U mnie dziś dużo się działo. Z samego rana ruszyłem po śladzie maratonu MTB w Olsztynie i do 42 km wszystko dobrze szło. Wtedy na jakimś badylu złamałem hak przerzutki. Do 'mety' jakieś 9 km a ja w jakichś krzaczorach (dosłownie). Chciałem coś zrobić aby móc jechać ale każde zatrzymanie to chmary, dosłownie dziesiątki komarów, much i gzów gryzących niemiłosiernie. Nie było opcji, trzeba się było cały czas ruszać. Okazało się że najszybciej i naj ekonomiczniej będzie zapytać wujka Google o drogę, bo po śladzie dalej nie było sensu się przedzierać. W efekcie drogę znalazłem, siodło opuściłem na maksa i trybem pod górkę na piechotę, po płaskim na rowerze biegowym a na zjazdach w pozycji dirt dotarłem do mety. Szybki telefon na Dworcową do Marbike i nowy hak założony.
Sama trasa wymagająca, 692 up, średnia z 42 km ledwo 16 km/h. Niektóre podjazdy mordercze ale warto to pojechać, daje pojęcie jaką ma się formę.
Wysłane z mojego Orange Neva 80 przy użyciu Tapatalka