Skocz do zawartości

[rower] z makrokesza na normalny


Rekomendowane odpowiedzi

  • 1 miesiąc temu...

W końcu miałem okazję przesiąść się na normalny rower po pół roku składania w ogóle bez roweru. Wcześniej miałem jeszcze komunijny rowerek na którym śmigałem ładne 8 lat aż pewnego dnia w lesie odmówił posłuszeństwa (po raz kolejny złamała się ośka) jak jakoś dojechałem do domu nie chciało mi się tego naprawiać wiec zostawiłem rower i na kolejny dzień pełny zirytowania rozkręciłem go na części i powynosiłem na strych żeby nie korciło do naprawy. Wtedy postanowiłem złożyć nowy rower bo już wcześniej czytałem i wiedziałem na czym jeżdżę.

 

Tak więc  teraz po złożeniu roweru mam same pozytywne odczucia, rower jest ze 100x wygodniejszy od poprzedniego, nic nie skrzypi, mam amortyzator który ładnie pracuje, a rower jest tak sztywny że w połączeniu z praktycznie samymi łożyskami maszynowymi, praktycznie prawie całą energia która włożę na pedały zostaje przekazana na koła. Czekam jeszcze na dojście BB5 z allegro to wtedy zobaczę co to są prawdziwe hamulce :D

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja się nigdy z makrokesza nie przesiadałem, jeździłem całe młodzieńcze i w zasadzie całe (do zeszłego roku) dorosłe życie na wyrobach Rometu (tego prawdziwego, nie Arkusa). Bambino, Wigry (1, 2 i 3) i Jubilat jako szczyt ewolucji rowerowej.

 

Rok temu, po rozłożeniu Jubilata nabyłem Krossa Trans Continental, ale nie mogę powiedzieć, żebym to jakoś specjalnie odczuł. Owszem, jest szybszy (28 cali robi różnicę), a przerzutki, Tourney czy nie, ułatwiają podjazdy, ale w sumie wiele więcej o tej przesiadce nie powiem. Może to dlatego, że używam roweru tak, jak używam (dojazd z A do B, jako bagaż torba foto i ew jakieś żarcie jak jadę na cały dzień) - a do tego Jubilat wystarczał w zupełności.

 

Planuję upgrade (a może downgrade) napędu Krossa na planetarkę, ale poza tym - rower jak rower.

 

Ale makrozłomem jechałem jak byłem młody i głupi. Rodzice kupowali takiego na prezent i miałem go dostarczyć ze sklepu do domu. Nie powstrzymałem się i przejechałem "cudem".

 

W życiu nie byłem tak zmęczony po przepedałowaniu 100 km, jak po tych niecałych 10-ciu jakie dzieliły Tesco od chałupy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja z kolei pamiętam czasy kiedy po raz pierwszy w życiu zakupiłem swój pierwszy rower MTB.

Miał on piekna nazwę King Fox. Posiadał oczywiscie SISki ale manetki były indeksowane...To był szał.

Przejechałem na tym rowerze około 3000 tys. kilometrów i powiem szczeże że nic mi się w nim nie zepsuło.

 

Ale kiedyś i badziewne rowery robiono inaczej niż teraz...W obecnych czasach nie sądzę abym przejechał na rowerze z makrokeszu 3000 tys. kilometrów.

 

To były czasy...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

to może i ja się podzielę :)

miałem taką przesiadkę, po której na nowo polubiłem rower, a wiosna stanęła się piękniejsza :) i nie był to makrokesz.

kiedyś dawno w 98' kupiłem sobie scotta apache (chyba najprostszy ich rower, rama hi-tec (czy jak to się zwie, stalowa i chyba jakaś część cr-mo), sztywny widelec z przodu, osprzęt to sis i altus, hamulce cantilever) i jakoś do tego wyszło że rama była ~17.5-18''.

po 7 latach miałem przyjemność przejechać się rowerem kumpla (trek 4500 chyba, nadal ciężki, ale rama 19'', zupełnie inna pozycja).

wtedy dopiero się dowiedziałem że mam do #$%% rower (tzn. za mały, toporny i w ogóle :) )

wtedy nabyłem GF Wahoo i to było szaleństwo, miesięcznie zacząłem robić ponad 1000km i nie chciałem zsiadać z roweru :)

i tu się zgodzę z przedmówcami, nawet i firmowe najtańsze (za 700-900plm) mogą być słabe. lepiej wziąć już taki za min. 1200-1300pln (i najlepiej po przecenach:) )

 

 

p.s.

@stypa, myślę że nikt nie przejedzie tyle nawet na najdroższym rowerze świata :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja z kolei pamiętam czasy kiedy po raz pierwszy w życiu zakupiłem swój pierwszy rower MTB.

Miał on piekna nazwę King Fox. Posiadał oczywiscie SISki ale manetki były indeksowane...To był szał.

Przejechałem na tym rowerze około 3000 tys. kilometrów i powiem szczeże że nic mi się w nim nie zepsuło.

 

Ale kiedyś i badziewne rowery robiono inaczej niż teraz...W obecnych czasach nie sądzę abym przejechał na rowerze z makrokeszu 3000 tys. kilometrów.

 

To były czasy...

To masz niezłą pamięć :D Chyba, że to "szczeże" wskazuje na ironię :D

 

Wg tego co napisałeś, to na tym rowerze okrążyłbyś 75 razy kulę ziemską wzdłuż równika, a jeśli masz (ma Pan) teraz 60 lat i jeździsz (jeździ Pan) od 10 roku życia, to by znaczyło, że codziennie pokonujesz (pokonuje Pan) średnio ~164 km :) Myślę, że można śmiało walić do księgi rekordów Guinessa ;)

 

PS a no i na SISie!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

Oj, łezka się w oku kręci jak się to czyta więc podbiję temat :)

 

Moi rodzice byli wyjątkowo przytomni w kwestii wyboru rowerów dla swojego ukochanego syna! Otóż pierwszy był (nie licząc tzw. deptaczków) bodaj rometowski BMX. Rower ten działa do dziś (sic!) i przechodzi w kolejne ręce: najpierw moje, następnie braciszka oraz kolejnych dzieciaków, które bytowały u nas w domu na zasadzie tymczasowej rodziny zastępczej (tzw. rodzina zaprzyjaźniona).

 

Kolejny bajk to komunijna Sterna. To drugi rower, który został zakupiony w tym samym sklepie rowerowym (tak, tak - w sklepie TYLKO z rowerami!). Shimano SIS, hamulce canti, stalowa rama, aluminiowe obręcze... Pierwsze prawdziwe MTB na 24" kołach! Byłem jednym z wyjątkowo nielicznych dzieci, którym rodzice kupili rower "na wymiar" a nie "na zapas, bo i tak urośniesz". Rzeczona Sterna, tak jak i bmx, miała co prawda wymieniane rzeczy typu łożyska/opony/wolnobieg, ulegające naturalnemu zużyciu, ale nadal jest sprawna!

 

Potem, dla odmiany, duże koła i pierwsza szosówka od wujka z Niemiec :) Szosówka była cięższa od mojego aktualnego enduro, miała bagażnik, światła, dynamo etc. oraz pełny osprzęt Sachs-a! Natłukłem na niej kilometrów co niemiara a aktualnie przymierzam się do zrobienia z niej prostej hybrydy a'la przełajówka (sama rama, o dziwo, nie jest bardzo ciężka a stal całkiem miło amortyzuje...)

 

Wreszcie nadszedł czas, kiedy po raz pierwszy zdobyłem rower samodzielnie. I, szczerze mówiąc, wtopa :( Zamieniłem się: gitara do remontu w zamian za rower (jak się później okazało, do dupy a nie do remontu). Za duża rama, sprężynujący "sztuciec" i ogólnie kiepski stan... co nie przeszkodziło w przemierzeniu x-set kilometrów (wespół z kolegą-maniakiem, posiadaczem podówczas Kellys'a Imagine na pełnej grupie LX 2004!!) i zakochaniu się w jeździe terenowej. Ramę mam do dzisiaj - może się przyda jeszcze komuś kiedyś gdzieś :P

 

Aktualnie mam składaka na ramie Kross Sign, widelcu z w/w Kelly's-a (okazyjnie odkupionym :P ), porządnych kołach i... przypadkowych podzespołach, które za niewielkie kwoty udawało się nabyć na aukcjach tudzież w sklepie (tym samym, w którym rozpoczęła się moja przygoda z rowerem 20 lat temu!). Jest jednak szansa, że wkrótce stanie się on pełnosprawny i poczuję ten flow, którego miałem przyjemność zaznać na przejażdżce (a jakże by inaczej) koleżki Kelly's-em :)

 

Ech, się rozpisałem... Miło powspominać :) Ale trzeba też przyznać, że na przestrzeni lat w świecie rowerów (oraz w zasadzie wszystkich innych branżach) JAKOŚĆ została zastąpiona przez JAKOŚ...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja po przesiadce z makro na obecnego roweru wydawałem ( i nadal wydaje) z siebie ŁAAAAAAAAAAAuŁ ale to jeździ :)

Ale zacznijmy od początku. Pierwszy to był komunijny romet( taka mniejsza wersja flaminga). Dla tych co nie wiedzą Flaming to takie wigry z ramą zaokrągloną , a nie kańciastą przy zawiasie ;) Potem przesiadka na maminego Flaminga. Na nim miałem duuuże OTB ;):) . Do dziś jeździ !!!! służy wujasowi na wsi do jazd do sklepu i objazdu kontrolnego pól. Więc jak ktoś pisze że na np mieszczuchu nie da się jeździć po polnych drogach to..... się myli . Kolejny rower to tatowy Jubilat.

Następnie były dwa makro. Pierwszy bez mojej wiedzy zmienił właściciela ( ciekawe ile nim pojeździł ? ;) ) po roku. Kolejny jeździ do dziś ( jakiś długowieczny ;) ) . Nazywa się "Name" :) , ma zmieniony napęd, stary się posypał, ale reszta działa. Przerzutki ma nawet szimano ( SIS na nich pisze ), a ramiona hebli metalowe.

A obecnie jestem szczęśliwym posiadaczem Gianta Expresiona. Kupiłem używke 2009 rocznik ( przed zakupem sprawdzony w serwisie) za 700 złociszy. Jak przepłaciłem to trudno, mi rower pasuje i jestem zadowolony.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Jak wspominam mój rower komunijny, który to sam wybrałem :icon_mrgreen: . To chce mi się śmiać.

Hamulce działały przez pewien czas, wszystkie linki (hamulcowe i od przerzutek) "strzelały" w nieodpowiednich momentach, przerzutki działały ale chyba tylko dwa biegi, przednia tarcza ciągle ocierała (skrzywiona była), dość szybko zerwał się łańcuch, luzy w łożyskach, po pewnym czasie rower zaczął skręcać w lewo :blink: . mocowanie mostka i kierownicy trzeszczało, siedzenie ledwo się trzymało.

Były dwie zalety tego roweru

pierwsza to cena

druga to że lubię grzebać przy rowerach to zawsze miałem zajęcie do tego wyrobiłem sobie cierpliwość

Polecam kupowanie rowerów raczej sprawdzonych firm, mogą być te najtańsze modele. Odradzam natomiast "pakowania się" tanie hamulce tarczowe, amortyzatory, linki hamulcowe itp elementy

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 miesiące temu...

Ja dzisiaj w markecie Kaufland widziałem chłopaka 12lat może jak kupował ten badziew... Za jakieś 450zł chyba... Niestety był już przy kasie i płacił za to !! :nuke: Miało o amortyzację przód i tył i tarcze z przodu ... Jeju kiedy ludzie przejrzą na oczy .... (Z ojcem był chłopak :) ) Nie zdołałem ich nawet przekonać za późno to zobaczyłem :/

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...