Skocz do zawartości

MrJ

Elita
  • Liczba zawartości

    1 300
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    2

Zawartość dodana przez MrJ

  1. Przepraszam, zapomniałem o tym ogłoszeniu 🫣 Mostek kupiony, temat do zamknięcia.
  2. Ja o tym nie zapominam, a powiedziałbym wręcz, że z czasem pamiętam bardziej. Te 20, a tym bardziej 25 lat temu to ani ja, ani moi ziomale kompletnie nie zwracaliśmy uwagi na przepisy poza tymi najbardziej oczywistymi. Jeździło się chodnikami, przecinało ulice w poprzek, przejeżdżało na pasach, długo by wymieniać, ale też takie były czasy i niech żaden czterdziestolatek nie udaje dzisiaj świętego. Dzisiaj natomiast, o ile tylko się da, o tyle korzystam z infrastruktury rowerowej, mimo że momentami wymaga to naprawdę konkretnego samozaparcia, ale jednocześnie unikam pchania się w miejsca, o których wiem, że jeździ się tam źle - stąd np. wspomniałem o omijaniu Chorzowa Starego bokiem przez Krajcok i CEZ. A jak już naprawdę muszę, to przynajmniej nie udaję świętej szosowej trenującej krowy rowerowej A czy jest szansa, żeby coś się poprawiło? Jakaś na pewno tak, ale wtedy zamiast ględzić na forum, trzeba się udać do odpowiedniego urzędu z odpowiednią petycją, wnioskiem czy czym tam jeszcze, i naciskanie odpowiedzialnych osób. I to przed budową DDR, a nie po, bo wtedy zostaje co najwyżej obrzucanie się nawzajem błotem w komentarzach.
  3. @uzurpator - wiem dobrze, jak wygląda ta ścieżka przy Katowickiej i sama Katowicka, zwłaszcza teraz, jak ją remontują i skończyć nie mogą. I tak, zaczyna się bez sensu i kończy bez sensu. Ale wciąż nie wyobrażam sobie w zamian jazdy ulicą i to nie tylko na tym odcinku, ale w ogóle, dlatego unikam tego odcinka, jak tylko mogę. A jak nie mogę, to na nią wjeżdżam przy byłej hali targowej (bo tam się zaczyna) i zjeżdżam ślimakiem koło Winkla (bo tam się kończy), ewentualnie odwrotnie, bo poruszanie się pomiędzy samochodami w tamtym miejscu to nawet przy w pełni czynnej dwupasmowej jezdni to proszenie się o rozjechanie. Mało tego: ile razy tam jadę, tyle razy widzę przed / za sobą innych rowerzystów, więc widocznie się da. A przy okazji ścieżki na Łagiewnickiej to przecież normalnie można na nią wjechać z jednej strony przy wiadukcie kolejowym, z drugiej na wysokości ul. Krzyżowej i w paru miejscach pomiędzy, gdzie są przejścia czy przecinki. Tylko bez argumentacji, że przecięcie rowerem dwóch metrów chodnika to jest nie wiadomo jakie łamanie przepisów, a jechanie całych kilometrów obok DDR już nie. Poza tym to być powód, że "jadę tak samo szybko, więc nie będę jeździł DDR, tylko ulicą"? WTF, że tak kulturalnie zapytam. A niech sobie taki jedzie nawet szybciej, ale po drodze przeznaczonej dla rowerów, a jeśli już ma o to ból pedalarskiego ego, to się chociaż trzyma prawej strony pasa ruchu. Bo właśnie przez taką postawę pojedynczych osób całe środowisko ma potem opinię taką, jaką ma. I żeby było jasne - nie mam najmniejszego zamiaru kłócić się ani z Tobą, ani kimkolwiek innym tutaj o konkretne DDR w konkretnym mieście na konkretnej ulicy. Wiem tak samo, jak i Ty, że drogi rowerowe, zwłaszcza w centrach miast, są niejednokrotnie prowadzone tak kretyńsko, że szkoda to w ogóle komentować. Ale jeżeli już są i nie przedstawiają sobą kompletnej patologii, a do tego umożliwiają ominięcie ruchliwej ulicy, to dlaczego mielibyśmy z nich nie korzystać? I tu podam przykład: pewnie nie kojarzysz z nazwy ul. Legnickiej, to ta za CEZ, która potem przechodzi w Wiejską, prowadzącą pod Żabie Doły. I od wiaduktu kolejowego do skrzyżowania z Rębaczy jest wzdłuż niej droga rowerowa. W tamtym miejscu jest tak mały ruch, że nikogo nie będzie obchodziło, czy jedziesz ulicą, czy DDR, zwłaszcza że ta jest schowana za żywopłotem i ma tylko jeden wiazd i jeden wyjazd - przegapisz, to już się na nią nie dostaniesz, a przegapić łatwo. Ale pchanie się na ulice takie jak wspomniana Katowicka (niezależnie od miejsca) to proszenie się nie tylko o wyzwiska od kierowców, ale przede wszystkim wypadek. O owszem, w razie nieszczęścia będzie to zapewne wina samochodziarza, ale połamany rower, nogi czy ręce już rowerzysty. I ciekawe, kto potem "będzie miał rację".
  4. @KNKS - jeśli chodzi o skrajne przypadki, to widywałem rowerzystów m.in. na DTŚ, w tym na wiadukcie w Katowicach (Estakada Orląt Lwowskich to się chyba nazywa), gdzie w ogóle nie wolno im jechać. Na ul. Katowickiej na różnych odcinkach, w tym takich, przy których jest ścieżka rowerowa obok (między Rynkiem a Placem Powstańców) i jazda tam rowerem jest otwartym proszeniem się o rozjechanie przez auto. A nie dalej jak na wiosnę jechałem za takimi (bo więcej niż jednym) na ul. Łagiewnickiej (tej w Bytomiu, a nie w Chorzowie), gdzie jest droga rowerowa jak z folderów reklamowych wzdłuż całego długiego odcinka. Żeby być uczciwym, nie zawsze byli to kolarze na szosówkach, choć faktycznie stanowili większość. A czy widuję złomiarzy, taszczących wózki po ulicy? Tak, choć co ciekawe rzadziej, niż widywałem w Częstochowie za czasów młodości. A jeśli już, to idą raczej chodnikami. Tyle że porównywanie ludzi z tego środowiska (celowo nie użyję określenia "marginesu społecznego", bo się zaraz jakiś co bardziej wrażliwy przyczepi), którzy zarabiają w tej sposób na życie, do takich na rowerach wartości używanego auta, jeżdżących dla przyjemności / satysfakcji / chęci, jest z założenia bezsensowne. To właśnie ci drudzy powinni dawać przykład, bo są doskonale świadomi tego, co i jak robią źle, a zachowują się jak stereotypowi kierowcy dużych i drogich aut, czyli "niech ten biedak w sejczento się martwi o brak miejsca, a ja mam beemke, to stanę w poprzek chodnika". I zaraz się pewnie oburzycie, że przecież nikt nie jest święty i każdemu zdarza się mniej lub bardziej naginać przepisy, brać udział w mniej lub bardziej kontrowersyjnych zdarzeniach na drodze i tak dalej. Oczywiście, że tak. Ja sam np. nieraz wjeżdżam na chodniki, albo omijam ulicą jakiś kawałek DDR, bo nieraz zaczynają się one równie nagle, co kończą, albo ich przebieg jest tak irracjonalny, że aż nie wiem, jak to wytłumaczyć - o tym samym zresztą pisze @kaido2. Dlatego wiem, żeby nie rzucać oskarżeniami na prawo i lewo, i wbrew niektórym tego nie robię - zwłaszcza że nieodmiennie podtrzymuję zdanie, że po takim Chorzowie jeździ się znacznie gorzej niż po Częstochowie (Parku Śląskiego nie liczę, choć i tam bywa różnie) i momentami najzwyczajniej nie da się robić wszystkiego tak, jak należy. Ale na serio jest różnica między tego typu wymuszonymi sytuacjami, a bezczelnym wyjeżdżaniem na środek pasa, mimo że dwa metry obok jest jasna, długa prosta, szeroka jak morze Trasa Łazienkowska... znaczy DDR A tłumaczenia o przytaczanym tu wielokrotnie "trenowaniu" są najzwyczajniej w świecie głupie, bo ani większość z "trenujących" nijak tak naprawdę nie "trenuje" (na ten zasadzie moje podciągnięcia na drążku zawieszonym na ścianie w salonie czy wyciskania na składanej ławeczce mogę nazwać specjalistycznym treningiem przed zawodami sportów sylwetkowych, bo przecież jak wychodzę na ulicę, to inni mnie widzą i oceniają ), a jeśli nawet, to tym bardziej powinna robić to odpowiedzialnie, nie narażając ani siebie, ani innych na niebezpieczeństwo, nie mówiąc już o robieniu k***y z prawa o ruchu drogowym. I nie podoba mi się to tak samo w przypadku kolarzy, jak i dziewczynek z pieskami, przy czym wciąż uważam, że ci pierwsi robią to częściej i stwarzają tym sporo większe potencjalne zagrożenie, choćby z racji osiąganych prędkości. Na serio tego nie widzicie, czy nie chcecie widzieć? Dlatego też sam nie przeginam pałki (choć jakieś tam umiejętności rowerowe posiadam i jestem w stanie np. wskoczyć bokiem na krawężnik w awaryjnej sytuacji) i jeżeli widzę, że jazda danym odcinkiem jest z jakichś powodów niebezpieczna lub mocno uciążliwa dla innych, to się tam nie pcham na siłę - stąd na przykład omijam całe fragmenty przytoczonej przez kolege wyżej Cwajki, a Chorzów Stary omijam bokiem przez Krajcok i tereny wokół ciepłowni. Ale to raczej nie jest miejsce na dokładne opisy, kto i gdzie jeździ, a raczej pokazanie hipokryzji pewnych zachowań rowerowych, jak i samych rowerzystów.
  5. Nie w tym rzecz, że dyplom za zajęcie 2137 miejsca w 69 zawodach "Tour de Wąchock" ma jakąkolwiek wartość poza własną satysfakcją osoby, która go zdobyła (podpowiedź: nie, nie ma), ale w jaki sposób przygotowanie do jego zdobycia wpływa na osoby postronne. Jeżeli sklejasz model na jakiś festiwal modelarski (swoją drogą byłem niedawno na jednym z największych w Bytomiu - jak ktoś ma blisko, to polecam, nawet jeżeli nie jest jakimś wielki fanem), to poświęcasz na to własny czas, pieniądze, uwagę itp., ale poza co najwyżej zrzędzącą za uchem rodziną nikomu nie utrudniasz życia. Podobnie kiedy startujesz w turnieju szachowym, uczysz się wiersza na szkolny konkurs, malujesz obraz na wystawę itp. ALE w momencie, w którym wsiadasz na rower, wyjeżdżasz nim na publiczną drogę i utrudniasz poruszanie się po niej innym uczestnikom pod pretekstem, że "trenujesz", to jest już zupełnie inna sytuacja. I nawet jeśli nie łamiesz przy tym przepisów, a przykładów na ich łamanie podawano w tym temacie aż nadto, to i tak jest to sytuacja bardzo mocno dyskusyjna. Naprawdę nie możesz przejechać tego kawałka nieco wolniej? Wybrać innej drogi? Pojechać o innej godzinie, kiedy ruch samochodowy będzie mniejszy? Wsiąść na trenażer, który przecież (bo jesteś "zawodnikiem", który "trenuje") masz? I dotyczy to nie tylko jazdy na rowerze, ale i innych aktywności w miejscach ogólnodostępnych - siłowni, biegania, gry w piłkę, czego chcecie. W zdecydowanej większości przypadków da się to bez problemu zorganizować tak, żeby nikt nikomu nie wchodził w paradę, wystarczy tylko trochę chęci w wzajemnego zrozumienia. Ale jak się od samego początku zaczyna argumentacja "moja jazda na rowerze jest ważniejsza, bo ty jeździsz dla przyjemności, a ja akurat w tym konkretnym miejscu i o tym konkretnym czasie mam zaplanowaną jazdę, bo za dwa miesiące startuję w zawodach o puchar szkoły", to na serio ciężko jest o jakiekolwiek porozumienie.
  6. Działki nie mam, piwa nie lubię, wędkowanie mnie nudzi. Co poszło nie tak? No ba! I to takiego z pucharami!
  7. Widocznie mało czytasz. A na poważnie, to czytaj ze zrozumieniem - parę postów wcześniej wywiązała się dyskusja na temat, że kierowcy samochodów reagują agresją i pretensjami w kierunku rowerzystów, którzy nie jeżdżą DDR "bo nie", mimo że mają ją nowiutką metr obok. Czy to popieram? Nie. Czy mnie to dziwi? Też nie i dlatego podałem celowo przejaskrawiony przykład, że mają aż nadto powodów. Bo niezależnie od tego, jak słuszne jest budowanie dróg rowerowych - bo jest słuszne i nie ma sensu z tym dyskutować - to narracja dookoła nich, ich przebieg, koszty budowy i cała reszta zdecydowanie już taka jednoznacznie pozytywna nie jest. Między innymi z powodów, które podałeś samemu, czyli ślepego wzorowania się na krajach zachodnich, gdzie jest zupełnie inna infrastruktura ogólna, inna rzeźba terenu czy choćby inna pogoda, a i tak pomijam kwestie społeczne, bo to długa i równie niejednoznaczna dyskusja. Do tego dochodzi aktywiszczowe bredzenie, jakby to rowery miały zastąpić samochody (uzupełnić - tak, zastąpić - nie ma szans) i przede wszystkim uszczęśliwianie ludzi na siłę, na zasadzie "zrobimy nową drogę rowerową, ale za to zwęzimy ulicę, żeby w zamian za przejechanie garstki osób na rowerach pół osiedla stało w korkach". I ludzie widzą DDR, na którą są środki, a obok niej dziurawą ulicę, zapadły chodnik i zdewastowany przystanek, które nie mogą doczekać się remontu od dwudziestu lat. No i na sam koniec i tak trafi się taki "pan kolarz", który nie będzie jechał tą nowiutką, pachnącą nowością DDR, tylko środkiem pasa jezdni (bo bardziej z prawej może za 500m trafić na studzienkę), blokując dodatkowo ruch. Dlaczego? To właśnie jest pytanie, które należy zadawać i odpowiedź w rodzaju "bo ja trenuję" nadaje się co najwyżej na plaskacza. I to nie ze strony chamskiego kierowcy czy sfrustrowanego pieszego, a innych rowerzystów, bo takich właśnie 2 na 100 (sam podałeś taką liczbę) patafianów robi czarny PR całemu środowisku. Co gorsza, bez żadnego wyraźnego powodu. Oczywiście, że kierowcy też nie są bez winy, też łamią przepisy i ogólnie mają aż nadto na sumieniu (podobnie jak i piesi), ale czy to ma usprawiedliwiać postawę "oni robią źle, to ja będę robił jeszcze gorzej"? No nie. Podobnie jak to, że nieraz drogi rowerowe są prowadzone bez większej logiki i wręcz zmuszają do lawirowania między nimi, jezdnią i chodnikiem, bo inaczej się po prostu nie da. Ale jest różnica między czymś takim, a sytuacjami w rodzaju jazdy na rowerze po dwupasmówce, mimo że za barierką jest DDR, bo takie przypadki sam widziałem i to nie jeden raz, podobnie jak bezczelne blokowanie drogi przez rowerzystów jadących obok siebie - tu zaznaczę, że nie tylko kolarzy, żeby było uczciwie. Zresztą rozmowa właśnie o tym toczy się od dłuższego czasu dyskusja w tym temacie, czyli "ty mnie nadepnąłeś na pedał, to ja ci nasram na zderzak". PS Najeździłem się w życiu autobusami, pekaesami i pociągami (nie tylko kilka km do szkoły, ale służbowo jak Polska długa i szeroka) i naprawdę nie musisz mi mówić, jak to wygląda, bo momentami miałem wrażenie, jakbym wszedł w teleport do lat 90. I nie była to specjalnie przyjemna podróż. Ale o tym, co jest powodem, a co przyczyną upadku transportu zbiorowego, to może nawet nie zaczynajmy rozmawiać, bo to nie miejsce ani czas. A wbrew temu, co niektórzy twierdzą, PKP, PKS, MPK i inne podobne instytucje baaardzo się starały przez cale dekady, żeby obrzydzić do siebie ludzi. A potem wielkie zdziwienie, że ci przesiedli się do własnych aut i olali zbiorkom, skutkiem czego trzeba było likwidować całe nierentowne linie, nie mówiąc o wymianie taboru. Bo dzisiaj nikt nie przesiądzie się do transportu zbiorowego, jeżdżącego bezsensową trasą, o idiotycznych godzinach i na dodatek zdezelowanymi gruchotami, jeśli nie jest do tego zmuszony. Bo za niewiele większe pieniądze (a jak się jeździ w kilka osób i zrzuca na kurs, to wręcz taniej) można to zrobić szybciej i wygodniej samochodem. I to zbiorkom powinien zacząć od zaoferowania pasażerom więcej niż transport indywidualny, a nie tylko jojczyć, jak to kiedyś było i że to wina [wstaw jakikolwiek argument, im głupszy tym lepszy], że wszyscy jeżdżą blachosmrodami. Ano jeżdżą i to nie bez powodu. PPS Wszedłem sobie w opis tej książki "Wszyscy tak jeżdżą" i na samym początku zderzyłem się z odklejonym od rzeczywistości stwierdzeniem, ile to w Polsce nie przypada aut na jednego mieszkańca. Za chwilę z CEPIKu zniknie w magiczny sposób ładnych parę milionów takich martwych dusz (różnie czytam w prasie specjalistycznej, więc nie podejmuję się podawać, czy to będzie 5, czy bardziej 7 milionów) i zarówno ilość aut się zmniejszy, jak i ich średni wiek. Ciekawe, na jaki argument będą się wtedy powoływały aktywiszcza. Wybacz, ale jeśli mam się spierać z jakąś propagitką, napisaną pod konkretną tezę, to nie mam ochoty nawet dotykać klawiatury.
  8. I dlatego ja też patrzę na to z przymrużeniem oka. Chociaż czasami bywa raczej śmieszno-strasznie
  9. Oczywiście, że tak. Większość rowerzystów to po prostu ludzie, którzy poruszają się na rowerze. Do pracy, szkoły, dla relaksu, zdrowia, sami, z dziewczyną, kolegami, co chcecie. Muszą się mierzyć z wytyczanymi nieraz bez żadnej logiki drogami rowerowymi, tak samo bezsensownymi skrzyżowaniami, wąskimi poboczami (wciąż miejscami albo nieutwardzonymi, albo dziurawymi), świętymi krowami pieszymi (tu specjalnie pozdrowienia dla patusiar z kaszojadami), wcale nie lepszymi samochodziarzami, też długo by wymieniać. Tyle że mają na tyle oleju w głowie oraz najzwyklejszego rozumu i godności człowieka, żeby nie wylewać swojej frustracji na innych uczestników ruchu, którzy przecież mają tak samo pod górkę. A przecież pieszego też wkurza stanie na idiotycznie zaprogramowanych światłach, kierowca też stoi w korku, a matka z dzieckiem nieraz ledwie przepcha wózek przez będący w wiecznym remoncie chodnik. Ale co innego jest rzucić sobie soczystą k***ą pod nosem, a co innego stawiać ponad innych. I tu jest główny problem pewnych środowisk, w przypadku rowerowego właśnie przede wszystkim kolarzy. Bo oni są lepsi. Bo im wolno więcej. Bo przepisy są dla niewolników systemu. Bo za kilometr DDR się skończy, więc w ogóle nie będą na nią wjeżdżać. Bo mają za wąskie opony, żeby jeździć po kostce. Bo tylko słabi trzymają się prawej strony jezdni. I tak dalej, i tak dalej - im więcej powodów do wymówek i im one są głupsze, tym lepiej. Równie oczywiście, że ma sens. Nie ma pieniędzy na budowę i modernizację dróg, chodników, placów, skrzyżowań, mostów, przystanków autobusowych, przejść dla pieszych itp. (celowo trzymam się tylko elementów infrastruktury), a są na DDR. Na tę samą DDR, którą potem rowerzyści nie jeżdżą, bo... no właśnie, bo co? Darli dupę o wykluczeniu komunikacyjnym, samochodozie, odstawaniu od Europy (swoją droga, to jeśli ktoś przyrównuje 1:1 nasze warunki do np. Holandii, to jest skończonym idiotą, bo inaczej się tego nie da nazwać), a teraz nie korzystają z tego, co dostali, choć przecież wcale tego dostać nie musieli. Co gorsza, wielu z tych aktywiszczy najzwyczajniej nie pamięta, bo nie ma jak pamiętać, sytuacji rowerzystów jeszcze dosłownie 20-25 lat temu, gdzie DDR były fanaberią, auta jeździły tak rowerzystom po kołach, jak i pieszym po stopach, a próba przewozu roweru pociągiem czy autobusem groziła nakopaniem do d**y przez współpasażerów lub w ogóle wyproszeniem przez kierowcę / konduktora. Ale tak, to ci źli rowerzyści są najbardziej poszkodowani. Otóż nie, nie są. Tyle że tutaj mamy do czynienia z nieuwagą / głupotą niezależną od poruszania się na rowerze, a nie celowym i przemyślanym działaniu. I niech pierwszy rzuci pompką, kto przez właśnie nieuwagę, rozkojarzenie, brawurę czy z podobnego powodu prawie nie wjechał w auto, pieszego, wózek, innego rowerzystę, barierki, słupek (...) albo nie odwalił innej podobnej głupoty. Niemniej wciąż daleko temu do rzeczonej jazdy środkiem drogi, kiedy do dyspozycji jest nie tylko pobocze, ale i droga dla rowerów.
  10. [poprawność polityczna off] Czytam sobie ten temat w wolnych chwilach, czytam i widzę, że lata (a raczej całe dekady, bo już taki stary jestem, że pamiętam czasy, w których wielu z tu obecnych nie było nawet w planach ) mijają, a tymczasem kolarze to nieodmiennie najgłupszy, najbardziej roszczeniowy i odklejony od rzeczywistości gatunek pedalarza. Nie dziewuszki z pieskiem w koszyczku, nie stare baby z siatami uwieszonymi po obu stronach kierownicy, nie ta "zła dzisiejsza młodzież" na dirtach, streetach czy BMXach, nawet nie ostatnia plaga, czyli e-bikowcy. Nie. Bo kolarze nie jeżdżą, tylko TRENUJĄ* i ich przepisy ruchu drogowego nie obowiązywały, nie obowiązują i obowiązywać nie będą. Bo nie. A w ogóle to na kolana, chamy, przed patoelitą dwóch pedałów! *czy raczej "trenują" na zawody wyciągania łańcucha z wody o puchar sołtysa Wypierdziewic Dolnych, ale wiecie (Hejty leco za 3...2...1...)
  11. Nowa cena 80zł: https://www.olx.pl/d/oferta/przerzutka-tyl-sram-7-0-manetki-sram-x7-grip-shift-przod-i-tyl-8b-CID767-IDZk140.html?bs=olx_pro_listing
  12. Nowe ogłoszenie z kaskiem za całe 40zł: https://www.olx.pl/d/oferta/kask-rowerowy-lazer-x3m-rozmiar-54-61cm-stan-dobry-CID767-IDZjZfU.html?bs=olx_pro_listing
  13. Po testowej jeździe jednak musialem wprowadzić pewne poprawki. Co prawda wolałbym, żeby zamek otwierał się na stronę bez korby (konieczność przeszycia jednego z pasków i wymianę koszyka na bidon lepiej pominę) ale inaczej się nie da. I tak jest lepiej niż pod górną rurą.
  14. Po testach nerek, plecaków, torebek podsiodłowych i takich na kierownicę, wróciłem po latach do klasycznej torebki pod ramę. Co prawda wygląda to trochę jak alumulator w tanim elektryku, ale mniejsza wersja nie mieściła mi całego szpeju, a ta z kolei nie dała sie zamontować we właściwym miejscu, bo bidon nie wchodził. No cóż, temu roweru i tak już nic nie zaszkodzi
  15. Nie wiem, na co był projektowany, ale widzę, jaką grubość mają elementy, z których się składa. Jeżeli dojdzie do zerwania gwintu lub pęknięcia ktorejś z tych trzech rozpórek, to już dawno będę leżał na ziemi z rowerem na plecach z innego powodu. Poza tym zaznaczam: to nie jest patent na przedłużanie sterówki o 10cm w rowerze do DH, a dorobienie małego fragmentu, żeby mostek stabilniej siedział przy normalnej jeździe. Podejrzewam, że umiejętnie nabita klasyczna gwiazdka (tylko dluższa, z trzema tymi pierścieniami a nie dwoma) dałaby ten sam efekt. Tak czy inaczej jeżdżę tak od początku złożenia tego roweru i absolutnie nic się z tym nie dzieje. Jeśli zacznie, sam dam wam wszystkim znać. Próbowałem najpierw zrobić z dwóch uszkodzonych koron jedną dobrą właśnie spawaniem. Ale nie samemu, oglądając jutuba, a oddając do znajomego, który spawa zawodowo aluminium. Wyszło... powiem tak: bez powodu bym sie nie bawił w takie patenty. A to fotka tutaj i teraz. Nie ruszałem tego, nie poprawiałem i nie dokręcałem od początku marca:
  16. Tak, jest to druciarstwo. Tak, da się lepiej, choćby kupując nową sterówkę / demontując używaną z innego amortyzatora i nabijając ją na starą koronę, ale nie, nie każdą rurę da się szybko i łatwo wymienić przy pomocy młotka i deski. Dlatego od razu zaznaczam, że opisany sposób wymaga użycia jedynie brzeszczotu do metalu, pilnika, młotka oraz imbusów, czyli czegoś, co znajdzie się nawet w blokowej piwnicy. Bo wiecie - to fajnie to wygląda na filmikach na YT, gdzie każdy mechanik ma "mały warsztacik" ze spawarką, 10-tonową prasą hydrauliczną, drukarką 3D, maszyną CNC za 50000$ i zapasem części większym niż niejeden serwis w waszym mieście, ale zazwyczaj nie ma tak fajnie. Ale do rzeczy: jeżeli przy wymianie ramy chcemy zachować amortyzator i okazuje się, że brakuje nam nie więcej niż około 2 cm sterówki, a jednocześnie mamy inną (choćby z innego amortyzatora swojego lub kolegi) o pasującej średnicy (w uproszczeniu: stalową łączymy ze stalową, aluminium z aluminium), to robimy tak: - docinamy z rurki sterowej brakujący fragment, starając się zachować jak najrówniejszą linię cięcia. W razie potrzeby używamy pilnika, - wybijamy całkowicie oryginalną gwiazdkę lub ostatecznie wbijamy ją głębiej, - kupujemy za około 25-30zł gwiazdkę do rur karbonowych, możliwie jak najdłuższą (jak na załączonym zdjęciu), - równamy górną krawędź starej sterówki w taki sposób, by jak najdokładniej stykała się z dociętym fragmentem, - łączymy obie części gwiazdką i skręcamy. Pewnie za pierwszym razem nie wyjdzie równo, dlatego w razie potrzeby rozbieramy całość, znów lekko szlifujemy krawędzie rurek i poprawiamy. Jeżeli efekt nas zadowala, nakładamy mostek i lekko skręcamy go śrubami na tyle lekko, by mimo wszystko dało się je razem skręcić obie rurki. Dopiero wtedy mocno dokręcamy gwiazdkę (warto stuknąć od góry młotkiem gumowym, zanim zrobimy te ostatnie pół obrotu klucza) i zdejmujemy mostek, - jeśli wszystko jest w porządku, czyli nie widzimy szczeliny między fragmentami sterówki, nic nie jest przekoszone, nierówne itp., zakładamy normalnie mostek. Sprawdzamy na wszelki wypadek dokręcenie gwiazdki, po czym normalnie zakładamy top-cap. I tyle. Mnie brakowało jakieś 1,5cm sterówki i osobiście nie podjąłbym się tego eksperymentu, gdyby było to więcej niż 2cm (standardowy mostek ahead ma wysokość 4cm, czyli połowę jego wysokości). Po pierwszych jazdach musiałem zdjąć i założyć gwiazdkę od nowa, bo zbyt słabo skręciłem wewnętrzną śrubę gwiazdki, a za mocno tę od korka i top-cap zaczął lekko wyciągać gwiazdkę - pojawiła się szczelina szerokości około 2mm. Po ponownym skręceniu, tym razem już mocniejszym, do dzisiaj nie wydarzyło się nic złego, a przejechałem od tamtego momentu jakieś 400km i to po naprawdę mało równych drogach, parę razy prawie dobijając amortyzator. Szczelina się nie powiększyła, nic nie trzeszczy, nie strzela, nie powstały żadne luzy na mostku, gwiazdce ani sterach, jeździ się całkowicie normalnie jak na zwyczajnej, nieprzedłużanej sterówce. Niemniej zaznaczam: nie róbcie tego w domu
  17. MrJ

    [OLX] obecna sytuacja

    Tak to niestety wygląda, jak dopada nas ta "kiedyś to było" patologia, nazywana dla niepoznaki nostalgią. Kupujemy przepłacone szroty, mimo że doskonale wiemy, że są to przepłacone szroty, które w najlepszym wypadku będą wymagały gruntownego rozebrania do ostatniej śrubki, a w najgorszym akcji rodem z garażu u szwagra przy użyciu pilnika, spawarki i czteropaka. Bo oczywiście nie przyznamy się sami przed sobą, że jedynym słusznym wyjściem jest posypanie głowy popiołem, zezłomowanie tego padła i kupno czegoś, co działa od samego początku. I jeszcze się z tego cieszymy jak te durne pały! 😁 A kurierzy to jedna swołocz, tyle że czasami większa. W pracy zamawiamy zawsze jednego i tego samego, żeby nie musieć tłumaczyć kolejnemu świeżakowi, jak w ogóle do nas trafić, a i tak raz przyjedzie, a raz nie przyjedzie. Prywatnie miałem dostać jedną paczkę przedwczoraj po południu, a dostałem wczoraj pod wieczór. Bo tak. Inną kurier przywiózł mi w ogóle po nocy (dokładnie o 21:40), będąc pod ewidentnym wpływem mocno nielegalnych substancji. PS Psioczymy na OLX czy Allegro, ale zamówcie coś z "normalnego" sklepu i spróbujcie zrobić zwrot. Ja czekałem na list przewozowy, żeby w ogóle móc zwrócić paczkę, dwa i pół dnia, bo nie mogę go sobie sam wystawić, ale musi to zrobić jakaś panienka z okienka. Do tego firma akceptuje darmowy zwrot tylko konkretnym kurierem, który albo przyjedzie do mnie w godzinach, w których wiadomo, że większość ludzi siedzi w robocie, albo muszę lecieć z paczką ładny kawałek do punktu nadania. Ciekawe, ile będę czekał na zwrot kasy. A trzeba było kupić przez to złe, monopolistyczne, uciskające sprzedawców aledrogo 🙄
  18. Ten sam wiadukt, co ostatnio, ale na, a nie pod. Niestety nie da się zrobić szerszego kadru, bo jest tak wąsko. Ciekawostka: żeby dostać się z jednego poziomu na drugi w cywilizowany sposób (czyli bez skakania po skarpie) trzeba przejechać naprawdę spory kawałek.
  19. @Krypto.Szosowiec właśnie nie mogę tego znaleźć jako osobnej części. Co jest o tyle dziwne, że można kupić sprężynę np. do Judy i Recona (i to z dokładnie tym samym skokiem, 80/100mm), a tutaj tylko całość. No nic, jeszcze się temu przyjrzę w wolnej chwili i ostatecznie kupię całość i podmienię, a tamtą zostawię jako zapas. (Tymczasem wymiana sprężyny średniej twardości z Magury Phaon z regulacją skoku na miękką z Magury Vidar bez regulacji zajęła 15 minut razem z założeniem nowej osłonki, smaru i czyszczeniem. Oczywiście regulacja nadal działa, bo czemu miałaby nie działać?)
  20. Czuję się, jakbym się cofnął w rozwoju do lat 90, ale najwyraźniej na serio nie ogarniam serwisu najprostszego amortyzatora 😆 Jest tak, że założyłem ostatnio Żonie do roweru Rock Shoxa 30 Silver i okazało się po pierwszych jazdach, że sprężyna jest trochę za twarda. Nauczony wcześniejszymi rozbiórkami rozkreciłem goleń, żeby spawdzić, jak to tam wygląda (manual manualem, ale wiadomo, jak to bywa), wyjąłem sprężynę razem z dolnym shaftem (czy jak to się nie nazywa) oraz pokrętłem i... nijak nie jestem w stanie tego w cywilizowany sposób rozebrać na części pierwsze. A wygląda to banalnie: sprężyna jest nakręcona na dwie plastikowe tulejki i teoretycznie wystarczy ją z nich wykręcić, ale praktycznie się nie da, a przynajmniej nie używając cywilizowanej siły. Sprawdziłem na necie po numerach części i owszem, można spokojnie kupić cały wkład (na załączonym zdjęciu), ale samej sprężyny jako sprężyny już nie. I teraz: czy ja źle szukam i na serio jej nie ma? A jak jest, to czy do rozkręcenia wkładu trzeba przystąpić tradycyjną metoda na chama? Bo mogę kupić wkład i stracić resztki szacunku do marki RS (rozumiem, że to podstawowy model, ale środek wygląda gorzej niż RST sprzed 20 lat), no ale bez jaj, żeby sie nie dało wymienić skręconego kawałka drutu, co powinno zająć 10 minut razem z wytarciem rąk. Ktoś coś? 🤔
  21. Bunkrów nie ma, ale wiadomo... 🤪
  22. MrJ

    [12750?g] GT i-drive2.0 by MrJ

    20 klocków to może nie, niemniej faktycznie dysponujemy dzisiaj bez porównania większymi środkami niż kiedyś. Tylko nadal pozostaje pytanie: i co, mamy je wydawać bez sensu tylko dlatego, że możemy sobie na to pozwolić? Wg mnie nie. Też mam bardzo podobne przemyślenia, tyle że moja przerwa w byciu na bieżąco z rynkiem rowerowym była jeszcze dłuższa, bo przez ponad 10 lat nie bardzo interesowało mnie, co się dzieje w branży. Nie tak, że żyłem pod kamieniem ale wszelkie nowości i trendy widywałem tyle, co na ulicach (fatbike, koła 29", gravele, elektryki, napędy 1x i tak dalej). I jak w zeszłym roku musiałem dokupić kilka części i wszedłem na olx / allegro / strony sklepów / forum, to moją pierwszą reakcją było ŻECOK***A? To, że w międzyczasie pojawiły się nowe rozwiązania nie było jakimś wielkim zaskoczeniem - chociaż żadnych wielkich "rewolucji" tam nie widziałem i nie widzę nadal - natomiast ceny, a zwłaszcza ich stosunek do jakości, to jakiś nieśmieszny żart. Sztywne ramy są nadal sztywnymi ramami, tyle że o nieco innych proporcjach, amortyzatory mają lekko wydłużone golenie, obręcze i koła większe obwody, a do kaset włożono jedną czy dwie zębatki więcej. Jednocześnie części pod starsze, ale przecież wciąż dobrze działające standardy są nieraz tak śmiesznie tanie, że to aż nie do uwierzenia. A skoro tak, to czemu by z tego nie skorzystać?
  23. MrJ

    [12750?g] GT i-drive2.0 by MrJ

    Tak, wspominam "stare dzieje" z pewną nostalgią, podobnie zresztą jak większość osób w pewnym wieku. Ale nie, nie i jeszcze raz nie mam zamiaru okłamywać nikogo (a zwłaszcza samego siebie), że kiedyś było lepiej, bo było lepiej. I mam świadomość wad starych rowerów - zarówno swoich, jak i moich znajomych czy członków rodziny. Tylko jednocześnie nie będę także nazywał przestarzałymi szrotami rowerów, które nadal jeżdżą i spełniają swoją rolę może już nie tak dobrze jak kiedyś, ale wciąż na poziomie co najmniej przyzwoitym. Poza tym co to znaczy "wygodniej" albo "szybciej"? W jakich warunkach? W jakiej konfiguracji sprzętowej? W porównaniu do czego? Wygoda to sprawa bardzo subiektywna i ktoś, kto całe życie jeździł na rowerze krótkim i agresywnym, wcale nie musi się dobrze czuć na długiej ramie i łagodnym kącie główki. Odwrotnie zresztą też. Co do szybkości to też mogę długo dyskutować, bo jakie weźmiemy pod uwagę kryteria? Najprościej byłoby porównać fulle o identycznym skoku, tylko różnych rozmiarach kół, ale wtedy żeby złożyć je na możliwie identycznym osprzęcie i w zbliżonej końcowej wadze (bo to nie sztuka postawić obok siebie np. 12 i 15 kilo), na 29" wydamy sporo więcej pieniędzy. I wtedy 29" zapewne okaże się lepsze w większości bezpośrednich porównań, tylko czy byłoby to sprawiedliwe? Nie bardzo. Ustalmy więc może sztywny budżet? W takiej sytuacji dla odmiany 29" będzie topornym klockiem w porównaniu do 26". Więc może full 26" kontra HT 29? A czy mamy się ścigać na asfalcie, na ubitym szutrze, zarośniętych leśnych ścieżkach z wystającymi korzeniami czy wręcz technicznym singletracku, bo wtedy jeden będzie miał z założenia przewagę nad drugim (względnie odwrotnie) nie z racji rozmiaru kół, a konstrukcji ramy. I tak dalej, i tak dalej. I powtarzam: jakbym wymieniał cały rower i miał na to ładnych parę tysiaków, to zapewne sam z siebie przeszedłbym na 27'5 lub 29" Ale sytuacja była, jaka była (i nadal jest) i uważam, że pozostanie przy 26" było najlepszym wyjściem z sytuacji. Albo zgniłym kompromisem, jeśli wolicie to tak nazwać. Tak czy inaczej, po kilkunastu latach GT i-drive 2.0 by MrJ zakończył definitywnie swój żywot jako całość, natomiast wszystkie jego części nadal będą służyły dalej w co najmniej czterech innych rowerach. I bardzo, korba, dobrze
  24. MrJ

    [12750?g] GT i-drive2.0 by MrJ

    Oj tak tak. Kiedyś to panie były czasy, teraz to nie ma czasów. I rowerów! A na poważniej, to porównywanie obecnej sytuacji, kiedy wielu z nas jest już statecznymi panami (i paniami) w średnim wieku z tą sprzed 20-25 lat i czasów szkolno-studenckich, jest z założenia bez sensu. Inne zdrowie, możliwości finansowe, dostępność części, bieżące mody i preferencje, i tak dalej. Niemniej fakt pozostaje faktem, że jak widzisz kolejną "rewolucję", która z perspektywy czasu okazuje się niczym innym jak bezczelną reklamą, mającą na celu tylko i wyłącznie nakłonienie klientów do głębszego sięgnięcia do portfela, to masz znacznie bardziej krytyczne podejście do tego całego pitolenia. Przy czym nie mam zamiaru z pozycji starego dziadersa krytykować młodych, bo przecież my też robiliśmy niezłe bzdury, choćby w temacie wspomnianego odchudzania rowerów - patrz wyjmowanie drucików z linek, nawiercanie obręczy, samodzielne konstruowanie pancerzyków w rodzaju Alligatora, przerabianie jarzm siodełek, długo by wymieniać. Powiem więcej: byliśmy tak samo ślepo zapatrzeni w tabelki z geometrią, oceniając na ich podstawie, jak dobry / zły jest dany rower, nie widząc go nawet na oczy, a już tym bardziej na niego nie wsiadając. Nie neguję też rozwoju technologicznego, który można sobie obejrzeć na setkach filmików na YT w rodzaju "old bike vs new bike", gdzie nieraz topowe (czy wręcz "zawodowe" ) konstrukcje, będące wówczas nieosiągalnym marzeniem, jeżdżą po prostu gorzej niż typowy średniak, na którego większość z nas może sobie bez problemu pozwolić. Co nie zmienia faktu, że jeśli dobrze jeździ mi się na kilkunastoletnim fullu do XC, w rozmiarze M, na kołach 26" i napędzie 1x10 (a i tak zmienionym trochę z konieczności, bo inaczej pozostałbym przy 1x9), to nie będę kupował nowego gravela (bo modny, bo niby do wszystkiego, bo cokolwiek sprzedawca nie powie) w rozmiarze L (bo w zasadzie to bardziej taki rozmiar wychodzi mi z magicznych wzorów) i 1x12 lub 2x12 (bo wincyj bieguw). Zresztą najważniejsza jest właśnie jazda, a nie spędzanie godzin przed ekranem czy nawet w warsztacie. Bo czym innym jest bieżąca konserwacja roweru czy nawet jego dopieszczanie przez wymianę konkretnych części, a zupełnie czym innym niekończące się grzebanie dla grzebania i tkwienie na etapie wiecznego projektu, co zresztą sam przerabiałem. Dlatego po prostu wsiadajmy na rowery, jakie by one nie były, i pedałujmy
  25. MrJ

    [12750?g] GT i-drive2.0 by MrJ

    No właśnie - co to znaczy? Lżejsze? Bardziej odporne na przebicie? Lepiej trzymające się drogi? Z mniejszymi oporami toczenia? A jeśli tak, to za jaką cenę zakupu i problemy z późniejszym serwisem? No i co jeszcze musiałbym zmieniać poza oponami, by naprawdę odczuć różnicę? Bo patrząc na to, co przez kilkanaście lat użytkowania działo się z moimi obecnymi kołami, życzyłbym sobie, żeby wszystkie części, jakie kiedykolwiek miałem, spisywały się tak dobrze. Od momentu ich kupna bodaj dwa razy lekko dociągałem szprychy, z łożyskami czy bębenkiem nigdy nie musiałem niczego robić, podobnie jak ani razu nie złapałem w nich gumy. Powtarzam: ani razu. Jeżdżąc po krawężnikach, leśnych ścieżkach, nieraz rozbitym szkle czy ostatnio starych nasypach kolejowych, wysypanych ostrym tłuczniem. A przypominam, że to koła złożone na darowanych piastach, obręczach z firmy typu "może nie wstyd, ale chwalić się też nie ma czym" i równie budżetowych oponach. Wymieniłem tylko dętki, bo się po prostu zestarzały, ale po jakichś 15 latach miały prawo. A miałem kiedyś obiektywnie sporo lepsze koła: piasty XT, wysoki model Alexrimsów, nowiutkie dętki i równie nowe opony (przypominam, że dostępność i cena tubelessów były wtedy zupełnie inne niż dzisiaj, podobnie jak 29"). I co? I jak nie łożyska, to centrowanie, że o regularnych łataniach dziur nie wspomnę. A ić pan fhu... 😄 I tak, gdybym wymieniał cały rower, na 99% poszedłbym w koła 27,5 lub 29 i tubelessy, choćby dla ich obiektywnych zalet, które wynikają z samej średnicy obręczy oraz technologii bezdętkowej. Ale tu, teraz i subiektywnie nie widzę absolutnie żadnego powodu, by znów zacząć kombinować. A już na pewno nie jest nim sam fakt jeżdżenia na "przestarzałym" sprzęcie.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...