Skocz do zawartości

Brombosz

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    2 839
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    4

Zawartość dodana przez Brombosz

  1. @sznib Przy dużym skoku i odpowiednio ustawionym zawieszeniu ciężko o dobrego BH. Skacz zawsze nad "czymś" to się szybciej ze starych nawyków wyleczysz i bedziesz miał jakiś wyznacznik postępu.
  2. Opcje są dwie. Albo jest to początek fundamentów pod przyszłą propagandę, w której pewnie się stwierdzi, że smogu w Polsce nigdy nie było, albo jest to (możliwe, że szczere) twierdzenie pojedynczej, oderwanej od rzeczywistości jednostki... Tak czy inaczej, dinozaurów do których rzucano kamieniami jeszcze nie przebiło. ;)
  3. Takie tam... akrobacje. https://www.liveleak.com/view?t=9yGuz_1613648181
  4. Sprawdzić warto. Jeżeli to nie to, to tylko się cieszyć. Tez się długo zastanawiałem co to może być i dopiero jak chwyciłem za główkę ramy to wyczulem minimalny luz na amorze... Inna sprawa, że mając już zastępcę trochę go zaniedbałem z serwisem. Pacjent Auron 2017.
  5. Złap za główkę ramy i sprawdź czy nie ma już luzów w pionie.
  6. To ewidentnie mamy inne zdanie w tym temacie. Czy to się przydaje czy nie, mi nie przeszkadza absolutnie nic, a wzorować się na Niemczech, Szwajcarii czy Danii nie potrzebuję, bo uważam, że obcokrajowcy mogą man takich zwyczajów co najwyżej zazdrościć. Z tym jest tak samo jak z klaskaniem w samolocie. Niby bezsensowne, bo pilot i tak musi wykonać robotę za którą mu płacą, ale jednak uznawane za fajne i doceniane.
  7. @wkg To nie do końca jest tak... Mi ani jako pieszemu nie jest ciężko machnąć ręką, ani jako kierowca nie mam oporów aby kogoś przepuścić. Takie małe gesty w niczym nie przeszkadzają, a potrafią nieźle poprawić komunikację. Czasami zdarzy się, że pieszy, który dopiero dochodzi do przejścia, połapie się że hamuje dla niego, kiwnie czy coś i od razu sytuacja staje się wyraźniejsza. Ja wiem czego się spodziewać, a tamten z kolei ma nieco więcej czasu żeby się bardziej rozejrzeć.
  8. No nie wiem. Kiedyś się zgubiłem, był chaszczing i wyłoniłem się z zarośli prosto pod czyjąś muszkę. Szczęście, że trafiłem na trzeźwego, który nie załadował na ślepo przez liście.
  9. @Kemusi No bo to nie na j..ebajkach się robi masę.
  10. @Kemusi Podobno efekt jest ważny, a nie metody.
  11. Gdy estetyka może kosztować kilka zębów to schodzi raczej na dalszy plan... a, że są tu tacy co gravelem lecą czarne trasy, to może kogoś zainspiruje. Edit: Żeby nie było to sam kiedyś nad czymś podobnym myślałem, ale nie wymyśliłem nic lepszego od torowej kierownicy z hamulcami zamontowanymi odwrotnie, na neutralnym "pomiedzy"... Było tak sobie. W terenie trudno, na równym bezużytecznie. ...a tak poza tym to troche Afryki :
  12. Jakby to miało klamki jeszcze przy gripach, to w jakimś "gravelu enduro" nawet byłoby sensowne. :)
  13. Ponad sto lat w plecy... Silnik trzeba inny i zaczynają od nowa.
  14. No i tak to wygląda. Było sprytne cięcie i stery zmieniły kolor na czarny. PS. Poniżej przykład "newsa" jakimi ostatnio karmi mnie google. https://tvn24.pl/bialystok/hrubieszow-nocny-skok-na-pietruszke-4722390
  15. Nie trzeba żadnych patentów bo Fox takie rzeczy robi. Trzeba tylko poszukać bo nie wszędzie dostępne.
  16. Wymyślacie koło na nowo. ;) W 1964r już takie wynalazki były.
  17. Jak już zacząłeś to dokończ. Usłyszała kilka ciepłych słów czy był crash test?
  18. No i ewidentnie go to wkurzyło... co tu roztrząsać?
  19. Wiesz... wszystkie kwestie związane z metabolizowaniem pokarmu, przy takich czy innych wysiłkach, są tak obszerne, że niemożliwością jest opisanie wszystkiego na forum bo trwałoby to latami. To koniecznie trzeba wziąć pod uwagę, zarówno podczas czytania cudzych konkluzji, jak i pisania swoich, z prostego powodu... W ludzkim organizmie w jednym momencie zachodzi tyle różnych procesów, na które wpływa tyle różnych związków chemicznych, które zawierają w sobie tyle różnych, wzajemnych zależności, że nie jest możliwe ani poukładanie tego w jakiejś chronologii, ani wyłuskanie i odseparowanie poszczególnych kwestii, tak aby sens zachowały wszystkie, bo zawsze jakiejś informacji będzie brakowało. Jeżeli zdecydujesz się swoją wypowiedź o tą informację rozbudować, to zaraz okazuje się, że trzeba dodać kilka kolejnych, bo przecież nie możesz zostawić swojego rozmówcy, jedynie ze strzępkiem twoich myśli. On nie jest ani jasnowidzem, ani osobą podobnie zorientowaną w temacie, a jeżeli tak by było, to przecież wymiana zdań byłaby bezcelowa... Bo po co, skoro obie strony wszystko wiedzą, rozumieją i we wszystkim się zgadzają? Żeby jeden wiedział o czym pisze drugi i odwrotnie, trzeba sprawę postawić jasno. Skoro omawiany jest glikogen i jego funkcje, to dyskutujemy o glikogenie i jego funkcjach... Zauważ, że jak tylko wspomniałeś o ATP, to z w miarę rzetelnego i obszernego opisu, zrobił się skrawek informacji, w którym zaraz brakowało całej gamy pojęć i kolejnych zależności. W efekcie zamiast zbliżać się do zrozumienia co druga osoba ma na myśli, zaczynamy albo się w tym gubić, albo samemu sobie dopowiadać niekoniecznie to o czym mógł pomyśleć ten drugi. Dodaj do tego chociaż jeden błąd w nazewnictwie, obojętnie po której stronie, a zaraz okazuje się, że ja tobie o świni, a ty mi o grzmotach, gdzie temat nie zaczął się ani na jednym ani na drugim. Dlatego postaram się na twojego ostatniego odpowiedzieć jedynie fragmentami, bo takiego zagadnienia jak wzajemna zależność od siebie wszystkich składników diety i ich późniejszym wpływie na organizm podczas wysiłków takich a nie innych, będzie dla mnie za trudna. Braknie mi wiedzy, braknie mi cierpliwości, prawdopodobnie popełnię kilka błędów merytorycznych i tracąc ogromną ilość czasu, najprawdopodobniej i tak nie uda mi się tego klarownie przedstawić, już nie wspominając o dalszym kierunku dyskusji... Mam nadzieję, że zadowolisz się wspomnianym szosowcami, którzy to stosują, wspomniane przez ciebie, diety bogate w tłuszcze. Sam osobiście na szosie nigdy dłużej nie jeździłem (czego cały czas żałuję ). Tym bardziej nie robiłem tego zawodowo, a te pojedyncze jazdy na cudzych rowerach, to za mało żebym mógł powiedzieć, że na szosach się znam... Jednak myślę że wiem po co taką dietę się prowadzi i czym ona się różni od diety chociażby torowca albo zawodnika enduro. Muszę tylko dodać, że porównując to do wcześniejszej debaty o wyczerpywaniu resztek rezerw energetycznych, gdzie kolejność metabolizmu poszczególnych wartości odżywczych, miała duże znaczenie, tutaj nie będzie miała żadnego, bo opisywana sytuacja będzie dotyczyła przygotowanych profesjonalistów, którzy nie pozwalają sobie na błędy początkujących, jakimi są braki i nieprawidłowości w odżywianiu się. Jak pewnie wiesz, zawodowiec startujący w peletonie będzie miał nieco inne priorytety podczas całego wyścigu, niż np. osoba, która na podobnym poziomie ściga się w trudnym, technicznym terenie, a już o torowcu jeżdżącym na single-speedzie oraz jego przygotowaniach do startu nie wspominając. Specjalnie wybrałem takie zestawienie, bo inaczej miałbym problem żeby całość zobrazować. Tak jak ten pierwszy walczy o setne sekundy bez przerwy przez cały wyścig i liczą się tylko jego osiągi i technika, tak ten ostatni przez większość czasu jedzie spokojnie i bazuje w głównej mierze na zrywach, sprintach, ucieczkach i wywoływaniu swoim zachowaniem określonych reakcji wśród przeciwników. Obie konkurencje wydają się podobne bo i tu i tu używany jest rower, jednak kompozycje składników w posiłkach będą całkowicie inne. Osobie na szosie będzie najbardziej zależało na jak najmniejszym wytrącaniu się z rytmu i utrzymaniu jak największej płynności, aby zachować jak najwięcej sił przez cały wyścig. Taki kolarz robi wszystko żeby podczas wyścigu jak najrzadziej sięgać po bidon, jak najrzadziej uzupełniać zapasy energii, i co może być dziwne, ograniczyć potrzeby fizjologiczne do minimum. Każdy ruch ręką po bidon w ramie powoduje, że na te ok. 2-3 sek musi przestać pedałować aby móc ten bidon wyjąć, a następnie go schować. Efektem jest utrata setnych. Nieduża bo nieduża, ale jednak wpływa na wynik, bo takie wyścigi do krótkich nie należą. To samo dotyczy jedzenia, które zaburza oddech, czy chwilowego postoju w krzakach na dwójkę (jedynkę to wiemy jak się załatwia na szosie, chociaż to też może być przykład ). Do tego, żeby nie utrudniać i nie dodawać kolejnych zależności, załóżmy że chodzi o samotną ucieczkę... Jazda w peletonie to już temat zbyt obszerny, żeby mieszać to z urywaniem sekund. Dlatego właśnie dieta takiej osoby jest bogata w tłuszcze, gdzie słowo "bogata" i tak określa tylko niewielką część z całości składników które zjada. Takim sposobem, przy odpowiednim doborze proporcji, można nieznacznie zwolnić metabolizm, sprawić że insulina (pomijając już całą resztę podobnych), jako transporter, będzie nieco mniej efektywna i przy niewielkiej utracie zapasów i tak niewykorzystywanej siły, wydłużyć interwały między uzupełnianiem energii, zminimalizować ryzyko przymusowego postoju i sprawić, że organizm stanie się bardziej przewidywalny w stanach dużego wymęczenia po wielogodzinnym wysiłku. Za to jak się domyślasz starty rowerem torowym, który jest bez przerzutek, ustawiony na jednym, twardym przełożeniu, będą wymagały od zawodnika niesamowitej siły, której zależnie od sytuacji, musi być gotów w każdej chwili użyć. Ilość spożywanych tłuszczy będzie w tym przypadku minimalna albo żadna, tak aby hormony odpowiedzialne za transport oraz metabolizm, cukrów, białek, aminokwasów itp. miały jak największą wydajność i jak najmniejsze opóźnienia w procesach z tym związanych... Wszystko po to, żeby jazda po torze miała jak najmniejszą płynność (przeciwieństwo szosy) i była jak najmniej przewidywalna, tak aby pokłady np. ATP i glikogenu były jak największe, jak najbardziej dostępne, a procesy odpowiedzialne za ich regenerację, jak najszybsze... Nieraz się widzi jak taki sprinter celowo zwalnia, a z boku to wygląda jakby chciał celowo przegrać. Jest to mylne wrażenie, bo w rzeczywistości jest to proces regeneracyjny, który trzeba odpowiednio zaplanować, po to żeby depnąć jak najmocniej i to dokładnie wtedy kiedy będzie potrzeba. O górskim zawodniku XC czy endurowcu nie będę się rozpisywał, bo łatwo się domyślić, że to sporty wymagające większego balansu w diecie i dające sporą uniwersalność, jednak nie nadają się do obu opisanych powyżej dyscyplin. Tyle. Mam nadzieję, ze sporo wyjaśniłem i nigdzie nie poplątałem nazewnictwa.
  20. Szkoda, że nie napisałeś jak to rozumiesz, bo mam wrażenie, że trochę się w tym gubisz. Wspominając o dosyć uniwersalnych dla organizmu nośnikach energii, czyli cząsteczkach ATP, które cechuje pewna wielozadaniowość, zapominasz, że przy wysiłkach opisanych przez kolegę kosmonautę, praktycznie już po kilku minutach, po całkowitym rozpadzie, nie biorą w nich udziału. Dzieje się tak dlatego, że w przeciwieństwie do glikogenu, nie są nigdzie magazynowane a do ich produkcji wykorzystywane są substraty, takie jak np. fosfokreatyna, której swoją drogą też mamy niewiele (stąd popularność suplementacji kreatyną). I jak już wspomniałeś o glikolizie i lipolizie, które są tylko potocznie nazywane "przemianami", to powinieneś wiedzieć, że ta pierwsza dzieli się na dwa rodzaje: tlenową i beztlenową, a ta druga jako jedyna odpowiada za rozpad tłuszczy, które są ostatnią deską ratunku dla organizmu, w którym wszystkie inne sposoby pozyskania energii zostały już wykorzystane. Dlatego też lipoliza, poza ekstremalnie szybkim odchudzaniem, nie ma w sporcie żadnego pro-zdrowotnego zastosowania... bo jest to nic innego jak wycieńczanie się do granic możliwości. W połączeniu z odwodnieniem można w ten sposób zrobić sobie niezłą krzywdę. O glikolizie beztlenowej nie ma się co tu rozwodzić, bo trwa maksymalnie 20 minut i tylko przy wysokiej intensywności wysiłku. Ma ona rolę, którą najłatwiej porównać do tzw. "ssania", które włącza się aby rozgrzać silnik spalinowy, zapewnić mu początkową dawkę paliwa i przygotować go do dłuższych obciążeń. Będzie to jeszcze bardziej trafne porównanie, jak transport insulinowy glukozy porówna się do pompy paliwa, która załącza się po czasie, a samo ATP określi się jako gotowa mieszanka paliwa z powietrzem, tuż przed zapłonem. Przy czym cząsteczki ATP, zanim się całkowicie rozpadną, są niczym innym jak substytucją wcześniej zmagazynowanego glikogenu. Efektem ubocznym tej przemiany jest kwas mlekowy, który zakładam, że jest ci znany i że rozumiesz jego rolę w organizmie, co wcześniej już opisałem. W treningach kolarskich, które są zazwyczaj długie, dominuje glikoliza tlenowa, w której ATP też jest wytwarzane, jednak w ilości która wystarczy co najwyżej na wysiłek o intensywności spaceru, i to też nie za długiego... Głównym "zasilaniem" wtedy zostaje glukoza (glikogen) oraz białka i tłuszcze... No i na koniec trzeba dodać, że jest jeszcze cała masa innych sposobów pozyskiwania energii z pokarmu, ale nigdy się w to mocniej nie zagłębiałem. Tyle mi wystarczy aby trenować efektywnie i bezpiecznie, jednak żeby nie zwariować to świadomie godzę się na pewne błędy i odstępstwa, a do miski czasem trafia jakiś fast-food czy czekoladka... Wiesz... to forum raczej nie jest po to, żeby kopiować po linijce z różnych opracowań i wklejać jako odpowiedzi. Raz, że to często pozbawione jest sensu, to dwa forum służy wymianie poglądów, doświadczeń i wiedzy różnych ludzi z podobnym hobby lub problemami. Mi też kilka razy zdarzyło się palnąć głupstwo, ale wynikało ono raczej z niewiedzy, a nie z kopiowania tekstu, który zawiera podobne zwroty tylko po to żeby sprawić wrażenie, że też twardo siedzę w temacie i ogarniam wątek... Jeżeli się mylę, to napisz - przeproszę, ale zdaje się że tu nabijanie postów jest ważniejsze od ich treści.
  21. Brakiem "zasilania" się nie przejmuj. To jest jedynie kwestia doświadczenia. Nawet jak całkowicie się wypstrykasz i nie będziesz miał siły kręcić, to wystarczy zejść z roweru, odpocząć, dać mięśniom chwile przerwy, uzupełnić płyn, a wtedy twój układ hormonalny coś tam jeszcze z głębokich rezerw wykrzesa. Spokojnie sobie dojedziesz/dojdziesz na jakąś wichurę ze sklepem, czy znajdziesz po drodze jakąś jabłoń, gruszę, pomidory czy nawet ogórki... Orzechów samych tylko garściami nie jedz, bo to głownie tłuszcz i tak jak w spoczynku jest nawet wskazany, tak przy wysiłkach tylko przeszkadza. Co innego jeden czy dwa na oszukanie podupadającej psychiki, ale totalnie na pusto też nie warto. Są pewne wyjątkowe sytuacje, kiedy faktycznie może być przypał z tego powodu... ale to na wzór kilku osób z forum, musiałbyś robić setki/tysiące kilometrów przez stepy, sawanny, pustynie czy dżungle, przy czym przyczyna będzie raczej zewnętrzna, bo organizm działa jak działał. Więc nie wiem czy to wliczać. Tu już jest inaczej. Właśnie po to teraz "czujesz" te mięśnie, żebyś nie miał ochoty zabierać za dalszą "eksploatację". Dobry i efektywny trening to taki, po którym nieznacznie zaskoczysz swój organizm, tym że "ledwo dał radę". Zakwaszenie mięśnia zaraz po wysiłku powinno być minimalne, a późniejszy proces regeneracji mikrowłókien (który większość ludzi nazywa błędnie "zakwasami") powinien być na tyle słabo odczuwalny, że aż przyjemny. Powinno się wtedy normalnie funkcjonować, a to lekkie, jedno czy dwudniowe, spięcie trenowanych partii ma sprawiać, że aż chce ci się ziewać i przeciągać jak przy udanej pobudce. To jest właśnie bodziec, po którym twoje ciało "stwierdza", że trzeba się wzmocnić i warto mu to umożliwić "tankując dobre jakościowo paliwo", czyli jedzenie. Z kolei jak dowalisz katorżniczy trening, wykorzystując swoje rezerwy na ile tylko się da, to efekt może być wręcz odwrotny, a już na pewno będzie, jak będziesz takie treningi powtarzał. Nie jest to łatwe, ale że żyjemy w czasach dopingu, nieograniczonej informacji, zaawansowanej farmakologii i przedtreningówek często silniejszych od narkotyków, to się jednak zdarza. Szczególnie jak się cierpi na przerost ambicji i lubi zaciągać kredyty na własnym zdrowiu. Wtedy twoje ciało nie ma jak się przed tym bronić, pozbawione jest po części swoich naturalnych zabezpieczeń i systemów alarmowych, a jedyną reakcją jaka później następuje, jest zniechęcenie cię do dalszych wysiłków w dosyć podstępny sposób. Umysł wtedy płata niezłe figle, człowiek czuje się zmęczony, senny/bezsseny, podupada na psychice, zauważa wyraźne spadki formy oraz jest bardziej wrażliwy na ogólny stres, cały czas szukając przyczyn, bo "przecież trenuję i dobrze jem"... Zaczyna się wtedy też wzmożona produkcja hormonu, który nazywa się kortyzol i ma za zadanie "ukarać" Cię za wcześniejsze błędy, tak abyś unikał ich w przyszłości, a robi to w wyjątkowo perfidny sposób, zaniżając poziom testosteronu. Wszystkie te negatywne procesy określa się owianym wieloma mitami, "legendarnym" słowem - przetrenowanie.
  22. na razie to ja jestem w lekkim szoku. Nie pisz proszę tu takich bzdur bo jeszcze ktoś w to uwierzy i zacznie powtarzać kolejnym osobom... Przede wszystkim to mięśni nie zasila żadna "energia" tylko glikogen, którego w organizmie masz dwa rodzaje. Pierwszy to glikogen mięśniowy, który odpowiada za funkcjonowanie mięśni szkieletowych. W nich się też magazynuje i jego w organizmie jest najwięcej. Drugim jest glikogen wątrobowy, odpowiada za pracę organów, mózgu i układu nerwowego... Do tego, wbrew temu co twierdzisz, żaden z nich nie jest pozyskiwany z tłuszczy, które to po spożyciu wręcz hamują jego wytwarzanie, zaburzając transport cukrów, takich jak glukoza, za co miedzy innymi (takimi jak HGH, adrenalina, kortyzol, noradrenalina itp.) odpowiada hormon o znanej nazwie insulina. Dlatego też często stosuje się ją w dopingu, bo pomaga szybciej uzupełnić niedobory glikogenu oraz w połączeniu z innymi środkami, pozwala zgromadzić go więcej, co przekłada sie bezpośrednio na jakość, wytrzymałość oraz sprawność mięśnia przed wysiłkiem i szybszą regenerację po. Kwestie bezpieczeństwa juz pominę. To co nazywasz "przedwczesnym odcięciem energii" tez nie jest żadnym przypadkowym zjawiskiem, tylko zwykłym ludzkim błędem... Jak nie zjesz przed długim wysiłkiem odpowiedniej porcji węglowodanów, które dostarczą odpowiedniej dawki cukrów, to normalne, że opadniesz z sił... Po prostu zapas glikogenu mięśniowego zaczyna maleć i też wcale nie jest powiedziane, że to koniec wysiłku. Wystarczy wtedy zjeść coś o wysokim indeksie glikemicznym, np. żel energetyczny, batonik czy nawet wypić napój z dużą zawartością glukozy... Owoce też od biedy się nadają, ale zawarta w nich fruktoza o wiele słabiej współgra z transporterem, czyli wspomnianą wyżej insuliną. Osoby, które już trochę jeżdżą, wiedzą jak o to dbać, tak aby mocy im nie zabrakło, a jednocześnie nie powodować nadprodukcji glukozy, która w nadmiarze zostanie przez insulinę, wytrącona w postaci tkanki tłuszczowej. A co tzw. palenia smalcu, czyli pozbywania się nadmiaru kg, to są to osobne procesy w organizmie, który cechuje spora wielozadaniowość. Można co prawda celowo pozbawiać się glikogenu stosując odpowiednią dietę ubogą w cukry, co czasami się stosuje u osób mocno otyłych, ale ma to bardzo negatywny wpływ na mięśnie i chyba lepiej skupić się alternatywnych metodach, które nie ingerują tak mocno w układ hormonalny, np. zwiększenie termogenezy ciała albo jedzenie odpowiedniej dawki białek i węglowodanów, od czasu do czasu wspomagając się tłuszczami.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...