Hej
Na początek witam wszystkich, bo to mój pierwszy post na tym forum.
Ja miałem ostatnio bliskie spotkanie z dość sporymi kundlami nad Zalewem Zemborzyckim (lublin). Pierwszy stał sobie spokojnie, ja zwolniłem i myślałem, że nic sobie nie zrobi z mojej obecności. Aż nagle jak się nie zerwie i prosto do mojej łydki ;/ znikąd pojawił się drugi podobny, przyszczypał mnie trochę, zszedłem z roweru i zastawiłem się nim. Psy nie odpuszczały, kły cały czas na widoku. Adrealina niezła. Nie miałem się nawet czym bronić bo plastikową mini pompkę Kellysa to sobie można..... wiecie co i gdzie. Już myślałem, że będę musiał je zakatrupić gołymi rękami, albo one mnie. Nic nie dawało krzyczenie, straszenie rowerem itp. Po dosyć długim czasie pojawił się zdziwiony właściciel i z łachą odwołał psy. To taki typ starego cwaniaka, jeszcze się ze mnie śmiał. Byłem taki wściekły, że chciałem gnojka ubić na miejscu ale pomyślałem, że narobię mu problemów i złapałem za telefon i 112. I wiecie co- koleś zwiał na serio, po prostu uciekł.
Usiadłem na chwilkę po tym na murku, napiłem się wody z bidonu i chcę jechać dalej. Patrze- a tu idzie babka z psem w typie owczarka niemieckiego. Byłem taki zły po tamtym, że pytam się jej czy nie wie do czego smycz służy?? A ta mi całą litanie od razu, że nie ma już gdzie psa spuścić, że nagonka na psy, że pewnie nie kocham zwierząt... no z tym ostatnim to trafiła jak łysy grzywką o parapet. Już nie miałem siły, powiedziałem ok, niech go pani tylko przytrzyma i już jadę... pies był z właścicielem, więc nawet nie odwrócił w moją stronę głowy...
Miałem kilka podobnych sytuacji i zawsze jakimś fartem udawało się wyjść, a to właściciel przyszedł, a to jakaś grupka jechała i pomogła, ale od tego sezonu wożę ze sobą gaz w żelu lekki, wożę go w tylnej kieszonce, nie waży więcej niż przeciętny telefon. naprawdę polecam, przynajmniej ja czuje się dużo pewniej i bujam się tam gdzie chce bez obaw, że jakiś wszarz mi wyskoczy do nogi