Mało nie wbiłem się dzisiaj w kierowce terenowego mercedesa, który z telefonem przy uchu zaczął sobie cofać prosto mi pod koła... Ehh...co za matoły...
Co mnie jeszcze wkurzyło? Zapiąłem sobie rower (jak mi się wydawało porządną, solidną chyba stalową liną z szyfrem na 4 cyfry), przed budynkiem, w którym siedziałem. Rower oparłem tak, że kierownica była oparta o okno pomieszczenia, w którym byłem. Nagle słyszę, że ktoś coś przy nim kombinuje, bo kiera obija się głośno o okno. Patrzę przez żaluzje, a tam jakiś typ piłuje moją wspaniałą linkę, dużym pilnikiem. 4 czy 5 mocnych pociągnięć i lina się poddała. Nie zajęło mu to więcej niż 10 sek. Na szczęście typ nie był za ostrożny i podczas piłowania rower uderzał o szybę... Wypadam na niego z budynku, a ten spokojnie z rowerem w jednej ręce, a z pilnikiem w drugiej, odchodzi... Udało mi się odzyskać rower, ale co mnie wkurzyło najbardziej...to jego słowa kiedy odbierałem mu rower: "...to mój rower..." :/ Teraz żałuję, że po schowaniu roweru do budynku, nie wypadłem za nim drugi raz, już z telefonem na mendy... Także, starajcie się nie używać nawet dobrych lin do zapinania roweru. To jest kwestia sekund i lina jest przecięta. No i uważajcie na tego typa w Przemyślu. Wyglądał jak bezdomny...przepity menel...ciekawe co by zrobił z rowerem? Zezłomowałby?