Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'podróże rowerowe' .
-
Cześć, Lurkuję tutaj już jakiś czas, przyszedł czas być bardziej aktywnym. Zacząłem szyć torby rowerowe (turystyka i bikepaking). Zaprojektowałem także parę akcesoriów do mocowania bagażu do roweru. Ceny umiarkowane. Ręczna robota. Zapraszam na stronę www.dagabum.pl
- 1 odpowiedź
-
- 4
-
- bikepacking
- turystyka
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Cześć :), pozazdrościłem Mambie i Wooykowi - pozwalam sobie założyć tu blogowy wątek i dzielić się nowościami ze Znajkraju. Znajkraj to blog podróżniczy, w którym 100% opisywanych aktywności to turystyka kwalifikowana (czyli tzw. "adventure travel") - zdecydowana większość na rowerze z sakwami i niewielka (niestety - śnieg!) część na biegówkach. Podróżujemy tylko po Polsce i po Europie - to nie wielkie wyprawy po świecie, a raczej ta "mniejsza" turystyka dostępna dla naprawdę każdego - na dzień, weekend, kilka lub kilkanaście dni. Na miejsce wyjazdu staramy się dojeżdżać przede wszystkim koleją. Wiślana Trasa Rowerowa w Małopolsce Po tym jak w Niemczech posmakowaliśmy europejskiego standardu uprawiania turystyki rowerowej, szczególną uwagę zwracamy na trasy z prawdziwego zdarzenia, których najważniejszą zaletą jest szeroka dostępność. Nie raz widzieliśmy osoby niewidome na rowerach, na wózkach elektrycznych, całe rodziny z dzieciakami. Na szczęście tego typu infrastruktura ostatnio zaczęła pojawiać się w Polsce i to opisy takich szlaków należą do najpopularniejszych na Znajkraju, między innymi: Kaszubska Marszruta w Borach Tucholskich, szlak wokół Tatr w Małopolsce i na Słowacji, Wiślana Trasa Rowerowa w Małopolsce, Velo Dunajec - z Zakopanego do Tarnowa, nowe Pomorze Zachodnie - w przygotowaniu! Na szlaku wybrzeża Morza Bałtyckiego przed Rostockiem We wspomnianych Niemczech trafiamy na trasy o różnym charakterze, gromadząc różne doświadczenia. Trasy rowerowe prowadzące po każdym niemieckim landzie dowodzą jednak, że w każdym regionie można zrobić coś dla turystyki rowerowej. Czasem nawet umożliwić wyścig z zabytkowym pociągiem ;). Przez to zróżnicowanie, połączone z wygodą, bezpieczeństwem, walorami krajoznawczymi, także smakowymi, Niemcy to nasz ulubiony cel zagranicznych podróży. Nasze niemieckie wyjazdy to między innymi: szlak Odra-Nysa - spokojny, świetny dla rodzin, szlak Morza Bałtyckiego - idealny na lato, przeciekawy, przepyszny i przewygodny Men, fragment słynnej Łaby z kameralną Hawelą, zróżnicowana, wygodna północ Brandenburgii. Na Starym Moście nad Menem w Würzburgu we Frankonii Na Znajkraju jeszcze między innymi kilka relacji z Podkarpacia (w tym Green Velo) i ze Śląskiego, jest bardzo popularny Bornholm, Norwegia do której bardzo tęsknimy, tegoroczna Łotwa, oczywiście wyśmienite na rower Włochy - Trentino i Emilia-Romania - które wcale nie są za gorące na lato, jak się często uważa, a także inne miejsca. Pisanie o turystyce rowerowej - które początkowo miało tylko być odtrutką na koszmarne wypalenie zawodowe - wciągnęło mnie do tego stopnia, że obecnie zdarza mi się pisać w Rowertourze, National Geographic Traveler wyróżnił mnie nominacją do Travelera w kategorii "Podróżnik online", a w sierpniu reprezentowałem Małopolskę w pierwszych Turystycznych Mistrzostwach Blogerów, organizowanych przez Polską Organizację Turystyczną. Tyle na początek, mam nadzieję że wątek wniesie coś do życia forum Dzięki&pozdro Szy. PS. A przy okazji jeszcze zapraszam na Instagram!
- 130 odpowiedzi
-
- 9
-
- wycieczki rowerowe
- podróże rowerowe
- (i 6 więcej)
-
Hej, Uckermark to najbardziej na północ położony powiat Brandenburgii, przecinają go wszyscy jadący samochodem ze Szczecina i Berlina. I dokładnie ten region (i austrostradę A11) przecina dwukrotnie Uckermärkische Radrundweg, czyli szlak rowerowy dookoła Uckermarku - po polsku Marchii Wkrzańskiej. Uckermark to również jeszcze jeden przyjemny, bliski Polsce, kawałek świata, gdzie można podejrzeć, jak dobrze można rozwijać turystykę rowerową. Cześć Uckermarku to rezerwat biosfery Schorfheide-Chorin, czyli chroniony obszar o wielkości podobnej do Borów Tucholskich. A część rezerwatu Schorfheide-Chorin to las Grumsin - nazywany jednym z ostatnich obszarów lasów "pierwotnych" w Europie. O Uckermarku piszę już na blogu 👇 Brandenburgia na rowery: Uckermark, czyli Marchia Wkrzańska Całą Uckermärkische Radrundweg przejechaliśmy w 4 dni, objeżdżając cały powiat i zaliczając wszystkie pięć miast Uckermarku: Schwedt, Prenzlau, Templin, Angermünde i Lychen: Najlepszym odcinkiem jest ten leśny fragment od Angermünde do Lychen - to niemal cały czas leśna droga rowerowa przez często gęste, ciemne lasy liściaste, rzadziej sosnowe. I to naprawdę doskonały przykład, jak można na stosunkowo dużej odległości prowadzić turystę po doskonałych nawierzchniach z dala od... wszystkiego. Zaczyna się w rezerwacie przyrody - dawnym gospodarstwie rybackim, wykupionym niemiecki odpowiednik Ligi Ochrony Przyrody: A potem kilkadziesiąt kilometrów drogą rowerową przez las: Zwracam uwagę na świetny sposób na wydzielenie przestrzeni dla rowerzystów i zwolnienie ruchu samochodów na odcinkach drogi publicznej, którą samochody dzielą z rowerami: Drugim bardzo długim fragmentem odseparowanej infrastruktury rowerowej na szlaku wokół Uckermarku jest droga rowerowa w Dolinie Dolnej Odry, czyli odcinek wspólny ze szlakiem Odra-Nysa. Prawie 30 kilometrów przejeżdżamy z widokiem na dolinię Odry z przystankiem w Schwedt i Criewen z centrum informacyjnym Parku Narodowego Doliny Dolnej Odry. Pozostała część szlaku to mieszanka cichych dróg lokalnych i krótszych dróg rowerowych w różnych okolicach (między innymi dawna linia kolejowa czy dłuższy kawałek ddr nad jeziorem Unteruckersee, itp.). Na północy wyjeżdżamy na chwilę z Brandenburgii do Meklemburgii i tam jest kilka kilometrów dramatu - po fatalnym szutrze, nawet bruku - na szczęście to nie trwa długo. Atrakcją szlaku wokół Uckermarku są na pewno miasta. Wszystkie to dawne historyczne założenia Brandenburgii, z których najprzyjemniej jest w Angermünde i Templinie. Szczególnie to pierwsze robi fajne wrażenie z ocalonym oryginalnym układem urbanistycznym miasteczka, w drugim też oglądać można zachowane centrum, ratusz, mury miejskie. Prenzlau i Schwedt też mają swoje przyjemne akcenty, a najlepszym jest pensjonat dla rowerzystów w zrewitalizowanej, gotyckiej wieży bramnej. Świetne klimatyczne wnętrze, wyjątkowa lokalizacja i pomieszczenie na rowery na parterze. Fajnie! Zaskoczeniem dla nas był również zamek w Boitzenburgu i właściwie cały niewielki Botzenburg. Zaskoczeniem, bo to prawdopodobnie najbliższy nam niemiecki zamek, z którego istnienia mało kto z polskiej turystyczno-krajoznawcznej braci - tak sądzę - zdaje sobie sprawę. Całkiem spory obiekt, a w miasteczku (wsi) jeszcze ruiny klasztoru i odtworzony klasztorny młyn. Podsumowując, Uckermark to jeszcze jedna fajna miejscóweczka na wiosenny lub jesienny długi weekend, kiedy szukacie wygody i bezpieczeństwa na rowerowy wyjazd. Dobry dojazd pociagiem z zachodniej Polski, a ze Szczecina do Prenzlau to nawet ledwie godzina drogi pociągiem. Samochodem - chyba najlepiej zrobić jak my, czyli zacząć i skończyć w Schwedt. Szy.
-
- 4
-
- znajkraj
- turystyka rowerowa
- (i 7 więcej)
-
Hej, kolejne z rowerowych marzeń odhaczone - przejechaliśmy szlak rowerowy Loary we Francji. A dokładniej jego środkową część, biegnącą przez odcinek Doliny Loary, który został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. To zaledwie około 380 kilometrów - tyle wynosiła nasza trasa, z około 800 kilometrów dlugości całego szlaku Loary od źródeł do ujścia rzeki. Te niecałe 400 kilometrów to tydzień jazdy, w sam raz więc, by się nacieszyć klimatem, nieco zrozumieć, poznać trochę nowości i wyjeżdżać nie z przesytem, ale raczej z pewnym niedosytem, dzieki któremu dobrze w niektóre miejsca się później wraca. Szlak rowerowy Loary to formalnie produkt turystyczny o nazwie Loire à vélo, czyli dosłownie "Loara na rowerze". I to doskonały przykład, jak stworzyć taką rowerową ofertę dla aktywnych mas ze świata. Jest i fajna infrastruktura, i odpowiedni poziom informacji i komunikacji z gościem, są miejsca przyjazne rowerzystom - hotele, kempingi, restauracje, bistra, serwisy rowerowe, itp. W całej Francji jest ich aż około 7 tysięcy, więc stawiam, że nad Loarą przynajmniej grube kilkaset, może okolice tysiąca. Szlak Doliny Loary ma nawet swój pociąg! 🤯 Ale Loara w praktyce to jednak przede wszystkim zamki, pałace i rezydencje. I w sumie to było dziwne uczucie, gdy - mając na liście kilkanaście wybranych obiektów do zobaczenia i zwiedzenia - obok wielu innych po prostu przejeżdżaliśmy, bo nie byliśmy w stanie zobaczyć wszystkiego. To trochę tak, jakby w szczycie dobrego sezonu grzybowego iść na grzyby i zostawiać w lesie dorodne kozaki wiedząc, że i tak kosze wypełnimy prawdziwkami I warto też wiedzieć, ze to nie jest jedna z tych wymuskanych, wyasfaltowanych od początku do końca tras rowerowych. Nie, zupełnie nie. Dla jednych to oczywiście zaleta, dla innych wada, w każdym razie warto sobie zdawać sprawę, że ta marka szlaku bierze się z połączenia wszystkiego, z czym tu mamy do czynienia, a nie z jakości samych tras rowerowych, bo te tutaj są... zwykłe. Poprawne - w sensie świetnie przejezdne, twarde, gładkie, ale jednak często po prostu szutrowe lub naturalne, także znacząco często biegnące w ruchu ogólnym. Mimo to, jest bezpiecznie. Przyjaźnie. Wystarczająco komfortowo, by na wyprawy tutaj jeździły całe rodziny z dzieciakami w przypczepkach i już "luzem". Na pewno cieszyć się można duzym szacunkiem ze strony kierowców. Do tego stopnia, że wielokrotnie pozdrawiali nas... kierowcy przejeżdżających samochodów, co w innych europejskich krajach naprawdę nie jest standardem. Bardzo przyjemne i bardzo dużo mówiące o serdeczności mieszkańców regionu właśnie wobec rowerzystów. Natomiast ta "całość" to i warunki do rowerowej podróży, i naprawdę wspaniałe zamki i pałace, i smaczna, bardzo osadzona w lokalnych klimatach, kuchnia, i wszystkie te nadrzeczne tradycje, ślady po dawnych szlakach handlowych, ale też historia Francji, która pisana była właśnie nad Loarą. To tu narodziła się legenda Joanny d'Arc. Marka i magnes Loary to właśnie to unikalne połączenie wszystkiego w całą "konsumowaną" tu masowo turystyczno-krajoznawczą ofertę. Tyle tytułem wstępu, jaki ma być zachętą do reszty mojego artykułu, na jaki zapraszam na blog: Zamki i pałace w Dolinie Loary. Francja na rowerze W forumowej pigule zaś... Najpierw rowery i ten wspomniany wcale-nie-tylko-asfaltowy charakter szlaku. Takich obrazków było naprawdę wiele - to świetne, szutrowe, gładkie, przyjemne drogi rowerowe, którymi przejechaliśmy całkiem dużą część trasy: Ale było też asfaltowo. Przeważnie po wałach, którymi prowadziły albo zwykłe szosy - drogi publiczne, albo lokalne, boczne, drogi z naprawdę niemal zerowym ruchem, gdzie niby dozwolony był ruch samochodów, ale i tak nikt po nich nie jeździł: Trzeba przyznać, że przyjemnie jeździ się rowerem po miasteczkach nad Loarą. Albo ruch jest rzeczywiście akceptowalny i jeździ się w ruchu ogólnym, w którym nie jesteś zwierzyną do upolowania ;), albo zdarzały się drogi rowerowe. Czasem nawet charakterystyczne, dwukierunkowe, ale ta pierwsza to nie jest rozwiązanie ani przyjemne, ani bezpieczne, szczególnie przy tych krzaczorach wchodzących na ddr. Tak zorganizowana trasa powoduje, że przyjeżdżają tu takie piękne rowerowe ekipy: Teraz kilka ilustracji z miejsc przyjaznych rowerzystom, które tu naprawdę widać. Niemal wszystkie miejsca eksponowały tabliczki o przynależności do oferty szlaku Loara na rowerze i krajowej sieci Accueil Velo zaraz przy wejściu, często przy tablicy z oficjalną klasyfikacją gwiazdkową, co świadczy o randze produktu rowerowego w regionie. W jednym z tych miejsc, w hotelu Chaptal w Amboise, trafiamy do pomieszczenia na rowery, które okazuje się wszystko mającą rowerownią. Miejsce na rowery gości i do wypożyczenia, regał do ładowania baterii, skrzynka z narzędziami i podstawowymi częściami zamiennymi, zaaranżowana przebieralnie i wieszak by zostawić na nim mokre ciuchy, a do tego wszystko dostępne prosto z ulicy po specjalnym podjeździe. Do recepcji wchodzimy przejściem widocznym za regałem - przebrani, tylko z sakwami. Z innych ciekawostek związanych z Accueil Velo - sposób na miejsce na rowery, gdy masz niewielki hotel w środku miasta i organizacja rowerowni przerasta Twoje możliwości powierzchniowe i praktyczne. Co robisz? Wynajmujesz garaż na sąsiedniej ulicy i przyjeżdżających turystów prosisz o zostawienie sakw w recepcji/lobby hotelu i zaparkowanie rowerów w garażu. Proste? Ciekawe rozwiązanie jeszcze funkcjonuje w Angers, na końcu naszej podróży. To "rowerowa portiernia", czyli miejscówka, gdzie w boksach mozna przechować rower podczas zwiedzania lub noclegu. To szczególnie przydatne, gdy nocujemy np. w jakimś apartamencie, moze Airbnb i możemy mieć problemy z przechowaniem roweru. Dwukrotnie trafialiśmy na roboty drogowe prowadzone tak, że przejazd szlakiem rowerowym był niemożliwy. Nie było problemu - dwukrotnie znaki objazdu wskazywały nam drogę. Tak, rowerzysta ma swoje potrzeby, takie same jak kierowca samochodu, więc to zupełnie normalne, że informuje się w ten sam sposób: Ale czymś fantastycznym był pociąg, jaki obsługuje szlak rowerowy Doliny Loary. W sezonie wozi aż 83 rowery i trzykrotnie przejeżdża główny (ten "nasz") odcinek szlaku tam i z powrotem. Niezwykła jest też obsługa - rowery zabiera steward/stewardessa i ustawia w uchwytach w niedostępnym dla pasażera przedziale. W ten sposób wracaliśmy z końca szlaku na początek, do samochodu. I tyle rowerowych smaczków. Zamkowych jest wiele więcej, ale po nie zapraszam już na strony bloga Napiszę tylko, że przez tydzień zwiedziliśmy kilkanaście zamków, zameczków, pałacyków, ale z żadnego nie wychdziliśmy znużeni. Wszystkie są inne, w różnym stanie wewnątrz, z różną historią, w różnym stanie ocalone, itp. Nie jestem nałogowym zamkowym zwiedzaczem, ale tam nad Loarą było w powietrzu coś, co sprawiało, że się chciało, że się z przyjemnością zajeżdżało pod kolejny zamek i wchodziło do środka. Istotne jest też, że w kilku miejscach są specjalne tablety z informacjami - histopady, także z językiem polskim. Więc zwiedzasz jak chcesz, co chcesz, ile chcesz - po polsku. No i tylko tytułem zajawienia kwestii zamkowych, kilka ujęć tego, po co się przyjeżdża nad Loarę: I jeszcze ten bardzo specjalnie udekorowany Orlean: Zapraszam do pełnej lektury na blogu 👇 https://www.znajkraj.pl/zamki-i-palace-w-dolinie-loary-francja-na-rowerze Z pozdrowerem Szy.
-
Hej, hej, na blogu wylądowała znajkrajowego lata część kolejna, tym razem druga odsłona kilku dni spędzonych w Szwajcarii. Zapraszamy na szwajcarską Jurę i prowadzący po niej Szlak Jury - jeden z dziewięciu głównych szlaków rowerowych Szwajcarii. Przez cztery dni przejechaliśmy niecałe 300 kilometrów, ale... biorąc pod uwagę trudną trasę, której zdecydowanie nie doceniłem przez wyjazdem, te cztery dni to wyraźnie za mało, by Szlak Jury przejechać w turystyczny sposób. Lepsze byłoby pięć, a nawet sześć dni, dzięki czemu można by jeszcze zajrzeć w dwa-trzy ciekawe miejsca blisko przebiegu trasy. Zapraszam na blog po pełen tekst, komplet zdjęć, ślad i mapę: Rowerowy Szlak Jury. Wakacyjna wycieczka po zachodniej Szwajcarii (Znajkraj) Generalnie rzadko zdarza mi się niewłaściwie ocenić region do którego jedziemy i źle się do niego przygotować. Tym razem jednak tak się zdarzyło - szwajcarska Jura mnie zmyliła, zaskoczyła, wystrychnęła na dudka (nie wiem, czy dudki żyją na Jurze?). Przede wszystkim, źle oszacowałem poziom trudności trasy. Planując przejazd Szlakiem Jury zaraz po Szlaku Jezior w Alpach opisywanym wcześniej... ... zupełnie nie przyszło mi do głowy, by szlak rowerowy na Jurze miałby być trudniejszy niż właśnie przeanalizowany szlak w Alpach Szwajcarskich. I z automatu zaplanowałem noclegi i dystanse na Jurze w podobny sposób jak w Alpach. Nie zwróciłem uwagi, że o ile w Alpach Szwajcarskich jeździliśmy głównie dolinami rzek i jezior, którymi dość jednak łagodnie podjeżdżaliśmy pod przełęcze, to na Jurze podjazdy prowadziły prosto pod główne grzbiety i właściwie zawsze w większości mieściły się w przedziale 10-15 procent. A to już nie jest górka, na której redukuje się dwa czy trzy przełożenia i jedzie dalej... Gdy dodać do tego trwające upały i charakterystyczny dla Jury brak wody w górach... Wyglądało to mniej więcej tak, jak tu - nocleg tam w dole, w dolinie lub poza głównym łańcuchem Jury, a potem codzienny powrót w góry 5-10 kilometrowym, solidnie nachylonym podjazdem: A gdy już wkręciliśmy tam na górę, również było inaczej, niż się spodziewałem. To była zupełnie inna "jura" niż polska, którą mimo wszystko, gdzieś podświadomie w sobie, chciałem zobaczyć. Bo Jura w Szwajcarii to regularny łańcuch górski, prawdziwe góry, nie żadna wyżynna "popierdółka" jak w Polsce. Dość powiedzieć, że w Polsce na Jurze jeździ się gdzieś w okolicach 300 metrów n.p.m., a w Szwajcarii właściwie nawet tysiąc metrów wyżej, średnio po wysokościach gdzieś między Jakuszycami a Śnieżką. Na naszej Jurze spotyka się ludzi, miejscowości, jakieś obiekty. A Jura w Szwajcarii to piękne, ciche odludzia, spokojne drogi bez samochodów biegnące wzdłuż głównych grzbietów, czasem po drodze mijając jakieś osady pasterzy bydła lub niewielkie schroniska. Wszędzie są kamienne murki oddzielające pastwiska i "rurowe" przejazdy przez granice pastwisk, zatrzymujące krowy przed migracją . I jak widzicie, na Jurze w Szwajcarii wcale nie ma tylu "jurajskich" klimatów, co na naszej. W Szwajcarii bardzo mało jest wapiennych ostańców, skalistych urwisk, jakichś skalnych bram czy obiektów jak nasza Maczuga Herkulesa. Żadnego "orlego gniazda" nie znajdziecie również. Szwajcarska Jura ma jednak inne atrakcje - to region, gdzie rozwinęło się słynne szwajcarskie zegarmistrzostwo. I niesamowite jest to, że pierwszymi zegarmistrzami byli tutaj rolnicy, który pracę przy produkcji części do zegarków traktowali początkowo jako drugie po rolnictwie zajęcie, które wypełniało im wolny czas zimą. Jura to też miejsce, gdzie wymyślono absynt - to tutaj powstała pierwsza receptura. W Dolinie Travers jest dzisiaj Dom Absyntu - muzeum i degustatornia, a także kilkunastu producentów absyntu, którzy nadal produkują "zieloną wróżkę". Co ciekawe, dopiero od 2005 roku legalnie, bo od 1910 roku produkcja była zakazana i ścigana. W tej samej okolicy możecie też zjeść szynkę pieczoną w gorącym asfalcie - tradycyjne barbórkowe danie tutejszych górników, wydobywających naturalny asfalt z miejscowych kopalni. Są też piękne historyczne miasteczka, z których bezpośrednio na szlaku znajduje się jedno - Saint-Ursanne. Podsumowując - spokojna, sielankowa trasa o przyjemnym górskim charakterze na rowerowe wakacje w samym centrum Europy - byle tylko na więcej niż cztery dni jazdy ;). Drogi i nawierzchnie - zapomniałem wspomnieć wcześniej - niemal wszystko w asfalcie, w zdecydowanej większości po górskich i bardzo lokalnych drogach, gdzie tylko rowery i lokalni gospodarze. Szuter - na jednym dłuższym odcinku, dla nas zjeździe, gdzie udało nam się obydwóm wylądować na glebie ;). No i pozornie bez fajerwerków, jednak bo bliższym przyjrzeniu się, to górskie klimaty, zegarmistrzowskie dziedzictwo Szwajcarii czy absyntowe tradycje robią robotę - nadają wyjazdowi wystarczająco sporo ciekawej treści krajoznawczej i atrakcyjnego charakteru. Szy.
-
Cześć! Lato ma się ku końcowi, czas zabrać się za pisanie :). W pierwszej znajkrajowej relacji chyba to najlepsze, co przejechaliśmy tego lata, czyli Szlak Jezior - jeden z dziewięciu głównych, krajowych szlaków rowerowych Szwajcarii. Szlak Jezior zaczyna się nad Jeziorem Bodeńskim, a kończy nad Jeziorem Genewskim. Po drodze między innymi Jezioro Zuryskie, jezioro Zug, Jezioro Czterech Kantonów, turkusowe Brienzersee i jezioro Thun. Ale... to nie tak, że jak szlak ma w nazwie jeziora, to jest leniwym turlaniem się nad wodą. Większość z nich to jeziora w Alpach, więc oddzielone są przełęczami, pod które czasami trzeba nieźle zakręcić. Zapraszam do relacji na blogu (z mapą, trackiem, kompletem zdjęć) i do obszernego, rowerowego skrótu na forum Szwajcaria na rowerze: Szlak Jezior w Alpach Szwajcarskich (Znajkraj) Od strony rowerowej ta "dziewiątka" krajowych szlaków w Szwajcarii to europejska ekstraklasa. Prowadzenie szlaków jest doskonałe - to ten poziom rowerowej wygody i bezpieczeństwa, który trzeba polecać rodzinnym wyjazdom. Z drugiej strony - to trasa tak urozmaicona, że nawet szukający większej dawki emocji gravelowcy nie powinni być zawiedzeni. Nawet wzdłuż jezior rzadko zdarzają się jakieś nużące przejazdy. Tak z pamięci, to gdzieś 75% trasy prowadziło po asfalcie, 25% po przyjemnym, drobnoziarnistym, utwardzanym i równym szutrze. Szutrze tak dobrym, że raz minęliśmy nawet jadącego po nim człowieka na handbike'u - nie wyobrażam sobie lepszego dowodu na jakość trasy: Na trasie sporo przykładów przyjazności wobec rowerzystów, które wspominałem w poście na Facebooku: https://www.facebook.com/znajkraj/posts/pfbid02HLCEpAxYYyc7NZ2ZbkuWQ79U1tU58B9sc5KdeXPGP7Fy9C7awSHDtQSRw3o7wC3Rl ... z których do najciekawszych należały między innymi znaki informujące o czekających nas podjazdach, a czasem nawet sugerujące łatwiejszy wariant szosą. Przy czym z tymi znakami coś jednak nie do końca było w porządku. O ile wartości odległości i łącznej sumy podjazdów były ok, to już procent nachylenia zwykle nie oznaczał ani wartości średniej, ani maksymalnej - zwykle był gdzieś w środku, jakby autor tablicy wyciągnął średnią ze średniej i maksymalnej chcąc osiągnąć takie "mniej więcej" mające dać wyobrażenie rowerzyście co go czeka. Oczywiście pojechaliśmy szlakiem Nowością dla mnie była obecność szlaków rowerowych na tablicach dla kierowców. To w sumie fajne i dla rowerzystów, bo precyzuje jak zjechać z takiego ronda, ale też ostrzega kierowców aut "uważaj, tu możesz spotkać rowerzystów": Innym ostrzeżeniem dla kierowców i sposobem na bezpieczne przeprowadzenie rowerzystów przez autostradę (biegnącą dołem) był czerwony pas namalowany na szosie. Niby nic specjalnego, w końcu w każdym z miast już powoli w ten sposób oznacza się wiele rowerowych miejsc, ale tutaj - na zdjęciu - ma to miejsce w bardzo niebezpiecznym miejscu: między środkowym pasem jezdni a zjazdem na autostradę, gdzie mamy szansę znaleźć się w dosć nieprzyjaznym "środowisku" między samochodami: Tu jeszcze jedno oryginalne malowanie pasa dla rowerzystów - centralnie przez środek parkingu nad jednym z jezior ostrzegając w ten sposób kierowców samochodów - super: A to "zwykłe" rowerowe oznakowanie ma w Szwajcarii kolor bordowy, na tyle oryginalny, że oko dość szybko zaczyna wychwytywać znaki z otoczenia. A są różne, małe i duże, kierunkowe w stylu biało-zielonych niemieckich, ale też duże tablice informujące o wielu kierunkach jazdy. Zdarzają się też takie tablice, które ktoś wzbogacił o własne treści ... i zjazdy/podjazdy o takich wartościach nachylenia też się zdarzają: No i w pociągach też raczej się nie narzeka, choć miejsc wcale nie jest za dużo i Szwajcarzy mają tę restrykcyjną regułę przy przewozie rowerów - możesz jechać rowerem w pociągu bez rezerwacji rowerowego miejsca, ale gdy wsiądzie ktoś z rezerwacją, a dla Ciebie nie ma wolnego miejsca - wysiadasz. Obrazki z naszych przejazdów: do Zurychu, a potem na następną trasę - z Lozanny na Jurę, zwróćcie uwagę na świetny przedział rowerowy na dolnym piętrze wagonu piętrowego: I jeszcze bajer z pociągu - rowery wypakowane z dalekobieżnego pociągu z Francji, jak w samolocie, zabezpieczone dodatkowo grubą folią przed porysowaniem - można? I skoro przy transporcie jesteśmy - jakiś lokalny autobus i uchwyty na rowery: I jeszcze kilka zdjęć z wybranych fragmentów trasy. Bardzo przyjemny jest wyjazd z Zurychu i dojazd na Szlak Jezior (wyjaśnienie, dlaczego "dojazd" - na blogu). To niecałe 30 kilometrów po regionalnym szlaku wzdłuż rzeki Sihl. Dobra, zwykle asfaltowa droga rowerowa - najpierw przyjemny wyjazd z wielkiego, potem jazda nad rzeką, czasem w lesie, dużo lokalsów na niedzielnej przejażdżce. Świetnie jedzie się wokół Jeziora Czterech Kantonów - to najbardziej "pokręcona" linia brzegowa w Szwajcarii, więc dróg różnego typu jest sporo, między innymi: W końcu - klimat trochę jak nad Gardą. Można narzekać że wąsko i trudno o mijankę, co przeczytałem w jednym z komentarzy. Prawda! Ale prawda też, że droga tak piękna, w dodatku drewniana, przyjemna, nad samym jeziorem, że jestem w stanie przeżyć fakt, że musiałbym się zatrzymać by bezpiecznie przepuścić kogoś z naprzeciwka A w tle przez większość czasu Pilatus: Świetny jest przejazd Szlakiem Jezior nad turkusowym Brienzersee - najpierw ostry podjazd, potem jazda stromym zboczem, piękny wodospad, fajne klimaty: Następnego dnia na trasie pojawia się dolina Simme, która za przełęczą i miastem Gstaad zmienia się w dolinę biegnącej w przeciwnym kierunku rzeki Saane (Sarine) i to jest ten najfajniejszy czas na trasie. Szeroka dolina, szlak idący po przeciwnej stronie do głównej szosy, same gospodarstwa, maleńkie miejscowości i góry dookoła. Większość wąskie asfalty po których jeżdżą tylko okoliczni mieszkańcy. Kolejny dzień i kolejny doskonały odcinek - tym razem historyczne Gruyères i Szlak Jezior biegnący po prawej stronie doliny Saane (Sarine). Zróżnicowany, trochę pokręcony, nieco góra-dół-góra-dół biegnący fragment i znowu dookoła postrzępiony alpejski krajobraz. Na koniec - rowerowe fajerwerki. Najładniejsze miejsce na trasie, w dodatku o genialnej porze - na koniec upalnego dnia, przy nisko świecącym Słońcu, świetnie oświetlonym Jeziorze Genewskim, czyli kamienna droga rowerowa przez terasowe winnice Lavaux wpisane na listę UNESCO. Tyle o rowerach. O kwestiach krajoznawczych mógłbym drugie tyle, ale podrzucę tylko kilka ujęć ze szwajcarskich miast i miasteczek, po kolei Zurych, Lucerna, Sarnen, Gstaad, Meiringen, Unterseen, Gstaad i Lozanna. Jeśli dobrnęliście do tego miejsca - dziękuję 🙃 Więcej na blogu, zapraszam: https://www.znajkraj.pl/szwajcaria-na-rowerze-szlak-jezior-w-alpach-szwajcarskich Szy.
- 4 odpowiedzi
-
- 7
-
- znajkraj
- turystyka rowerowa
- (i 6 więcej)
-
Cześć! Pomorze Zachodnie to jeden z dwóch regionów w Polsce, jakie konsekwentnie i aktywnie rozwijają swoją sieć tras rowerowych. Najpopularniejsza jest oczywiście nadmorska Velo Baltica, czyli część europejskiego EuroVelo 10 na Pomorzu Zachodnim. Do tego Blue Velo, które ma być końcówką ogólnopolskiej trasy wzdłuż Odry, a także Trasa Pojezierzy Zachodnich, która... będzie jedną z moich ulubionych, gdy ją dokończą. Czwartym jest właśnie Stary Kolejowy Szlak, który dzięki odświeżonym inwestycjom sprzed lat i jeszcze planowanym robotom, powinien niedługo być jednym z popularniejszych w całej rowerowej stawce w Polsce. O Starym Kolejowym Szlaku na blogu piszę tutaj 👇 Stary Kolejowy Szlak na Pomorzu Zachodnim. Rowerem nad Morze Bałtyckie (Znajkraj) ... a na całą sieć tras rowerowych Pomorza Zachodniego możecie rzucić okiem na oficjalnej mapie: https://trasyrowerowe.wzp.pl/ I tradycyjnie niżej, wyciągając dla Was rowerowe smaczki, choć tym razem nieco skromniejsze, mocno monotematyczne. Te największe w przypadku Starego Kolejowego Szlaku to oczywiście zamiana zlikwidowanych linii kolejowych w drogi rowerowe. Nie tylko nie ma w Polsce szlaku, który posiadałby ich więcej, ale nawet jeden z odcinków SKS jest być może najstarszą inwestycją rowerową w Polsce o tej skali. To naturalnie na pewno już znana wielu Wam droga rowerowa ze Złocieńca do Połczyna-Zdroju - z krótką odnogą koło tego ostatniego to 35 kilometrów nieprzerwanego asfaltowego dywanika. Ciekawe, że droga rowerowa, mimo że pochodzi z 2002 roku (!), to trzyma się w całkiem niezłej kondycji. Potem jest niestety przerwa, której na razie nie ma w planach robót, czyli jakieś 30 kilometrów do przejechania między Połczynem-Zdrojem a Białogardem. A kilka kilometrów od Białogardu, w Karlinie, znów zaczyna się przyjemna jazda aż do Zieleniewa pod Kołobrzegiem, skąd do samego Kołobrzegu są miejskie drogi rowerowe. Tyle pokolejowych klimatów, reszta trasy to na razie spokojne drogi publiczne i leśne. Praktycznym rozwiązaniem jest rozdzielenie końcówki szlaku w Białogardzie na dwie odnogi. Ta podstawowa biegnie przez Karlino po pokolejowej drodze rowerowej do Kołobrzegu - jest wyżej na zdjęciach. Ale druga, alternatywna końcówka, odbija do Koszalina, skąd przez Mielno można dotrzeć do Kołobrzegu po nowej EuroVelo 10 i wrócić do Białogardu "pod prąd" zamykając coś, co nazwaliśmy "balonikiem na sznurku". A że akurat ten fragment EuroVelo 10 między Mielnem a Kołobrzegiem to jeden z najlepszych, z kilkoma ukończonymi fragmentami izolowanych dróg rowerowych, to całość takiej wycieczki jaką proponujemy na blogu robi się naprawdę przyjemną, w ogromnej częsci pozbawionej ruchu samochodowego, sprawą. To kilka zdjęć z tej części trasy EuroVelo 10, czyli dawnego szlaku R10 - największe wrażenie robią chyba zdjęcia drewnianej kładki oddzielającej Solne Bagno od Morza Bałtyckiego (na końcu): Krajoznawczo - jest co oglądać, choć sam Stary Kolejowy Szlak to zdecydowanie przede wszystkim przyjemność jazdy rowerem, zwiedzania i wielkich odkryć nie ma wiele. Moża poza Połczynem-Zdrojem, który w moich oczach wypadł bardzo ciekawie i z przyjemnością do niego wrócę jadąc kiedyś znów po SKS. I jeszcze ciekawostka na koniec. Jeden z chyba czterech (trzech?) dworców przy linii Złocieniec-Połczyn został dobre kilka lat temu zamieniony na pensjonat. Czy zaglądają tam głównie rowerzyści - nie wiem, ale dla mnie jest wymarzonym miejscem na taką rowerową bazę przy popularnym szlaku. Stoi tuż przy drodze rowerowej, w środku jest pięknie urządzony i oferuje średnio-wyższy standard bardziej wymagającym gościom, a tych namiotowych przyjmuje na trawie wokół. Fajna rzecz, naprawdę pięknie utrzymana i chyba nawet mikole patrząc na te zdjęcia tak bardzo nie cierpią. Na zakończenie myśl nienowa, ale taka, która musi być powtarzana często i głośno - dlaczego tylko dwa z szesnastu województw tak działają? 😪 Szy.
- 5 odpowiedzi
-
- 10
-
- znajkraj
- turystyka rowerowa
- (i 8 więcej)