Może ja też coś napiszę, bo ostatnio bardzo interesuję się tym tematem. Mam 184cm w wzrostu, zanim w ogóle zacząłem moją przygodę z rowerem czyli jakieś 3,5 roku temu, ważyłem dobre 86kg, czułem się jak chodząca kupa wiadomo czego, zresztą tak samo jak się czułem tak też wyglądałem (5 godzin gry w strzelanki dziennie i zero ruchu). Potem wziąłem się za rower, coraz to szybciej i więcej tak, że teraz startuję w miejscowych wyścigach XC, co dawniej było dla mnie nie do pomyślenia. Moja sylwetka, wygląd i samopoczucie także się znacznie poprawiły. W tym sezonie odnotowałem spadek masy najniżej do 76kg, ale nie ukrywam, że teraz zacząłem sobie pozwalać na nieco więcej i ostatnio wskazówka na wadze odnotowała mi 84kg (nowo wybudowany lidl obok szkoły czyni cuda). Powiem szczerze, że się zdenerwowałem i postawiłem sobie za cel, że do przyszłego sezonu zredukuję to do 70kg, nie tyle po to by się cieszyć z tego, że schudłem, a po to by mieć większą efektywność w terenie. Zmieniłem swoją dietę tak, że jem tylko chleb żytni, dużo warzyw i owoców, piję tylko i wyłącznie wodę i nie jem ani nie piję żadnych śmieci (przedtem potrafiłem opędzlować w ciągu dnia 2,5l pepsi, paczkę chipsów i masę słodkośći). Ogólnie siedzę teraz non stop i liczę kalorie. Jako, że jeżdżę nadal mimo marnej pogody po 5 dni w tygodniu, godzinę dziennie (oczywiście nie oglądam krajobrazów) ustaliłem, że moje dzienne spalanie wynosi minimum 3500kcal i muszę codziennie jeść tak by nie przekroczyć 2500kcal by coś zrzucić. Rodzice i kumple stukają się po głowach jak ważę na wadze kromki chleba, ziemniaki, owoce, ale robię wszystko by nie przekroczyć granicy 2500kcal. Na dzień dzisiejszy rezultat jest 80,5kg, dość szybko to poszło, mam nadzieję, że dalej pójdzie też tak łatwo.