Skocz do zawartości

[gleba] Wasza najśmieszniejsza


Pioe

Rekomendowane odpowiedzi

Wczoraj w godzinach wieczornych (18 chyba była) zaliczyłem dwie piękne gleby pod rzad na oblodzonej jezdni.

Jechałem ok 20km/h na uliczce przy osiedlu, akurat byl zjazd więc chcialem przyhamować i w tym momencie poczułem że kola ślizgają mi się po lodzie. Drugą rzeczą którą poczułem to był ten twardy lód na tyłku i plecach ;) jeszcze przejechałem ślizgiem z 2 m zanim się zatrzymałem.

Za mną szła jakas rodzinka wiec pomyslałem że niezły mieli ubaw.

Ale nic jakoś się pozbierałem i wskoczyłem szybko na rower, po przejechaniu z 3 m znowy gleba. W tym momencie dałem spokój i sprowadziłem rower z tej górki :oops:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj wykonałem coś bardzo śmiesznego i na dodatek głupiego :)

Pojechałem rowerem po kilka drobnych zakupów do miasta. I już wracając zboczyłem z chodnika i pojechałem pewnym podwórzem - na skróty. I dojeżdżając do chodnika był przede mną dość wysoki krawężnik (jakieś 18 cm) między krzakami. Nie wiem jak to się stało, ale jakoś wystraszyłem się tego krawężnika i spanikowałem :shock:. Nie podrzuciłem przedniej opony, ani nie zacząłem hamować :-o

Uderzenie nie było bolesne, ale najgorsze było utrzymanie równowagi. Oczywiście zatrzymałem się na tym krawężniku jak po uderzeniu w mur. Potem wyglebałem się bokiem w krzaki.

A najgorsze, że akurat na tym chodniku do którego próbowałem się dostać było dużo ludzi :? I gapili się na mnie jak na pijaczynę :P :lol:

Najchętniej to był się schował za tymi krzakami, ale je troszkę zgniotłem i troszeczkę jakby się obniżyły :mrgreen:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

hehe, moja najsmieszniejsza to chyba jak sie uczylem jezdzic w spd'ach. Zachamowałem przed przejazdem przez ulice, bo jechalem sciezka rowerowa i zapomnialem ze mam przypiete nogi do pedalow, wiec w miejscu, po prostu jak słoń w składzie porcelany gibnąłem się na bok nawet nic nie robiąc zeby sie uratowac bo wiedzialem ze juz jest za pozno :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ja miałem tego roku właściwie tylko dwie gleby:) ale za to jedna była głupsza od drugiej :)

1. Zjeżdżałem wąską ścieżką w lesie, po dużym błotku:D. Po lewej stronie miałem skarpę a dalej płyneła rzeczka. Zaś po PRAWEJ był półmetrowej głębokosci rów ciągnący się wzdłuż ścieżki (pełen błota)... i Co zrobił piok??:) hehe przednie koło wpadło w ów rów i zatrzymało się na jakiejś grudzie ziemi, a ja przeleciałem przez kierę, upadłem i jeszcze wykonałem efektowny :wink: przewrót w przód omało nie spadając ze skarpy i nie wpadając do rzeki :?

drugo opisze później bo teraz mi się nie chce ;-)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

a mnie wczoraj gleba uratowała przed wjazdem we wnyki

 

wąska ścieżka w poprzek skarpy i w pewnym momencie mokry oslizły korzeń wzdłuż ścieżki

przednie koło poleciało na nim i zjazd bokiem w krzaki. po powrocie na ścieżke zobaczyłem przed sobą wnyki czy sidłą /w każdym razie takie pętle z drutu/

 

pozdrówko leśne

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

moja gleba to taka historia:

1. jechalem z kumplem na rowerach po połmetrowym chodniku ograniczonym z dwóch stron lancuchami ,jechalismy ok 30km/h on mnie jakos wyprzedzil swoim bike'em wyjechal przedemnie na pol metra tak ze siedzialem mu na ogonie , on rpzyspieszył i odsunal sie odemnie na jakies 1,5m..jedziemy.. a on w pewnej chwili w przypredkosc 36km/h hamuje i to dwoma hamulcami...stanal prawie w miejscu a ja?? ja nic nie zdarzylem zrobic a sila uderzeniowa wyrzucila mnie z roweru i przelecialem przez lancuch:D,,,troche sobie żebra poobijalem bo spadlem na jakis kamień:/ ale bylo giteess:D:D

 

2. Jade z tym samym kumplem kolo siebie on jest na wysokosci mojego kierownika i w pewnym momencie chcial ominac kamien na ulicy .tylko zapomnial ze ja jade kolo niego jego pedało wbilo mi sie w szprychy polamalo je a my obaj lezelismy pozdzierani na asfalcie:/:(:D :mrgreen:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1. Zimowe szaleństwo: mniej więcej 99rok we trzech wybraliśmy się pojezdzić po Wzgórzach Piastowskich, ja jechałem ostatni śniegu conajmniej 20cm więc niz juz nie widac spod spodu.Nagle widze e kumpel przede mną składa się do skoku no więc bez zastanowienia robię to samo, pierwsza skocznia- jak w podreczniku, dotknąłem kółkami ziemii a one juz z powrotem do góry- druga no przyznaję lądowanie trochę bokiem i w tym momencie skocznia nr.3 Finał - lądowanie pod kątem 90* do drogi. Efekt mój kochany Giant na drzewie (ok 2m nad ziemią) a mnie nie do końca przytomnego kumple wyciągają ze śniegu bo zaryłem (oczywiście bez kasku) co ciekawe znalazłem zaspę- nosem.

 

2. Po odbiorze roweru z serwisu jadę ścieżką rowerową szeroką na co najmniej 2,5 obok chodnik drugie tyle prędkość 3-4km/h. Słucham rowerucoś mi tu nie gra, oczy w korby coś dzwoni nagle czuję coś twardego-spanikowany podnoszę wzrok-jakaś studentka zaczytana w książkę nie zauważyła że idzie ścieżką rowerową.

 

Takich sytuacji mógłbym wymienić więcej ale może innym razem

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hehe. Miałem kiedyś śmieszną glebę na rybach. A dokładniej w drodze na ryby. Oczywiście jak na rasowego ryboka przystało obładowałem siebie i rower wszystkim co potrzebne, ale i także tym co zbędne. Mój rower był akurat podczas gruntownego remontu, toteż pożyczyłem składaka od babci. Z tyłu na bagażnik założyłem wiadro. Na kierownicę powiesiłem drugie wiadro. Oczywiście założyłem na siebie 5 warstw ubrań (rano bywa napradę zimno ;-) ). Na to plecak, z którego wystawały dwa wędziska. W prawej ręce trzymałem trzecią wędkę. Był to bambus teleskopowy, który mimo złożenia był strasznie długi, a ja nie miałem do niego pokrowca :D . Oczywiście ledwo z tym wszystkim mieściłem się w drzwiach przy wychodzeniu z piwnicy :mrgreen:

No więc jadę już lasem. Było jeszcze dość ciemno. Po drodze przejeżdżam pod niskimi gałęziami. Poczułem jak zachaczyłem o nie wędziskami na plecach, więc odrazu obejżałem się za siebie - idiota ze mnie co? :) Próbowałem popatrzeć sobie na plecy :P

I tym zbiegiem okoliczności jakoś zboczyłem ze ścieżki i zahaczyłem wędziskiem o krzaki. Ono się zwyczajnie rozwinęło i tak poczułem się jak średniowieczny rycerz z kopią :) Niestety wędzisko zahaczyło o krzaki na dobre i jego drugi koniec zwyczajnie zepchnął mnie z roweru ::smile:: Pamiętam jak pół godziny szukałem swojego sprzętu w tych ciemnościach :P :lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1. Początek roku akademickiego - ludzie się wprowadzają do teków (5 10-cio piętrowych akademików politechniki wrocławskiej). Ja podjeżdżam swoim attention nei wzbudzjąc większego zainteresowania do t-17 i zsiadam... miałęm pierwszy dzień spd... chyba nie muszę tłuamczyć dalej :) Troche ludzi się śmiało ;)

2. Trochę poważniejsza sprawa - pierwszy "mtb" - podstawówka i przygoda z Romet Giewont. Mieszkałem jeszcze wtedy w blokowisku i mięliśmy teatrzyk po którego drugiej stronie była skarpa i wał z ziemi. Skakaliśmy sobie tam BMX-ami a ja chciałem spróbować "góralem". Lot był niewielki - jakieś 120 cm wysokości i londowanie po powiedzmy 2-uch an płaską ziemię. Wylądowałem na 2 koła i niby wszystko ok, a tu po chwili gleba. Życie uratowała mi mała masa własna masa - wówczas około 40 kg. Okazało się, ze wspaniały rometowski wynalazek typu spawany mostek puścił właśnie na spawie i kierownica wyrwała go pozostawiajac rurkę średnicy dwudziestuparu milimetrów wystajacą pionowo z główki ramy... na szczęście dolny spaw, który przytrzymał oberwane ustrojstwo w kupie... Były to czasy, kiedy kasków w Polsce nie było a o zbrojach nikt nawet nie marzył. Wtedy się śmiałem z kolegami z przygody... teraz w sumie troche inaczej na to patrzę. Dałem do śmiesznych ponieważ wtedy się z tego śmiałem... Więcej się nie bawiłem w życiu w skoki i nie będę - xc mi wystarczy :)

3. To jest boskie - na pamiątki po przygodach wakacyjnych potrzebowałem wielką antyramę - 100x70cm - najwieksze dostępne. Chciałem zaoszczędzić 7 pln i wzięłem tańszą wersję - z szyba a nei z pleksą. Taki wielki obiekt nie wejdzie do żadnego plecaka - najpierw prowadzilem rower w jednej ręce a w drugiej trzymałęm antyramę - na szczęście spotkałem miłych budowlańców, którzy pożyczyli mi taśmę ostrzegawczą, któą przywiazałem spobie antyramę do prawej ręki. Tak ustrojony (antyrama 100x70cm, ostrzegawcze budowlane taśmy) przejechałem jechałęm przez centrum Wrocłąwia (spod Heliosa) przez plac grunawldzki aż do teków. Zmordowany (walka z żaglem jaki stanowił tak duza powierzchnia) i zestresowany ( miałęm spd i wielką szybę B) ) DOjechałem do akademika. Wniosłem na ramienu po schodach wszystko do akademika. Wstawiłem rowerek do windy, postawiłem na siodełku wielgachna antyramę i się ucieszyłem, ze jestem w domu... winda ruszyła i antyrama podskoczyła an siodełku zsuwajac się z niego... jako, ze rowerek ma 18" a ja 187 dugi lot nowego nabytku z siodełka w kierunku ramy obserwowałem z wrzaskiem na ustach... po tym nie wytryzmałem i zaliczyłem glebę w windzie... ludzie dookoła się rozstąpili a ja dziediałem na podłodze windy przez jakieś 5 minut w bezruchu... glebę zaliczyła więc szyba a potem moje morale... do tej pory nie zakupiłem nowej antyramy... Prawdą jest zatem, że najwięcej wypadkuw zdarza się najbliżej domu... czasami jak widać nawet w samym domu nei mozna się czuć bezpiecznie :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja kiedyś jechałem rowerem na rynku z kolegą i wiąząłem buta jadać. Nagle usłyszałem płacz dziecka z bliskiej odległości; reagujac na to (kątem oka widziałem ze coś jest) zahamowalem na maksa (kierownice trzymałem prawą ręką) no i na środku rynku leżałem... Jechałem z 5-7 km/h a to co było przede mną to ptaki... Akurat był ślub cywilny znajomych rodziców i co? Nagrałem się... Do tego, żeby nie było mało było pełno znajomych w okolicy i tylko słyszałem jak wolali... Ale i tak jeżeli chodzi o dzieci, to bez zastanowienia homowac (lepiej nie przednim na maksa ;-)

A teraz tylko o koledze wspomnę, wybrałem się z nim po dluższej (jego) przerwie rowerowej do lasu, żeby pokazać mu hopki w lesie... Jechaliśmy, gdy dojechaliśmy wjechałem przed niego, żeby mu pokazać z których skakać a z których nie. Ja ładnie skoczyłem (hopka z 40 cm) a on też chciał ale w ostatniej chwili się rozmyślił - w efekcie niestety na skok za póżno i zatrzymanie oraz ominięcie też. Przejechał z tą zredukowaną prędkością wylądował na przednim kole, spojrzał się na mnie na rower i powiedział KUR*A po czym dopiero poleciał dalej do przodu. Efekt był niesamowity!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

kilka dni temu wracałem do domu. Podjeżdzałem do skrzyzowania ścieżka rowerową. Był zakręt ok 90st... predkość wynosiła ok 2-3km/h, juz miałem wyciągnąć noge żeby sie podeprzeć jak wjechałem na obasz bardzo śliski... No i juz nie zdąyłem ani nogi wyciągnąć ani ręką sie podeprzeć.... w ułamku sekundy znalazłem sie na glebie obijająć sobie kolano i łokieć :/

W zyciu nie pomyślałem że można tak szybko zmienić pozycje ze stojącej na leżącą hehehe

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

moja najsmieszniejsza była w zeszłym roku w zime, staje sobie przed skrzyzowaniem gdzie było strasznie ślisko i podpieram sie nogą, ledwo dotknąłem zimei i juz leżałem na plecach, albo jak mi sie kiedys sznurówka owinęła wokół pedały, zatrzymałem sie i nic nie mogłem zrobic, tylko popatrzec na co upadne.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Raz mnie naszło jak jeszcze byłem w liceum na wyciągniecie z piwnicy mojego Pelikana. Pamietacię ten wspaniały rowerek. Miałem już wtedy ponad 180 wzrostu i musiałem komicznie wyglądac na tym rowerku. Zapomniałem też jak się nim hamuje. Rozpędziłem się z górki koło domu wypadam z zakrętu, a tu jacyś ludzie. To ja myśle hamować, no tak ale zapomniałem jak i zacisnołem przedni na maxa. Z uwagi że rowerek jest małych rozmiarów praktycznie zrobiłem salto w miejscu. Spadłem na plecy. Wyglądało to podobno przezabawnie :glare:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

jeśli najzabawniejsza to na dolince prędkość 4-6 km/h zagapiłem sie na helikopter na zdalne rower zboczył z drogi i pod kątem przednim kołem wpadł w rów obrociło kierownice wzdłuż rowu pociądneło mnie i otb na bark rower na mnie , wydawało sie jak by sie działo w zwolnionym tempie

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moja najsmielsza gleba była spontanem, z drogi był taki zeskok w jagby rów ale duzo dużo wiekszy no wiec pomyslałem zeskocze, ale w ostanitniej fazie zabrakło pewności i rozpędu i poleciałem przednim kołem w glebe najpierw mostek przdzwonił w mój brzuch i.... odrobine niżej potem poleciałem przez kiere i pocharatałem sobie łapska ale rower bez wiekszy strat tylko porysowane rogi i lekko wgniecione....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja wczoraj mialem taką akcje spoko że dojeżdzam juz do domciu zostało mi jakies 30 metrów ale bylo slisko jak cholera i dojeżdzam do furtki ucieszony że przez 2 h gleby nie było zsiadam z rowerqu wnoszę roweryk po schodach jestem jużna górrze a tu sie podknolem i do tyłu i po schodkach zjazd z rowerkiem ale na szczęsie nic mi sie nie stało :P i poleżałem tak sobei przez 15 minut bo ruszyć sie nei mogłem hehe :blink: to sięnazywa meic szczęście:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

no ciekawe czy ktoś mnie przebije?

jadąc rowerem postanowiłem poprawić siłę hamowania hamulca przedniego.

Zacząłem kręcić linką i dla sprawdzenia efektu mojej pracy (jadąc oczywiście dalej)

z całej siły zacisnąłem klamkę!!!

Nie wiem czy wcześniej jechałem za jakimś samochodem na gaz, czy nawdychałem

się czegoś innego ale przyznajcie że trzeba mieć talent żeby zrobić coś takiego.

Ps

naszczęście miałem tylko dłoń fioletową ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...