Rok temu nie miałem większych zagwozdek rowerowych. Wiedziałem, że przy dłuższej jeździe na moim crossie cierpną mi ręce i to był jedyny kłopot (poza brakiem czasu do jeżdżenia). I nagle, dwa miesiące temu odkryłem świat rowerowego youtuba A tam panowie i panie śmigają po pięknych miejscach, jakoś tak bez wysiłku (szczególnie jak oglądałem z lampką wina w ręce), fajna muza z w tle, świetne krajobrazy a ja uwielbiam przyrodę. A później odkryłem kolejne kanały fachowców od wyposażenia i serwisu. I nagle z jednej strony bardzo mi się zachciało roweru, który jechałby tak gładko i z muzyką w tle a z drugiej strony dotarło do mnie jak bardzo dziadowski rower użytkuję (po wypowiedziach fachowców). Gravel wydawał się koniecznością i to szybko!
Z drugiej strony jak np. zeszły piątek byłem na leśno terenowym wypadzie to zauważyłem, że na tych leśnych drogach był może jeden gravel (okolice Tychów i Pszczyny) a ci gravelowcy, których widziałem na asfalcie wcale nie przypominali przecinaków z youtuba, jacyś tacy pogarbieni, prędkość raczej średnia... Na dodatek mój szef który kupił gravela "dobrej klasy" przyznał się, że będzie go zamieniał na nowe MTB i szosę bo nie cierpi nim jeździć po dziurach. W żadnym wypadku nie dyskredytuję graveli i pewnie jednego kupię (dlatego tu zaglądam) ale dotarło do mnie, że przede wszystkim muszę cieszyć się rowerowaniem na tym co mam i trenować nogę bo nawet gravel sam nie pojedzie a nowy rowerek wymyślę ale bez spiny bo jest tyle modeli, że można oszaleć. I aż tak bardzo nie przejmować się wyposażeniem. Wiadomo, że jak rower waży 10kg a nie 14 jak mój to musi mieć wpływ na komfort. Ale czy dla amatora takiego ja aż tak dużym minusem jest korba na kwadrat albo hamulce v-brake? Kazimierz Nowak przejechał Afrykę na singlu a ja nie przejadę Polski na crossie?