Nie ma idealnego smaru co by starczał na kilkaset przejechanych kilometrów i do tego łańcuch po nim błyszczał zawsze jak psu jaj...a Ja używam zielonego finishline, głównie dlatego, że mi się podoba jego zapach i ma prawie idealną konsystencję tzn.nie ścieka z łańcucha jak woda i wnika jednak w te ogniwa łańcucha. Mój sposób smarowania jest taki, że po szejku smaruję łańcuch po małej kropli na ogniwka, następnie czekam 1,5-2h i daje znowu po małej kropli na ogniwka. Następnie wkładam rower do piwnicy, a na drugi dzień przed jazdą daję kolejną porcję po kropelce na ogniwka i czekam jakieś pół godziny. w międzyczasie przebieram się, pakuję rzeczy na rower itp. Po około 30min wycieram cały łańcuch do sucha z zewnątrz. łańcuch oczywiście zbiera syf, bo jeżdżę sporo w terenie (ostatnio dziką trasą motocrosową spore odcinki, często piaszczyste lasy, zakurzone i piaszczyste polne drogi) ale tragedii nie ma, bo po jeździe przecieram łańcuch szmatką i się błyszczy. Na takim smarowaniu robię jakieś 250km-350km, potem dosmarowuję. Łańcuch szejkuję raz na tydzień (co około 500km), czasem raz na dwa tygodnie i powtarzam proces smarowania od nowa.
Jeśli ktoś chciałby wypróbować tą metodę smarowania łańcucha, to od razu zaznaczam ,że kropla oleju ma być naprawdę mała, bo inaczej upierdzielisz sobie kasetę i korbę olejem. Tak uwaloną kasetę ciężko jest potem doczyścić bez zdejmowania jej i wyszejkowania w benzynie jak łańcuch :] Z korbą podobnie jak ma więcej niż jeden blat do tego osłonę z zewnątrz.
Niektórzy jak uważam za bardzo się przejmują tym smarowaniem i traktują go jako jakiś rytuał, a nie konieczność