Godzina 6:30 rano, brzeg jeziora Pilchowickiego i brzęczący nad uchem wędkarz, który przez godzinę próbował pożyczyć rower "by sie kopsnąć po przynętę co to jom we aucie na drugim brzegu bajora zostawił". Po żarcie żeby poczekał na prom, bo już widać że nadpływa, jegomość strzelił focha. A już mnie prawie piwkiem poczęstował...