Skocz do zawartości

diesel16

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    154
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

1 obserwujący

Metody kontaktu

  • Strona www
    http://www.narowerze.com.pl

Dodatkowe informacje

  • Imię
    Mateusz
  • Skąd
    Rumia

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia użytkownika diesel16

Entuzjasta

Entuzjasta (5/13)

  • Pierwszy post
  • Collaborator
  • Conversation Starter
  • Od tygodnia
  • Od miesiąca

Ostatnio zdobyte

27

Reputacja

2

Trafne odpowiedzi

  1. Przejechałem trasę z Flensburga do Świnoujścia (w zasadzie do Kołobrzegu). Miło wspominam i z czystym sumieniem mogę polecić. Jechaliśmy od Flensburga m.in przez Kilonię, Wismar, Stralsund, Greifswald i Uznam, możliwie blisko morza, nie pilnowaliśmy by było to zawsze R10, choć zapewne w większości było bo staraliśmy się jechać trasą rowerową. Nie byliśmy w Lubece ani Rostocku, Lubeka była w planach, ale jakoś nie chciało nam się wjeżdżać do miasta, (przeprawiliśmy się w Travemunde). W Rostocku już wcześniej byłem. Wjechaliśmy za to na wyspę Fehrman oraz "na chwilę" na Rugię. Jeśli wystarczy czasu to proponuję włączyć w to całą Rugię, z półwyspem Arkona, Parkiem narodowym Jasmund oraz miejscowościami Binz i Sellin. Na Rugię można wijechać w Stralsund, pojechać na północ na półwysep Arkona, potem Jasmund, Binz, Sellin i zjechać (a w zasadzie spłynąć) w Glewitz do Stahlbrode, przy okazji jest tu bardzo fajny, mały kemping https://www.naturcamping-stahlbrode.de/ P.S. Potwierdzam Wismar i Stralsund to bardzo urocze miejscowości, ale spoko była też Kilonia i Burg na Fehmarn. Fajnie jedzie się też przez Uznam (warto zajechać do Peenemunde).
  2. Jeśli chodzi o wiatr to doświadczenia mam raczej odwrotne. My jechaliśmy z południa na północ i pamiętam, że cieszyłem się z tej decyzji. Nie jest to poparte statystykami, ale pamiętam raczej wiatr z południa. Połduniowy wiatr to też zwykle szansa na lepszą pogodę więc z tego punktu widzenia lepiej żeby wiało z południa. Możesz zainstalować sobie na telefonie aplikację Windy i przez parę dni poobserwować może jakieś wnioski uda Ci się mimo krótkiego czasu wyciągnąć. Jeśli chodzi o noclegi to my spaliśmy głównie na kempingach i czasem na dziko. Jeden z takich darmowych kempingów był jakoś zaraz po wjechaniu z Łotwy do Estonii. Na Muhu spaliśmy na takim przydomowym kempingu (płatnym ale nie drogim), potem na kempingu w Kuressaare, za darmo przy barze w Triigi (przeprawa Saaremaa - Hiiumaa) i już po zjechaniu z wysp na kempingu w okolicach Haapsalu. Koło Tallina był fajny i niedrogi taki pseudo kemping w porcie jachotwym, to było chyba w Pirita na północny wschód od Tallina. Na wschód od Tallina wart uwagi jest Lahemaa Park, ale tam nie dojechaliśmy. Po drodze między Haapsalu a Tallinem jest miejscowość Paldiski, w okolicach której są fajne klify Paldiski Pank. W Haapsalu fajny stary dworzec kolejowy, parowozy itp oraz Haapsalu Castle. Na Muhu warto zobaczyć muzeum etnograficzne w Koguva. Ogólnie kraj jest ciekawy, wszystko wydaje się dobrze przemyślane i robione po coś, nie liczone okresem "jednej kadencji". My patrzymy na nich trochę jak na post sowietów, a oni uważają się za skandynawów. Półwysep skandynawski to to nie jest, ale język, nazewnictwo czy chociażby ich imiona i nazwiska przypominają skandynawię. Mentalnie też wydają się zmierzać w tym kierunku. Mimo że w niektórych miastach straszą jeszcze bloki z wielkiej płyty przypominając czasy sowieckiego dobrobytu, to stosunek do przyrody czy chociażby fakt że po 22:00 nie kupisz alkoholu przywodzą na myśl Skandynawię. Zobacz sobie Onet on Tour z Estonii jeśli nie widziałeś Co do Kaliningradu to nie wiem czy miałeś okazję przejechać się tzw. kosą kurońską od Zielonogradska do Kłajpedy to świetny odcinek do rowerowania. Z Kłajpedy jechaliśmy do Rygi na ukos przez Możejki i w ten sposób do zaliczenia zostało mi całe wybrzeże od Kłajpedy do Rygi.
  3. Byłem jakieś 8 lat temu. Dobre miejsce do spokojnego rowerowania, choć bywa że trochę wieje. Koniecznie odwiedzić trzeba Panga Cliff, być może będziesz miał okazję spać w okolicach kolejnego klifu. Odwiedzenia warte też Kuressaare, stoi tam ładny zamek. Na południu wyspy nie byliśmy z braku czasu (to była wyprawa z Trójmiasta do Tallina przez Obwód Kaliningradzki), ale myślę że warto pojechać pod samą latarnię morską. Na Hiiumie, na półwyspie Kopu jest zabytkowa latarnia morska uznawana za najstarszą na Baltyku. Ciekawe miejsca na pewno znajdziesz przeglądając zdjęcia na Google Maps lub Google Earth. Obok przeprawy Saaremaa - Hiiumaa stoi bar, przy którym rozbiliśmy się na noc, a właściciel puszczał nam piosenki Niemena... Ogólnie klimat skandynawski... pojechałbym jeszcze raz bo mam wrażenie że nie zjeździłem jak należy. Na stronach Estońskich Lasów Państwowych można znaleźć darmowe miejsca kempingowe, gdzie płaci się tylko za prysznic i toaletę. Nie pamiętam jak w Estonii jest z noclegami na dziko, być może wzorem Skandynawii są dozwolone. Ehhh...miło powspominać
  4. W 2012 roku zrobiłem podobną trasę. Jechaliśmy z południa na północ i z tego co się orientuję w tym okresie częściej w tym kierunku wieje. O ile pamiętam to wiatr nam bardziej sprzyjał niż nie sprzyjał choć pedałować tak i tak trzeba było ;-) Nie jechaliśmy stricte po trasie R10, z racji ograniczonego czasu odcinek Kłajpeda - Ryga zrobiliśmy na szago przez Płungiany, Możejki i Jegławę. Z perspektywy czasu trochę żałuję że nie było to wzdłuż morza przez Lipawę i Windawę, ale z czegoś trzeba było zrezygnować. Zatem jechaliśmy z Trójmiasta do Tallina przez Kaliningrad, Kłajpedę, Możejki, Jegławę, Rygę, Parnawę, wyspy Muhu, Saaremaa, Hiiumaa, Haapsalu, Paldiski, a potem promem z Tallina do Helsinek. W tamtym czasie prom Helsinki - Gdynia zabierał pasażeró, terach chyba już tego nie robu. Zdaje się że z Turku można polecieć do Gdańska, albo jeszcze ciekawszy warant przez Wysyp Alandzkie i Sztokholm do Nynashamn skąd odpływają promy do Gdańska, ale to wydłużyłoby Wam wycieczkę. Tym niemniej Wyspy Alandzie to fajna opcja dla rowerzystów. Ja podróżuję z namiotem bo daje mi to większe poczucie swobody i wolności, nie muszę aż tak dokładnie planować noclegów choć często i tak trasę dzielę tak, aby dzień kończyć gdzieś w okolicach pola kempingowego. Jeśli się nie uda to zawsze można kimnąć się gdzieś na dziko i choć faktycznie czasami bywa to stresujące to fajnie się to potem wspomina. Apropo, w Obwodzie Kaliningradzkim splaiśmy na dziko w Zielonogradsku na terenie strzeżonego parkingu, choć to chyba zbyt szumnie powiedziane. Fakt na wjeździe był szlaban, ochroniarza nie było, na parkingu zero samochodów a trawa po kolana. Uznaliśmy że nieczynny. Generalnie wszystko było ok, aż do rana gdy zajechał gość Wołgą (na szczęście nie czarną;)). Ogółem sprawa rozeszła się po kościach choć na wstępnie usłyszeliśmy coś o wtargnięciu na teren który on ochrania. Generalnie ludzie są tam spoko, na poziomie szarego człowieka nie było żadnych problemów i nic nieprzyjemnego nas tam nie spotkało. Inna sprawa, że widok człowieka na rowerze objuczonym sakwami raczej skłania do oferowania pomocy niż sprawiania mu problemów. zdarzało się że ludzie sami podchodzili by wskazać drogę, jak siedzieliśmy nad mapą. Ze spaniem na dziko to też zależy dokąd się jedzie, w Skandynawii formalnie nie ma z tym problemu. Noclegi w konkretnych miejscach, zarezerwowane z wyprzedzeniem wymagają dość precyzyjnego planowania i dużego reżimu w trakcie pokonywania trasy. Jeśli chodzi o oznakowanie R10 to szału bym nie oczekiwał. To długa trasa przez kilka krajów i chyba brakuje jakiegoś koordynatora, który zapanowałby nad oznakowaniem. To nie jest tak, jak w przypadku nowego, otwartego z pompą szlaku rowerowego, jak Green Velo. W zeszłymm roku zrobiłem trasę z Karlskrony do Sztokholmu w zamyśle wzdłuż R10, ale nawet tam nie specjalnie widziałem oznakowanie. Gdzie jak gdzie, ale w Szwecji takich rzeczy należałoby oczekiwać w pierwszej kolejności. Jak chcesz fajną i dobrze oznakowaną trasę to polecam Kattegatleden (https://kattegattleden.se/en/) z Helsingborga do Goteborga, tam można jechać bez map i nawigacji. Na R10 to jak napisał Paul1 raczej Garmin lub Google Maps. To Unia Europejska więc z Internetem i kosztami nie ma już takich problemów jak kiedyś, gdy trzeba było zajeżdżać do McDonalds na darmowe WiFi. W wersji Eko możesz wyznaczyć trasę, wyłączyć Internet i ewentualnie włączyć go ponownie jak się zgubisz by wyznaczyć nową trasę. Google Maps nie pokaże Ci jednak trasy dokładnie po R10. Jeśli ma być dokładnie po R10 to faktycznie najlepiej gpx. Plik gpx możesz otworzyć np w Locus Map. Co ciekawego na trasie do Tallina: 1. Kurońskaja Kosa - czyli mierzeja kurońska, jeden z najlepszych odcinków na trasie, prowadzi mierzeją od Zielonogradska do Kłajpedy. Po stronie Rosyjskiej surowo, jak to w parku krajobrazowym. Warto się od czasu do czasu zatrzymać i zobaczyć wydmy. Po stronie litewskiej fajna trasa rowerowa od samej granicy do Kłajpedy. Tutaj na pewno warto zajechać do Nidy, zaraz po przekroczeniu granicy. 2. Jegława - dawna stolica Łotwy, jest trochę zabytków choć to Wam chyba nie będzie po drodze. 3. Ryga - to oczywiste, a jak ktoś lubi to oprócz standardowych zabytków jest bogato wyposażone muzeum motoryzacji oraz muzeum etnograficzne. Koło Rygi jest też były obóz koncentracyjny w Salaspils. 4. Parnawa - fajne miasteczko turystyczne 5. Saaremaa - tutaj przede wszystkim Kuressaare i Panga Cliff 6. Haapsalu - fajny zamek 7. Paldiski - tu miała być dawna baza atomowych okrętów podwodnych, ale jakoś nie znaleźliśmy, ale są ładne klify 8. Tallin - to oczywiste, a z ciekawostek zwiedzanie byłego więzienia https://patareiprison.org/en/visit/. Na wschód od Tallina jest Lahemaa Park, ale tam już nie dojechaliśmy bo to kawałek drogi jednak jest.
  5. O szwedzkich lasach i jeziorach to za dużo nie powiem, bo nie byłem. Planowałem kiedyś okolice jezior Wenner i Wetter tj. promem do Karlskrony, rowerem w kierunku Wenner i Wetter, potem wzdłuż kanału gotajskiego i następnie albo na południe do Karlskrony (prom do Gdyni) albo na północ do Nynashamn (prom do Gdańska). Jakoś ta wyprawa nie doszła do skutku. Póki co jednak preferuję jazdę wzdłuż morza, i co się z tym wiąże, również wyspy. Z krainy jezior na pewno słynie Finlandia. Co do komarów to nie mam traumy z nimi związanej, ale ogólnie panuje przekonanie że Skandynawia to siedlisko komarów. Nie powiem żeby nie zdarzyły się przypadki pośpiesznego rozbijania namiotu, w celu ograniczenia kontaktów z komarami, wówczas z pomocą przychodził standardowy środek do psikania na komary. W Skandynawii na rowerze byłem już kilka razy i ani razu takiego środka nie zużyłem nawet w połowie. Jeśli jednak wybierasz się w lasy i nad jeziora to akcja ucieczki do namiotu przed komarami może stać się rytuałem. W trakcie jazdy to nie dopadną, gorzej wieczorem przy rozbijaniu namiotu. O komarch pisałem głównie w kontekście niezabierania namiotu. Słyszalem o teorii w myśl której warto nałykać się witaminy B, by komary tak chętnie nie brały, ale nie wiem ile w tym prawdy. Ewentualnie może moskitiera na twarz. Jeśli myślisz o spaniu w lasach możesz zabrać hamak, ale taki z moskitierą. Z drugiej strony namiot 1-osobowy, względnie lekki i mały po spakowaniu, kupisz już za 200 zł z lekkim okładem, więc może nie ma co kombinować. Gotlandię wspominam bardzo dobrze, być może dlatego, że była to moja pierwsza poważna wyprawa pod sakwami. Niezależnie od tego ta wyspa ma swoje uroki. Oczywiście mówiąc Gotlandia mam na myśli również Faro, bo nie wyobrażam sobie jechać na Gotlndię i nie zobaczyć Faro. Jedną z największych atrakcji są Raukary w Langhammars i cała ta okolica, a to jest właśnie na Faro. Pomijając Raukary to ogólnie fajnie tamtędy się jechało. Na trochę podobny "klimat", taki skalisto-kamienisty, natknąłem się na Olandii, w jej północno - zachodniej części, choć to na pewno nie to samo. Samej Olandii nie kojarzę jakoś mocno z rolnictwem, na pewno rolnicza jest Skania, widziałem to na trasie z Trelleborga do Malmo i dłuższa jazda w takim otoczeniu może faktycznie okazać się nudna. Na Olandii na pewno ciekawe są okolice rezerwatu ptaków (mimo że zapędów ornitologicznych w sobie nie odkryłem) na południu oraz wspomniana część północno - zachodania. Wyspa jest płaska, dobra na początek przygód z sakwiarstwem. Ja najpierw byłem na Gotlandii, a kilka lat później na Olandii i jakiegoś specjalnego rozczarowania nie doświadczyłem. Co do kwestii logistycznych to oczywiście masz rację, że samolotem lepiej polecieć gdzieś i wracać niż na odwrót. Są tacy, co latają w obie strony, wówczas na miejsu, w sklepach rowerowych, szukają kartonów po rowerach. Na Allegro widziałem jakieś torby do spakowania roweru, nie były jakoś specjalnie drogie, ale nie wiem do jakich rozmiarów dają się złożyć po wyjęciu z nich roweru. Ogólnie samolotem z rowerem jeszcze nie leciałem, przewoziłem autokarem wówczas z pomocą przyszła folia strech, ale pakowałem w domu. Nie wykluczone, że jeśli dojdzie do skutku wyprawa z Goteborga na północ, to pomyślę o samolocie bo zdaje się że lata z Gdańska do Goteborga. Z lataniem trzeba uważać bo te "tanie lotniska" bywają mocno oddalone od miast np. z lotniska do Sztokholmu jest dalej niż z Nynsahamn, gdzie przypływa prom z Gdańska. Jeśli jedziemy rowerem to może się okazać że szybciej do Sztokholmu dostaniemy się z udziałem promu niż samolotu. Z Gdyni do Trelleborga nie ma promu, pływał kiedyś do Ystad, ale już go nie ma. Byly też promy na trasie Gdynia - Helsinki ale z tego co wiem to już tylko Cargo i pasażerów nie zabierają. Jest też prom Gdynia - Rostok ale to chyba też tylko Cargo. Z Gdańska popłyniesz do Nynashamn a stamtąd w jeden dzień dojedziesz rowerem do Sztokholmu. Ze Sztokholmu możesz popłynąć na Wysypy Alandzkie, to też fajna rzecz...
  6. W zeszłym roku byłem na Kattegattleden i śmiało mogę polecić. Samochód zostawiłem w Świnoujściu i promem dostałem się do Trelleborga. Z Trelleborga już rowerem przez Malmo do Helsingborga, gdzie zaczyna się 400km, szlak rowerowy do Goteborga. Jazda wzdłuż morza, urocze miasteczka portowe, spektakularne zachody słońca, kontakt z naturą... to wszystko tutaj znajdziesz. Spałem głównie na dziko, kąpałem się w morzu i pod prysznicami przy plaży. Z rozbijaniem namiotu nie ma problemu zgodnie z panującym tam prawem swobodnego dostępu do natury. Nie chowałem się po lasach, spałem zwykle nad samym morzem, ale nie na plaży. Oczywiście trzeba zachować odpowiednią odległość od zabudowań i lepiej poczekać do zachodu słońca jak trochę się przerzedzi (Szwedzi lubią zachody słońca, a na tej trasie ich nie brakuje). Z Goteborga wracałem do Malmo pociągiem, nie ma problemu z rowerem choć trzeba za niego dopłacić. Koszt łączny to bodaj 200 zł z groszem. Namiot czy trap? Ja bym brał namiot. W Szwecji jest duża wilgotność powietrza, rano wstajesz i wszystko dookoła mokre do czasu aż wyjdzie słońce i trochę przesuszy, druga sprawa to komary, w Szwecji bywają w nadmiarze. Ceny i jedzenie Jeszcze parę lat temu różnice w cenach były większe i mam wrażenie że nie było tyle Lidla co teraz więc ogólnie rzecz biorąc dużych zapasów brać nie trzeba. Jadąc do Skandynawii zwykle zabieram ze sobą jakieś kabanosy i tego typu pierdoły, ale bez przesady. Trochę drożej będzie w ICA czy Coop ale na zachodzie Szwecji z zakupami w Lidlu nie było problemu. Lipiec To dobry moment, dni faktycznie są jeszcze długie w zasadzie to obyłem się praktycznie bez oświetlenia, bodaj raz na południu już wracając użyłem czołówki, co nie zmienia faktu że warto oświetlenie ze sobą zabrać. Co może przeszkadzać? Wspomniane wyżej Komary - warto profilaktycznie zabrać coś ze sobą, ostatnio było gorące lato i trasa wzdłuż morza sprawiły, że specjalnie mnie to nie dotknęło, ale jak będziesz jeździł w okolicach jezior to może być to problem. Ceny kempingów - można powiedzieć że kempingi to sport narodowy Szwedów, taka forma spędzania wakacji, kemingi są bogato wyposażone, niekiedy mają też baseny ale za to są dość kosztowne choć oczywiście nie wszystkie. Ostatnio spałem 2x na kempingu, raz w Trelleborgu i raz już w okolicach Goteborga i trzeba liczyć coś w okolicach 80 zł 1 osoba + namiot. Gdybyś jechał na Kattegattleden to warto odbić trochę z trasy i pojechać do rezerwatu Kullaberg pooglądać skaliste klify, co prawda jest tam więcej pchania niż samej jazdy ale warto. Jeśli chodzi Szwecję to mogę też polecić wyprawę rowerową na Gotlandię, łatwo się tam dostać. Płyniesz promem z Gdańska do Nynashamn i tam przesiadka na prom Nynashamn - Visby i jesteś na Gotlandii. Tam najlepszy okres to przełom Lipca i Sierpnia ze względy na festiwal średniowiecza ale jak pojedziesz w Lipcu też będziesz zadowolony. Objechanie dookoła to jakieś 700 km o ile pamiętam. Olandia też jest spoko. Tu dopłyniesz Promem z Gdyni do Karlskrony, z Karsklony w jeden dzień dojedziesz na Olandię. Mostem nie przejedziesz chyba że w autobusie. Z Kalmar na Olandię pływa mały prom, można zabrać się z rowerem, z tego co pamiętam na promie była płatność tylko kartą. Moje wstępne plany na ten rok zakładały kontynuację czyli Bohuslan, start z Goteborga i dalej na północ przez Tjorn, Orust do Fajllback, Stromstad aż do Oslo, ale nie wiem jeszcze co z tego wyjdzie.
  7. To się zgadza, na pewno Gravel będzie lepszy pod Ultralighting niż pod zwykłe sakwy. To jest jednak dość ważne żeby kupować rower możliwie zgodny z przeznaczeniem. Kiedyś wybrałem się na 100km miejskim ścigaczem (Kross Scraper) jakoś nie byłem zachwycony i wrócilem do starej poczciwej Meridy Crossway. Kwestię mechaniki i hydrauliki w hamulcach to najbardziej chyba czuć na klamce. Jeżdżę na wyprawy od lat na hydraulicznych tarczówkach i jak na razie zero problemów. Generalnie zależy dokąd jedziemy czy zamierzamy jeździć w niektórych przypadkach to faktycznie im prostszy sprzęt tym lepiej. Hamulce mechaniczne, rama stalowa, bagażnik stalowy żeby Ci to pospawali w razie czego... ja mam tarcze hydrauliczne, ramę alu i nawet bagażniki alu, ale jeżdżę po Europie więc jakoś się tym nie przejmuję. Jeśli mówimy o wyprawach sakwiarskich to ryzyko przerwania przewodu hamulcowego jest na pewno mniejsze niż podczas harców po lesie.
  8. Ja jeżdżę rowerem typu Cross oczywiście odpowiednio doposażonym w bagażniki (przód / tył), błotniki i oświetlenie. Cross poradzi sobie w lżejszym terenie i nie stwarza zbyt dużych oporów na asfalcie. Na kiku wyprawach już byłem, pozycja za kierownicą jest ok, puki co wszędzie się sprawdził, ale raczej nie jeżdżę po hardcorowym terenie, na ogół to asfalt , szuter i ubite ścieżki, a tutaj Gravel też powinien sobie spokojnie poradzić. Jak dla mnie w Gravelu trochę brakuje amortyzatora, na dłuższą metę, na dziurawych trasach mogą boleć nadgarstki choć to może być kwestia przyzwyczajenia. Rozważyć można też MTB 29,5" bo tam można założyć opony crossowe 28", a w drugą stronę może być trochę gorzej jak chodzi o szerokość opony. Co do 100km to ja w zasadzie jakoś specjalnie do wyprawy się nie przygotowuję. Oczywiście staram się trzymać z kondycją na poziomie (bieganie, czasem basen), żeby nie przeleżeć zimy na kanapie. Jakoś na miesąc przed wyprawą dosiadam częściej roweru, jadę czy to do pracy czy też po pracy na jakieś wypady, ale też raczej w granicach 30-40km, ewentualnie jakieś tam 100km walnę raz po raz. Na 1-2 tygodnie przed wyjazdem odstawiam rower, żeby odpocząć fizycznie i mentalnie. Najgorzej to z przyzwyczajeniem i ponownym oswojeniem dupska do siodełka. Na wyprawę zabieram zwykle maści, coś rozgrzewającego przed i regenerującego po, kilka dni jazdy i mięśnie są zmęczone ale jechać spoko się da, ważne żeby nie było zakwasów i jak już wyżej wspomniano aby głowa była mocna. Można zaryzykować stwierdzenie że na takiej wyprawie najważniejsza jest głowa (w sensie motywacji) i du..a (żeby dało się usiedzieć na siodełku), a mięśnie jak nie jesteś "zastany" jakoś dzadzą radę.
  9. Widziałem jakiś czas temu Twoje filmiki na YT muszę przyznać że niezły hardcore z tym brodzeniem i rozbijaniem się w śniegu, jak Ty przetrwałeś te noce to ja nie wiem.. Jeśli chodzi o Estonię to ma ona dość ciekawe podejście do kwestii kempingowych. Te zorganizowane przez Lasy Państwowe są w zasadzie bezpłatne, płacisz za toalety i samochód jeśli chcesz nim wjechać. Spałem na takim w drodze do Tallina https://www.google.com/maps/@57.9650449,24.4066798,3a,55.5y,10.56h,85.27t/data=!3m6!1e1!3m4!1stLIxZxa5v1VX-0NAkSc7Rw!2e0!7i13312!8i6656
  10. Ja coś czuję że Ty już jesteś spakowany... U mnie proces decyzyjny nie przebiega tak szybko tzn. nie chodzi tu bezpośrednio o mnie tylko o wspomniane wcześniej kwestie rodzinno - urlopowe. Nie wiem czy będę wstanie pojechać, ciekawe jak te ceny biletów zmieniają się w czasie bo jak na razie są do przyjęcia. Tak na szybko optymalna dla mnie trasa przez Litwę, Łotwę i Estonię wyglądałaby mniej więcej tak: Etap I Gdynia - Kłajpeda - https://goo.gl/maps/Gh9esDGMGyB2 ok. 350 km [przez obwód kalinigradzki i mierzeję kurońską, jechałem kiedyś tą trasą i dobrze ją wspominam, wadą jest oczywiście paszport, wiza i koszty z nią związane, myślę że coś w granicach 350-400 zł ] Etap II Kłajpeda - Tallin/Helsinki - https://goo.gl/maps/pbZoiDaJrh72 ok. 800 km [z Kłajpedy do Rygi jechałem "na szago" przez Możejki, Dobele i Jeglawę i średnio mi się podobało, poza Jeglawą bo to warte odwiedzenia miasto, generalnie jakoś tak preferuję jazdę wzdłuż linii brzegowej niż "przez środek kraju", wadą jest dłuższa droga ale jeśli ktoś ma czas...] Etap III Helsinki - Nordkapp - https://goo.gl/maps/77oK3JzAEe82 ok 1500 km [o tym odcinku zbyt wiele nie wiem bo tam jeszcze mnie nie było] Dystans łączny około 2650 km + powrót z Nordkapp do Alty 250 km = 2900 km Co do zobaczenia po drodze: Kaliningrad, Mierzeja Kurońska, Windawa, Ryga, Parnawa, Tallin, Helsinki, Lahti, Oulu, Rovaniemi i pewnie coś tam jeszcze w Finlandii... Przez Szwecję Etap I - Karlskrona - Alta - https://goo.gl/maps/3Z2sTnZe1932 ok. 2150 km Etap II - Alta - Nordkapp - https://goo.gl/maps/rRY899f1vj52 ok. 250 km Razem 2400 km + powrót z Nordkapp do Alty ok 250 km = 2650 km Co do zobaczenia po drodze: Kalmar, Sztokholm, Uppsala, Hoga Kusten, Umea, Lulea Jakoś dużo mi tych km wyszło..!?
  11. Różnica faktycznie marginalna, ja chyba liczyłem start z domu a nie z Suwałk więc pewnie temu tak mi jakoś więcej wyszło. W tą nudę Finlandii też tak nie do końca wieżę, gdzieś tam to zasłyszałem i tak jak napisałem że "mawiają..." to ogółem nie moja opinia. Oczywiście dużo zależy od tego, czego to oczekuje. Na pewno Rovanieni jest argumentem za, wielkiej krainy fińskich jezior też jestem świadomy, nawet rozważałem kiedyś wyprawę w te rejony. Kiedyś można było płynąć promem z Gdyni do Helsinek, teraz pasażerów już nie biorą z tego co wiem. Tu jest fajny opis wyprawy na Nordkapp przez Litwę, Łotwę i Estonię... i powrót przez Norwegię, polecam, dobrze napisane -> W dordze na Północ
  12. Absolutnie się z Tobą zgadzam, już chociażby sam fakt przekraczania granicy (jakakolwiek by ona nie była) i przejeżdzania z kraju do kraju budzi dodatkowe emocje. Zrobiłem swego czasu trasę z Trójmiasta do Tallina przez Obwód Kaliningradzki (polecam Mierzeję Kurońską) Litwę, Łotwę i estońskie wyspy Saarema, Hiiumma, Muhu. Umówmy się że Litwy to w tym za dużo nie było, więc w późniejszym czasie poprawiłem wyprawą do Troków, Wilna, Kowna. To są z całą pewnością kraje, którym warto poświęcić trochę czasu. Wiadomo na rowerze w krótkim czasie nie da zobaczyć się wszystkiego, ale z drugiej strony występuje tu swego rodzaju paradoks, gdzie mniej znaczy więcej, powiedzmy że zobaczysz mniej ale dokładniej. Gdyby ktoś mnie spytał którędy jechać na Nordkapp to z całą pewnością poleciłbym Litwę, Łotwę i Estonię, do tego Finlandia (też mawiają że nudna, ale trudno mi oceniać byłem tylko w Helsinkach i w okolicach Turku / archipelagu Turku przy okazji wyprawy na Wysy Alandzkie), a powrót najlepiej przez Lofoty i Fiordy... to by było coś... ale ja nie mam tyle czasu, a trasa przez Szwecję to raczej ze względów czasowych, kiedyś to liczyłem i wydawało mi się krócej, abstrahując od tego że w Baltach już byłem. Szwecję w pewnym sensie też zjeździłem wzdłuż i wszerz (ostatnio byłem na Kattegattleden wzdłuż zachodniego wybrzeża i całkiem mi się podobało, ale to szlak komercyjny więc na przysłowiową rowerową włóczęgę chyba się nie nadaje), ale powyżej Sztokholmu czy Goteborga to ja się nie wychyliłem. Po drodze można zobaczyć Sztokholm, Uppsala czy Hoga Kusten, co może być jakimś urozmaiceniem. Ich "powolny asfalt" mi nie przeszkadza, ale opony warto zabrać dobre. Podsumowując jestem świadom że przejazd przez kraje nadbałtyckie to ciekawsza opcja ale w moim przypadku (ograniczenia czasowe i wcześniejsze wyprawy w te rejony) Szwecja wydaje się bardziej "praktyczna" choć tak naprawdę trzebaby usiąść i się do tego przymierzyć.
  13. Dla mnie w takiej wyprawie liczy się cel i liczy się droga. Rowerowe włuczęgostwo, z całym szacunkiem dla niego, bo to też fajna sprawa dajaca na pewno wieksze poczucie wolnosci, mogloby sprawić, że do celu dojechałbym w bliżej nieokreslonym terminie, a na to nie mogę sobie pozwolić... być może przyjdzie na to jeszcze czas. Zwykle planuję dzienne przebiegi w okolicach 100km bo nie lubię jeździć pod presją czasu i na czas. Zwykle w praktyce wychodzi z tego 120 lub 150km i to idzie na plus, dodaje trochę swobody na kolejne dni. Wolę zaplanować 100 i przejechać 150 niż zaplanować 200 i przejechać 150 :-). Jakoś tak mam ze w okolicach 5-6 dnia zaczynam odczuwać lekkie znużenie jazdą i lubię sobie zrobić luźny bądź wolny dzień żeby znowu poczuć ten sam głód. Zwykle staram się to łączyć z jakimś zwiedzaniem, kiedyś chodziłem trochę po muzeach teraz raczej podziwiam tzw. pomniki natury tudzież uroki historycznych miast jak choćby Wilno, Ryga czy Tallin. W Helsinkach tez byłem podczas wyprawy przez Kaliningrad, Litwę, Łotwa i Estonię ale do Helsinek to nie było pedałowanie tylko prom z Tallina. Z Helsinek nie wyjeżdżałem ale podobną historię z wyjazdem z miasta miałem w Nynashamn, gdzie wraz z powstaniem autostrady miejscowi zdawali się zapomnieć którędy przebiegała stara droga do Sztokholmu. Nynashamn to nie Helsinki i to zaiste cenna uwaga choć mi z przyczyn czasowo - urlopowych bardziej realna wydaje się jazda przez Szwecję ale musiałbym jeszcze na spokojnie to przeliczyć. Wracając do tematu skoro zrobiłeś 2500km w 19 dni to przestaję się dziwić, że planujesz 2500km w 25 dni. Mam za sobą kilka wypraw o przebiegach nieco ponad 1000km ale ostatnio robie raczej 7-8 dniowe niż takie w okolicach 1 msc. Wynika to przede wszystkim z kwestii rodzinno - urlopowych a nie niechęci do spędzenia tak długiego czasu na rowerze. Za wcześnie jeszcze dla mnie na deklaracje, ale zapewne wezmę taki wariant wakacyjnych wojaży pod uwagę. Dotychczas jak trafiałem na podobne wątki to temat leciał juz na samym starcie bo w moim przypadku terminy majowo - czerwcowe nie wchodzą w grę tutaj chociaż termin by pasował ;-)
  14. To jest generalnie fajny plan. Nordkapp ciągnie sią za mną od paru lat, ale nigdy jakoś nie było okazji, a ściślej mówiąc czasu na tak długą wyprawę. W pewnym momenice zacząłem rozważać wyprawę przez Szwecję (z Karlskrony na Nordkapp, a że mieszkam koło Gdyni byłoby to coś na zasadzie z domu na Nordkapp ), to zdaje się nieco krócej choć wyprawa mniej urozmaicona. Litwę, Łotwę i Estonię mam już zasadniczo zaliczone choć to oczywiście ich nie dyskryminuje tym niemniej moim podstawowym problemem jest zbyt długi czas wyprawy. Planujesz 2500km w 25 dni, myślę że powinieneś przyjąć sobie jakiś bufor bezpieczeństwa chociażby na wypadek problemów z pogodą. Osobiście też zaplanowałbym sobie jakieś dni wolne, które albo sobie weźmiesza albo nie ale zawsze da Ci to jakiś margines. Nie wiem jakie długie wyprawy robiłeś, moja najdłuższa to bodaj jakoś 1600 czy 1800 km i wiem że jazda 100km dziennie przez 10 dni to co innego niż jazda 100km dziennie przez 25 dni. Oczywiście nie mówię że tego nie da się zrobić ale jak złapiesz jednego czy drugiego dnia po kilka / kilkanaście km straty to może Ci się zrobić z tego niezła górka. W sumie to też kwestia podejścia czy chodzi stricte o łykanie kilometrów czy napawanie się tym co dookoła... tak jakoś mi przyszło do głowy Prezycyjnych planów na 2019 to ja jeszcze nie mam, termin który podajesz, jest teminem w którym ja zwykle jeżdżę na wyprawy więc pewnie by pasował ale 25 dni urlopu to ja raczej nie dostanę, a z mojego punktu widzenia te 25 dni to może być trochę za mało żeby w odpowiednim stopniu delektować się taką wyprawą... ale kto wie... wezmę pod uwagę
  15. Znajdą się chętni na przejazd zachodnim wybrzeżem Szwecji? W szczególności chodzi o Kattegattleden, czyli trasę rowerową Helsingborg - Goteborg (395km). W praktyce z Trelleborga przez Helsingborg do Goteborga choć w Goteborgu wcale skończyć się nie musi, w zależności od czasu i chęci. Można jechać dalej przez klimatyczny Bohuslan do Stromstad, do granicy z Norwegią lub nawet do Oslo choć tu z czasem może być już słabo. Powrót do Trelleborgla kolejami regionalnymi lub Swebusem. Wyjazd na Janusza czyli noclegi na dziko i żarcie z Polski :-]. Od czasu do czasu może być jakiś kemping, trochę zapasów w sakwach trochę zakupów na miejscu. Generalnie ceny w Szwecji do najniższych nie należą. Koszt promu Świnoujście - Trelleborg niecałe 400 zł w obie strony. Plan podstawowy zakłada przejazd z Trelleborga przez Helsigborg do Goteborga. W Helsingborgu zaczyna się Kattegattleden i "leci" do Goteborga, co da jakieś 500km. Dzienne przebiegi w granicach 100km, bez szaleństw i parcia na siłę. Termin wyjazdu mam dość sztywny, planuję start w okolicach 20 lipca i do dyspozycji mam max 10 dni. Ulotka o Kattegatleden tutaj, gdyby ktoś zastanawiał się gdzie w tym roku wyskoczyć. Ogółem niby to trasa wybrana Europejską Trasą Rowerową 2018 roku.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...