Dzisiaj 60 km wyjazd od 6 rano. Stała trasa trochę w mieście większość po wsiach. Wyleciał mi dzisiaj z tyłu roweru z jednej zagrody mały kundel. Gonił mnie z pół kilometra zawzięcie i ostro ujadał. Chciał mnie uwalić za nogę. Dałem przyśpieszenie i w końcu odpuścił ,ale nigdy nie wiesz czy szczepiony czy nieszczepiony i czy Cię nie dziabnie. Parenaście km dalej jadę sobie przez kolejną wioske i patrze otwarte podwórko i biega sobie po nim swobodnie wielki wilczur. Były tam ze 3 osoby, więc niby był pod jakąś kontrolą. Podwórko było otwarte. Na szczęście nie ruszył. Podniosło mi się ciśnienie i czasami ludzka niefrasobliwość mnie rozkłada na łopatki. Ostatnio jak przejeżdżam przez wsie to zawsze wyjmuje sobie gaz pieprzowy i trzymam w lewej ręce w razie w. A po 3h weekendowym rowerze z rana dobiłem się potem sauną w siłowni xd. Nie miałem już dzisiaj siły na nic produktywnego ,ale w planach był już tylko mecz Dortmundu z Realem xd.