Twoja mentalność i światopogląd bazuje wyłącznie na jednej , dość wąskiej, perspektywie.
Rower powstał w 1817 roku i na 99% powstał jako wynalazek służący do zabawy.
Nie siedział nad tym nikt kto chciał wymyśleć nowy sport dla napinaczy.
Więc założenie jest takie , że można rowerem chcieć jeździć np żeby jeździć z A do B. A w związku z tym ja, rowerzysta, wcale nie muszę chcieć się rzeźbić i fizycznie zrobić by móc z tej zabawki korzystać.
To tak jak likwidacja smalcu na brzuchu tylko na sezon letni, czyli znęcanie się nad sobą tylko po to żeby nie było wstyd bo inni patrzą.
A w rowerówce ci inni to wszyscy spinacze którzy uważają że skoro nie mogę gdzieś wjechać to muszę "popracować trochę".
To zdeczko śmieszne.
A co mi zaproponujesz?
78 kilo, 50 lat. Dzienny przebieg z buta 10-15 km w pracy, 30 km dziennie rower. Więc w tygodniu robię 200-250 km, miesiąc to ok 1000.
Do tego wszystkie dostępne weekendy rower lub turystyka górska na nogach, często 10-15 kg na plecach, wielokrotnie 20-40 km na raz. Jeśli rower to weekend 50-150.
Wychodzi 200-500 miesięcznie. Ewentualnie razy dwa.
Dwie prace, zależnie od "obłożenia" 8-12h dziennie.
Jest żona, która też jest aktywna, spędzamy masę czasu razem "na nogach".
Jest pies, a ten bez problemu robi "na raz" 30-50 km. Trzeba robić razem z nim.
Powiedzmy 300 km miesięcznie.
W 30 dni sumarycznie ok 1500-2000-2500 km.
Czy wg ciebie mam jakieś wymówki? Powinienem popracować nad sobą?
Czy wg twojej mentalności jestem leniwy? Czy miałbym jeszcze "upchnąć" dodatkowy trening żeby sprostać wyobrażeniom o "odpowiednim" wg ciebie stylu życia tak by nie jeździć "elektroulepem"?