Skocz do zawartości

[Jazda po chodniku]A groźby pieszego?


Rekomendowane odpowiedzi

Bezpieczny odstęp pomiędzy rowerzystą a samochodem to rzecz względna i zależna od prędkości pojazdu. Poza tym Puławską nie poruszają się tylko samochody osobowe, ale i komunikacja miejska (średnio co 5 minut w godzinach porannych), samochody średniego kalibru, a także i ciężki sprzęt. Gdyby ktoś chciał tak jak ja codziennie rowerem do pracy jeździć... średnio bezpieczne miejsce.

 

od 3 lat jeżdżę, niezależnie od pory roku, codziennie, zdecydowanie bezpieczniej niż na chodniku

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na prawym pasie rowerzysta + osobówka tak, rowerzysta + ciężarówka/ZTM już nie koniecznie.

Na południowym odcinku Puławskiej? Autobus wyprzedza tam bez problemu rowerzystę bez zmiany pasa.

 

Pamiętaj, że na rowerach poruszają się nie tylko ludzie wprawieni w "bojach", ale także "weekendowi" cykliści i zaryzykowałbym stwierdzenie, ze ci są w wyraźnej większości. Musisz to zauważyć, zamiast postrzegać wszystko przez pryzmat własnej osoby i własnych umiejętności.

Myślę, że gdyby na forum zarejestrował się jakiś kierowca i pisał z wyrzutami, że wyprzedzony wcześniej na milimetry rowerzysta dogonił go i zrobił mało uprzejmy "wykład" jemu niedzielnemu kierowcy, który to nie potrafi dobrze wyprzedzić rowerzysty bo mało jeździ i źle ocenia odległość zarówno o wyprzedzanego roweru i samochodu jadącego z przeciwka to byłoby kilka jak nie więcej postów o tym, że nie powinien jeździć wcale bo stwarza zagrożenie. Tak samo powinno być z rowerzystami jak ktoś jest niebezpieczny dla siebie i otoczenia w mieście to może powinien włożyć rower na dach samochodu i pojechać gdzieś w bezpieczne miejsce dogodne do jazdy :icon_wink:

 

BTW jak ktoś codziennie jeździ rowerem do pracy i z powrotem (bo chyba od tego się zaczęło) to powinien być bardziej zaprawiony w bojach niż weekendowy :whistling:

 

Nie widzę celu dalszej argumentacji. Z mojej strony EOT.

Naszej argumentacji, która do Ciebie nie trafia, tak? Dostałeś opis jak możesz omijać znaczną część Puławskiej, przejedź się kilka razy, zobaczysz o ile lepiej się jedzie małymi ulicami niż wąskim, zatłoczonym chodnikiem.

 

kwestia podejścia, po chodniku się raczej sunie, a nie jedzie.

Właśnie sęk w tym, że jest (niezbyt duża, ale mocno zauważalna) grupa rowerzystów, którzy na chodniku potrafią kozaczyć jak dzicy, a na ulicę to się boją wjechać bardziej niż w ogień :icon_confused:

Druga grupa to tacy "ekolodzy" którzy wszędzie muszą jechać rowerem i nieraz mają pretensje do pieszych, że oni nie uciekają z chodnika na widok roweru. :icon_confused:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miał być definitywny EOT, ale powiem ostatnie kilka zdań...

 

Na południowym odcinku Puławskiej? Autobus wyprzedza tam bez problemu rowerzystę bez zmiany pasa.

[...]

Naszej argumentacji, która do Ciebie nie trafia, tak? Dostałeś opis jak możesz omijać znaczną część Puławskiej, przejedź się kilka razy, zobaczysz o ile lepiej się jedzie małymi ulicami niż wąskim, zatłoczonym chodnikiem.

 

Tak. Subiektywna argumentacja do mnie nie trafia.

 

Gdyby o mnie chodziło, to Puławska może być. Ja sobie daję radę, ale mam na uwadze, że nie tylko ja poruszam się tą drogą i nie tylko ja jeżdżę na rowerze czy samochodem. Gdyby wszyscy poruszający się na rowerach reprezentowali średnią umiejętności ludzi z tego forum, to zapewne nie byłoby problemu. Problem w tym, że jest odwrotnie i zaryzykuję stwierdzenie, że rowerzyści o szeroko pojętej wysokiej kulturze jazdy są w wyraźnej mniejszości. Nawiązując do kierowców... Na Warszawskich ulicach masz pełen przegląd umiejętności, stylów jazdy - a co gorsza temperamentów. W myśl podsumowania kolegi Schwefel'a połowa kierowców nie powinna wyjeżdżać na ulicę - jednak wyjeżdżają wszyscy. Twoje umiejętności Cię nie uratują, w momencie, gdy wyprzedzający agresywnie kierowca nie zauważy Cię za autobusem, tylko schowa się w "wolne" miejsce. Rozumiesz o co mi chodzi? Umiejętności rowerzysty to tylko połowa sukcesu, bo do pełnego sukcesu potrzebne są jeszcze umiejętności i kultura jazdy kierowców.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja sądzę i nie tylko ja,że nie mamy zerowe szanse w boju z idiotami nieraz na dodatkowym wspomaganiu -schowanych w kilkaset jak nie tony ważących rozpędzonych blachosmrodach.

Wiesz już naprawdę skończ z tą hipokryzją i ciągłymi wojenkami rowerzysta vs kierowca. Pewnie codziennie dojeżdżasz do pracy/na zakupy samochodem albo autobusem, i co wtedy nie jest blachosmród?

Piszesz o jakiś niestworzonych bojach z kierowcami...gdzie to tak jest? Bo ja z nikim się nie biję, lusterek nie urywam ani tym bardziej nikt mnie nie chce rozjechać w imię świętej wojny.

 

gdy wyprzedzający agresywnie kierowca nie zauważy Cię za autobusem

OK, to poruszmy 2 kwestie. Pierwsza jak wygląda agresywnie wyprzedzający kierowca? Jest czerwony na gębie? Lata z dzidą za rowerzystami?

Druga co ja miałbym niby robić za tym autobusem? Mogę Cię zapewnić, że wieki temu jak jeździły głównie Ikazusy to mnie jeszcze bawiło ale odkąd weszły do służby Solarisy i inne Many jazda za czymś takim jest równie dotleniająca jak wypalenie paczki fajek naraz.Ja podziękuję, ale niewątpliwie są koneserzy tego sportu ekstremalnego.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Druga co ja miałbym niby robić za tym autobusem? Mogę Cię zapewnić, że wieki temu jak jeździły głównie Ikazusy to mnie jeszcze bawiło ale odkąd weszły do służby Solarisy i inne Many jazda za czymś takim jest równie dotleniająca jak wypalenie paczki fajek naraz.Ja podziękuję, ale niewątpliwie są koneserzy tego sportu ekstremalnego.

 

Za autobusem z punktu widzenia kierowcy nadlatającego z tyłu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No i właśnie dla tych weekendowych powstają drogi rowerowe. Ulica niech pozostanie dla tych jak określiłeś wprawionych w bojach. Tak będzie bezpieczniej dla wszystkich.

 

 

unibikerka napisał:

A ja sądzę i nie tylko ja,że nie mamy zerowe szanse w boju z idiotami nieraz na dodatkowym wspomaganiu -schowanych w kilkaset jak nie tony ważących rozpędzonych blachosmrodach.

Schwefel:

Wiesz już naprawdę skończ z tą hipokryzją i ciągłymi wojenkami rowerzysta vs kierowca. Pewnie codziennie dojeżdżasz do pracy/na zakupy samochodem albo autobusem, i co wtedy nie jest blachosmród?

Piszesz o jakiś niestworzonych bojach z kierowcami...gdzie to tak jest? Bo ja z nikim się nie biję, lusterek nie urywam ani tym bardziej nikt mnie nie chce rozjechać w imię świętej wojny.

 

Tak się fajnie składa drogi forumowiczu,że ten tekst ,,w bojach" nie ode mnie wyszedł to raz ,sekundo- sam go zacytowałeś,jest twojego autorstwa i to na czyjś tekst, ja go ,,podłapałam" jako czysty idiotyzm ,,boju" w starciu z rozpędzonym żelastwem, ktoś miał problem ze zrozumieniem- jego nie mój..kto toczy boje to toczy..nawet tu na forum ,haha.I przepraszam bardzo ,,wszystkich" urażonych za określenie ich aut ,,blachosmrody" . Tak jeżdżę, używam je i jest to moje żartobliwe określenie na ten sprzęt. Jak się komuś nie podoba -nie musi, jego problem. Myślę forumowiczu ,,loża szyderców" że następne twoje komentarze i zaczepki- podaruję sobie jak powietrze. Szkoda czasu dla i na szyderców. Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Twoje umiejętności Cię nie uratują, w momencie, gdy wyprzedzający agresywnie kierowca nie zauważy Cię za autobusem, tylko schowa się w "wolne" miejsce.

Twoje umiejętności, szeroko pojęta kultura poruszania się po mieście inne mniej lub ważne sprawy Cię nie uratują gdy stary balkon kamienicy odpadnie od ściany i spadnie na chodnik lub gdy po zderzeniu dwóch samochodów jeden z nich siłą rozpędu wpadnie na prawidłowo idących przechodniów. Czemu o pieszych a nie o rowerzystach? Bo z podejściem, że na pewno coś się może stać lepiej nie wychodzić w ogóle z domu, chociaż przy wielkim pechu to i w drewnianym domu cegła może z sufitu spaść na głowę.

 

Tak się fajnie składa drogi forumowiczu,że ten tekst ,,w bojach" nie ode mnie wyszedł to raz

Przecież dobrze wiesz, że pisząc o "zaprawionych w bojach" miał na myśli boje z rowerem czyli ludzi, którzy jeżdżą często i mają już swoje tysiące km w nogach, przez co lepiej orientują się w sytuacji i na drodze i na niej zachowują. Mimo to próbujesz to jakoś połączyć ze swoimi "bojami z idiotami" co generalnie wygląda na dość niepoważne.

 

Swoją drogą robi się atmosfera trochę jak na forum aktywistów ekologów, masy krytycznej czy organizacji zielonych. Kiedyś na forum ludzie logowali się żeby zdobyć trochę wiedzy w danym temacie, podzielić się swoimi doświadczeniami i pogadać o "niczym". Dzisiaj coraz częściej widać jak niektórzy chcą tylko ponarzekać jak to zostali otrąbieni, jaki ci kierowcy i piesi źli oraz napisać słowo "blachosmród" - czyli zupełnie jak na forach zielonych. Ciekawe tylko czemu jest na forum (chyba dość spora) grupa ludzi, którzy pomimo kilku tys km rocznie bardzo sporadycznie muszą sprzeczać się z kierowcami czy być adresatem dla samochodowego klaksonu.

 

Tak. Subiektywna argumentacja do mnie nie trafia.

Do mnie też nie trafia bardzo subiektywna argumentacja np że na południowej części Puławskiej jest wąsko.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

inna sprawa ze samochodu na wiekszosci obszarow w miastach powinny zostac zakazane!

Ta, jasne, z zakupami na cały tydzień piechotką z siatami w rękach, całą rodziną.

W miastach bez komunikacji miejskiej, czy z taką jeżdżącą co godzinę na pewno wszyscy byliby zadowoleni z takiego pomysłu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Twoje? A mi się wydaje, że to raczej jest określenie tego lobby ekoterrorystycznego

 

Resztę napisał Niedźwiedź a mi

 

ekoterrorystów.

 

Jak ktoś nie umie czytać między wersami to zawsze doszukuje się u drugiego jakiejś ideologii, przyszywa łatki innym, na które pozostaje tylko wzruszyć ramionami...i nie jestem hipo...:) bo blachosmrody i już - czemu / bo są z blachy i smrodzą, prawda i over:)

 

Użytkownik adam00 dnia 10 wrzesień 2011 - 23:14 napisał

inna sprawa ze samochodu na wiekszosci obszarow w miastach powinny zostac zakazane!

 

Co do tego typu zakazów, to próżne zawracanie kijem rzeki, rower i samochód oba są dziećmi postępu technologicznego, wręcz niemożliwe i pozostaje dostosowywać wzajemne relacje,bo chamstwo niestety -szerzy się obopólnie,aby tą wolną amerykankę ukrucić ludzie muszą mieć warunki w postaci zdrowych przepisów,a ,,walka" z władzami aby stworzyla w miarę możliwości przyjazne miasta dla mieszkańców tychże.Nie od dziś wiadomo,że tam gdzie są duże skupiska ,ruch i gówniana infrastruktura miejska nie nadążająca za cywilizacją,pomijam szczegół -nienadążających z kulturą w idealnych nawet warunkach :) i wzajemnym szanowaniem zasad drogowych, tam zawsze będą scysje, niczym w zatłoczonej klatce.

 

autobusy i tramwaje też.... nie będzie niczego :confused:

haha, niczego nie będzie..gdzieś już to było?

niech żyje Kononowicz, Kononowicz na prezydenta, niech żyje nam ! :icon_mrgreen:

 

chcę tylko dopisać, że jeśli zostaje wyprzedzana z muśnięciem lusterka o moją kierownicę i pozostaje mi podziękować środkowym palcem - tak,jestem ,jak ktoś tak chce: ekoterrorystką.

Jak bezmyślnie blachosmrod wciska się na drogę rowerową, także nie ma wyboru i pozostaje zjechać/jechać ulicą,na której tylko baby z dziadem brakuje i jedyne co należałoby zrobić to ładnie zarysować takiemu karoserie- tak,jestem ekoterrorystką :)Jak wyje klaksonem za plecami bo za wolno rower jedzie na drodze- jestem wówczas w myślach ekoterro... itd itd

Podobną bezmyślność i chamstwo można wymieniać w innych przykładach,a ja nie należę do ochotników dawcy nerek, bo nawet ci tzw zaprawieni w bojach doświadczeni cylkiści zwyczajnie nie mają szans z bezmyślnością i kozactwem za kółkiem, toteż jak mam wybór to wybieram spokojniejsze drogi bo jestem tą tzw ekoterrorystką :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

sorry ale jak ja slysze narzekania kierowcow na korki, podczas ladnej pogody kiedy z przyjemnoscia jedzie sie rowerem, to zaczynam sie przychylac do glosow nawolujacych do zamkniecia ruchu miast dla ruchu samochodowego.

 

Nie mowie tu o miastach gdzie "autobus kursuje co godzine" (chociaz i tam moznaby probowac polepszyc funkcjonowanie komunikacji) ale najgorszym problemem korki sa wlasnie w duzych miastach z dobrze rozwinieta komunikacja.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

sorry ale jak ja slysze narzekania kierowcow na korki, podczas ladnej pogody kiedy z przyjemnoscia jedzie sie rowerem, to zaczynam sie przychylac do glosow nawolujacych do zamkniecia ruchu miast dla ruchu samochodowego.

 

Nie mowie tu o miastach gdzie "autobus kursuje co godzine" (chociaz i tam moznaby probowac polepszyc funkcjonowanie komunikacji) ale najgorszym problemem korki sa wlasnie w duzych miastach z dobrze rozwinieta komunikacja.

 

Zachód wymyślił opłaty za wjazd do centrum. W Londynie jest to 10 funtów o ile się nie mylę. W Warszawie taka opłaca skutecznie odstraszyłaby od wożenia się po centrum bez wyraźnej potrzeby. Oczywiście w PL zaraz podniosłaby się wrzawa, że jak tak można itp. Ale jak widać w Londynie można. I tam ludzie korzystają z komunikacji miejskiej, zamiast generować korki.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ale najgorszym problemem korki sa wlasnie w duzych miastach z dobrze rozwinieta komunikacja.

A że tak zapytam w jakim dużym mieście mieszkasz że wiesz najlepiej jak rozwiązać problemy jego mieszkańców?

 

Ale jak widać w Londynie można.

A w Londynie to się jeździ po lewej stronie i co też mamy to skopiować bo tak jest fajniej?:wallbash:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

w Londynie to się jeździ po lewej stronie i co też mamy to skopiować bo tak jest fajniej?:wallbash:

 

Opłaty są wprowadzone też w innych miastach. Np w Niemczech-żeby wjechać do centrum miasta trzeba mieć tam przetestowany na emisje spalin samochód i zieloną naklejkę na szybie

 

Z dniem 1 stycznia 2008 w Berlinie, Kolonii i Hanowerze (a następnie w kolejnych miastach) zostały wprowadzone zielone strefy obejmujące obszar centrów miast, a ich granice wyznaczać będą specjalne znaki drogowe, określające jednocześnie rodzaje plakietek uprawniających do wjazdu (biały prostokąt z czerwonym kręgiem i napisem Umwelt Zone).

 

Od 01.03.2008 zielone strefy zostanły wprowadzone w: Ilsfeld, Leonberg, Mannheim, Reutlingen, Schwabisch-Gmund, Stuttgart, Tubingen; od 01.07.08 wPleidelsheim a w październiku w Monachium.

 

W tej strefie będzie można poruszać się wyłącznie samochodem z nalepką umieszczoną na przedniej szybie oznaczającą spełnienie normy emisji spalin.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@mklos poza drobnym nic nie znaczącym faktem, że w Londynie który wspominasz gdzie jest Congestion Charge istnieje "Komunikacja Miejska" i metrem da się dojechać wszędzie i zawsze (przynajmniej w centrum), a w tej 'strasznej' Warszawie gdybym chciał jechać komunikacją miejską od siebie z domu do roboty to jest tak +/- 90min. Na rowerze i/lub samochodem ta sama trasa to 30min. BTW ta trasa to częściowo Twoja Nemezis Puławska (Piaseczno=>Poleczki) i nigdy jeszcze nie spróbowałem tam jechać po chodniku, a/ jest paskudny, b/ żaden kierowca nawet nie zastanowi się że jedzie po nim coś szybciej niż 5km/h czyli rower.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie mowie tu o miastach gdzie "autobus kursuje co godzine" (chociaz i tam moznaby probowac polepszyc funkcjonowanie komunikacji) ale najgorszym problemem korki sa wlasnie w duzych miastach z dobrze rozwinieta komunikacja.

Pokaż mi miasto które spełnia oba warunki:

a) posiada komunikację miejską co godzinę

B) posiada wystarczającą ilość kasy na to żeby komunikacja była sensowna czyli co 10min w szczycie i co 20min poza szczytem - poniżej tego to jest proteza komunikacji, a nie komunikacja zachęcająca do porzucenia samochodu.

 

W dużych miastach podobnie - kasa. O ile z warszawskiej komunikacji jestem zadowolony to jednak nie wyobrażam sobie jazdy gdy tych wszystkich ludzi z samochodów wpakujesz do tramwajów czy autobusów - drzwi się nie będą domykać. Najpierw trzeba zakupić dużo taboru (co jest robione, ale jak na razie jest bardziej wymiana niż powiększanie floty), stworzyć linie dowozowe co 5min, linie krążące po zamkniętym centrum uniezależnione od korków na przedmieściach, system P&R, zmusić koleje mazowieckie do zwiększenia częstotliwości itp. A kasy ledwo wystarcza na drugą linię metra i tramwaj na tarchomin :(

 

Zachód wymyślił opłaty za wjazd do centrum. W Londynie jest to 10 funtów o ile się nie mylę. W Warszawie taka opłaca skutecznie odstraszyłaby od wożenia się po centrum bez wyraźnej potrzeby. Oczywiście w PL zaraz podniosłaby się wrzawa, że jak tak można itp. Ale jak widać w Londynie można. I tam ludzie korzystają z komunikacji miejskiej, zamiast generować korki.

Nieprzemyślane kopiowanie z zachodu jest chyba polską domeną, jakby nie można było stwierdzić, że skoro u nich się sprawdziło, to trzeba najpierw przemyśleć czy sprawdzi się u nas, a dopiero potem sprawdzać to w życiu. Powody powyżej.

Swoją drogą zamiast opłat wolałbym liczenie ile razy dany pojazd wjechał do centrum (coś jak zbieranie opłat od ciężarówek na drogach krajowych) i ustalenie maksymalnej ilości wjazdów lub czasu w miesiącu na jeżdżenie po centrum. Nie można by było jeździć codziennie, ani nawet co drugi dzień, ale jakby trzeba było pilnie szybko pojechać lub coś dowieźć to nie byłoby problemu ani z wjazdem, ani z opłatami.

 

Główny problem w tym, że Wawa wciąż jest zbyt przelotowa - brak obwodnic tranzytowych i śródmiejskich :(

 

a w tej 'strasznej' Warszawie gdybym chciał jechać komunikacją miejską od siebie z domu do roboty to jest tak +/- 90min. Na rowerze i/lub samochodem ta sama trasa to 30min.

Na szczęście nie wszędzie jest tak źle, ale fakt Puławska już dawno powinna mieć buspas, a Piaseczno częste pociągi. W sumie to pierwsze jest nawet osiągalne.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

hymm ja nie mowie ze rozwiazanie z londynu trzeba by skopiowac, pewnie znalazloby sie cos lepszego, chociaz pewnie nie tak totalitarne jak Twoje Niedźwiedź :no:

 

Z drugiej strony jakby odpowiednio wycyrkulowac te oplaty i obszar je obejmujacy to bylyby i fundusze na komunikacje miejska.

Inna sprawa ze w PL czesto zdarza sie tak ze jednoczesnie i rosna oplaty za parkowanie i za komunikacja miejska.

 

Poki co mysle ze stosunkowo najlatawiejsza bylaby budowa sieci wypozyczalni rowerowych - ja np. gdybym mial mozliwosc wypozyczenia roweru (niestety do Poznania dojezdzam pociagiem) to przez 90% czasu bym jezdzil rowerem, a tak to nie za bardzo usmiecha mi sie pchanie z rowerem w pociagu (niemniej zamierzam chociaz przez pierwsze tygodnie)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dwa przemyślenia:

1) do jeżdżenia na rowerze potrzebny jest rower (w domyśle - nie karta rowerowa, ścieżka, pas dla rowerów, wytyczony szlak, prawo jazdy, kask i zbroja etc.) Pogląd lekko anarchistyczny, ale spróbujcie na to spojrzeć z bardzo abstrakcyjnego punktu widzenia. Wy. Poranek (albo popołudnie). Rower. Coś piękniejszego? Jeśli nie - to po co to psuć? Niech żyją piesi, motocykliści, kierowcy i rowerzyści. Jakoś myślę, że uda im się współistnieć pokojowo. Taką mam nadzieję. Nie krzyczmy więc na siebie nawzajem, kiedy pieszy lezie ścieżką, kiedy sami jedziemy chodnikiem.... to po prostu linia, bo tak się ludzie umówili. Ale przecież to nadal jest tylko chodnik/ droga/ jezdnia! Płaski kawałek terenu, do jechania do przodu (no albo do tyłu). Teren! Rowerem się jeździ/ przemieszcza po płaszczyźnie.

 

2) są trzy metody (za moim mistrzem panem Radkowieckim) polska, ruska i zen. I tu już cytat żeby nie było:

"Metody są trzy - polska, ruska i zen. Polska polega na tym, żeby takiego kogoś wybluzgać. Pamiętajmy, że jeżeli jest to wielki jak szafa kawał chama, bluzgać powinniśmy z bezpiecznej odległości. Jeżeli jest to starsza osoba, można zahamować przed nią z poślizgiem i zwyzywać od dziadów/starych bab, kretynów, niedołęgów i moherów.

Metoda zen polega na tym, że mijamy takiego jegomościa i nie przejmujemy się tym, że gość jest głęboko nieszczęśliwym skwaszeńcem. Preferuję właśnie tę metodę ale to wolny kraj.

Jeżeli się nie boicie, możecie użyć trzeciej metody - na ruska. Polega na przywaleniu kolesiowi pompką. Pań nie bijemy. Jest to metoda dla prawdziwych wojowników dwóch pedałów."

 

źródło: http://radkowiecki.blox.pl/html/1310721,262146,21.html?764395

 

i tyle. ja stosuję zen. Czego i Wam życzę :)

Bisette

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@mklos poza drobnym nic nie znaczącym faktem, że w Londynie który wspominasz gdzie jest Congestion Charge istnieje "Komunikacja Miejska" i metrem da się dojechać wszędzie i zawsze (przynajmniej w centrum), a w tej 'strasznej' Warszawie gdybym chciał jechać komunikacją miejską od siebie z domu do roboty to jest tak +/- 90min. Na rowerze i/lub samochodem ta sama trasa to 30min.

 

Podstawowy argument przeciwników pomysłu opłat za wjazd do centrum, to jest właśnie brak dobrej komunikacji miejskiej. To trąca demagogią, gdyż komunikacja miejska nigdy nie zastąpi samochodu czy taksówki. Komunikacja w centrum warszawy jest dobra. Pytanie dlaczego tak kiepsko działa? Bo są korki, które generuje ruch samochodów osobowych! Ot przykład. Linie autobusowe "E" w Warszawie ekspresowe są tylko z nazwy, właśnie przez korki. Przykład. Linia E-2 z Bemowa na Plac Bankowy powinna dojechać w c.a. 20 minut. 30 minut jest normą, często jest to 40 minut w porannym szczycie (ostatnio tyle jeżdżę, więc zrezygnowałem). Poza tym nie chodzi o zakaz wjazdu do centrum, tylko opłatę. Nie stać cię - proste - nie wjeżdżasz. Wożenie się samochodem gdzie tylko dusza zapragnie nie jest prawem nabytym lecz przywilejem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z drugiej strony jakby odpowiednio wycyrkulowac te oplaty i obszar je obejmujacy to bylyby i fundusze na komunikacje miejska.

Hahaha :icon_lol::icon_lol::icon_lol: Tyle lat żyjesz w Polsce i jeszcze się nie nauczyłeś, że kolejne podatki nie idą na infrastrukturę tylko na podwyżki dla urzędasów?

 

Nie stać cię - proste - nie wjeżdżasz. Wożenie się samochodem gdzie tylko dusza zapragnie nie jest prawem nabytym lecz przywilejem.

Czasu komuny już minęły, nie wiem czy zauważyłeś. Teraz samochód nie jest przywilejem ale narzędziem pracy. Skoro jesteś taki mądry to też zapłać za OC, podatek drogowy, rejestrację, badanie techniczne i dopiero wsiadaj na rower, bo póki co rowerzyści są pasożytami na drodze, jeżdżą a nie płacą jak inni kierowcy czy motocykliści.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mod Team

OT

czytam i się dziwię - wszyscy naraz macie gorsze dni? Po co te przepychanki?

Teraz na temat:

 

Schwef - z tym pasożytem to już przesadziłeś!

Ile razy musiałbym przejechać przez jakiś odcinek drogi asfaltowej na moim rowerze by powstały koleiny?

Nie wystarczy że państwo rabuje nas poprzez ZUS i wiele przecudnych pomysłów podatkowych... Co mam zrobić by nie być pasożytem na drodze? Ubezpieczyłem się i płacę też OC za mój rowerek - winietki też rowerzysta powinien wykupywać?

To nie jest jakiś atak personalny, ale Twoja wypowiedź jest pozbawiona sensu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czasu komuny już minęły, nie wiem czy zauważyłeś. Teraz samochód nie jest przywilejem ale narzędziem pracy. Skoro jesteś taki mądry to też zapłać za OC, podatek drogowy, rejestrację, badanie techniczne i dopiero wsiadaj na rower, bo póki co rowerzyści są pasożytami na drodze, jeżdżą a nie płacą jak inni kierowcy czy motocykliści.

 

Po Twojej wypowiedzi jak na dłoni widać, że komuna minęła. Sporo ludzi zachłysnęło się wolnością i jeszcze do tej pory nie złapali oddechu. Samochód narzędziem pracy? Demagogia. Samochód jest narzędziem pracy w momencie kiedy na siebie zarabia. Samochód jako transport do pracy to żadne narzędzie, tyko właśnie pasożyt, do którego trzeba dokładać. Mnie przyjemność dojazdu do pracy moim blachosmordem (ukłony dla unibikerki) kosztowałoby miesięcznie pomiędzy 500 a 700 PLN, a komunikacją kosztuje 120 PLN. Czasowo zaoszczędziłbym być może godzinę dziennie na korzyść samochodu. Polecam kalkulator Casio fx-911Z, bardzo dobrze liczy. Ewentualnie można użyć liczydła bądź suwaka logarytmicznego lub nawet policzyć pod kreską, ale tak czy inaczej wychodzi że ta godzina kosztowałaby mnie miesięcznie w zaokrągleniu od 400 do 600 PLN. Jakoś nie widzę narzędzia pracy w samochodzie. Nie wiem. Może Ty zarabiasz na swoim samochodzie, ale proponuję wziąć kalkulatorek do ręki i dokonać rachunku przychodów i rozchodów.

 

Zatem opłata za wjazd do centrum będzie boleć tych, których samochód nie zarabia, a jest jedynie wygodnym środkiem transportu. Proste i logiczne.

 

PS. Do kosztów użytkowania samochodu powinieneś jeszcze dołożyć serwisowanie. Ja na szczęście mam jeszcze taki pojazd, który da się naprawić młotkiem i kluczem bez potrzeby podłączania do komputera w autoryzowanej stacji obsługi.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A po Twojej, mklos1, że komuna jeszcze wielu siedzi w głowie....

Ale żeby odbić Twój argument: dom-> praca komunikacją miejską (starymi trupami, którymi strach się poruszać, nie mówiąc już o próbie wsadzenia tam wózka dziecięcego - tak, też mam i też czasem z nim się poruszam, nie do pracy ;) ) przynajmniej 1:30h. I tylko w przypadku, jeśli uda mi się trafić z przesiadką. Samochodem, uwaga!! 20 minut!

To dodaj teraz na swoim kalkulatorku (liczydle, czy suwaku, jak wolisz :devil: ) jeszcze czas spędzony na dojazdach do pracy. A raczej czas stracony w komunikacji.

 

A co do serwisowania samochodu, to wybacz, nie chcę być niemiły, ale są tacy ludzie, nawet wokół Ciebie, których stać na kupno samochodu, którego po prostu nie trzeba serwisować.

 

I w sumie, sam użytkując rower (głównie na dojazdy do pracy, większość km tak zrobiłem i to nie dlatego, że nie stać mnie na dojazd autem.), zgadzam się z Schwefel. Rowerzyści powinni mieć obowiązkowe ubezpieczenia. Nie chodzi mi o opłaty drogowe, ale ubezpieczenia tak. I po tym jak widzę, jak poruszają się niektórzy rowerzyści, jak gdzieś mają to co ich otacza (choćby przejeżdżanie ordynarnie na czerwonym, brak oświetlenia wieczorami, etc), to jestem zdania, że powinniśmy mieć rejestracje. Nie wiem jak, ale powinno zniknąć poczucie totalnej bezkarności wśród niektórych rowerzystów.

 

P.

 

Ps. A, jeszcze jedno. Żadna demagogia. Dla mnie samochód JEST narzędziem pracy. Niektórzy mają firmy. Albo są choćby przedstawicielami handlowymi. A opłata będzie boleć wszystkich. Bo jeśli ja mam zapłacić za wjazd do miasta, to... Ty mi to oddasz, korzystając z moich usług. Możesz tego być pewny. I to bardzo pewny.

 

Ps. Właściwie, na koniec proponuję wywalić tą przepychankę. Nikomu ona nie jest potrzebna i nikomu nic nie udowodni. Szkoda zdrowia :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...