Skocz do zawartości

grzez

Nowy użytkownik
  • Liczba zawartości

    5
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez grzez

  1. Dziękuję za sensowna odpowiedź. Przyznam szczerze, że skoro poruszyłem już temat i szukałem trochę w sieci, rozważam właśnie zakup conajmniej pulsometru, żeby mieć jakikolwiek punkt do oceny. Widzę też, że ten schemat 2-3-4 tygodni treningowych i 1 tygodnia przerwy na regenerację powtarza się w wielu materiałach. Czy uważasz, że na tydzień regeneracyjny można normalnie robić powiedzmy 4 jazdy w tygodniu, ale tak żeby zbytnio ich nie czuć? Generalnie muszę palić kalorie, po to głównie jeżdżę dodatkowe rutynowe trasy w tygodniu. Dużo schudłem swego czasu samym rowerem (około 20kg) i chcę to utrzymać. Waga 72kg, wzrost 170cm, 35 lat. Jeżdżę na żuławach i wysoczyźnie elblaskiej oraz dość często w Borach Tucholskich. Żuławy to praktycznie zero przewyższeń, wysoczyzna pozwala na spore przewyższenia, a bory to różnie, zależy od trasy. Jak robię trasę bez przewyższeń, to na godzinnej jeździe potrafię zrobić na gravelu (opona 38mm) średnia 26-28kmh, przykładowa jedna z ostatnich tras 100km, 550m przewyższenia i średnia 25.7kmh. @player123 i @leon7877 dzięki za wymianę zdań pod tym postem. Dzięki za odpowiedź. To właśnie jest powód, dlaczego pozwoliłem sobie założyć ten temat. Jeżdżę bardzo, bardzo regularnie w średniej ilości 5 jazd w tygodniu z bardzo podobnym podejście jak piszesz, tzn. po prostu cisnę. Po czasie, o czym pisałem, widzę jednak, że nie ma już większego postępu (największy postęp w średnich to przejście na gravela i 38mm oponę), za to mam wrażenie zmęczenia w nogach, powiedziałbym nawet bardzo nieprzyjemnego. Najbardziej odczuwalnego po 3 dniach codziennego treningu 1h+. Dlatego zacząłem podejrzewać, że brak mi regeneracji (lub zwyczajnie lekkiej jazdy pomiędzy cięższymi przejazdami) i to jak w tej chwili jeżdżę, czyli głównie trochę ponad strefę komfortu, nie jest dobre. Skłaniam się teraz faktycznie ku odpowiedziom kolegów, że lepiej uporządkować sposób jeżdżenia, raz zamieniając część treningów czysto pod interwały, dwa skupić się na tym, żeby reszta jazd był regeneracyjna (a nie kolejne ciśnięcie tak jak pisałem), co nie jest takie łatwe, bo podświadomie zawsze staram się jechać jak najszybciej mogę danego dnia. Odnośnie dłuższych wypadów z początku powyższego cytatu, 4-5-6-7h jazdy również obecnie niespecjalnie robi na mnie wrażenie, tzn po 100km+ zsiadam z roweru i funkcjonuję normalnie. Ten ból o którym pisałem zwykle pojawia się dopiero następnego dnia i zawsze wymaga parunastu minut, żeby go "rozjeździć".
  2. Dzięki za odpowiedź. Oczywiście to nie jest tak, że biję się o jakieś cyferki. Nad średnia zaczałem się zastanawiać, kiedy poszperałem trochę w wypowiedziach na forach odnośnie tego jakim tempem jeżdża inni rowerzyści i wydało mi się podsumowujac niektóre wypowiedzi, że powinienem być szybszy. A tak to głównie zależy mi na szybkości ze względu, który opisałem - robię coraz więcej tras 100+ z nastawieniem na zwiedzanie, więc zalezy mi żeby szybko przemierzać znane okolice, jak również móc zajechać dalej w tym samym czasie.
  3. Cześć, wiem, że takich tematów jest dość dużo, ale każdy przez swoja specyfikę jest indywidualny. W wyniku obecnego etapu życiowego zacząłem się zastanawiać nad generalnym podejściem do roweru i formy jeżdżenia i chętnie usłyszałbym trochę opinii i porad oraz potencjalnego nakierunkowania. Jeśli znajda się chętni do dyskusji, to fajnie, jeśli nie temat może zostać zignorowany ;). Na rowerze na poważnie jeździłem od dawna, lata temu przez plus minus 8 lat był to czysty street z bardzo bardzo dużym nakładem czasowym. Potem miałem kilkuletnia przerwę i od 2020 roku wróciłem do tematu. Obecnie od 2020 roku jeżdżę bardzo regularnie na różnych dystansach, do tej pory wygląda to tak: 2020 - 112 aktywności - 213h - 3900km 2021 - 216 aktywności - 365h - 7400km 2022 - 232 aktywności - 381h - 7700km 2023 - 238 aktywności - 357h - 7250km 2024 - w trakcie, ale póki co zapowiada się jak lata poprzednie Nie wiem czy to dużo czy mało, wydaje mi się, że nie są to jakieś spektakularne wartości. Co najważniejsze, do tematu jazdy podchodzę czysto amatorsko, to znaczy nie szykuję się specjalnie do jazdy, nie mam żadnych planów treningowych (ewentualnie schemat o którym napiszę niżej), nie odżywiam się wyjątkowo do okoliczności, do tras 100+km po prostu wsiadam na rower i jadę, bez ceregieli. Generalnie najprościej ujmując jest to forma sportu, który traktuje jako hobby i zwyczajnie robię go dla przyjemności, dlatego do tej pory starałem się unikać podejścia ze sztywnym planem czy narzucać sobie jakiś konkretnych celów, żeby nie zatracić zwykłej przyjemności. Dodam, że jeżdżę cały rok, czy grzeje, czy leży 20cm śniegu. Oczywiście godzinowo zima wypada słabiej. Od dłuższego czasu jeżdżę w schemacie: 3 dni w tygodniu oraz sobota i niedziela. W tygodniu jeżdżę +/- 1.5h dziennie a w weekendy: zwykle w soboty robię kilkadziesiąt kilometrów lub 100+ i kilkadziesiąt w niedziele. Czasowo jest to kilka godzin (5+) w sobotę i pewnie jakieś około 3+ w niedzielę. Na odpoczynek daję sobie zwykle poniedziałek/piątek, przed i po dłuższych dystansach. Oczywiście od czasu do czasu zdarzają się kilkudniowe przerwy w ogóle, jak również maratony po 10+ dni pod rzad Generalnie od pewnego czasu zacząłem zastanawiać się nad podejściem do tematu. Z jednej strony, bo chciałbym jeździć szybciej (lubię zwiedzać rowerem na długich dystansach i każdy czas zaoszczędzony na przelocie przez znane rejony jest mile widziany). Z drugiej strony, nie widzę od dłuższego czasu żadnego progresu, jak również odczuwam dość silne zmęczenie. Swoje porównania bazuję zwykle na średnich prędkościach - wiem, że jest to mocno niemiarodajne podejście (wałkuje się to wszędzie) - ale co nieco pokazuje. Zwłaszcza, że jeżdżę regularnie dokładnie te same trasy. Wydawało mi się do tej pory, że jeżdżę sporo i całkiem szybko, ale przeglądając Stravę czy czytając watki na forach widzę, że moje średnie są raczej dość "średnie". Na typowych kółkach w tygodniu potrafię robić gravelem 25-28kmh średniej, na dłuższych trasach (~100km) 23-24kmh w zależności od podłoża. Trailowym MTB analogicznie mniej, bo okolice 20-21kmh na kilkudziesięciokilometrowych trasach. I prawda jest taka, że te wartości się zatrzymały... Bazując na subiektywnym odczuciu, jeżdżę głównie nieznacznie powyżej jazdy w tlenie albo tak na granicy, również na tyle, że jadąc czuje zwyczajnie nogi w udach (lekkie napięcie). No po prostu nie turlam się na spokojnie, tylko całkiem cisnę. Próbując analizować temat samemu, zastanawiałem się czy obecne ilości godzin, które spędzam na rowerze, nie są już "trochę większe" niż typowe dla amatora i powinienem zmienić podejście, tj. zacząć faktycznie trenować, raz żeby zacząć robić progres, dwa żeby też planować regenerację i się nie zajeżdżać. No i tutaj pojawiają się moje pytania: czy schemat wyjść na rower w przedziale tygodniowym nie jest za częsty? Czy po prostu nie jeżdżę mimo wszystko trochę za dużo? czy to normalne, że po wyciągnięciu roweru i pierwszych kilkunastu minutach czuję po prostu ból w nogach (nie mówię, że tak jest od miesiąca czy dwóch, tak mam od bardzo dawna)? czy przy ilości aktywności jakie robię, takie podejście na luzaku do tematu jest ciągle okej, czy może powinienem zacząć myśleć o wprowadzeniu jakichś bardziej profesjonalnych nawyków? (zakładam, że warto) ale czy faktycznie warto dodać jakieś dni z typowym planem treningowym zamiast po prostu "jechać"? no i mocno ogólne pytanie, czemu, mimo że się nie obijam, nie widzę już zbytnio progresu? A może na takim etapie progres jest zwyczajnie bardzo powolny? Wyszedł trochę esej, ale wszystkim, którzy zechcą się wypowiedzieć bardzo dziękuję. Chętnie przygarnę pomoc na temat moich pytań jak i cenne rady oraz co robię dobrze lub źle.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...