Skocz do zawartości

leon7877

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    782
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez leon7877

  1. To jest proste. Wożą ze sobą bidony, demonstracyjnie pociągając z nich raz po raz, ubierają się w kolorowe obcisłe gacie z różnymi napisami. Żrą batoniki wysokobiałkowe. Lans bauns, fanaberie Nie ma żadnej, powtarzam absolutnie żadnej potrzeby żeby cokolwiek "podjadać w trakcie". Tak samo z bidonami i piciem.
  2. Mi wystarcza woda kokosowa, żadnych izotoników nigdy nie piłem.
  3. Jeżdżę maksymalnie 3 do 5 godzin po asfalcie, nie spożywam ani nie piję nic w trakcie. Ani nie odpoczywam, nie licząc tego że nie kręcę non stop (bo czasem jadę tylko z rozpędu). Nigdy ze sobą nie zabieram nic do jedzenia ani nie posiadam żadnego bidonu na picie. Gdy jest upalnie, nie jeżdżę dłużej niż godzina do 2 godzin.
  4. Ja codziennie wykonuję krótki (około 30-40 minut) i intensywny trening na czczo, a od razu po nim śniadanie, a w praktyce jest do dojazd do pracy rowerem (około 15 km). Śniadanie pełnowartościowe (kasza, ser biały, kefir naturalny, warzywa surowe, awokado), po śniadaniu porcja owoców (jabłka/banany/kiwi/śliwki). Śniadanie przed treningiem się nie sprawdza, mam mniej energii i ciężej jest ogólnie. Jeśli chodzi o dłuższe trasy (powiedzmy 2-3 godziny), to już nie na czczo, ale powiedzmy godzina - dwie po śniadaniu, nigdy żadnego prowiantu ze sobą nie zabieram bo do niczego go nie potrzebuję. Wystarczy obiad po powrocie, najlepiej coś lekkostrawnego. Czy trening na czczo ma sens? To zalezy, tutaj jest to nieźle opisane: https://fit.poradnikzdrowie.pl/diety-i-zywienie/odchudzanie/trening-na-czczo-czy-pomaga-szybciej-schudnac-jakie-daje-efekty-aa-pLWc-iJrD-FiNn.html w skrócie, jesli chcesz pompować mięśnie to nie, w innych przypadkach generalnie tak, byle nie za długo.
  5. Tak po prawdzie ta nawigacją w 618, tak jak i mapy nie nadają się do niczego. To urządzenie sprawdza się tylko do zapisywania śladu
  6. Nie wnikałem zbytnio czym różni się 520 od 618. Najbardziej mnie interesowało, czy w 620 poprawili problemy z 618, o których wspomniałem. A patrzę, że jest już 630. Nie wiem jak do tego się ma BSC200, chyba jest porównywalny do IGS618
  7. To ciekawe co mówisz, wydaje mi się ze mój nie zaniża ale zwrócę na to uwagę. Może jednak coś poprawili już w 618
  8. Hmm, nie zauważyłem zaniżania prędkości ani dystansu w IGS618. Może to, o czym piszesz wynika z tego, że nie od razu wzbudza się po pauzie, jest chyba jakiś poślizg - kilka sekund. A jak ruszasz z miejsca, to chyba jest to 30 sekund zanim zacznie automatycznie nowy trening, chyba że włączysz szybciej. Dystansu raczej mi nie zaniżył, bo jest w zasadzie tyle samo, co z gps-a telefonu. Nie wiem za to, czy jest możliwość pauzy na żądanie - chyba nie, co jest też wkurzające. Bo gdyby nie to, to np idąc do sklepu i zostawiając rower, wziąłbym go do kieszeni (żeby nie zostawiać na wierzchu na zewnątrz), ale nie mogę bo się wybudzi jak będę chodzić po sklepie i zaliczy to jako trwający trening. Więc albo trzeba go jednak zosawić bez ruchu, albo zakończyć trening i potem zacząć nowy
  9. No widzę, że przynajmniej GPS powinien być lepszy, bo mój obsługuje np tylko GPS i Glonass. Ale na GPS zbytnio narzekać nie mogę akurat, łapie fixa zwykle w około 10 sekund i śledzi dość dokładnie, raczej nie zdarza się żeby po drodze zgubił zasięg.
  10. Chyba oba to niższe modele (chociaż, bsc200 może nie?). A zwróciłeś uwagę, czy termometr pokazuje prawdziwą temperaturę, czy zaniża o 3 stopnie jak u mnie? Niby to mniej ważne, a jednak drażni mnie. Czytałem opinie o IGS520 i ludzie pisali, że tak samo termometr zaniża temperaturę. To, co mnie jeszcze wkurza to że MapMyFitness ma jakieś problemy z plikami .fit z tego licznika. Niby to format Garmina, z Garmin Connect działa prawidłowo. Ale z MapMyFitness nie, niby importuje ale nie widać nic oprócz trasy (brak tętna, kadencji, prędkości itd). Z drugiej strony, MapMyFitness działa prawidłowo ze sprzętem Garmina więc nie wiem o co chodzi.
  11. A moim zdaniem mroczki przed oczami to niepokojący objaw, wskazujący na problemy. Nigdy nie powinno to wystąpić, możesz co najwyżej stracić siły, stracić oddech ale żadne mroczki przed oczami czy zaburzenia świadomości nie powinny wystąpić. Nie wiem też, jakie są warunki wystąpienia bólu mięśni, nigdy tego nie doświadczyłem. Prędzej już problem z dotlenieniem masy mięśniowej, ale żeby tak zmęczyć np mięśnie nóg żeby potem mnie bolały - tego nie jestem w stanie zrobić. Co najwyżej, nie będzie już siły (miękkie nogi) i będę mógł cisnąć powiedzmy na 30 - 50% możliwości.
  12. 3 do 5 minut z prędkością 45 km/h gdy nie ma wiatru to nie jest żaden wyczyn. Poza tym, mowa o utrzymaniu tej prędkości przez ten czas, a nie pedałowaniu przez 5 minut z pełną mocą. Jak wiadomo, rower potrafi jechać z rozpędu, jeśli się rozpędzisz do ponad 45 km/h, masz w miarę dobre opony z niskimi oporami toczenia, dobrą nawierzchnię i nie ma wiatru to prędkość nie spada tak szybko. Nie wspominam już o przypadku, gdy mocny wiatr wieje w plecy, bo wtedy się jedzie jak z turbo doładowaniem albo wspomaganiem elektrycznym (choć tu nie do końca, bo zwykle wspomaganie elektryczne odcina przy 30 km/h, chyba że odblokujesz pełną moc). I tu znów działa większa masa - większa masa to większa bezwładność, czyli trudniej się rozpędzić, ale i trudniej zatrzymać. Dlatego wspomniałem, że byłbym gorszy na podjazdach, pod górkę, pod wiatr a szybszy na równym/z wiatrem/z górki i widząc jak jeżdżą inni, to się sprawdza. Mając zawodnika o sylwetce kolarza, nie mam szans na stromym i długim podjeździe, ale z dobrej górki albo z wiatrem albo jak równy z równym, albo szybciej no chyba że zawodnik ma typowo szosowy rower z oponami grubości palca. P.S. Nie bawię się w żadne mierzenie mocy, aż aż tak zafiksowany nie jestem. P.S.2 proszę darować sobie trollowanie, mogę tylko znów napisać to samo: według kodeksu drogowego, rowerzysta ma obowiązek poruszać się po DDR i nie ma żadnego innego „jak Bóg przykazał”, chyba że w waszej wyobraźni. Na DDR teoretycznie obowiązuje takie samo ograniczenie prędkości, jak na wszystkich drogach w terenie zabudowanym.
  13. Można odświeżyć wątek, bo trochę bzdur tu jednak napisano. Tętno, zwłaszcza podczas intensywnego wysiłku to sprawa indywidualna. Porównywanie się do kogoś nie ma żadnego sensu. Wszystkie „wzory” typu 220-wiek można sobie włożyć między bajki. Jedyna prawda jest taka, że maksymalne tętno, wraz z wydolnością obniżają się z wiekiem, ale sens ma porównywanie sie tylko z samym sobą sprzed lat, a nie z kimś innym starszym/młodszym. Dokładność mierzenia tętna pulsometrem na nadgarstku jest średnia. Sam często widzę, że brak mi tchu, serce wali jak szalone a pulsometr pokazuje w tym czasie tętno 90, bo się przesunął akurat. Czasem, a nawet przeważnie pokazuje dobrze, a czasem nie. Najczęściej jednak zaniża wynik. Tylko kilka razy zdarzył mi się dziwnie wysoki pomiar.
  14. Żeby robić progress nie trzeba żadnego trenera, trzeba tylko dużo jeździć przez cały rok (a nie tylko w sezonie) i systematycznie. Dodatkowo kwestia, które mają znaczenie: - jaki konkretnie rower, jaki rozmiar kół, czy wielkość ramy dopasowana do wzrostu - ile ważysz - jakie opony Ja ważę ponad 100, jeżdżę około ~7.5 tys km rocznie, a minimalny dzienny dystans to przynajmniej 35-40 km. Systematycznie, dni w ciągu roku gdy w ogóle nie jeździłem można policzyć na palcach jednej (no, może 2) rąk. Chyba że zimą nawierzchnia jest nieprzejezdna, ale to są raczej przerwy liczone w dniach, max 2 tygodnie bo śniegu mamy mało ostatnimi czasy. Średnia prędkość na dystansie powiedzmy 15 km do pracy to zwykle pomiędzy 22 a 27 (zależy od wiatru), a tylko w jakichś naprawdę ekstremalnych przypadkach gdy wyjątkowo mocno wieje, spada nieco poniżej 20 km/h. Na prostej drodze (ani z górki, ani pod górkę), gdy nie ma wiatru i mam dobry dzień to jestem w stanie spokojnie rozpędzić się do 45-48 km\h i jechać tak przez około 3-5 minut, potem muszę już trochę odpuścić, ale mogę wtedy przez dłuższy czas utrzymać przynajmniej 30-35. To już wystarcza żeby być w czołówce typowych użytkowników DDR w mieście, jeśli ktoś jest lepszy to raczej ktoś trenujący zawodowo i mający typowo szosowy rower. Statystycznie, patrząc na to jakich rowerzystów spotykam na drodze, bedzie to 1-2 osoby na 10. Nie suplementuję niczego, zdrowo się odżywiam (dużo nabiału, warzyw, mięso tylko chude gotowane na parze), a przed każdym treningiem shot z kreatyny (dokładnie to: https://www.activlab.pl/pl/p/Crea-Shot-2.0/1377) ale nie jestem w stanie stwierdzić z całą pewnością czy to coś pomaga naprawdę, czy nie, być może nie. Chociaż faktem jest, że kreatyna/bet-alanina i inne składniki mają jakieś udowodnione działanie, a dodatkowo są tam witaminy, elektrolity i mikroelementy. Chyba nigdy mi się nie zdarzyły żadne skurcze, czy bóle mięśni, blokada to tylko brak tchu albo ogólne zmęczenie gdy po prostu nie chce się już cisnąć. Tak btw, nie jeżdżę z kimś, a zawsze sam. Nie wydaje mi się, że mógłbym się dopasować do innych, bo z racji masy byłbym wolniejszy na podjazdach, a szybszy na zjazdach od kogoś, kto waży powiedzmy 70 kg. W ogóle zresztą jestem indywidualistą raczej.
  15. Jakie macie opinie na temat gps-ów igpsport? Mam IGS 618 i o ile sam licznik spoko (gps łapie błyskawicznie i śledzi dokładnie, bateria trzyma około 4-5 godzin), to już aplikacja na telefon tragiczna - ma tam łączyć się niby z licznikiem przez bluetooth i synchronizować treningi, co praktycznie w ogóle nie działa - może 1 raz na 10 się uda w ogóle połączyć. No, może jeszcze to że termometr w urządzeniu zaniża temperaturą o 3 stopnie. Więc sam licznik ok jest zwłaszcza jak na swoją cenę, ale treningi trzeba wrzucać prze kabel na komputerze (można wrzucić nawet do garmin connect, urządzenie generuje pliki w garminowym formacie .fit). Widzę, że są nowsze modele już niż 618, może ktoś ma i się wypowie czy rozwiązali powyższe problemy?
  16. Temat dotyczy tego, co cię wkurza. No to ja powiem, tak wkurze mnie gdy ktoś zajeżdża mi drogę. Wkurza mnie gdy ktoś na mnie jedzie. Jeżeli każdy trzymałby się swojego pasa ruchu to nie byłoby problemu. Problem się zaczyna, gdy ktoś zaczyna wykonywać nieprzewidywalne manewry, albo zajmować całą szerokość, jeszcze mając słuchawki na uszach i nie słysząc nawet dzwonka z tyłu. Przełóż to na sytuację na ulicy albo drodze ekspresowej. Co by było, gdyby 2 samochody zaczęły jechać obok siebie zajmując 2 pasy w 2 kierunkach, najlepiej z prędkością 30 km/h na ekspresówce. To jest mniej więcej to samo. Alby gdyby na jezdnię zaczęły wyłazić madki z wózkami bo tam równy asfalt i wygodniej pchać wózek. Nie bez powodu oddzielnie wytyczony jest pas rowerowy, a oddzielnie chodnik. Jest to po to, żeby piesi korzystali z chodnika i nie utrudniali ruchu rowerzystom. A zasady na drogach rowerowych są podobne do zasad na drogach dla samochodów. Może i na drogach rowerowych jest mniejszy ruch i mniejsze są prędkości rowerzystów, ale ciągle prędkość rowerzysty jest nieporówywalnie wyższa niż prędkość pieszego i jedni jeżdżą szybciej od innych. Więc zasady powinny obowiązywać, to jest jezdnia z ruchem prawostronnym i nie jest to chodnik.
  17. Jaki ma sens „chwalenie się” prędkością chwilową? I to pewnie jeszcze z górki i z wiatrem? Ja w ten sposób „dobiję” pewnie do 55-60 km/h, z moją masą i na takim rowerze. Bez jakiejś większej spiny i ciśnięcia na wynik wygląda to mniej więcej podobnie jak tu: I te maksymalne tętno to nie było bynajmniej tam, gdzie maksymalna prędkość, a raczej na ciężkim podjeździe pod wiatr.
  18. Mnie zawsze wkurzają inni rowerzyści, bo to zawsze jest bydło. Na szczęście juz niedługo „koniec sezonu” więc bydło wróci przed telewizory, pasy rowerowe w miastach będą puste i będzie lepiej, no może oprób biegaczy co im sie myli pas rowerowy z bieżnią, ale tych jest mało. Wreszcie skończy sie zajeżdżanie drogi, jeżdżenie całą szerokością ściezki obok siebie w ślimaczym tempie 15 km/h, 5 -latki z madkami na hulajnogach i małych rowerach wykonujące nieskoordynowane, losowe ruchy na całej szerokości, rolkarze bujający się po całej szerokości ścieżki, ze słuchawkami na uszach tak żeby przypadkiem nie usłyszeć dzwonka. Wystarczy że temperatura spadnie tak poniżej +10 i 95% bydła schowa sie już w domach. Tak od połowy października jest zwykle już całkiem spoko. Póki co trzeba wybierać trasy jak najbardziej oddalone od centrum miasta, przy obwodnicach, tam stężęnie bydła jest najmniejsze, bo nikt tam nie mieszka a oni zbyt daleko sie nie przemieszczają. Oprócz tego, przynajmniej w moim mieście ktoś postanowił uparcie rozbijać butelki na pasach rowerowych. Gdzie sie nie ruszyć, a zwłaszcza w kilku konkretnych lokalizacjach, zawsze jest pełno szkła z robitych butelek po piwie albo po wódce. Gdy tylko ktoś to posprząta (a raczej nikt nie sprząta), to za chwilę znów jest rozbite szkło. No ale to też uspokaja sie „po sezonie” jak zimno to nie chce sie wychodzić z domu i iść na pas rowerowy tłuc butelek, można chlać w domu i w domu tłuc butelki, np o ścianę albo gdzieś pod domem na osiedlu.
  19. No to jak żyć, w czym jeździć? Ja jeżdżę w ogóle w byle czym, nigdy nie zwracam na to uwagi, a jeżdżę i po 5 godzin bez odpoczynku. Jak żyć? Po tym gdy odkryłem ten wątek już wiem, że od 10 lat wszystko robię źle. No bo zawsze lałem na te parametry o których tu mowa jak oddychalność, warstwy odpowiednie na odpowiednią temperaturę, inne na +5 a inne na +10, nie czytałem o parametrach odzieży i typach tkanin, jestem całkiem zielony. Zawsze tylko wkładałem jedną i tą samą bluzę, dość przewiewną i w drogę. Widzę że to błąd. Magia tkanin technicznych, to jest to czego mi trzeba.
  20. Ja zawsze jeżdżę w przewiewnych, cienkich spodniach (z Decathlonu) i tak samo przewiewnej bluzie (z 4f, z przeznaczeniem oryginalnie do biegania na temperaturę +15). Gdy jest na minusie, to staram się ograniczyć długość do max pól godziny - 40 minut, lub ubieram się grubiej (ale tylko na górze, pod bluzę np t-shirt) + lepsze rękawice bo inaczej po około pól godzinie skóra z przodu zaczyna nieprzyjemnie piec. Ale wtedy raczej nie przekraczam godziny, bo i taka odzież przestaje wystarczać. W zasadzie w temperaturze w zakresie 0-5 stopni odczuwanie zimna mam podobne (czyli żadne), jak przy +15-20 z tą różnicą że w niższych temperaturach absoultne zero pocenia się. Choćby było najbardziej zimno, nigdy nie udało mi się zmarznąć w ruchu, podczas treningu. Ani też po zatrzymaniu się, żebym zaczął marznąć nawet w takim cienkim stroju musi minąć przynajmniej 15 minut. Najłatwiej odczuć zimno, gdy np po intensywnej jeździę wchodze do ciepłego pomieszczenia (np do sklepu), wewnątrz już się spocę i potem znów wsiadam na rower - wtedy trzeba z 10 minut intensywnej jazdy żeby znów przestać odczuwać zimno. Nie potrzebuję żadnej odzieży terminczej, rozważałbym taką gdybym miał jeździć naprawdę długo (powiedzmy po kilka godzin) w temperaturach rzędu -10 i niższych, ale nie z powodu takiego, że zmarznę, tylko z powodu ryzyka odmrożenia skóry pod ubraniem, zwłaszcza przy większym wietrze.
  21. Oho. Widzę że poziom dyskusji leci w dół, niektórych zabolało, oj zabolało 😀 Czyli tak podsumowując: - znaczna część piszących w tym wątku to trolle - padł jeden tylko sensowny argument: gdy jeździ się w takich warunkach i z takimi oponami, że warstwa błota i gliny pomiędzy kołem, a błotnikiem całkiem uniemożliwi jazdę. Wtedy faktycznie (być może) lepiej by całkiem zrezygnować z błotników No i właśnie o tym mówiłem, że takich naprawdę pełnych, długich błotników nie idzie prawie kupić. Dlatego, że większość uparła się, że błotniki to zły wynalazek, lepiej jeździć bez. Więc nie produkuje się takich, po prostu. No albo dopiero wyjechał z domu i nie zdążył się ubrudzić. Ja jeżdżę głównie po asfalcie, opony wąskie. Błotniki pomagają dużo, a ponieważ sypie tylko luźnym piaskiem, dość łatwo to potem wyczyścić - można nawet na sucho, jak wszystko dokładnie wyschnie wystarczy twardy pędzel i cały piasek się obsypie. Gorzej, jak ktoś jeździ po glinie - wtedy bez mycia się nie obejdzie.
  22. Dla części pewnie jest. Zwykle dla tych samych, którzy preferują siedzenie na kanapie i objadanie się fast foodami, a przemieszczają się w swoim życiu tylko do kibla i z powrotem (ewentualnie do samochodu i z powrotem). Tylko co jest bardziej żałosne tak obiektywnie? A długoterminowo, kto bardziej sobie szkodzi? W takich przypadkach warto przyłożyć obiektywną miarę do wszystkiego, jeśli takowa istnieje, a nie opierać sie na odczuciach. Obiektywnie rzecz biorąc, człowiek nie jest z cukru. Aktywność nawet w czasie deszczu poprawia kondycję i odporność.
  23. Nie bardzo rozumiem, w czym mam przyznać rację? Że lepiej jak błoto chlapie na plecy i napęd, niż jak nie chlapie? Mam przyznać rację? Nie mogę, bo się z tym nie zgadzam. Moim zdaniem lepiej jak nie chlapie 😀 Mogę przyznać rację, że niektórzy wolą jak chlapie, tzn lans jest ważniejszy od tego, żeby błoto nie chlapało. Ale też nie odbierajcie mi prawa do oceny takiej postawy, która delikatnie mówiąc, nie jest dobra. W zasadzie mogłoby mnie to w ogóle nic nie obchodzić, ale takie podejście powoduje problemy polegające na tym, że np każdy nowy rower (oprócz miejskich) jest pozbawiony błotników a po drugie już dziś prawie nie idzie kupić pełnych błotników. Bo większość uparła się, w imię swoich fantazji, że błotniki niepotrzebne, a wiadomo że popyt generuje podaż. Czyli pośrednio, jestem zmuszany do tego, żeby ochlapywać sobie plecy błotem, tylko patrzeć jak producenci rowerów zrezygnują z mocowań na błotniki, bo po co błotniki przecież.
  24. Przesadzasz kolego. Po prostu ludzie tak mają, że nietypowe zjawisko wzbudza zaciekawienie. Np gdyby ktoś powiedzmy taczał się w błocie w przydrożnym rowie, to też mogłby to wzbudzać zdziwienie. Chlapanie błotem sobie w twarz dlatego, że błotniki są „dziaderskie” też może wzbudzać zaciekawienie i zdziwienie, tzn co kieruje takim człowiekiem, że specjalnie, celowo chlapie sobie błotem w twarz 😀 To nie jest kwestia, czy ktoś cos lubi u innych czy nie.
  25. Jestem zbyt leniwy na to. Wolę kasować na zjazdach, a na podjazdach oszczędzać siły. Kopanie się z koniem to słaby pomysł, gdy mam w planie ponad 100 km a jestem na początku trasy. No ale jak widzę, że ktoś staje na pedałach próbując docisnąć, to wiem że forma kiepściutka jest.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...