Skocz do zawartości

niebieskiczerwony

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    60
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia użytkownika niebieskiczerwony

Ten od rowerów

Ten od rowerów (4/13)

  • Dedicated Rzadka
  • Pierwszy post
  • Collaborator
  • Reaktywny
  • Conversation Starter

Ostatnio zdobyte

24

Reputacja

  1. Zekker, Żeby kupić dobry rower, nie trzeba się znać. Można poprosić o ocenę kogoś, kto się zna. Można nawet komuś takiemu zapłacić. A gdy człowiek rower już ma, to łatwo ogarnie podstawowe kwestie serwisowe z pomocą youtube i forów. Kupno nowego roweru nie oznacza też, że taki nie będzie się psuł. Oznacza natomiast wyższe koszty części. Rzadkie są usterki w rowerze, które sprzedający może ukryć. Dotyczą jakichś pęknięć ramy, widelca, kierownicy, itp., które tym rzadziej występują w elementach stalowych (stare rowery). Rower, zwłaszcza stary, to prymitywny sprzęt, wszystkie mechanizmy są na wierzchu, wszystko da się łatwo obejrzeć, przetestować i posłuchać. Prosta sprawa - albo chodzi gładko i bez luzów, albo jest usterka. W aucie masz wszystko poukrywane, do wielu komponentów jest trudny lub niemożliwy dostęp, a wiele poważnych wad ujawnia się dopiero po dłuższej eksploatacji lub w szczególnych warunkach. Korozja - nic podobnego. Rowery nie korodują tak, jak samochody. Jak często stykasz się z problemem rowerów zniszczonych przez korozję? Jeśli skoroduje Ci łańcuch czy kaseta od jeżdżenia w zimie, to wyrzucasz i na OLX ogarniesz sobie sprawny zestaw za 50 zł i wymienisz to w kwadrans na podwórku. A jeśli normalnie użytkowany samochód, niemal każdy samochód, po 15-20 latach zaczyna zjadać rdza, to musiałbyś wydać 4-5 cyfrową sumę w fachowych warsztach, żeby przywrócić stan pierwotny - wycinanie, spawanie, lakierowanie, elementy zawieszenia. Hamulce w starych rowerach uważasz za niebezpieczne? Łał. W starych rowerach masz v-ki, ewentualnie canti. Proste, jak konstrukcja cepa, niezawodne i zahamują w każdych warunkach. Oczywiście nowoczesne hydrauliczne tarczówki działają znacznie lżej i modulacja jest lepsza. Niedostępność części do starych rowerów?? Łał. Używam regularnie starego trekinga i 2 starych górali. Jeśli chcę jakiś turbo specjalny komponent i w odpowiednim kolorze, a mam takie fantazje, to rzeczywiście są problemy. Ale jeśli chcę dowolny element napędu, hamulców, kół, cokolwiek przyzwoitego, to pełno tego za grosze. Mój wpis kieruję bardziej do autora tematu niż do Ciebie. Nie obraź się. Dyskusja z Tobą na te tematy to strata czasu. Guzik się znasz na rowerach i na samochodach i wypisujesz fantazje.
  2. Zekker, faktycznie było tak w latach 90, że w biednej Polsce zaczęły się pojawiać na masową skalę naprawdę podłe najtańsze górale, w których psuło się wszystko, tzw. makrokesze. Ten okres trwał krótko i te rowery wymarły. Z rowerami jest zupełnie inaczej niż z samochodami. Trudno znaleźć używany dobry samochód. Jest takich niewiele, wady są często ukryte. Samochód przy zwykłej eksploatacji ma swój termin przydatności do użycia - z wiekiem rdzewieje, zużywają się komponenty, których nie opłaca się naprawiać, usterki są częste. Dobre egzemplarze sprzedają się poza głównym rynkiem. Dobrych starych rowerów jest wiele i łatwo sprawdzić stan. W rowerze można wymienić każdy element. Rowerów ludzie pozbywają się, bo im się nudzi ten sport lub chcą mieć coś nowszego. Moda, fetysze. Rower, który ma 20-30 lat może być trwały, wygodny. Już wtedy produkowano dobry osprzęt, którego niezawodność często przewyższa obecne osprzęty. Taki rower będzie od współczesnego cięższy, ciężej chodzą przerzutki i hamulce, ale umówmy się - są to kwestie obiektywnie nieistotne, jeśli ktoś nie uprawia profesjonalnego sportu, a zwłaszcza jeśli ktoś musi liczyć się z kasą.
  3. Oszalałeś. Zatrzymaj auto i kup używanego trekinga za kilka stówek. Pełno takich w dobrym stanie i można na nich robić wygodnie grube przebiegi bez częstych i drogich awarii. Sam też mam taki rower i wiem, o czym piszę. Znalazłem w Szkocji pod śmietnikiem. Cały zakurzony, ze 25 lat. Wymieniłem linki, pancerze, opony, dętki i śmiga. Dystanse, o których piszesz, przez cały rok, to katorga. Nielicznym to odpowiada. Dlatego nie pakuj się od razu na całego.
  4. Cześć, wygrzebałem starą i sparciałą oponę ze swoich zapasów. Podpowiecie mi, jaka data produkcji? Chyba nie będzie to 42 tydzień 82 roku? Jeśli te cyfry coś znaczą, obstawiałbym 2001 albo 2006, bo piasta i obręcz z tych lat mniej więcej. Opona Michelin Wildgripper Sprint
  5. Dodam jeszcze, że 30 lat temu nie było przyjęte roztrząsać, gdzie i czy po chodniku mogą poruszać się jakie pojazdy napędzane siłą mięśni i piesi. Ludzie chyba bardziej skupiali się na tym, by się jakoś minąć i dotrzeć do celu. Podejrzewam, że świadomość przepisów była niska. Ja wówczas nie wiedziałem i nie potrzebowałem wiedzieć, gdzie poza ulicami wolno jeździć. Żeby się dowiedzieć, to musiałbym udać się do biblioteki i wertować kodeks, tylko po co.
  6. Tak, 30 lat temu to było normą w mojej okolicy. Rower był standardowym środkiem lokomocji na imprezę i z imprezy, a już obowiązkowo na wsiach. Z komunikacją miejską było krucho, a na taksówki mało kto miał hajs i mało kto miał z czego zadzwonić, żeby taxi wezwać. Zresztą nie było łatwo sprawdzić, kiedy przyjedzie autobus - w internecie nie było jeszcze rozkładów, a na przystankach często nieaktualne. Było przyzwolenie, żeby się napić i jechać. Nie było ścieżek, a w dużych miastach korki, dziurawe ulice i większy niż dziś smród spalin. Jeździło się po chodnikach, które też były dziurawe, ale nie było aut. Większość rowerzystów przejeżdżała rowerami przez przejścia dla pieszych. Kto by zsiadał co chwilę. Nie było dedykowanych przejazdów. Raczej użytkownicy chodników żyli w zgodzie, choć kierowcy i rowerzyści już tak średnio. Z oświetleniem rowerów było różnie - jedni mieli, inni nie. Raczej nie było to mile widziane, żeby w nocy nie mieć, ale akceptowane - zwłaszcza na wsiach. Nie było wtedy lamp ledowych. Oświetlenie miało większe gabaryty, było droższe i ciągle trzeba było zmieniać baterie. Nie używało się też wtedy kasków, nie było fotelików i przyczepek dziecięcych, rowerów elektrycznych (sporadycznie ktoś montował do roweru silnik spalinowy i też tym jeździł po chodnikach i ulicach). Dzieci (i dorosłych) woziło się na ramie. Nie było generalnie znaków drogowych dla rowerów Jeździło się wszędzie z wyjątkiem nielicznych dróg ekspresowych i autostrad - choć znam pewien most nad rzeką, którym wiodła autostrada, i z którego też korzystali rowerzyści, bo to był jedyny most w okolicy.
  7. Zdaję sobie sprawę z ograniczeń doświadczeń osobistych, dlatego zapytałem na forum - warto poznać inne, a może ktoś dysponuje badaniami. Dane dotyczące wypadków śmiertelnych dość łatwo porównywać, lecz nie to jest istotą moich pytań. Nie wiem, czy zagęszczenie ruchu musi prowadzić do regulacji i czy to właściwa droga, i nie widzę badań, które to by potwierdzały. Wiem, że wietnamski chaos bardziej mi odpowiada - jeżdżą tam w dużej mierze motocykle, szybko. Wiem też, że organizacja i kultura jazdy w Polsce 30 lat temu bardziej mi leżała niż teraz. Nie jestem pewien, czy wzrost agresji (w moim odczuciu) wynika z większego zagęszczenia. W moim mieście i 30 lat temu było bardzo gęsto. Może samochodów mniej, ale przepustowość ulic też mniejsza. Tłumy pieszych były i są.
  8. Gównoburza powiadasz - to też jest dobry wątek, ale może na inny temat. 20 lat temu dyskusje w necie dyskusje też były dużo bardziej merytoryczne, nie było tyle hejtu, co teraz i także w tym temacie. Rozumiem, że przemieszczający się ludzie są agresywni, bo przeszkadzają im zachowania innych przemieszczających się. To nie wyjaśnia, dlaczego tak się dzieje i wszystkim wszystko przeszkadza. Przyjrzyjmy się na przykład, jak wygląda ruch uliczny w Wietnamie (choć tu też bezpośrednie dane mam sprzed 10 lat). Pełny chaos. Każdy ciśnie, gdzie potrzebuje, mniejszy ustępuje większemu, żeby nie zostać rozjechanym. Hałas, trąbią (ostrzegawczo, nie agresywnie), przeciskają się, silniki warczą. ALE ci ludzie jadą - każdy do swojego celu, a nie walczą ze sobą.
  9. Hej, jeżdżę sporo po dużym mieście od prawie 30 lat. 20-30 lat temu rowerzystów było niewielu, aut i pieszych sporo. Nie było ścieżek rowerowych. Jeździłem po ulicach, lecz głównie po chodnikach. Szybko, dynamicznie, między ludźmi, między autami. Łamałem przepisy drogowe - w sensie nie że komuś zajeżdżałem, zagrażałem na drogach, ale po prostu wjeżdżałem wszędzie, gdzie dało się rowerem wjechać i wyprzedzałem wszystko, co dało się wyprzedzić. Jeździłem w dzień i w nocy. Czasem po pijaku wracałem z imprez. Nie miałem dzwonka ani oświetlenia. Były zarówno wycieczki, jak i użytek roweru do załatwiania różnych spraw. Co mile wspominam - sporadycznie zdarzało mi się, by ktoś miał do mnie o to jeżdżenie pretensje. Sporadycznie też byłem świadkiem agresji drogowej. Było sporo piractwa drogowego, owszem. Nie zdarzało mi się też być zatrzymywanym, kontrolowanym przez policję i inne „służby”. Dziś w moim mieście nadal jest dużo aut i dużo pieszych. Jest dużo ścieżek rowerowych i dużo rowerów. Mam wrażenie, że każdy na każdego patrzy wilkiem. Kilka razy dziennie słyszę uwagi, kłótnie różnych użytkowników ulic, chodników i ścieżek, często mnie to też dotyka (a jeżdżę znacznie spokojniej niż kiedyś). Tak jakby ludzie już nie potrafili bezkonfliktowo się mijać. Toczy się bezustanna walka - kto ma prawo którędy jechać, przechodzić, rozmawiać przez telefon, trzymać albo nie trzymać kierownicę roweru, chodzić z psem. Czy lampki brak albo lampka zbyt mocna, kto ma pierwszeństwo na przejściu dla pieszych i czy rower może przejechać. Czy na rolkach można po ścieżce. Do tego łapanki policyjne - alkomaty, chodniki, dzwonki. Co takiego się zadziało w społeczeństwie, że zaszły tego rodzaju zmiany? Czy macie podobne, czy inne odczucia? Czy dziś jeździ Wam się lepiej, czy gorzej niż 20-30 lat temu?
  10. Nie wypowiem się, czy to odpowiedni łańcuch. Słyszałem, że łańcuchy Shimano są drogie względem oferowanej trwałości. Ja używam do swojego 8-rzędowego napędu łańcuchów Wippermann Connex i nigdy takiego łańcucha nie zerwałem w przeciwieństwie do Shimano.
  11. Bardzo dobry stan kasety i blatów. Próbowałbym z nowym łańcuchem.
  12. Złóż reklamację. Jeśli masz udokumentowaną wartość, najpewniej uznają.
  13. Trzyma mnie to, że mam dobry, wypróbowany sprzęt i komplet części na następne 60 kkm. Brakuje mi właściwie tylko 1 porządnego widelca (mam tylko 1 w zapasie). Gdybym kupił nowy rower, to niedość, że wydałbym kasę, to pojawiłaby się masa nowych problemów z wyborem dobrych komponentów. Tarcz nie potrzebuję. Wystarczają mi v-ki. Kiedyś myślałem o tarczy na przód, bo łapa czasem boli od ściskania klamki na ostrych zjazdach, ale mam świetne piasty bez mocowania do tarczy, więc zostawiłem, jak jest.
  14. Zdaję sobie sprawę z realiów rynkowych. Od 25 lat wyszukuję, testuję i kupuję części do mojego roweru MTB. Mam uzbierane takie, które uznałem za najtrwalsze i najbardziej bezawaryjne. Mam po kilka sztuk kół, ram, sztyc, kierownic, napędów, dosłownie wszystkiego. Wszystko w standardzie 26 cali, v-brake. Gdy coś mi się zużyje, wyciągam nowy komponent z szuflady i zakładam. Widelce to najsłabszy punkt mojego programu.
  15. Drogo i niestety nie ma tego, czego szukam: 26 cali, v-brake, długość od dolnej miski do osi około 440 (substytut amortyzatora), 1 1/8 cala. Pozostają mi widelce aluminiowe, a i tak bardzo rzadko już spotykane.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...