Skocz do zawartości

[Decyzja] przez ktora zaczeliscie jezdzic na rowerze


Rekomendowane odpowiedzi

Zacząłem więcej jeździć na rowerze w liceum z kumplem po okolicznych lasach później miałem długą przerwę. Ostatnio przygotowując się z bratem do testów sprawnościowych postanowiłem jeździć do roboty na rowerze, tak zrobiłem ponad 600km i zauważyłem że od pewnego stopnia jazda na rowerze jest genialna w momencie kiedy po 60 km trasie chcesz nadal siedzieć na rowerze bo masz jeszczę parę a odkąd mam nową robotę kupno nowego roweru przed sezonem wiosennym tak mi się wryło w głowę że od prawie tygodnia 90% stron www które otwieram to strony rowerowe. Także po pierwszej wypłacie raczej zakupię Krossa lvl a 6 i wyruszę w trasę:D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

haha fajny temat:) ja przygodę z rowerem zacząłem w wieku kilku lat ucząc sie na rowerze mamy (koła 20") i taki troche jak żyrafa był wysoko siodełko i kierownica, jak nie dawalem rady to desant do rowu a rower sobie jechal dalej:) potem dostałem jakiegos odmalowanego składaczka po kims starszym z rodziny i smigałem nim az kierownica nie pękła pewnego dnia i zaryłem brodą po szlace. To była moja pierwsza poważniejsza gleba;p następnie na komunie dostałem jubilata bordowego. Maszyna że hej, zaraz zdjąłem błotniki i bagażnik i dawaj z kolegami po polnych drózkach. I tak dzieciństwo mijało mijało... do szkoły sie jeździło nim pamiętam...:) ale jubilat w koncu sie połamał (pokrzywiłem ramę). Ogólnie u mnie w otoczeniu rower służyl do przemieszczania się na pewne odległości z racji braku auta w tamtych czasach, więc normalne były trasy nawet po 20 km w jedna stronę...

Później zaczęło sie technikum i wpadłem w złe towarzystwo, paierosy, alkohol itp ogólnie o rowerze zapomniałem. Całe 4 lata technikum i 5 lat studiów nie jeździłem. W tym czasie okazało się, że mam jakies problemy z serduchem (bradykardia). Oczywiście dalej paliłem szlugi i zacząłem tyć (z 78 kg w krótkim czasie przytyłem na 98 kg). A kiedy przypomniał mi sie rowerek? Przyczynił sie do tego ten filmik:

. Przypomnial mi jak to było zapieprzać po lesie i polnych drogach na składaku:) i kupiłem w końcu hexa v2 na wyprzedaży i zacząłem nieśmialo jeździć po ściezkach... rzuciłem też palenie...a było to miesiąc temu, dlatego jestem jeszcze w powijakach jesli chodzi o technikę jazdy itp. Przyjemność natomiast czerpię z każdego nawet 5-cio kilometrowego wyjazdu:) czekają mnie konsultacje z kardiologiem odnośnie tego, na ile moge sobie na rowerze pozwolic - mam nadzieję, że stan mojego zdrowia nie zmusi mnie do odstawienia roweru. Tym bardziej, że ruch (umiarkowany) to zdrowie, co czuje juz teraz:)

pozdrawiam:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

WIadomo,na poczatku to rodzice mnie "zmuszali",dopiero jak mialem 7lat to przywiazalem sie do roweru,konkretniej do skladaka,gdyz nie mialem czym jezdzic nad pobliska rzeczke na ryby,puzniej przyszly motory,ale paliwo bylo drogie;p

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moja przygoda z rowerem, to szczęście w nieszczęściu. 8 lat temu, na skutek wypadku, miałem wybity staw biodrowy, ze złamaniem głowy kości. Jako rehabilitację, lekarz doradził mi właśnie jazdę na rowerze, co ma kształtować kość i nie dopuszczać aby coś tam narastało, jak to zwykle się dzieje przy złamaniach, kiedy nowa tkanka obrasta złamane miejsce. No i rehabilitacja przerodziła się w hobby. Intensywna jazda sprawiła, że poprawiła mi się kondycja, wydolność i ogólne samopoczucie. A jak są wyniki, to się chce jeździć, po prostu. :thumbsup:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zawsze byłem jakiś rowerowo zapóźniony:) Nauczyłem się jeździć późno, bo w wieku 5 lat, jak dostałem dziecięcego BMX. Jeździłem nim do czasu komunii, gdy dostałem rometowskiego "górala". Potem, gdy troszkę podrosłem, kupiliśmy kolejny rower. Nic specjalnego - makrokesz, nomen omen kupiony w bydgoskim Makro. Był to rower Arkus i nie był żadnym cudem techniki - stalowa rama, sztywny widelec. Z drugiej strony, nie był aż takim makrokeszem - nie miał żadnych zbędnych amorów, przerzutki, manetki miał Shimano i kosztował jakieś 600 czy 700 zł, a wtedy to było całkiem sporo. Jeździłem nim dość długo - jakieś krótkie wypady z koleżankami do Myślęcinka, działki itp. Ukradziono mi go z piwnicy. Miałem chwilę przerwy, a kolejny rower kupiłem już sobie za własne pieniądze.

 

Był to Leader Fox Rover Lite (Life? - nie pamiętam dokładnie). Pierwszy mój rower z amortyzatorem (RST Capa T7), ramą z aluminium 7005, przerzutką tylną Altus, Zwałem go czeską strzałą, bo to była zupełnie nowa jakość:P Służył mi dzielnie, na tyle że w zeszłym roku postanowiłem go przywieźć do Poznania. I po całym sezonie, we wrześniu 2011 mi go ukradli. W samym centrum miasta, pod okiem miejskich kamer. Fakt faktem, jestem sam sobie winien, bo miałem jakąś zwykłą linkę, a nie żadnego U-locka. Przez cały czas użytkowania LF nakręciłem na liczniku ponad 5000 km. Od czasu kradzieży aż do końca lutego 2012 jeździłem na jakimś pożyczonym od kumpla starym stalowym rowerze, a 23 lutego kupiłem sobie Krossa Evado 2.0 2012. I od tamtej pory nakręcone na razie 550 km.

 

Trudno powiedzieć o jakiejś decyzji dlaczego jeżdżę rowerem. Rower był koło mnie od zawsze i zawsze to lubiłem. To uczucie wolności, też szybkości. Po mieście zazwyczaj rower jest szybszy niż komunikacja miejska, często niż samochód i daje mi ogromną frajdę. A że nie mam prawa jazdy to właściwie mój jedyny środek transportu:D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

moja przygoda zaczeła się od małego roweru, pózniej był niemiecki składak i zaczełem go tyningować wstawiłem siodło z wsk, dorobiłem oparcie, podłokietniki, zagłówek, zamontowałem radio i jezdziłem jak król na fotelu, jazda bez trzymanki i te sprawy. to był taki wiejski tuning. pózniej za kase z komuni kupiłem górala za 899zł taki szmelc cowboy.

jezdziłem z kolegami na wycieczki i za dziewczynami, robiłem fikołki jezdziłem nim po lesie i rzece ale sie posypał. i dorwałem rower mamy.

Przyszedł czas i przesiadłem sie na motorower, pózniej samochód i tak mineło z 10 lat, zamieszkałem z dziewczyną i kupiliśmy sobie damki montego na niedzielne wycieczki, moją damke mi zakosili, no i stwierdziłem ze potrzebuję coś bardziej się toczącego, lekkiego i bardziej wytrzymałego, ale równie wygodnego i własnie mam zamiar kupić kolarke 8kg i założyć na nią 3kg wygody(wysoka kierownica, wygodne siodło, błotniki, koszyk na kierownice i Led-oświetlenie) tak by sie nadawała na dojazdy do pracy i na niedzielne wycieczki, ale to juz w innym temacie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja złapałem bakcyla rowerowego od dziadka, jak tylko sięgnę pamięcią dziadek zawsze na rowerze. Wybierałem się z nim na wszelkie wycieczki początkowo jako pasażer później oczywiście nauka jazdy na rowerze też dziadek tego dopilnował. Jak już sam umiałem jeździć to oczywiście wycieczki z dziadkiem on na swojej Ukrainie a ja na swoim wigry 3 ledwo za nim nadążałem (dziadek miał parę w nogach i jakoś nie przejmował się mną i chwała mu za to) łapałem lepszą kondycję.

Przyczyną rozpoczęcia mojej przygody z jazdą na rowerze był dziadek, mój ojciec jakoś nie garnął się do tego może dlatego, że sam nie umiał jeździć na rowerze smutne, ale prawdziwe.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A mnie zaraził kumpel. Z tego że mieszkałem w wiosce i miałem ok 30km do miasta a była straszna nuda to jeździłem do miasta na takniej takiej/taniej marketówce. po pewnym czasie przywiosłem przywiozłem takiego lepszego mtb lecz ważył 18kg puźniej później go sprzedałem i niedawno kópiłem kupiłem krossa level a2 i jżdźe jeżdżę na nim kiedy się da i ile się da. :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak miałem 7 lat starszy brat złożył mi rowerek z tego co było w piwnicy, a że w domu sie delikatnie mówiąc nie przelewało to wyszło z tego "ostre koło" na kółkach 16" i w kolorze czerwonym. Do dzisiaj nie zapomnę jak rozpędzony z nogami na boku bo pedały sie kręcą taranuje pewnego starszego Pana. Nastepny rower to znienawidzony do dzisiaj Romet Dingo. Dostałem po jakims kuzynie kuzyna znajomego od strony Babci z piatej linii. Starałem się wszystko zrobić aby jakoś wyglądał nowoczesniej, a to kierownica baranek, a to malowanie srebrzanką, a to koszyk na bidon i inne pierduty - nic nie pomagało. Gorsze od tego roweru były tylko rajtuzki i beret z antenką, które musialem nosić jako małe dziecko. Jak tylko mogłem to podkradałem bratu składaka Flaming. Była to pierwsza wersja tego roweru, ważył chyba około 25 kg. Jak juz udało mie się go wynieść z piwnicy to nie miałem więcej sił aby na nim jeździć. Nastepnie w końcu doczekałem się czegoś cywilizowanego, rodzice kupili, a ciężko było wtedy cokolwiek kupić, Rometa Alka. Co prawda marzeniem był Wagant lub Pasat ale to też był powód do dumy, w końcy miałem już przerzutki. Ma rowerku tym smigałem ładnych kilka latek, niestety nie miałem licznika (a wtedy były tylko na linkę) to nie wiem jaki miał przebieg. Po długim okresie wariactw na nim, popadł w ruinę, ale obecnie oderestaurowany i służy okazjonalnie. Potem poznałem moją obecną żonę no i ... skończyło sie rumakowanie. Po kilkunastu latach przerwy i marzeń o rowerze podczas wizyty w GoSport była promocja na Kellysa Athos, taki trekking na tanim osprzęcie. I zaczęło sie na dobre. Potem dokupowanie szmatek, torebek, narzędzi, wymiana części i znowu szmatek i części aż nastukało się na rowerze niecałe 20 tys. km. Co prawda została juz z niego prawie tylko rama ale reszta części leżakowała w piwnicy. W tym roku poskładałem swój pierwszy aluminiowy na ramie Accent Shannon, przekładając większość gratów ze starego a resztę dokupując. Tyle tytułem wstępu :)... a wracając do pytania, dlaczego zacząłem jeździc na rowerze ? A miałem inne wyjście ?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja jeżdzę od kiedy pamiętam rodzice mówili że bardzo wczesnie zacząłem jeżdzić. Zaczeło się od małego białego dziecięcego składaka, po czym były coraz większe składaki aż do Jubilata. Następnie przejąłem górala siostry cały sztywny jak dobrze pamiętam Kross Grand Mountain na którym jezdziłem pare lat. Gdy udało mi się zajezdzić owego Krossa dostałem od ojca o wiele za duża niemiecka kolarzówkę, jadąc na niej czułem się jak kierowca ciążarówki. Kiedy udało mi się zaoszczedzi trochę kasy lecz pojęcia wielkiego o rowerach nie miałem kupiłem za owe pieniądze jakiegoś Krossa z dwoma amortyzorami mozna powiedzieć makrokesza który stoi dziś w pełni sprawny w piwnicy z nowymi częściami i czeka na na lepsze czasy. Odstawiłem go jak dwa lata temu zacząłem jeżdzić na swoim równiez Krossie Hexagonie V6. Jeżdzę regularnie niemal codziennie i wszedzie gdyż to mnie kręci :excl: .

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...

U mnie tak więcej to tak na konkretniej dopiero od 5 lat, kiedy to byłem uczestnikiem "Rajdu Wisły" prowadzonego pod patronatem europoseł Grażyny Staniszewskiej. Cała Polska zrobiona wzdłuż Królowej Polskich Rzek w ciągu 11dni. Dodam, że od tamtego czasu, od postoju pod stadionem lekkoatletycznym w Bydgoszczy, również złapałem "bakcyla serwisowego" - przekonałem się, jakie to wszystko jest proste i przyjemne.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rowerem jeźdżę od dziecka. Tak samo jak unibikerka zaczynałem na "Bobo", potem znajomy taty oddał nam Rometa i tak jeździłem do komunii, na którą dostałem Granda. Na początku był trochę za duży i do ziemi dosięgałem tylko palcami (i to ledwo) ale jak zaczeliśmy jeździć na różne wycieczki to z czasem się przyzwyczaiłem (i dorosłem). Tym rowerem jeżdżę do dziś, bo mimo że od komunii minęło 6 lat, to w ogóle z niego nie wyrosłem, ale pewnie za parę lat zaopatrze się w coś nowego. :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 lata temu kiedy to ze szkoły była zorganizowana wycieczka na Rozpoczęcie Sezonu Rowerowego, było do przejechania 40km, lasy, szosa,błoto, piach od tamtej wycieczki sam sobie organizuje takie wycieczki w nieznane, poznawanie pobliskich terenów gdzie nie wjadę niczym innym tylko rowerem, rower służy mi również do odstresowania się, pewnych przemyśleń lub po prostu gdy rozpiera mnie energia to wsiadam pedałuje ile sił i wracam pół żywy do domu kładę się i mimo to że sił za nic to uśmiech na twarzy mi się pojawia, bo rower sprawia mi bardo bardzo dużo przyjemności :thumbsup: !

 

Pozdrawiam :teehee:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdy miałem bodajże 11 lat to strasznie mi się domu nudziło, a że pogoda ładna była to poszedłem pojeździć. Spodobało mi się i od tamtego czasu jeżdżę prawie codziennie ( chyba, że zdrowie lub pogoda nie pozwala ).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

U mnie zamiłowanie do roweru wzięło się od ojca. Od 4-5 roku życia regularnie wybieraliśmy się na wycieczki piesze lub rowerowe. Jeszcze przed 10 rokiem życia wybraliśmy się na wycieczkę Gdynia-Kartuzy-Gdynia - 81km w sumie wyszło. Był to dla mnie wielki wyczyn i wtedy poczułem jak piękną rzeczą jest pokonywanie dużych odległości na rowerze.

 

Gdy miałem 12-14 lat na moim osiedlu były organizowane przez GOSIR wyścigi MTB w których wystartowałem 3 razy i raz stałem nawet na pudle w mojej kategorii. Dopiero jak trochę podrosłem zacząłem wyjeżdżać samemu na dłuższe wycieczki, bo tak to zawsze tylko po osiedlu.

 

Gdy miałem 18 lat kupiłem sobie prawdziwy, niehipermarketowy rower mtb - Author Basic. Ale potem niestety jeździłem bardzo rzadko - nauka, koledzy, doszły jeszcze papierosy i inne gorsze używki. Ludzie w takim wieku robią z siebie "dorosłych" i odrzucają jakikolwiek sport.

 

Rok temu wyrwałem się z nikotynowego nałogu i wziąłem się za siebie, niestety trening zimą sobie odpuściłem. W tym sezonie planuję start w 5-6 imprezach na pomorzu - maratony lub xc. Cel na następne lata to starty w ogólnokrajowych imprezach.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja zaczynałem przygodę za małego brzdąca na rowerku, który teraz wywołałby śmiech, ale wtedy, to było coś- ROMET PELIKAN. Cudowny. Jeździłem jak szalony. Na komunię dostałem "górala". Takiego z amortyzatorami z przodu, co również wywoływało "ohy" i "ahy" wśród rówieśników i miałem go dość długo, nie powiem aż w końcu obudziła się we mnie żyłka majsterkowicza, a tym samym rower zbyt długo nie pociągnął. Głównie ze względu na brak wiedzy w składaniu, bo rozłożyć sprzęt na części pierwsze, to nie jest wyczyn. Dalej nie było nic, aż w końcu wpadł mi w ręce rower po dziadku. Działał topornie, zatem pokonywanie kilometrów spadło na komunikację miejską. Następnie zrobienie prawa jazdy oraz obudzony instynkt kierowcy pozwolił mi zapomnieć o jednośladach napędzanych nogami- mogłem dniami siedzieć w garażu i dłubać przy silnikach. W chwili obecnej, gdy prawo jazdy mam od 6 lat, a cena benzyny również dochodzi do "szóstki" padła decyzja aby nieco dziadkowego Rometa "odświeżyć". No i dzieje się. Nie jestem zdany tylko i wyłącznie na rower, wręcz przeciwnie. Zamiłowanie z młodych lat + praktyka oraz dostępne na wyciągnięcie ręki instrukcje w internecie pozwoliły mi na traktowanie dwukołowca jako hobby. I szczerze dobrze się z tym czuję. Portfel również.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...