Skocz do zawartości

Deter

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    222
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    5

Zawartość dodana przez Deter

  1. No więc właśnie - zamiast jeździć albo biegać to wymądrzamy się A tak swoją drogą, co Ci się stało? U jednych działa, u innych nie działa. Fizyka mówi żeby mniej energii spożyć niż spalić - wtedy jest deficyt. Problem polega na tym, że jeśli organizm nie chudnie, to jego fizjologia funkcjonuje tak, jakby tego deficytu nie było. Jeśli jest zapotrzebowanie na energię a insulina blokuje lipolizę, wówczas albo zwolni metabolizm, albo organizm "wyłącza" prawidłowe funkcjonowanie innych procesów. Tak więc komuś się wydaje, że jest na deficycie kalorycznym, a tak naprawdę jego organizm stworzył nową "normę" według, której deficytu nie ma! Być może. Po prostu przerażają mnie wszystkie Atkinsy i Kwaśniewskie, Dukany itd.Gdybyś nie śmigał sporo na rowerze, to martwiłbym się o prześwit Twoich tętnic wieńcowych No nie wszystkich węglowodanów. Pętla insulinowa to oczywiście cholerna pułapka (zjesz czekoladę z frytkami i zapijesz colą, skoczy glukoza, skoczy insulina, glukoza pójdzie w tłuszcz, poziom glukozy z wyższego robi się niższy... człowiek jest głodny) ale to dotyczy wysokiego indeksu insulinowego. Autorytet medyczny to jak uczciwy polityk Jestem bardzo, bardzo daleko od oficjalnych autorytetów medycznych. Powiem więcej - sam hołduję tezę, że rak jest celowo nieleczony i celowo "nieuleczalny" bo to gigantyczny biznes. PS Dzięki za linka, poczytam chętnie. Bingo Tak! Tu jest rozwiązanie. Lepiej jest przystosowany do niego. Ale z tego nie wynika, że jest on lepszy niż produkty, które w toku ewolucji nas ominęły. Tutaj nie mamy do czynienia z relacją względem innych produktów, ale zwiększone przystosowanie do konkretnego produktu. Innymi słowy - jeśli będziemy jeść 2.5 miliona lat produkt X, to po 2,5 miliona lat będziemy do tego bardziej przyzwyczajeni niż na początku. Ale to nie oznacza, że niejedzony produkt Y będzie gorszy. Długość spożywania przez dany gatunek konkretnego pokarmu nie dowodzi tego, że jest on lepszy od innego. Dowodzi tylko, że przystosowaliśmy się do niego.
  2. Moja logika? A cóż to? A czy ja pisałem inaczej? Zgadza się - to właśnie potwierdza moją wcześniejszą tezę. Ewolucja promuje tych, którzy potrafią przetrwać i prokreować - a nie tych, którzy mają lepszą dietę. Twierdzenie, że ewolucja promowała organizmy, które lepiej jadły jest błędna. Ja zadaję pytanie, a Ty piszesz, że moja logika idzie w las? Ty tak na poważnie? Poza tym co idzie w las - podstawowe prawa fizyki, które nazywasz "moją logiką"? Nieprawda. Przy aktywności fizycznej metabolizm nie tylko nie zwalnia, ale wręcz przyspiesza. Tak więc wystarczy spożywać tę samą wartość energetyczną (modyfikując źródła) co dotychczas, a bilans kaloryczny może być deficytowy - właśnie przez wspomnianą aktywność fizyczną i zmianę tempa metabolizmu. Oczywiście, że tak Cała polemika wywiązała się wtedy, kiedy kilku forumowiczów postanowiło mi wyperswadować, że fundamentalne prawa fizyki nie obowiązują w przypadku człowieka. Zgadza się. Ponadto ja nie pisałem, że jeśli coś jest naturalne to jest złe. Pisałem tylko, że wnioskowanie "jeśli coś było kiedyś kiedyś to jest lepsze" jest błędne. Ja nawet nie napisałem, że mięso jest szkodliwe! Pisałem, że przedstawione wnioskowanie przez jednego forumowicza negującego wegetarianizm jest niepoprawne.
  3. No właśnie jakieś przeziębienie mnie dopadło chyba Wczoraj ubrałem się za lekko i jak wjechałem na jedną górę to było tam 7 stopni a wiatr głowę urywał. @ Klosiu Nie chcę żebyś mnie źle zrozumiał - ja nie twierdzę, że poziom insuliny jest bez znaczenia. Ale jeśli ktoś próbuje "ominąć" fundamentalne prawa fizyki, to wywołuje to we mnie sprzeciw. Jeśli nie dostarczysz układowi energii, to on jej nie zmagazynuje. Natomiast jeśli pozornie magazynuje, to zawsze kosztem czegoś innego. Równanie ma stronę lewą i prawą przecież. Jeśli ktoś mimo redukcji odkład tłuszcz, to tylko dlatego, że organizm zredukował (albo dostał taki sygnał) swoje zapotrzebowanie co najczęściej wywołują hormony. Więc jedno nie stoi w sprzeczności z drugim.
  4. Czyli później organizm potrzebuje 2500 kcal, my dostarczamy 2000 kcal, a organizm i tak korzysta z 2500 kcal? Prawie każda teza jest podparta wieloma badaniami. Jak wyżej kolega trafnie napisał, to jak z badaniami przy katastrofie smoleńskiej - każdy ma swoje i zamyka się na inne. W świecie gdzie gdzie manipulacja goni manipulację, kłamstwo pogania kłamstwo - wiara w to, że akurat badania popierające moją tezę są właściwe wymaga wręcz religijnej wiary. . Sądzisz, że jeżeli coś jest publikowane na stronach medycznych to na pewno musi być prawdziwe? Zadziwia mnie Twoja ufność Po drugie - sam fakt dużej próby nie stanowi żadnego panaceum. Metodologia nauk jest "trochę" bardziej złożona i problematyczna. Redukcja kalorii nie może wywoływać głodu.Jeśli ktoś jest często głodny, to źle się za to zabiera. Zgadza się! Klosiu powinieneś mieć nick insulina :)
  5. Odstraszyć? Dziwnie to odbierasz - naprawdę. Jeśli poczułeś złą wolę i intencję z mojej strony, to przepraszam. On jest związany z odżywianiem, od początku do końca. To nie jest uzasadnienie, tylko nieuprawniony wniosek, że skoro kiedyś coś było, to tak być powinno dzisiaj. Współcześnie mamy chyba modę na tzw. naturalność. Ale co ciekawe, prawie nigdy nie pada uzasadnienie dlaczego naturalność (również pojęta arbitralnie) jest lepsza. Ewolucja ani nie przygotowuje, ani nie wybiera lepszych rozwiązań. Ewolucja przystosowuje do przeżycia i prokreacji w konkretnych warunkach. Ponadto teza, że ewolucyjnie jesteśmy przygotowani jest tożsama z tezą, że jeśli coś było, to tak być powinno dzisiaj. Zakładasz, że 100 tys. lat temu mieliśmy właściwą dietę tylko dlatego, że jedliśmy tak od dawna? To nie jest argument ewolucyjny. Naprawdę sądzisz, że ludzie pierwotni żyli 60 lat, a zgony przy narodzinach obniżają tę statystykę? Nie wymagam od nikogo precyzji - a jak wypadnę w czyichś oczach... to już wasza prywatna opinia Mnie chodziło o to, że 99% czasu to wysiłek wytrzymałościowy - oczywiście bez wchodzenia w szczegóły. Myślisz, że w ciągu 24 godzin ot tak sobie zrzuciłeś 1 kg tłuszczu?
  6. http://www.atkinsexposed.org/ To co napisałeś to tautologia, w dodatku ignotum per ignotum. Jest formalnie niepoprawne jeśli definiendum jest powtórzone w definiens. Piszesz, że metoda badawcza polega na tym, że tworzy się hipotezę a potem przeprowadza badania. Innymi słowy napisałeś, że badanie polega na tym, że się bada. Kolejna rzecz - eksperyment krzyżowy F. Bacona, o którym wspomniałeś w powyższym cytacie nie jest zadowalającą metodą naukową. To XVII-wieczny archaizm. Twoja propozycja (czyli eksperymentu krzyżowego) jest niewykonalna ponieważ to eksperyment ma orzec o prawdziwości hipotezy - w praktyce nie jest to możliwe, bo hipotezy zawsze niektóre czynniki wykluczają, a inne uwzględniają. Z kolei ten zabieg nie ma charakteru eksperymentu. Po trzecie - prosta weryfikacja w duchu Carnapa, oraz prosta falsyfikacja w duchu Poppera nie wystarczą. To radykalne uproszczenia. Swoją drogą, sfalsyfikowanie jakiejś hipotezy nie oznacza przecież, że jest ona fałszywa. Mamy zdanie "każda marchewka, jeśli będzie odpowiednio długo gotowana to zmięknie" - to będzie nasza hipoteza H "Garnek z wodą w stanie wrzenia, oraz marchewka wrzucana do wrzącej wody" - to będzie zdanie p "Marchewka po pewnym czasie zmięknie". Z H ∧ p wynika przewidywanie q To i teraz wyobraźmy sobie, że przewidywanie q się nie spełni. Jeśli wynik eksperymentu okaże się różny od spodziewanego q, to nie będziemy mogli wnioskować, że hipoteza H jest fałszywa - lecz jedynie, że H jest fałszywe lub p jest fałszywe. Wynika to z prostych operacji logicznych - w skrócie z pary zdań (H ∧ p) -> q, ~ q wynika, że ~H v ~p. W jeszcze większym skrócie - problem polega na tym, że zdanie p może być fałszywe. Coś z garnkiem może być nie tak, coś w wodą, coś z temperaturą, marchewka może być czymś innym, itd, itd. Tak więc falsyfikowanie hipotezy nie oznacza, że jest ona fałszywa - a niestety to fundamentalne przeczernienie może wiele namieszać w metodologii nauk. Jest mało sensowne z kilku powodów. 1) Niemalże każdy nurt dietetyczny ma "swoje badania" więc w ramach konsekwencji musiałbyś popadać w sprzeczność. Można mnóstwo badań znaleźć mówiących, że jedzenie krów i kurczaków jest zdrowe, a można też znaleźć coś przeciwnego. 2) Paradoks autorytetu polega na tym, że skoro my nie posiadamy wiedzy takiej jak autorytet, to nie mamy kompetencji by wiedzieć czy mówi prawdę. 3) Badania często są robione nierzetelnie. Ot ktoś myśli, że falsyfikacja hipotezy oznacza jej fałszywość. 4) Badania często są drogie, więc robione na zamówienie koncernów. 5) Ogromna część badań nie widzi światła dziennego. 6) Niejaki Gingras - socjolog nauki z Uniwersytetu Quebecu i Montrealu i Larivee, profesor psychoedukacji (Montreal) ujawnili, że 52% pośród wszystkich fałszerstw dotyczących danych naukowych dotyczy medycyny. Aż 52%! Jeśli chodzi o manipulację danym i statystykami, to aż 81% wykrytych oszustw dotyczyło właśnie medycyny! Czym się kierować? Nieco innym, interdyscyplinarnym metodologicznie spojrzeniem. Jak to nie całkiem? Chcesz powiedzieć, że prawa fizyki działają nie całkiem? Że niemożliwość istnienie perpetuum mobile to prawa "nie całkiem"? Jak to się nie może wydostać? Chcesz powiedzieć, że jak glukoza zamieni się w tłuszcz pod wpływem insuliny to na amen - że już koniec i tego tłuszczu nie można spalić? Piszesz jak maniacy z siłowni "nie będę biegał bo spalę mięśnie" Zgadza się - ale jazda na rowerze w 99% przypadków nie jest wysiłkiem intensywnym lecz wytrzymałościowym. Kolejny błąd logiczny. Nie chodzi o meritum, ale o brak podstaw logiki. Od połowy XVIII wieku wiemy o zasadnie deontycznej Hume`a. Zdanie opisowe nie zawiera w sobie predykatów powinnościowych (i odwrotnie). Oznacza to, że zdanie jest X ani nie jest tożsame ze zdaniem powinno być X, ani też zdanie powinno być X nie wynika logicznie ze zdania jest X. Tak jak wspominałem - pomijam korektę merytoryczną, bo na poziomie logicznym jest to błędna teza. Otóż to, że kiedyś było X, nie znaczy, że powinien być X. A tak swoją drogą, to z zachowania tzw. naturalnego to dzisiaj może 1% nam zostało. 29. Ponadto pisałem już kilka razy, że mam spore tendencje do tycia i nie jest tak, że mogę jeść co chcę i zachować masę albo schudnąć. PS Wyobraźmy sobie, że przez kolejne 200 tys lat historii naszego gatunku ludzie palą papierosy - argument, że palenie nie jest szkodliwe bo to naturalne jest równie silny co mówienie, że dzisiaj powinniśmy robić i jeść to, co 200 tys. lat temu. Kurka wodna - naprawdę ktoś jeszcze chce prowadzić naturalny tryb życia, a więc taki który zapewniał nam średnią długość życia 20-25 lat? Nie życzyłbym nawet swojemu wrogowi by żył naturalnie.
  7. Problem w tym, że jest dokładnie odwrotnie. Jest mnóstwo badań, które wykazują prostą korelację pomiędzy spożyciem tłuszczu a zdrowiem. Co ciekawe, żadne badania nikogo do niczego nie przekonują - dieta jest jak religia. Cóż z tego, że fora i strony wegetariańskie uginają się od stosu badań o tłuszczu i białku zwierzęcym, skoro wegetarianizm jest "z innej religii"? Piszę to z pełną odpowiedzialnością, od ponad 5 lat kręcę się po różnych forach sportowych i zawsze reakcja jest modelowa - jeśli badania są prowegetariańskie to się nie liczą. Tak samo jak żadne badania naukowe nie przekonają kreacjonistów do ewolucji, tak samo żadne badania nie przekonają wielbicieli białek i tłuszczów zwierzęcych do ich szkodliwości. W ogóle posiłkowanie się badaniami w dzisiejszych czasach to (wbrew pozorom) to mało sensowny argument. Badania często się bardzo drogie, zaś pieniądze na nie wydają koncerny farmaceutyczne oraz producenci żywności. Każdy, kto ma rzetelne pojęcie o metodologii nauk (polecam chociażby Adama Groblera) wie, że bardzo łatwo jest badaniami wykazać to, na co ma się ochotę. Oczywiście nie mam intencji by kogokolwiek do czegokolwiek przekonywać. Insulina nie jest determinantem absolutnym. Raz jeszcze powrócę do fundamentów fizyki - jeśli nie dostarczymy układowi energii, to on jej nie zmagazynuje. Nie tyje się wtedy, kiedy nie przekracza się zapotrzebowania na energię. Jeśli ktoś udowodni, że jest inaczej... dostanie Nobla z fizyki i przyćmi całą dotychczasową naukę wyznaczając rewolucyjny nowy trend. Nie istnieją takie procesy fizyko-chemiczno-biologiczne, które magazynują energię bez podaży ponad normę. Zaraz, zaraz - pisałeś, że nie tyje się nie dlatego, że się trenuje i pracuje, tylko dlatego, że insulina się nie podnosi. Co rozumiesz przez pojęcie "głównym"? Tlenowo z jednej cząsteczki glukozy mamy 36 ATP energii, z utleniania Wolnych Kwasów Tłuszczowych ~120 ATP, beztlenowo glukoza daje 2 ATP a glikogen 3. Ono nie jest mniejsze tylko białko zyskało współcześnie status mitycznego boga - zaś każde źródło z opracowaniami i analizami jest lekceważone na starce... bo wegetariańskie, a oni to szaleńcy przecież Jest. Jeśli się zrozumie, że perpetuum mobile nie istnieje, to zrozumie się dlaczego tyjemy. Insulina nie łamie w cudowny sposób całej fizyki tworząc perpetuum mobile. PS Co prawda to nieco narcystyczne, ale raz jeszcze przywołam swój przykład. Kiedy zrobiłem 59 kg przy 6,9% tłuszczu wcinałem aż miło cukry proste! A źródło tłuszczu to w 90% właśnie słodycze Dodam, że łatwo przybieram na masie.
  8. Nie ma gorszej, bardziej niezdrowej i niebezpiecznej diety od niskowęglowodanowej. Cóż z tego, że się chudnie? To żaden argument - po amfetaminie też się chudnie, ale czy to powód żeby ją wciągać? Nadmiar białka i tak zostaje zamieniony na glukozę i na tłuszcz - a to tylko najmniejszy kaliber minusów. Piszesz, że osoby jedzące wysokoglikemiczne węglowodany tyją - to nieprawda. Tyje się wtedy, kiedy bilans energetyczny wychodzi na zero. Organizm to nie jest perpetuum mobile - jak nie dostarczysz energii... to nie utyjesz. Nie ma takiego procesu fizycznego, w którym energia nie jest dostarczana i z tego powodu się odkłada. Na diecie białkowo-tłuszczowej chudnie się z jednego bardzo prostego powodu. Energia potrzebna do rozłożenia białek i tłuszczu pochłania bardzo dużo energii. Piszesz, że bardzo wielu ludzi, którzy mają dietę wysokowęglowodanową mają problemy z tyciem - a wiedziałeś o tym, że Kenijczycy i Etiopczycy to prawie wegetarianie i ich dieta to 80-90% węglowodanów? Jaki odsetek wegetarian, którzy wsuwają węglowodany aż miło ma problem z tyciem? Ja jestem typem mezomorficznym, mam duże tendencje do tycia. 2 lata temu zredukowałem masę tłuszczową do 6,9% i jadłem bardzo niewiele białka i bardzo niewiele tłuszczu. Wtedy miałem 59 kg, pierwszego lipca tego roku było to 77 kg. PS Człowiek kiedy jego masa wzrasta 100% w ciągu roku (pierwszy rok życia) spożywa 10% białka... bo właśnie tyle potrzebuje kiedy rośnie 100% w ciągu roku. Tak, tak - 10% białka w diecie wystarczy żeby w ciągu roku zwiększyć swoją masę o 100%.
  9. Killed Gratuluję. Jesteś świetnym przykładem na to, że współczesna pomoc dietetyczna oferowana dookoła to biznesowa mitologia. Do organizmu trzeba podejść jak prymitywny kowal do podkowy, a nie superdokładny chemik w laboratorium
  10. No właśnie dlatego wielokrotnie pisałem o sprawności ogólnej, stabilizacji mięśni głębokich, rozciąganiu i technice Przestawianie się z roweru na bieganie to z biomechanicznego punktu widzenia ryzykowne przedsięwzięcie - dlatego bez fundamentu siłowo-sprawnościowego przy relatywnie wysokiej wydolności tlenowej mogą pojawić się problemy. A tak swoją drogą to 90% kontuzji u biegaczy amatorów wynika z tego, że oni... tylko biegają, i że nie dostosowują treningu do swoich możliwości. Oczywiście, że przy takiej masie ostrożność to podstawa - bieganie owszem będzie trochę problematyczne, ale nie niemożliwe Wzajemnie
  11. mrmorty Jeśli na AWF nie ma jakiegoś zapalonego biegacza, który zarówno ma wiedzę jak i praktykę - to można sobie darować ogólne porady kadry naukowej. Nie piszę tego bynajmniej z przekąsem ani złośliwością - po prostu na AWF tyle się dowiemy o bieganiu co o treningu kolarskim. To czy bieganie zaszkodzi czy nie pomoże - to zależy od biegającego. Nie istnieje coś takiego jak bieganie w ogóle - biegać można na setki sposobów. Na setki dobrze i na setki źle. Można sobie szybko zafundować kontuzję mając 60 kilogramów, a można biegać bez kontuzji mając 100 kg. Czy 100-kilogramowy biegacz bardziej obciąża stawy podczas 30-minutowego rozruchu, czy 60-kilogramowy, który zrobi 3-godzinne porządne rozbieganie po asfalcie/betonie? Byliście kiedyś na maratonie biegowym? Zdziwilibyście się jak wielu grubasków bez problemu je biega. Nadwaga nie jest problemem ponieważ obciążenia na stawy kolanowe wcale nie są większe od szczuplejszych biegaczy - paradoksalnie to szczuplejsi mają bardziej skatowane stawy, ponieważ po prostu biegają o wiele więcej. Głównym problemem jest brak siły biegowej, sprawności i techniki - to właśnie są podstawy, na których można budować fundament wydolności. Jeśli ktoś przez ostatnie 20 lat nie miał praktycznie żadnej aktywności fizycznej, to może mieć nawet i 50 kg... ale bez sprawności i siły, oraz bez umiaru kontuzja przyjdzie szybko. Wbrew pozorom kolarze muszą bardzo ostrożnie podchodzić do biegania - właśnie dlatego napisałem, że powinni zacząć od zera. Bez zagłębiania się w biomechanikę (bo można to bez trudu wygooglować szybko), bieganie to odwrotna praca mięśni niż rowerowanie. Jeśli do tego dojdzie pułapka w postaci dużej wydolności tlenowej - kontuzja gotowa. Raz jeszcze apeluję o prośbę w zrozumieniu mojej intencji. Nie proponuję nikomu zejść z roweru i przy nadwadze trzaskać po 100 km tygodniowo. Chce tylko powiedzieć, że przy zachowaniu kilku niezbędnych warunków bieganie nie zrobi nikomu krzywdy.
  12. kawerna Akurat im bardziej ktoś początkujący, tym więcej efektów z dobrej techniki. Najwięcej szkód czeka na tych, którzy latami walili piętami przez co ich biomechanika jest bardzo oporna na zmiany. To właśnie początkujący w pierwszej kolejności powinni się zabrać za technikę, i to właśnie dobra technika ustrzeże, a nie wywoła problemy. Problem polega na tym, że bieganie to nie tylko robienie kilometrów - to w ogromnej części sprawność biegowa i siła. Tak więc doradzanie osobie początkującej walenia piętami to pierwszy krok do kontuzji. Jeśli kolega będzie na tyle sprawny biegowo i na tyle wzmocni mięśnie głębokie stabilizacji ogólnej, to 100 kg w niczym nie przeszkadza. Oczywiście jak wspominałem wcześniej - umiar, sprawność, siła i jeszcze raz umiar. Jeśli chodzi o modę tematu śródstopia - ja dobrze pamiętam czasy jeszcze przed tą modą Nawet pamiętam wspomniane przez Ciebie bieganie.pl kiedy teza o bieganiu ze śródstopia była w zdecydowanej mniejszości. Nawet sam Adam swego czasu był dość oporny i yacool musiał się mocno napracować by w końcu Adam pozbył się archaicznego patrzenia na technikę. Teraz (chyba) na szczęście jest moda. Niegdyś trzeba było mocno się napracować by pożegnać się z archaizmami. A tak swoją drogą - bieganie.pl dzisiaj, a to sprzed 6-8 lat to niebo a ziemia, szkoda że z fachowego portalu zrobiła się komercja i rozmowy o pierdołach. Co do czerwonogłowego uda - najwięcej energii podczas kroku biegowego pochłania właśnie lądowanie. To wtedy jest największy wydatek energetyczny. Ale bieganie ze śródstopia to nie tylko faza lądowania przecież PS Żeby była jasność - nie proponuję komuś biegać codziennie po 20 kilometrów. Ale zacząć... od zera.
  13. Nie musisz biegać po 20 km dziennie po asfalcie. Podstawowa rzecz - technika i sprawność biegowa. Czyli sporo rozciągania, ćwiczeń stabilizacji ogólnej (core stability), kadencja 180 (tak, tak, w bieganiu to równie ważne co na rowerze), lądowanie miękko i na śródstopiu (nigdy na pięcie!). Do tego dobrze byłoby znaleźć coś miękkiego, asfalt czy betonowe kostki chodnikowe to spore obciążenie. Poza tym zakładam, że jeszcze schudniesz Nie znam Krakowa, ale pewnie wiele jest miękkiego podłoża do biegania. A tak swoją drogą Kraków to mój numer 2 jeśli chodzi o piękno polskości Jeśli chodzi o siłownię - nie ma tam nic, co nie mógłbyś zrobić w domu przy pomocy dwóch sztangielek, drążka rozporowego i odrobiny inwencji, wtedy będzie jeszcze taniej. Polecam zachomikować p90x
  14. Ale niski indeks glikemiczny nie oznacza, że insulina nie wzrośnie. Można zjeść produkt o niskim indeksie glikemicznym (np.jogurt), wywołać wyrzut insuliny i w konsekwencji obniżyć poziom glukozy we krwi - o tej pułapce mówię
  15. missmisery Jak masz niski poziom tłuszczu i nie ładujesz w siebie śmieciowego jedzenia, to czym się przejmować? Jesteś głodna to wcinaj A2i Indeks glikemiczny to małe pole minowe, można się solidnie pomylić Indeks insulinowy jest o wiele ważniejszych i mniej intuicyjny. http://en.wikipedia.org/wiki/Insulin_index Proponuję zerknąć okiem na tabelkę - fasolka po bretońsku i jogurt powodują wystrzał insuliny niczym z procy Zaraz po religii i poglądach politycznych jedzenie to najbardziej "nie do ruszenia" temat. Gratuluję. Napisz coś więcej.
  16. To jest NAJGORSZA rada z możliwych Resynteza glikogenu jest najszybsza i najefektywniejsza w pierwszych 30` po wysiłku. Uzupełnienie glikogenu zaraz po wysiłku to pierwszy i bardzo ważny element regeneracji. missmisery Jaki jadłaś posiłek przed jazdą, co jadłaś w trakcie, co jadałaś tuż po rowerze? MikeU Węgle, węgle, węgle i jeszcze raz węgle - po prostu Cukry bardziej proste niż złożone, no ale oczywiście lepiej naturalne niż rafinowane.
  17. Jeśli ktoś biegnie 2h20` przy tej samej intensywności, to spali około 2 razy więcej kalorii bo biegnie 2 razy dłużej. Czas i intensywność się liczy - nie dystans. Nie zależy od dystansu. Można pokonać dystans 0 m i włożyć w to więcej pracy niż ktoś, kto przejedzie 100 km. Jeśli chodzi o sprawność układu, to już arek_wro mnie uprzedził Spalone kalorie to inaczej ilość energii jaką organizm potrzebuje na wysiłek X. Im organizm bardziej wytrenowany, tym potrzebuje mniej energii żeby wykonać wysiłek X.
  18. Szaleniec VO2max (nie VO2) nie jest możliwe do wyliczenia z testów niewysiłkowych. Ponadto dystans jest nieistotny - jednostka treningowa to czas i intensywność. Elita maratończyków robi rozbieganie 20 km w czasie 1h10` na tej samej intensywności co amator w 1h10` przebiegając 10 km. Ten sam czas, ta sama intensywność, ta sama masa ciała, płeć, wiek - kto spalił więcej kalorii?
  19. Nie mówię o tym, że jest stały, tylko że jest w normie Być może niedostatecznie jasno napisałem co miałem na myśli - czyli, że po 4-godzinnym rozbieganiu nie spada poniżej normy kiedy organizm jest na te 4h wytrenowany. To nie są niestworzone rzeczy tylko zwykła relacja z tego, co pokazał glukometr To nie jest normalne, że po 10-20km jechania masz takie objawy - serio, serio
  20. Glukoza to najważniejszy składnik energetyczny dla mózgu, jej poziom nie będzie spadał jeśli nie wywołamy ogromnego deficytu energetycznego. To nie są "specyficzne okoliczności" tylko norma. Natomiast ze wzrostem nie ma problemu - wystarczy zwiększyć pod koniec intensywność. 4-godzinny wysiłek dla przeciętnie wytrenowanego organizmu to nie jest powód by tak cenne źródło energii dla mózgu zostało uszczuplone. Oczywiście przy założeniu, że te 4h nie rozłożą nas całkowicie na łopatki tylko będą mocnym bodźcem wytrzymałościowym. PS Kilka razy prawdopodobnie miałem hipoglikemię podczas biegania - zawroty głowy, lekkie problemy z równowagą, drżenie ciała, plamki na oczach - - - Co do pulsometrów i spalonych kalorii. Pulsometr nie pokazuje ile spaliliśmy, tylko wynik algorytmu - to różnica.
  21. arek_wro Masz świętą rację Mówiłem, że nie ma żadnego znaczenia dla redukcji tłuszczu czy zjemy przed czy po treningu, czy na czczo czy po śniadaniu. Ja to odniosłem tylko do problemu "na czczo, czy nie". Natomiast to, dlaczego jedzenie co drugi dzień byłoby dewastujące, sam pisałem wyżej kiedy wspominałem,o drastycznym obniżaniu kalorii To jest oczywiste, że wszystko ma wpływ na metabolizm - co, jak, kiedy, ile, itd. Ale w ogólnym rozrachunku śniadanie 2h wcześniej czy później nie spowoduje przecież, że ktoś schudnie. Odnoszę wręcz wrażenie, że zbyt często uwaga osób redukujących tłuszcz ogniskuje się wokół drobnych problemów, miast skupiać się na priorytetach. Yoshi Yoshi - Yoshimitsu? Mnie się wydaje, że środowisko kulturystyczne demonizuje i mitologizuje biało. Utlenianie białka w celu pozyskania z nich energii to bardzo niewielki procent, zaś aby udział tego szlaku metabolicznego zwiększyć to organizm solidnie musiałby uszczuplić swoje zapasy. Tak więc spokojnie - na czczo organizm nie "spali mięśni" jak mówią leniwe koksy, którym nie chce się biegać albo jeździć na rowerze Tzw. palenie mięśni to ostateczna ostateczność dla organizmu. PS Kiedyś bawiłem się glukometrem. Po dobie niejedzenia poziom cukru był nadal taki sam - proponuję każdemu taki test. Innym testem było sprawdzanie poziomu cukru przed i po wysiłku. Po 4h biegania po solidnych górkach poziom glukozy we krwi nadal był tak sam
  22. No właśnie nie Organizm czerpie i spala energię 24h na dobę przez 7 dni w tygodniu... aż do śmierci. A zatem czy będziesz czerpał energię z tłuszczów, węglowodanów, śniadania czy może wczorajszej kolacji na treningu - to bez znaczenia dla tkanki tłuszczowej. Czy zjesz o godzinie X, czy o godzinie Y, czy może o godzinie Z, to i tak bilans dobowy/tygodniowy będzie taki sam. Nie zjesz rano, zjesz w południe - co za różnica? Troszczenie się o 1 godzinę podczas treningu i zapominanie o pozostałych 23 w ciągu doby to chytra pułapka. PS Wielkie śniadanie to kropla w morzu energii, a nie rezerwuar. 1 kg tłuszczu to aż 9.000 kcal energii, śniadanie to 10-15x mniej... a to tylko 1 kg tłuszczu.
  23. To nie ma żadnego znaczenia czy jesteś na czczo, czy nie - to w ogóle nie ma znaczenia z czego czerpiemy energię podczas wysiłku. Różna - tłusty będzie tę samą trasę jechał o wiele dłużej, więc więcej spali W ogóle się nie wiąże jeśli nie założymy tej samej prędkości. Jednak jeśli chcemy aby prędkość była tama sama, to tłusty musi włożyć więcej pracy by przy większej masie osiągać prędkość chudego. Tak, tak Nie zapominajmy jednak o wysiłkach beztlenowych i krótkotrwałych - tętno nie szaleje, a spalenie jest gigantyczne. ALe to nas raczej nie interesuje jeśli wsiadamy na rower na kilka godzin
×
×
  • Dodaj nową pozycję...