Skocz do zawartości

[relacja z rajdu] Szlak latarni morskich 2009


koloture

Rekomendowane odpowiedzi

Napisano

2 dni temu wróciłem z rajdu szlakiem latarni morskich. Chciałem się w tym miejscu podzielić kilkoma uwagami dotyczącymi tego szlaku.

 

Jeżeli chodzi o szczegóły wypadu, to w 6 dni przejechaliśmy odcinek od Szczecina do Krynicy Morskiej. W sumie 850 km, do tego odwiedziliśmy 14 latarni morskich polskiego wybrzeża. W 13 z nich uzyskaliśmy pieczątkę za odwiedzenie latarni. Kolekcjonowanie pieczątek umożliwia uzyskanie Odznaki Miłośnika Latarń Morskich (brązowa za 5, srebrna za 13, na złotą trzeba dodatkowo odwiedzić 3 zagraniczne latarnie). Kolejne noclegi mieliśmy w Świnoujściu, Starym Borku, Duninowie, Choczewie i Gdańsku.

 

Jak się okazuje, szlak latarni morskich jest dość popularnym tematem wśród rowerzystów. Na trasie spotkaliśmy kilka osób, które jechały po wybrzeżu z tym samym celem.

 

Latarnie morskie jako takie są dość ciekawym celem dla rowerzystów. Położone są na polskim wybrzeżu stosunkowo blisko siebie, więc można zaplanować sensowny wypad kilkudniowy, żeby je zwiedzić. 6 dni, które poświęciliśmy na ich zwiedzenie, było raczej wyjazdem intensywnym (średnia dzienna to ponad 140 km), ale mieliśmy bonusowy odcinek ze Szczecina do Świnoujścia, który równie dobrze można sobie darować. Gorzej z drogami na wybrzeżu. Nie ma jednej drogi, która prowadziłaby z zachodu na wschód. Często więc od latarni trzeba było odjeżdżać na południe, do drogi głównej, która pozwalałaby dostać się do kolejnej latarni. W ten sposób nabijaliśmy dodatkowe kilometry, często rezygnując z karkołomnych skrótów, które w pewnych miejscach kończyłyby się z pewnością pchaniem roweru przez plażę.

 

Z drugiej jednak strony taki odjazd od morza pozwalał trochę odetchnąć od turystycznej atmosfery kurortów. Przejazd rowerem przez centrum takiego Mielna czy Darłówka to horror. Mnóstwo ludzi, zakorkowane ulice - trzeba bez przerwy się zatrzymywać i uważać, żeby ktoś przypadkiem nie wszedł prosto pod koło.

 

Pomijając miejscowości turystyczne, wybrzeżem jedzie się naprawdę przyjemnie. Drogi drugorzędne, a nawet gruntowe (zazwyczaj wyłożone płytami) gwarantują minimalny ruch na drodze. Ciężko jest tylko przy wyjazdach z większych miast (Kołobrzeg, Gdańsk). Wadą jazdy drogami drugorzędnymi jest kiepskie oznaczenie. Byliśmy zdani na tablice z oznaczeniami miejscowości, a tablice z odległościami były rzadkością. Jeżeli jesteśmy przy oznaczeniach to wydaje mi się, że poszczególne miasta mogłyby zadbać o lepsze oznaczenie dojazdu do latarni.

 

Jeżeli chodzi o noclegi, to korzystaliśmy z usług schronisk PTSM i pokoi gościnnych (w miarę możliwości w mniejszych miejscowościach, żeby było taniej). W rezultacie nie zapłaciliśmy więcej niż 30 zł za nocleg. Wydaje mi się jednak, że dużo wygodniej byłoby nocować pod namiotem. W tym przypadku nie trzeba odjeżdżać tak bardzo od wybrzeża w poszukiwaniu taniego noclegu.

 

Główną wadą całej trasy jest fakt, że szlak latarni jest szlakiem jedynie z nazwy. O ile w województwie pomorskim trafiały się oznaczenia szlaku, o tyle w zachodniopomorskim byliśmy zdani tylko na mapę i własną inwencję twórczą w wytyczaniu trasy przejazdu. Nie ma jednej ponadwojewódzkiej organizacji, która objęłaby kuratelę nad szlakiem. Efekt był łatwy do przewidzenia. Paszporty, w których zbiera się pieczątki na odznakę, kupiliśmy dopiero w Darłówku.

 

Nie do wszystkich latarni dojedzie się asfaltem. Aby zobaczyć latarnię Kikut, trzeba jechać szlakiem pieszym przez las. W przypadku innych latarni położonych poza miastem (Czołpino, Stilo) dojeżdża się w pobliże latarni, a ostatni odcinek (około 0,5 km) należy przejść pieszo. Zarówno kiepskie asfalty, drogi płytowe, jak i ścieżki leśne pokonaliśmy bez większych problemów na rowerze górskim i trekkingu z przyczepkami Extrawheel. Zatem trasa nie jest zbyt wymagająca (no chyba że zdecydujecie się na skróty, z których my akurat zrezygnowaliśmy).

 

Szczegóły naszego rajdu, relację dzień po dniu oraz dodatkowe uwagi zamieściłem na swoim blogu rowerowym. Zapraszam. Chętnie też odpowiem na ewentualne pytania.

Napisano

bardzo ciekawa relacja, a dystans dzienny też konkretny

od dłuższego czasu chodzi mi po głowie dokończenie pomorskiej trasy (w 2005 przejechałem z Tczewa do Smołdzina), tyle że problemem jest termin, np. teraz w sierpniu bardzo trudno znaleźć nocleg w rozsądnej cenie na 1 dzień, nawet kilka km od morza, a jakoś przemieszczanie się z namiotem chyba mnie przerasta. Choć widzę że wam jakoś się udało z noclegami na początku sierpnia, a więc teoretycznie w szczycie sezonu. Rezerwowaliście noclegi z góry czy jechaliście na żywioł?

Napisano

Rezerwowaliśmy 3 dni przed wyjazdem. Ale na szlaku jest kilka schronisk PTSM, w których nieco łatwiej o nocleg na spontanie. Może Ci się to przyda (noclegi na zachód od Smołdzina) - Stary Borek (ok. 20zł w 3 osobowym), Iwęcino (od 9 zł). Położone są na wioskach trochę dalej od morza. Są też PTSMy w Świnoujściu i Szczecinie (adresy są na stronce ptsm.org.pl).

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...