizbonę, Andaluzję będę kierował się do Granady. Tamże chciałbym wjechać na Veletę (mam nadzieję, że warunki atmosferyczne na to pozwolą). Dokładny przebieg trasy jest do ustalenia. Odcinek Porto-Granada chciałbym zrobić w mniej niż 2 tygodnie, a potem... właśnie, wszystko zależy od tego czy dostanę w pracy 2 czy 3 tygodnie urlopu, jeśli 2 to będę po Granadzie kierował się do Alicante lub Malagi, aby wrócić samolotem do Polski, jeśli będą to 3 tygodnie urlopu to chciałbym z Granady pojechać do Barcelony, lub przez Madryt np do Santander - ta kwestia jest również do ustalenia na spokojnie. Dzienny dystans jaki chciałbym pokonywać to średnio ok. 120km - zapewne raz mniej, raz więcej ze względu głównie na górzystość terenu Wyprawa oczywiście z sakwami i noclegami pod namiotem, chyba że natrafią się chętni znajomi/nieznajomi po drodze do ugoszczenia polskich rowerzystów Kogo szukam? - kogoś chętnego przygody, kto ma we wrześniu trochę wolnego czasu i chciałby przemierzyć tę trasę, wspiąć się rowerem na Veletę czy popływać w Atlantyku. Nikogo nie skreślam, ale wolałbym wybrać się z osobą która już jakieś doświadczenie posiada. Sam jestem osobą bardzo otwartą i towarzyską i raczej podobnej osoby do siebie szukam. W Hiszpanii swego czasu mieszkałem, znam hiszpański więc będę dobrym przewodnikiem w tym kraju Zapraszam na priv chętne osoby.
-
- portugalia
- hiszpania
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
MAJÓWKA ROWEREM CZECHY|SŁOWACJA|TATRY Start ze śląska, planowany termin wyjazdu to 28 kwietnia (sobota) i wstępnie przejechanie trasy planowane jest na okres 7 dni (średnio dziennie by wychodziło ok 180km). Noclegi na „dziko”. Po więcej szczegółów i zainteresowanych zapraszam na PW lub kontakt mailowy: dadales@o2.pl Link do planowanej trasy(możliwe małe zmiany w trasie): https://ridewithgps.com/routes/27208781?privacy_code=mc8PKf00eJV1CwHv Pozdrawiam
-
W pierwszym tygodniu maja planuję trasę dookoła Tatr, wyjeżdżając z Bielska-białej lub Katowic (do ustalenia). Szukam osoby chętnej do wspólnego wyjazdu. Dokładna trasa znajduje się pod linkiem: https://ridewithgps.com/routes/16584181 Noclegi oczywiście na dziko, dystans ok 150 km dziennie. Trasę można trochę zmodyfikować. Kontakt na PW lub dadales@o2.pl
-
Mała zmiana planów wcześniej planowałem Green Velo. Teraz rozważam raczej połączenie roweru i wypraw pieszych, gdzieś na południu, w ładnych okolicach. Chcę mieć jakąś bazę np. domek/pole namiotowe + fajne szlaki piesze lub rowerowe w okolicy na wyprawy całodzienne. Podobno Bieszczady bardzo piękne Polecacie jakieś szczególne miejsca? Dojazd z Warszawy PKP + rower. Noclegi w namiocie + u ludzi = co się trafi oraz zależnie od pogody. Jeśli ktoś ma chęć wyskoczyć na parę dni w te okolice (ja chcę do 7-10 dni) to zapraszam. Albo może ktoś ma już zaplanowaną wyprawę i szuka kompana do wycieczki - jestem zainteresowany. Drugą część urlopu (poświęconą na tę wycieczkę) zaczynam 25 sierpnia i mam czas do 4 września (niedziela) max. Chciałbym, aby to było połączenie aktywnego wypoczynku i chilloutu jak najbliżej natury. W ten sposób najlepiej regeneruję siły Pozdrawiam!
-
Z albumu: Wypady rowerowe
-
Z albumu: ZDJĘCIA Z WYCIECZEK
Big ED- 4 komentarze
-
- góry
- Szwajcaria
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Z albumu: Wypady rowerowe
-
Z albumu: ZDJĘCIA Z WYCIECZEK
-
Z albumu: Wypady rowerowe
Zjazd niebieskim szlakiem do Zimnika (Ostre).-
- Beskid Śląski
- góry
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Z albumu: Wypady rowerowe
Zjazd niebieskim szlakiem do Zimnika (Ostre).-
- Beskid Śląski
- góry
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Z albumu: Rowerowo
Widok na Karkonosze z miejsca obok Kopalni Stanisław nad Rozdrożem Izerskim- 1 komentarz
-
- karkonosze
- rower
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Z albumu: Sezon 2013
Pierwszy jakiś porządny wypad w góry tego roku. -
Z albumu: Sezon 2013
Klimczok 1117m.n.p.m. -
Z albumu: Sezon 2013
-
- schronisko
- góry
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Z albumu: Wypady rowerowe
1 wycieczka rowerowa na Skrzyczne, w sezonie 2013. Charakterystyka szlaku: http://www.szlaki.net.pl/sesja.php?id[]=239956&google=1© bukakewarior
- 2 komentarze
-
- Beskid Śląski
- Skrzyczne
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Z albumu: Wypady rowerowe
1 wycieczka rowerowa na Skrzyczne, w sezonie 2013. Charakterystyka szlaku: http://www.szlaki.net.pl/sesja.php?id[]=239956&google=1© bukakewarior
-
- Beskid Śląski
- Skrzyczne
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Z albumu: Wypady rowerowe
1 wycieczka rowerowa na Skrzyczne, w sezonie 2013. Charakterystyka szlaku: http://www.szlaki.net.pl/sesja.php?id[]=239956&google=1© bukakewarior
-
- Beskid Śląski
- Skrzyczne
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Z albumu: Wypady rowerowe
1 wycieczka rowerowa na Skrzyczne, w sezonie 2013. Charakterystyka szlaku: http://www.szlaki.net.pl/sesja.php?id[]=239956&google=1© bukakewarior
-
- 1
-
- Beskid Śląski
- Skrzyczne
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Z albumu: Wypady rowerowe
1 wycieczka rowerowa na Skrzyczne, w sezonie 2013. Charakterystyka szlaku: http://www.szlaki.net.pl/sesja.php?id[]=239956&google=1© bukakewarior
-
- Beskid Śląski
- Skrzyczne
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami: