Skocz do zawartości

[wypadki] Wasze gleby


Mieciu

Rekomendowane odpowiedzi

Przedemną idzie małżeństwo (chyba) i ich dziecko. Dziecko wydawało się spokojne w odległości [...]
masz nauczkę - jak idą rodzice z dziećmi wal po dzwonku ile wlezie - dziecko jest pod opieką rodziców i to oni mają prawny obowiązek je zabezpieczyć, nawet kagańcem i smyczą jeżeli jest taka potrzeba, do twoich obowiązków należy jedynie zachowanie ograniczonego zaufania, czyli walenie po dzwonku i rzucanie bluzgami ZANIM dojedziesz do dziecka.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich jako, że to mój pierwszy post na tym forum i to od razu w tak niebanalnym dziale:)

Glebę, którą najlepiej pamiętam zaliczyłem w wieku mniej wiecej 12-14 lat jadąc na komunijnym "jubilacie" do szkoły:) (tak, tak, w tamtych czasach składaki się na komunię dostawało). A trasa wiodła między innymi pięknym zjazdem szosowym o długości ok 1-1,5 km (świętokrzyskie hehe), no to Bartuś na stojaczka z kolegami i pedałujemy z górki:) Składaki jednak maja to do siebie, że duzo częściej niż w rowerach z przerzutkami spada łańcuch:) Tak więc mniej więcej w połowie zjazdu nagły zgrzyt z tyłu i łańcuch wpadł między szprychy a zębatkę (czy jak to się zwie w tyvch rowerach). Ja, wcale nie przestraszony, bo często miałem takie akcje stanąłem na pedałach niczym kowboj na rumaku i właśnie w tym momencie łańcuch solidnie zakleszczył się w kole i niespodziewanie szarpnął pedałami. Jako, że ważyłem wtedy tyle co nic szarpnięcie po prostu wyrzuciło mnie przez kierownicę i kilka dobrych metrów jechałem sobie po asfalcie na spodniach i kurtce, a rwer za mną. Rezultat? Zdarte ręce i kolana, porwane spodnie oraz kurtka no i połowa szprych wycięta. roweru nie żałowałem, ale ubrań trochę szkoda. No i miałem tego dnia wolne od szkoły :D

 

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wczoraj zrobiłem supermana. Tak samo jak równo miesiąc temu było to bezpośrednim rezultatem hamowania przodem. Tylne koło podniosło mi do 45 stopni a później poleciałem jak z procy, nawet nie odczułem szarpnięcia przy hamowaniu, po prostu rower zahamował a ja nie. Na szczęście bez złamań i pęknięć, ale dzisiaj rano miałem nieciekawie. Obrzęk tak wielki, że musiałem drugi raz iść do lekarza bo jedna ręka miała ograniczoną ruchliwość a druga nie mogłem ruszyć w ogóle. Dostałem EPO i jest już dużo lepiej, ale mogło być nieciekawie, bo pokój stał się dla mnie pułapką - sam w domu, a ja nawet nie byłem w stanie otworzyć zwykłych drzwi.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z półtorej tygodnia temu. Szybki zjazd z górki, jadąc z Placu Wolności w kierunku Kupca Poznańskiego. Mógłbym jechać po szerokim chodniku, ale nie przystoi, więc dawaj - po bruku, między szynami, środkiem torowiska. Zjazd był szybki, zacząłem hamować przed światłami, ale zrobiła się zielona fala, więc na liczniku jakieś 25 km. W pewnym momencie chciałem wjechać znów na środek torowiska. Przednie koło przejechało, a tylne poślizg na szynie. Totalna wywrotka przy przystanku na którym stało kilkadziesiąt osób. Siniaki na kolanach, łokciach, lewej łydce, przez chwilkę nawet policzkiem przejechałem po bruku... Masakra :)

 

Jako, że byłem na torowisku, rzuciłem tylko soczyste "K***a mać!", wstałem i poszedłem na bok się ogarniać, Adrenalina taka, że nie czułem żadnego bólu. Jakaś kobieta do mnie podchodzi i pyta się czy wszystko ok, za chwilkę druga... Ogarnąłem się, dojechałem do pracy. Gdy skończyłem, po 5 godzinach, okazało się, że kapeć. Na drugi dzień przyjrzałem się sprawie - dętka poszła od wewnątrz, bo siła upadku była tak duża, że obręcz się skrzywiła. Spiłowałem wybrzuszenie, założyłem nową detkę i jakoś jeździ. Gratis po wypadku na drugi dzień nie mogłem chodzić (łydka!)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zima 2011/12. Opole, Wyspa Bolko. Krótka trasa ok 1km przygotowana z kumplami nad brzegiem kanału. :miner: Techniczny kawałek z naciskiem na unikanie drzew, krzaków i korzeni. Mała różnica poziomów - dochodzi do 1,5m w paru miejscach.

 

Byłem na krótkim wypadzie z kumplem, jechał z przodu. Temperatura -4. Jechaliśmy nad kanałem, ścieżka na brzegu skarpy, tak ok 2m wysokości od lodu do ścieżki. Zatrzymał się z niewiadomego powodu, ja zauważyłem to w ostatniej chwili i nie chcąc wjechać w niego przyhamowałem, przechyliłem się po poślizgu na lodzie i poleciałem ze skarpy głową w dół do kanału. :teehee:

Przebiłem lód a rower spadł na mnie. Byłem trochę oszołomiony ale woda po kolana szybko mnie obudziła. Na szczęście spadłem częściowo na jakieś konary i nie wpadłem cały do wody.

Teraz czas na... śmiech. Śmialiśmy się kilka minut, wyciągnął mnie na górę i dalej się śmialiśmy. Potem kłopot, bo jak rower zabrać? :blink: Wychodząc kopnąłem go przypadkiem i odjechał po lodzie 2m od brzegu. :bye2: No cóż, nie wziąłem ze sobą linki 2,5m którą woziłem zawsze, ale wyjąłem ją wczoraj bo nie była mi potrzebna przez pół roku. :wallbash: Kaszana. Wlazłem do wody, wziąłem rower na bary, dalej nad głowę, a kumpel leząc jakoś go wyciągnął. :ninja: Potem pozbierałem lampkę, wodę i wyszedłem.

Było wesoło, na szczęście do domu tylko 2km.

 

Uszkodzenia: Zgięty hak przerzutki, po prostowaniu jeżdżę z nim do dziś :002:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

JESIEŃ 2010

Jechałem z kolegą po lesie,z górki w strone jeziora. Wszystko przykryte liściami, a jechałem dosyć szybko, dookoła sporo drzew i zakręt. Na zakręcie pod liściami znajdowały się korzenie który w jakiśdziwny sposób zatrzymały moje przednie koło. :o Sam wypadłem przez kierownice z roweru,uderzając o kierownice "bolesnym miejscem". Bardzo bolesna przygoda, + rana na brzuchu. Nie wiedziałem jak się pozbierać i czy nie mam kości miedniczej złamanej, bo ból był potworny ! Z bóli dosłownie łzy w oczach miałem ... ale po szkou, wszystko ogarnąlem i w sumie nic poważnego mi nie było, poza poobijaniem :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sam wypadłem przez kierownice z roweru,uderzając o kierownice "bolesnym miejscem". ... ale po szkou, wszystko ogarnąlem i w sumie nic poważnego mi nie było, poza poobijaniem :)

 

:) A dzieci posiadasz / Bo może już nie będziesz miał.....a tak na serio to współczuje ból musiał być imponujący :(

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dosłownie pół godziny temu - jadę sobie(powoli, 10-15 km/h), na chwilę oderwałem wzrok od drogi, i nagle przede mną pojawił się słupek. Za późno było na hamowanie, więc uderzyłem w słupek i przeleciałem przez kierownicę, na szczęście nic mi się nie stało, (no, trochę kolano boli, ale jutro już nie będzie), z rowerem też chyba wszystko OK. Patrzcie gdzie jedziecie!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 tygodnie później...

A ja dzisiaj na moim świeżym (120km przebiegu) Kubusiu LTD Race zaliczyłem piękne OTB :( Podjazd w parku - patrzę a tu ładna górka usypana - gdzieś z pół metra wysokości miała, przed nią dołek wykopany co by wyżej wyskoczyć. Wszystko ładnie wyprofilowane. Po wjechaniu na górkę pomyślałem - a jakże - zjeżdżam co sobie będę żałował. O ile w czasie podjazdu górka nie wyglądała groźnie to w czasie zjazdu było zupełnie inaczej... Jadę nie wiem ile, wjeżdżam w pięknie wyprofilowany dołek - uniosło mnie na rowerze, za dołkiem górka i lecę. Lecę... rower dołem a ja czuję jak odrywam się od pedałów i szybuję nad rowerem. Później nie wiem, chyba przednie koło wylądowało pierwsze a ja w ułamku sekundy przeleciałem przez kierownicę i wylądowałem na plecach. Rower przekoziołkował i wylądował 1,5 metra dalej. Upadłem na plecy - szczęście że miałem plecak i kask bo uderzyłem tyłem głowy o glebę.. Leżę i dramat - nie mogę złapać powietrza, łapię ile mogę i jęcząc wypuszczam. W końcu się pozbierałem i ledwo bo ledwo z bólem pleców podniosłem rower i do domu... samochodem.

 

Teraz mnie plecy bolą w okolicy lędźwiowej jak zmieniam pozycję ciała - chyba coś ponaciągałem. Ręce trochę poobdzierane no i łydka. Majówka na rowerze z głowy..

 

Co do roweru to straty małe - klamka hamulca lekko się otarła i siodełko lekko wygięte (musiało dostać jak rower koziołkował) - może uda się wyprostować. Lakier cały więc nie jest źle tylko ja ledwo chodzę :(

 

Jedyna pozytywna rzecz z tej całej sytuacji to doświadczenie - bezcenne...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sytuacja przypomniała mi książkę "Moutain bike!" W. Nealy. Jeżeli po wypadku, nawet po katastroficznym, rowerzysta pierwsze o co zapyta to "co z moim rowerem?", to jest wszystko w porządku, jeżeli nie zapyta, to trzeba wezwać karetkę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziś jakieś paradoksy.

Byłem na przejażdżce w parku, dużym parku, właściwie w lesie na wyspie blisko miasta. Spore to jest. W pi#du wiało więc napompowałem oponki na 4bar i pojechałem bić Vmax nowego roweru (ledwo 2 miesiące go mam). Cóż, pojechałem i za pierwszym razem pobiłem stary, było 53, a potem i ten pobiłem: 57,6km/h na płaskim oczywiście. Nic sobie nie zrobiłem. Pojechałem na największą górkę, koło 5m. Zjechałem, skoczyłem na największej hopie i przeżyłem. Pojechałem dalej tempem czołówki maratonu na baaaardzo wąską ścieżkę między kolczastymi krzakami nad skrajem kanału. Przejechałem całą ledwo podrapałem sobie ręce, nie wpadłem do kanału, nie urwałem niczego, nie przebiłem opony itd. co nigdy mi się tam nie zdarzyło. Cały czas wiało jak cholera, 3 razy spadały przede mną gałęzie wielkości roweru a raz za mną zwaliło się drzewo którego bym nie objął rękami. Robiłem jeszcze sporo głupich rzeczy bez strat w ludziach i sprzęcie.

Wróciłem do domku szczęśliwy że mam dziś szczęście.

Dwie godziny potem po serwisie pedałów stwierdziłem, że jeszcze się przejadę. To był błąd.

Pojechałem powoli, z myślą, żeby zobaczyć zniszczenia w lesie. Kilka dużych drzew leżało, kilkadziesiąt gałęzi na ścieżkach. Jechałem spokojnie. Na pewnej ścieżce chciałem się zatrzymać - udało się. Wystawiłem lewą nogę i... poleciałem w jakiś dół pełen pokrzyw. Masakra. Plecy, nogi, ręce i szyja swędziały jak cholera. Wkur###ny wracałem już do domu. Omijając jedno ze zwalonych drzew wjechałem na "coś" ("cośia" nie znalazłem). Owe "coś" wyrzuciło mnie w powietrze. Wylądowałem na poparzonych już plecach na jakieś sterczące badyle, porysowały całą skórę. Udem spadłem na jakiś wystający kikut z obciętego krzaku, rozorał mi skórę na długości kilku centymetrów. Chyba jakaś część roweru zadała mi cios w krocze. Leżąc tam i nie mogąc się podnieść czułem jak swędzą mnie plecy, no ale przecież te pokrzywy. Coś mnie podkusiło i zajrzałem pod siebie - leżałem na mrowisku. Na szczęście rower był cały.

 

To chyba na tyle dzisiejszego pecha. Dotoczyłem się do domu i wykąpałem. Wszystko mnie swędzi, piecze, bolą mnie pocięte ręce i udo, nie mogę używać tej nogi.Nie mogłem robić nic oprócz pukania w klawiaturę, więc naskrobałem ten esej.

 

Pozdro dla posiadaczy szczęścia, obyście go nie lekceważyli.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z godzinę temu miałem kontrolę drogową [jadąc rowerem], a jakieś dwie minuty póżniej szorowałem asfalt kolanem.... ścieżka rowerowa, zakręt w lewo jakieś 120` po zjeździe z górki, a tam "stopniowany" krawężnik. kierownica lekko skręcona, koło sobie przeszorowało wyższą część krawężnika no i gleba.... Od dziś jeżdżę ulicami ^^

 

Pozdrawiam!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

zjezdzalem ostatnio w lesie z gorki, na blacie spokojnie powyzej 40 bylo, jechalem z lewej strony, az nagle oczom moim ukazala sie butelka wiec odbilem na prawo ale, ze bylo chyba za szybko to przybralem lekko trawy. efekt to ladny boczek natrawie i siniak na pol lydki, SPD'ki sie wypialy wiec moze o pedal a moze o jakis kamien, nawet tego nie czulem.

 

http://maps.google.pl/maps?f=d&source=s_d&saddr=50.230618,19.313128&daddr=&hl=pl&geocode=&sll=50.230594,19.312742&sspn=0.001309,0.004128&vpsrc=6&t=h&mra=mift&mrsp=0&sz=19&ie=UTF8&ll=50.230595,19.312742&spn=0.002618,0.008256&z=18

 

pozbieralem sie i pojechalem dalej

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja się instynktownie wybroniłem od ostatniej gleby. Jechałem w lesie, dosyć szybko, zagapiłem się (nie pytajcie jak, powiedzmy, że w środku lasu przechodziła jasnowłosa piękność :D) i zapomniałem, że przede mną ostry zakręt. Jak zacząlem skręcać, to było juz za późno, widziałem tylko ogromną brzozę zbliżającą się w moim kierunku (pełne gacie, brzozy już nie takich jak ja zabijały). Na moje szczęście zadział instynkt przetrwanie :D i w odpowiednim momencie zaciśnąłem tylny hebel, zamiast wyrąbać w drzewo, tylne koło zjechało za nie, prostując mi tor jazdy. Potem tam wróciłem i postawiłem rower tak, że zgadzał się ślad tylnej opony z rowkiem który zostawiła. Wtedy zdałem sobię sprawę, jak blisko było. Między moim kolanem a drzewem może 15 cm, a między trójkąt tylnego koła, a drzewo nie dało się ręki wsadzić. Na dodatek jechałem bez zabezpieczeń, bo tylko do sklepu przez las :/

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja dzisiaj przechrzciłem nowe ciuchy i przerzutkę. Sam nie wiem co się stało szczerze powiedziawszy.

Wracałem z miasta i chciałem dosyć równolegle podjechać krawężnik.

Pamiętam tylko tyle, że chwile później turlałem się po ziemi.

Nowe spodenki poprzecierane na dupie, skrzywiony hak przerzutki i przyszlifowany pantograf w 3 dniowej Deore XT (ponoć Shadow ma uniemożliwiać zahaczenie?!), przetarte: rękawiczki, kolano, kostka, łokieć, bark...... i przypier....łem głową w chodnik (jechałem w czapce, a nie w kasku czego już raczej będę unikać). Ciężko się sezon rozpoczyna....... :/

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ostrzegam przed jazdą na rowerze gdzie nie macie pewności działania napędu. Ja na taki wsiadłem - niestety.

Kompletnie się nie spodziewając przeskoczył mi łańcuch i wyleciałem przez kierownicę. Co gorsza upadłem tak, że całą siłę upadku przyjąłem na lewą nogę. Szczęście, że nie jest złamana, tylko bardzo mocno zbita kość strzałkowa. Min. dwa tygodnie bez jazdy, a może dłużej, bo na dziś mam kłopot z chodzeniem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...