E tam, chrzanić taperowaną główkę. Ostatni raz używałem amora w czasach cesarza Bombera, i jak ostatnio dowiedziałem się, jak często trza serwisować dzisiejsze, to zwątpiłem w postęp. Jasne, większe skomplikowanie konstrukcji, blokady, regulacje kompresji, inteligentne tłumiki itd. niż w czasach sprężyny i oleju - ale jednak konserwacja co dwa miesiące przesada.
Zastosowania - ostrzejsze XC. Czyli takie z elementami zabaw w rodzaju stromego zjazdu poza ścieżką na siagę, z dreszczykiem, co tam się kryje pod ściółką. Czyli pokaźne wyprzedzenie widelca mile widziane, ale najważniejsze - niski przekrok.
Unpluggeda się pozbywam, bo do niby-sportu za duży. Póki wypluwałem płuca na singletrackach i szutrach, staroświecka geometria i 19 cali były w dechę, a i między drzewami całkiem ładnie się składał. Lecz jak uznałem, że stetryczenie zbliża się wielkimi krokami i ostatni dzwonek, żeby pocisnąć - nie skoki, Boże broń, po prostu więcej zwinnej przygody - to nawet przy 178 cm i długiej nodze ta rura na wysokości Rysów okazała się, hm... Zwłaszcza przy konieczności zeskoku na zboczu na stronę poniżej.
Sam wpadłem na NS Eccentric. Ale to z kolei zbyt radykalne, prawie enduro, czułbym się jak uzurpator. No i skąd wziąć sztywny widelec tak wysoki, jak amor 140-160 mm. No i widelec mam, a Eccentric wymagałby inwestycji w nowy.