No to odpowiadajac hurtem.
Zaczniemy od rzeczy waznych - bo jakos tak wyszlo ze robimy zalozycielowi maly balagan w watku Ale moze dzieki temu dzial elektrykow troche tez "odzyje".
Wiec tak - krótka przejażdżka "pod sklepem" jest oczywiście za free. Wypożyczenie na dłużej (liczy się na doby) jest już płatne. Nie pamiętam ile to było wiec bron boże nie bierz tego za pewnik, ale coś mi świta ze to była kwota rzędu 70-100 PLN za dobę - ale to zdecydowanie do weryfikacji. Uzależniali to od modelu i jego wartości. Wypożyczając e-bajka dostajemy oczywiście też ładowarkę. Activia wypożycza też elektryki gdzieś w Beskidach, ale nie znam lokalizacji, chętni pewnie znajda info.
Do wypożyczenia na doby nie było dostępnych wszystkich modeli i konfiguracji z oferty, ale kilka modeli w tym wszystkie oferowane aktualnie silniki. To są po prostu rowery "eksploatacyjne" z wypożyczalni a nie cześć oferty. Wiec raczej trzeba tutaj patrzeć na to jako dłuższy test "napędu" a nie całego roweru jako takiego. Bo akurat naszego upatrzonego modelu może nie być w wypożyczalni.. ale może jest inny z interesującym nas silnikiem. Aha, i jeśli oddamy rower uświniony to jest duża szansa ze doliczą za mycie Dostajemy czysty i oddajemy czysty.
Kwota za wypożyczenie jest odejmowana od ceny nowego roweru jeśli zdecydujemy się na zakup. To nie musi być "dokładnie ten model", można coś pożyczyć, za chwile inny z innym silnikiem itd, ostatecznie decydując się na taki czy inny napęd, dobieramy rower z oferty i cena idzie w dół o kwotę za wypożyczenia.
Ruch w elektrykach maja bardzo duży, m.in. sprzedali od groma LaPierre bo były w bardzo dobrej cenie, w sam piątek kiedy odbierałem Haibike przy mnie poszły jeszcze 3 sztuki, to była już końcówka. Idzie sporo tez innych producentów. Spotkałem tam dwóch fajnych gości, braci - klientów aż z Krakowa, tak stojąc i czekając na obsługę zaczęliśmy rozmawiać. Okazało się ze goście kupują nowego elektryka... co roku, opylając zeszłorocznego. W sensie każdy z nich po sztuce. Oczywiście maja już przez to "specjalne ceny". Jeden z nich zawsze na silniku Yamaha, drugi na Boschu. No fajne maja chłopaki hobby
I teraz sprawy mniej istotne.
Czemu elektryk... Lata temu miałem poważny wypadek na deskach zimą - pozrywane oba kolana i takie tam. Leczenie delikatnie mówiąc "nie poszło zgodnie ze sztuka", to długa historia. W każdym razie jestem sprawny aktywny itd, ale wysokie i długotrwale obciążenie niespecjalnie się podoba moim kolanom. Wiec np ćwicząc na siłowni muszę skupiać się na ćwiczeniach które nie obciążają znacząco kolan, i znacząco ograniczać takie które mocno obciążają. Idąc w góry, zwłaszcza w Tatry, muszę też pamiętać że mam ograniczenia, zwłaszcza schodzenie daje się we znaki, jest bardzo "udarowe" dla kolan, wiec kijki na stałe zagościły w ekwipunku bo pozwalają odciążyć kolana zarówno w górę jak i dół. To samo dotyczy roweru "analogowego" - jadąc normalnie leśnymi drogami jest luz, nawet na długich dystansach, ale już teren pagórkowaty, mocniejsza wspinaczka rowerem, zwłaszcza dłuższa lub często powtarzająca się powoduje niefajny ból. Na początku jest ok, nawet przez dłuższy czas, ale po iluś "set" metrach przewyższeń jazda przestaje być frajda. Noga daje, ale kolana nie bardzo. Trasę ukończę ale kolana czuję jeszcze dosyć konkretnie przez dzień, dwa. Elektryk pozwala mi zniwelować tą przypadłość, po to też go pożyczyłem żeby sprawdzić "jak to na mnie działa". Po prostu wspomaganie się silnikiem na wzniesieniach zdejmuje od groma obciążenia z kolan, tak jakby wypłaszczając wszystkie ścieżki. A po płaskim nie ma problemów nawet z długą jazdą.
Kondycji nie mam jakiejś szczególnej, ale nie jestem tez zawodowym operatorem pilota tv, raczej aktywnie spędzam czas. Myślę że mieszczę się w średniej forum, ale bardziej po stronie "kafarów" niż "szczupłych scigantów" Haibike jest ciężki - ale jak ktoś tu już zauważył, zwróćcie uwagę jakie tam są przełożenia (38 z 10-51). Ogólnie pedałowanie na płaskim szutrze czy tam drodze leśnej jest ok, ale też nie osiągam jakichś zawrotnych średnich prędkości. Też jak zauważył już kolega, oszczędzając kolana na podjazdach nie "palę też nogi" co się przekłada na dłuższy dystans który mogę pokonać.
Tutaj taki przykład - wczoraj porwałem się "z motyką na słońce" Jeżdżąc jak jeżdżę czyli "analogowo" plus czasem silnik na cięższych odcinkach, postanowiłem sprawdzić czy przejadę lasami 50 km tym czołgiem. Tutaj napęd daje też ten komfort że jeśli spuchnę, to wrócę na wspomaganiu. No chyba że skończy się prąd, a wtedy jak spuchnę to też wrócę tylko znacznie znacznie później I będę marudził kolejnych kilka dni. Zapakowałem więc w plecak prowiant, dętki itd i w drogę... zapominając że nie naładowałem baterii i startuję z 3 segmentami z max 5.
Głównie lasy, szutry itd omijając asfalty jak tylko się da. No i głównie na "własnej nodze" - co widać po niskiej prędkości średniej (z postojami). Czy wystarczyło prądu... no wystarczyło z naddatkiem. Wyjechałem z 3 segmentami, wróciłem z... dwoma. Ciężko powiedzieć czy spaliłem 20% pojemności baterii, czy 26% - nie wiem, mam tylko segmenty jako poziom naładowania. Za to Garmin sparowany z pulsometrem wyliczył 1600 kcal spalonych w trakcie tej trasy przez rajdera. Całkiem nieźle jak na "elektryka" No i najważniejsze... bałem się że po takim "strzale" w kolana dzisiaj będzie źle. Ale jest dobrze, i bardzo mnie to cieszy. Po raz pierwszy od sporego czasu po dłuższej trasie rowerem bardziej boli mnie d..a od siodełka niż kolana. A d..a nie boli jakoś szczególnie mocno
Większy problem niż z energia rajdera czy baterii roweru był ... ze starusieńkim smartfonem na którym hulała Strava i nawigacja. Wyjeżdżając z domu z pełna bateria w telefonie po jakich 70 minutach zostało mi 10%. Przypuszczałem że będzie problem więc zabrałem powerbank. Postój na "Ładowanie rajdera prowiantem" wykorzystany był tez na ładowanie telefonu. Które to ładowanie trzeba było później jeszcze powtarzać.
@Prezes83
Przepraszam za zaśmiecenie wątku. Jakby co to daj znać, poproszę adminów o usunięcie mojej pisaniny albo rozdzielenie wątków na dwa.