Mam pecha do Worka Raczańskiego - przy ostatniej wizycie jakieś dwa lata temu prawie złamałem nogę o jakiś podstępny pniak na singlowej części zielonego szlaku z Przegibka do Rycerki (swoją drogą polecam ten singielek, najeżony kamieniami i korzeniami aż miło.)
Dzisiaj z kolei na czerwonym gdzieś w okolicy Małej Raczy przednie koło postanowiło się poślizgnąć na skośnym korzeniu, w efekcie hamowałem twarzą. Byłem pewien, że będę wypluwał zęby, na szczęscie skończylo się na obitej i pokrwawionej gębie, zdartym łokciu i piszczelu oraz obolałym palcu lewej dłoni. Prawe kolano, którym też srogo zaryłem wybronił ochraniacz. Reszta trasy została przejechana w tempie emeryckim...