Skocz do zawartości

[Psychika] Jazda rowerem


Rekomendowane odpowiedzi

 

 

Mam do wyboru w miarę krótki podjazd o nachyleniu 13% (dla amatora to prawie pionowa ściana ;)), dwa razy dłuższy 10% albo 3x dłuższy 8%. Ot, taki żart topograficzny :P Z lenistwa wybieram najkrótszy.
A czy sama psychika nie działa tak że łatwiej wjechać pod stroma i krótka niż płaską a dłuższą?? U mnie to właśnie tak działa że też wybieram stromą i krótką :)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Autorze,jeżdzij podjazdy.

Nie daj Boże,kiedyś spotkasz w górach babinkę z kaną mleka na ramie,która Cię urwie z koła.......

Albo turystę z 20kg bagażu,który się uśmiechnie patrząc w lusterko jak zdychasz.........

Listonosza............     itd.

To dopiero działa na psychikę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

...To dopiero działa na psychikę.

Przypomniała mi się sytuacja, mianowicie w moim miasteczku jest bardzo mała górka, było to dawno ale niestety prawda, dorwałem w wieku może 16 lat rower, kolarzówka favoritka, no i w tej kolarce nie było dobrze wszystko wyregulowane, nie znałem się też na rowerach tak jak teraz, kolarka jeździła, ale czasem przeskakiwał łańcuch, pamiętam, jak pod tą górkę, wręcz góreczkę zdechłem, bo nie zredukowałem biegu i za ciężko było (wtedy byłem słabiutki, nie jeździłem w ogóle, a to były moje pierwsze jazdy) a mnie wzięła na góralu  może 10 letnia dziewczynka, z łatwością na dobranym biegu wjechała, ja natomiast na pobocze i niby grzebię coś przy przerzutce... Uuu, była mała siareczka :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A czy sama psychika nie działa tak że łatwiej wjechać pod stroma i krótka niż płaską a dłuższą?? U mnie to właśnie tak działa że też wybieram stromą i krótką :)

Nie chce mi się mordować z długim podjazdem, bo wolę krótki a intensywny. Mniejsza o nazwę tego zjawiska ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ktoś mi kiedyś powiedział, ze nie należy na podjeździe patrzeć przed siebie tylko lekko w bok/do tyłu (aby nie widzieć podjazdu, widzieć ile się pokonało). Na mnie to nie działa. Podjazdy są aby je pokonywać. ;-)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdybym nie dzielił tego na odcinki ("A dziś dojadę do tamtego słupa!"), to w życiu bym draństwa nie pokonał.

 

O to chodzi. Dobry sposób to stawianie sobie małych pośrednich celów żeby osiągnąć główny duży cel. Ja też sobie dziele górkę, podjazd na odcinki. Wygląda to tak że jadę i myślę sobie "dojadę do tego drzewa" a jak już tam jestem to myślę "jak już tutaj jestem to wybieram inny cel np. kałuże albo krzaczek". Jak podzielisz podjazd na mniejsze odcinki to jego "ogrom" przestaje być taki straszny :) I trzeba pamiętać że to nie sukcesy budują tylko porażki. Dzisiaj się nie udało to trudno może jutro może pojutrze aż w końcu przyjdzie moment że podjazdy będą dawały frajdę bo wiesz że tam na górze czeka nagroda w postaci zjazdu :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ktoś mi kiedyś powiedział, ze nie należy na podjeździe patrzeć przed siebie tylko lekko w bok/do tyłu (aby nie widzieć podjazdu, widzieć ile się pokonało). Na mnie to nie działa. Podjazdy są aby je pokonywać. ;-)

Miałem taki jeden podjazd. Większość dystansu lekkie łuki, ale pod sam koniec długa prosta i tam człowiek wysiadał psychicznie widząc ile jeszcze trzeba się męczyć. Drugi podjazd w okolicy bardziej stromy, ale nie miał tej prostej i lepiej szło.

Ale to było dawno, kiedy człowiek dopiero zaczynał "poważną" przygodę z rowerem. Wtedy zrobienie 30km to był wyczyn.

 

Obecnie jeżeli zdycham, to fizycznie. Psychicznie co najwyżej nie chce się kręcić szybko, po prostu brak motywacji do spiny ;)

 

Co mogę autorowi poradzić. Nie przejmować się i przeć na przód. Dzisiaj zrobisz połowę podjazdu, jutro może tylko 1/4, po pewnym czasie przestaniesz zwracać uwagę na mniejsze górki. Kwestia nabrania kondycji i wkręcenia się w rower.

Jest jeszcze kwestia czy to problem jedynie psychika, czy jednak organizm broni się przed wysiłkiem, bo jest zmęczony. Te górki są na początku jazdy, czy na końcu? Pijesz i jesz po drodze?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Może zasieję trochę herezji ale co mi tam :P

Na uczelnię  w Gdańsku dojeżdżam rowerem od jakiegoś miesiąca. Mam tą przyjemność lub wątpliwą przyjemność, że do celu mam praktycznie cały czas z górki, ale wrócić jakiś też trzeba :) Mam kilka opcji na powrót albo mega podjazdy na ul. Jaśkowa Dolina i  Bulońskiej albo średni ale dłuższy na ul. Kartuskiej (którego nie lubię-mimo wszystko zbyt monotonnie). Niestety miałem a może i nadal mam podobny problem co Ty, że jak zobaczyłem górkę na Jaśkowej to bladłem. Mimo, że jest to jakieś 300 metrów to dłużyło się jak cholera. Dlatego najlepiej nie patrzeć ile jeszcze do końca górki. Wzrok pod koła (oczywiście w granicach zdrowego rozsądku) i cisnąć pod górę. Nawet się nie obejrzysz a będziesz na szczycie :) A z czasem dojdzie kondycha i takie góreczki będą łatwe jak splunięcie ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

Mieliście podobne problemy jakie napisałem?

Jeden kolarz mówi: Zamknijcie się nogi  :laugh:

 

A ja jak tak miałem na początku to jeszcze mocniej naciskałem na pedały. Zamieniłem myśl o zmęczeniu na motywację. Jak jestem zmęczony to jestem zadowolony jak bąk. Po dużym zmęczeniu mam ochotę na seks. Też tak macie?  :laugh:

 

 I żona zadowolona jak przyjadę z przejażdżki  :thumbsup:

 


Co do Jaśkowej to uwielbiam końcówkę  :teehee: Zdycham ale cisnę. Dodatkowa motywacja jak mam przypiętą przyczepkę z synem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak czytam i czytam i zaczynam się zastanawiać czy ja jakiś inny jestem?  Wy piszecie o asfaltowych podjazdach? Raz przegrałem z górą, która miała 2400m i różnice wzniesień 120m, w porywach nachylenie sięga 9%. Ale wtedy to był mój trzeci wyjazd na rowerze po 20 latach przerwy. Ale się zawziąłem i przez miesiąc jeździłem i jeździłem i podjeżdżałem i podjeżdżałem. Po tym czasie wróciłem na tą górę i wjechałem ją na raz z satysfakcją. Po zejściu z roweru prawie się porzygałem, po kąpieli przy stole podczas obiadu zaczęły łapać mnie skurcze na przemian z przodu i z tyłu ud :P Ale radocha była przeogromna. od tamtej pory, wyłem na rowerze, krzyczałem ale zawsze jechałem i wjeżdżałem na górę, nawet podjazdy z ponad 23%. Pisze o asfaltach. Bo w terenie niestety często umiejętności brakuje i pokonują mnie korzenie, kamienie i skały.

Ale wracając do podjazdów asfaltowych, wydaje się że wszystko jest w głowie ale nie prawda wszystko jest w naszych mięśniach. Zawsze twierdziłem, że nie lubię biegać, że to nudne, nie dla mnie. A prawda byłą taka że kondycja pozwalała mi na 500m biegu i kolejne 500m świńskiego truchtu. Ostatnio jak nie miałem czasu na rower to chodziłem sobie pobiegać. Wyszukałem plan "jak przebiec 30minut ciągiem" ze spacerem i biegiem na przemian i tak kilka tygodni aż się uda biec 30 minut. Pełny teorii pobiegłem i... biegłem, biegłem i biegłem i do domu dobiegłem, okazało się że przebiegłem ponad 5km w 30 minut. jaja myślę, jutro znowu pobiegnę, ale nogi rano nie chciały chodzić a co mówić o bieganiu. Za trzy dni znowu pobiegłem i tak kilka razy. I tak sobie biegałem po 30 minut 5km. I kiedyś stwierdziłem, że pobiegnę dalej i dalej i dalej i znowu w domu zdziwko przebiegłem prawie 11km. Nic nie bolało, psychika nie siadła, puls nie przekroczył 90%. I to potwierdziło, że biega i jeździ na rowerze ciało nie głowa. Głowa tylko boi się bólu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

myślę, że najlepszą metodą jest znalezienie przyjemności z wysiłku. nigdy nie czułeś euforii po treningu? :) to naprawdę super sprawa patrzeć n postępy.
wkręć sobie filma, że to miłe tak się usiepać pod górę :P brzmi to śmiesznie ale jesteś w stanie zadziałaś autosugestią do tego stopnia. wiem po sobie.
kiedyś stwierdziłem, że "uczenie się jest przyjemne" i z ucznia trójkowego, skończyłem szkołę średnią z paskiem a dziś jestem mgr. inż.
polubiłem się męczyć fizycznie i nawet nei wiem kiedy z 78kg oponek powstało 64. RADOŚĆ z jazdy na rowerze!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam kilka opcji na powrót albo mega podjazdy na ul. Jaśkowa Dolina i  Bulońskiej . Niestety miałem a może i nadal mam podobny problem co Ty, że jak zobaczyłem górkę na Jaśkowej to bladłem. Mimo, że jest to jakieś 300 metrów to dłużyło się jak cholera.

Bulońska i Jaśkowa Dolina mają 4 km długości i 105 m podjazdu, średnio niecałe 2,5% nachylenia.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wydzielanie się endorfin to pewnie u wielu osób wielki motywator ;) W ciągu dnia zamiast kawy miałem obowiązkową drzemkę - teraz jak dojeżdżam już nie zawsze jest ona konieczna :)

 

e:

@mapmen owszem ale jak to już kolega napisał wcześniej najbardziej morderczy jest około 150-metrowy odcinek owej Jaśkowej, gdzie spokojnie masz 70-80 metrów przewyższenia. A to już sporo, zwłaszcza dla osób niewytrenowanych :) Uwierz, że niejeden w prolateksowym ciuszku tam puchnie ;)

 

e:e: mapy google trochę źle pokazują trasę i ole z nich korzystasz

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wybacz, ale nie uwierzę NIE MA SZANS podjechać tam bez zadyszki a na pewno nie na twardym przełożeniu. Przypominam również, że mówimy tu o ludziach, którzy nie trenują a nawet niedawno zaczęli jeździć. W poniedziałek jak będę tamtędy jechał dam zdjęcie jak wygląda ta górka. A do tego czasu musisz uwierzyć na słowo, że dzielnica, na którą muszę się wdrapać nie bez powodu nazywa się Morena ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeżeli jeździ się rekreacyjnie, (w sensie że nie trenuje do zawodów), to należy mieć świadomość, że zawsze można się zatrzymać i odpocząć, a jadąc podziwiać widoki i delektować się szumem opon i delikatnym brzęczeniem napędu, tym jak gładko kręcą się piasty, itp.

Czasem mam wrażenie, że niektórzy to nie lubią jeździć na rowerze... ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeżeli jeździ się rekreacyjnie, (w sensie że nie trenuje do zawodów), to należy mieć świadomość, że zawsze można się zatrzymać i odpocząć, a jadąc podziwiać widoki i delektować się szumem opon i delikatnym brzęczeniem napędu, tym jak gładko kręcą się piasty, itp.

Czasem mam wrażenie, że niektórzy to nie lubią jeździć na rowerze... ;)

 

Idąc tym tropem nic tylko polecić założycielowi tematu podprowadzać rower i zamknąć wątek... ;)

Trasą delektować się można ale nie jak się nią jeździ 2x dzień przez co najmniej 3 dni w tygodniu, przynajmniej w moim przypadku. Rower traktuję jako środek lokomocji (pomimo, że chciałbym kiedyś ruszyć z sakwą na kilka dni) w międzyczasie poprawiając kondycję. A po kilku godzinach pracy/nauki człowiek chce jak najszybciej do domu (wiedząc, że czy się spoci czy nie to i tak czeka prysznic), to ciśnie pod te górki tyle, ile może.. i pewnie tutaj jest ten problem ;)

 

@mapmen niestety w tym przypadku racja jest jak d*pa, uznaję pat i zapraszam do 3miasta na przejażdżkę pod te 5% wzniesienie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...