Skocz do zawartości

[relacja] 5 dni w Bieszczadach i Beskidzie Niskim


zarazek

Rekomendowane odpowiedzi

Napisano
Roku pańskiego 2014-go postanowiłem spełnić jedno ze swoich rowerowych marzeń i pojeździć w miarę możliwości na lekko i terenowo po Bieszczadach i Beskidzie Niskim. Wydaje mi się, że to podchodzi pod bikepacking, ale nie mam pewności. ;) W każdym razie projekt powiódł się mimo wielu przeszkód majaczących na horyzoncie. Obawiałem się m.in. o swoje możliwości, bo z górskimi podjazdami zbyt wiele do czynienia nie miewam. Ale i tu niespodzianka - jeździło się bardzo dobrze (może to dodatkowe siły wynikające z entuzjazmu?), a pierwszego dnia wykręciłem nawet (drugą w tym roku) stówę! W zasadzie tylko jedna przełęcz zsadziła mnie z roweru, mianowicie niejaki Żebrak na końcówce. :)

 

Jechałem pełne 5 dni i zrobiłem około 420 km. Finisz miał być w Krynicy, ale ze względu na brak pociągów powrotnych stamtąd w niedzielę, skończyłem ostatecznie w Grybowie. Niemniej te okolice okazały się równie atrakcyjne! Niestety dodatkowe 2 dni (prócz tych 5-ciu) musiałem zmarnować na dojazd do Przemyśla i powrót z Grybowa (przez noc nic nie jeździ, zresztą tam w ogóle mało co jeździ). Także wyczeprałem współczynnik "tolerancji rodzinnej" już chyba na cały przyszły rok. ;)

 

Ogólnie powiedzieć można, że było super! Ale co się nawalczyłem w glinie i błocie oraz co się naskrobałem z tego syfu roweru (lub namyłem w potokach), to tylko ja wiem. :) Odnosiłem wrażenie, że w całych Bieszczadach i Beskidzie trwa jedna wielka akcja ściągania ściętych drzew zamokniętymi szlakami. ;) Sprzęt oberwał jak należy: koło tylne mocno scentrowane z obręczą do wymiany, pancerze hamulcowe i przerzutkowe pozapychane glinnym pyłem, amortyzator do serwisu. :) Drogi zryte w półmetrowe koleiny, na długich odcinkach totalnie rozglinione i rozbłocone. Żeby to chociaż było porządne mazowieckie błoto ;), ale pchanie roweru po jego bieszczadzkiej, rozglinionej wersji (zwłaszcza z hamulcami V-brake) to istna katorga. Wielkie buły glinianej paciai zbierają się przy hamulcach, amortyzatorze, przerzutkach i łańcuchu. Po pierwszych “batach” :) przez jakiś czas wycofywałem się z takich szlaków, ale potem uznałem, że jednak warto się pomęczyć, by dotrzeć na grań lub na szczyt z fajnym widoczkiem, zwłaszcza gdy alternatywą był asfaltowy objazd. :) Rozpinałem więc metodycznie hamulce i taplałem się w swoich filigranowych butach SPD, marząc o porządnych górskich buciorach (które jednakowoż zostawiłem w domu). :)

 

W nagrodę otrzymywałem bezludne połoninki, widoki ze wzgórz i zboczy, single po granicznych szczytach albo szuterki w bieszczadzkich lasach, czy opuszczonych dolinach Beskidu Niskiego. Były przydrożne krzyże, cerkwiska, wysiedlowe wsie, rozmowy z ciekawymi ludźmi, z przesiedleńcami z dawnych polskich kresów, a nawet z Łemkami (Komańcza). Była ogromna locha z małymi wystraszona moją obecnością, były lisy, czarne wiewóry, mnóstwo dorodnych jeleni, żmije, salamandry, czaple - i tylko niedźwiedzia zbrakło. Na drogach i szlakach pustki - godzinami nie widziało się ludzi... :)

 

W Bieszczadach często przemieszczałem się stokówkami, czyli szutrówkami wzdłuż zboczy, budowanymi przez leśników dla ułatwienia zwożenia drewna. Taka szutrówka, potrafi się czasem zamienić w leśny asfalt. Niekiedy posiłkowałem się szlakiem pieszym lub też drogami dużej pętli bieszczadzkiej. W Beskidzie Niskim podjeżdżałem długimi, pustymi dolinami (ze śladami dawnych wsi) pod polsko-słowacką granicę i na samą grań wpychałem rower - oczywiście po glinie. Potem porośniętymi prastarą buczynką kopami przemieszczałem się do kolejnych dolin, gdzie następowały za######iste zjazdy. :)

 

Odelżyłem bagaż maksymalnie, jak mogłem. Z rzeczy biwakowych woziłem tylko śpiwór, nocując na agoturystykach (przydaje się, gdy gospodarz marudzi, że nie opłaca mu się wynajmować na 1 noc).

 

Pogoda z dnia na dzień była coraz lepsza. Niestety Bieszczady przejechałem we mgle i w deszczu i na pewno ominęło mnie sporo fajnych widoków.

 

No i był to bodaj pierwszy przygraniczny wypad bez pogawędki ze Strażą Graniczną. :)

 


 


(polecam w trybie pokazu slajdów lub pełnego ekranu).

 

Opisy poszczególnych dni można znaleźć na bikestats.

 

20140904_122425.jpg

  • 3 tygodnie później...
  • 2 miesiące temu...
Napisano

To jest Polska...każdy miesiąc ma swoje anomalia. Niski jest bardziej błotnisty niż inne Beskidy, taplać w błocie możesz się o każdej porze roku jak źle trafisz ;) Oczywiście latem najmniejsza szansa, ale te muchy, komary, upały - NIE, a przynajmniej nie w tych górach.

 

Jakbym miał coś polecić, to  końcową część cieplejszej jesieni (czyli tak koniec września - połowa października). Przerabiałem już marzec, lipiec, wrzesień, październik, listopad. Październik rządzi.

Napisano

W jakim terminie byłeś ? Kiedy najlepiej jest się wybrać żeby pogoda była łaskawsza ?

 

Jestem tego samego zdania co @c1ach. Natomiast póżna jesień to już jest bardzo specyficzna jazda. Albo inaczej im bliżej przymrozków tym gorzej. Trzeba wybierać specyficzne trasy albo będzie "ślizganie" się w błocie zarówno w dół jak i na zjazdach. Ja miałem jechać w  ubiegłym roku w Bieszczady ale było za mokro. Pięknie i bardzo sucho było w górach dopiero w pażdzierniku i początek listopada. To już kolejna taka jesień więc i w tym roku może będzie podobnie. Kolejny termin na bajkową scenerię z wypuszczającymi liście bukami to druga połowa maja.

 

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...