Niedawno jak zjeżdżałem singielkiem wjechałem w takie rozrośnięte krzaczory. Skończyło się na podrapanej ręce. Ale jakoś się nie wkurzyłem za bardzo. Dzisiaj jak tamtędy jechałem to się zatrzymałem w tym miejscu i wszystkie krzaczory poodginałem na bok, żeby dało się jakoś normalnie przejechać
Dzisiaj sobie jechałem ścieżką nad rzeką. Kilkanaście m dalej DDR, ale prowadzący do rynku, a ścieżka prowadzi w inne rejony. Ja jechałem w inne rejony, wiec jechałem ścieżką. No i idzie jakaś babina z pieskiem z naprzeciwka. Ominąłem ją szerokim łukiem, a ta pokazuje ręką i wypala: "Tam jest ścieżka rowerowa". Normalnie mnie zatkało.