Skocz do zawartości

[wypadki]Czy połamaliście się kiedyś na rowerze?


Bender

Rekomendowane odpowiedzi

Mój pierwszy rowerek, piękny, błękitny składaczek. Ja lat ok 6, świeżo nauczona pięknej sztuki jazdy na jednośladzie, pomykając z mamą od cioci do domu babci na wsi z niewiadomego (nawet dla mnie) powodu wjechałam z artyzmem do rowu. Efekt - złamany obojczyk i ręka. I na razie to wszystko :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Na rowerku to sobie najwyżej kolano rozwaliłem, ale kiedyś się wywaliłem i strasznie bolał mnie nadgarstek. Nie chciało mi się iść do lekarza. Efekt? Wszystko do dzisiaj działa, ale że dziwnie wystaje mi jedna kość :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja połamałem kask zębatkę i strzelił mi łańcuch to z rzeczy które połamałem na rowerze a poza tym to jeszcze do tego wszystkiego złamałem rękę tzn. pękła mi kość w nadgarstku 10 dni nosiłem szynę ;/

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...
  • 1 miesiąc temu...

To jakaś licytacja z cyklu "a ja...."?

A ja leżałem 2 tyg. na intensywnej terapii, mialem pękniętą podstawę czaszki, uderzylem w samochod przy predkości około 50 (na tej prostej kończą mi się biegi). Samochód "nie zdążył" przejechać przede mna skrzyżowania, wymuszając pierwszeństwo. Dla mnie to wygladalo jakby idealnie wycelował. Nie mialem najmniejszych szans, nie zdazylem nawet pomyśleć, że własnie wjeżdżam mu w drzwi. Gdyby ta pani (kierowcą była kobieta) nie wsadzila mnie natychmiast do samochodu i nie zawiozla do szpitala, to bym nie żył, bo karetka moglaby nie zdarzyć, krew poszla mi uszami i ogolnie bylo nieciekawie, choc bylem w takim szoku, ze to wszystko bylo jak jakis film. Ogólnie nie polecam, do kierowców mam zasadę potrójnego niezaufania i zatrzymuje sie w kazdej niepewnej sytuacji, malo mnie interesuje, ze wychodze na czasem na frajera co nie zna przepisow (mam prawo jazdy od 9 lat), nie mowiac o tym, ze jezdzę głownie po lesie, oraz bardzo czesto goralem po chodniku.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja złamałem prawą rękę. Mały byłem, jakieś 11lat może? To było w ostatni dzień wakacji jechał z kuzynem do sklepu rowerowego! po stopkę bodajże i przy prędkości ok. 20km/h wpadłem jakoś w poślizg - jezdnia była pokryta piachem no i upadłem i złamałem rękę. Na szczęście nic powaznego wtedy i w ogóle mi się nie stało. Choć raz miasiąc miałem z głowy jazdy na rowerze i innych czynności. Było po deszczu. Ścieżka rowerowa biegła przez park, a więc na drodze mokro, liście i piach. W pewnym miejscu jest taki zjazd jednocześnie z zakrętem w lewo. No więc rozpędziłem się tam. Niestety podcięło mi tylne koło i przejechałem lewą ręką kilka metrów po asfalcie. Efekt? Ręka jakby ponacinana nożem w kilkumilimetrowych odstępach od dłoni do łokcia. Bolało. Potem niechciało się goić przez miesiąc, a teraz mam taką ciekawą bliznę :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No to opowiem o szczycie pecha na rowerze. Kilka lat temu- chyba koniec podstawówki, miałem na rowerq ciężką lampę- na 2 największe paluszki. jechałem z kolegą po szutrówce, tuż koło domu, wjechałem w dziurę może 15cm głębokości- lampka się wyczepiła i niby z katapulty wystrzeliła mi prosto w nos. Efekt- 5 czy 6 raz złamanie, zalałem się krwią i z jeżdżenia już nici. Potem już była plastyka więc jakoś już wyglądam do ludzi, mimo ok 8- krotnego złamania nosa. Od tej pory mam shizę na punkcie lampek, i jeśli już jest większa, jest dodatkowo zabezpieczona choćby recepturką.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...
  • 2 tygodnie później...

Niecałe trzy tygodnie temu połamałem się przy prędkości 70km/h.

Zjeżdżałem asfaltową drogą , źle oceniłem zakręt przede mną i wyleciałem z trasy.

Na szczęście upadłem na ściółkę i trafiłem na miejsce w którym akurat nie było drzew.

 

Wynik to pęknięty kask w miejscu skroni, koła do kasacji i złamany obojczyk. :woot:

 

Lekarze mówili, że miałem dużo szczęścia.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

Wiecie panowie... mi też się wydawało, że się nie połamię i miałem takie nadzieje...

2 tygodnie temu, zjeżdżając asfaltem w niewielkiej miejscowości doszło do mojej pierwszej poważnej kraksy. Była to droga z ograniczeniem do 50km/h, a ja miałem 52. Droga bez skrzyżowań, zakręt w lewo zarośnięty krzakami, że nie można było przewidzieć czy coś jedzie w przeciwnym kierunku. Nikt z nas głupi nie jest... Obrałem optymalną drogę do prędkości, oczywiście nie zjeżdżając bliżej niż około 1,5m do środka jezdni. Z zakrętu pojawiło mi się Clio z roku około 91-92. Wyjechał nieco za szeroko i ... zrobiłem tylko małą korektę w prawo. Niestety dla mnie ta korekta nie była szczęśliwa tak do końca. Odbiłem się od podjazdu na krawężnik i walnąłem orła w ogrodzenie żelbet pod kątem prostym. Kierowca pojechał dalej....

Na moje szczęście orzełek okazał się lepszy ... Ogrodzenie wysokości około 1m, a za nim około 1 m niżej z betonową nawierznią. Robiąc fikoła zostałem plecami na ogrodzeniu, a rower poleciał jak latawiec na prywatną posesję. Ktoś mi powiedział "trzeba było walić w auto" ale ja bym tego nie chciał przeżyć...

Kasku nie miałem tym razem... Skończyło się na złamanej łopatce, wyrwanym obojczyku i ogólnych potłuczeniach biodra, nogi i obtarcia głowy.

Z miejsca wypadku dojechałem około 15km o własnych siłach na pogotowie.

Teraz jestem usztywniony...

Mam nadzieję, że na zimę zacznę już jeździć, ale co do tego to nie mam pewności.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...