Jak dla mnie te nowe stawki są absurdalne. Nie chodzi o to że jeżdżenie rowerem po alkoholu jest ok, ale w porównaniu do kar dla kierowców ich poziom jest szokująco zawyżony. Wystarczy porównać dwa przykłady:
Przykład 1. Idę po pracy do pubu i wypijam dwa piwa. Mam 0,6 promila. Wracam wydzieloną ścieżką rowerową do domu.
Poziom zagrożenia dla innych: żaden, w zasadzie ryzykuję głównie rozbiciem sobie samemu głowy. Mam 0,005% szansy na zabicie kogoś po drodze.
Kara: 2 500 zł, bezwarunkowo!
Przykład 2. W środku miasta, na lokalnej drodze z ograniczeniem do 50 km/h rozpędzam dwie tony stali ze znaczkiem BMW do 120 km/h, bo po prostu lubię zap*****ć. Przekraczam dopuszczalną prędkość o 70 km/h.
Poziom zagrożenia dla innych: ginie każdy kto znajdzie się na 100-metrowej drodze hamowania mojego klekota. O ile w ogóle zacznę hamować przed zderzeniem.
Kara: 2 000 zł!!!
Podsumowując, ustawodawca uważa że podpity rowerzysta z przykładu 1. jest większym zagrożeniem niż pirat drogowy z przykładu 2. Takie są po prostu fakty. To jest plucie w twarz rowerzystom, ale widzę że niektórzy w wątku jeszcze się cieszą i klaszczą, że bardzo to z sensem i po co ten alkohol w ogóle pić.