@Eathan myślę, że to głównie kwestia techniki i samozaparcia a nie stricte roweru czy "przynależności plemiennej" No, chyba że ktoś trafił w taką gnojówkę szosówką na slickach. Jest cała masa osób, które z założenia nie będą się pakować w błotko, nie jeżdżą w brzydką pogodę, zimą, itp. Rowery chuchane, dmuchane i pod kocem trzymane. Ja z podobną sytuacją jak opisałeś wyżej spotkałem się na maratonie nomen omen mtb (no, trzeba brać dużą poprawkę, że w mazowieckim i drugi sektor od końca ). Jadę i słyszę gdzieś z przodu chóralne "stoooop!", myślę że jakiś wypadek, a tu kałuża na całą szerokość drogi i gromadka drapiących się po głowie "ścigantów" kombinująca jak to przejechać. Jak się paru ochlapało przelatując środkiem tejże kałuży to, wreszcie ochłonęli że to tylko kilkanaście cm wody i błota i ruszyli, ale zawsze jakiś czas stracony bo trzeba było zwolnić i zorientować co się dzieje. Myślę, że w każdej grupie spotkasz takich "lanserów".